Anthem to tytuł, w którym nie pokładaliśmy wielkich nadziei. W końcu, już na etapie beta testów ten nie był oceniany zbyt pozytywnie. Mimo to, zdołał nas on poważnie… rozczarować. Przekonajcie się, dlaczego.
science-fiction. Przenosi ona nas do wyimaginowanego świata, który został porzucony przez pradawnych bogów, czy też zapomnianą już cywilizację zwaną „twórcami”, która pozostawiła po sobie narzędzia pozwalające na przekształcanie tego świata i tworzenie nowych istot. Te narzędzia czerpią moc z niepoznanej dobrze i potężnej siły zwanej „hymnem stworzenia”, której do tej pory nikt nie zdołał okiełznać i posiąść na własność, mimo wielu prób. Niestety, przez to że hymn jest niestabilny, owe narzędzia ciągle tworzą kolejne zagrażające ludzkości potężne kreatury. Przed tymi kreaturami, a także obcymi rasami i innymi niebezpieczeństwami, do których należy wroga frakcja Dominion, ludzkość skrywającą się w otoczonymi murami miastach chronią tak zwani freelancerzy, czyli śmiałkowie wyposażeni w pancerze wspomagane klasy Javelin. Tylko oni są w stanie stawić czoła tym niebezpieczeństwom, ale niestety jest ich na świecie oraz mniej.
My, gracze, wcielamy się w jednego z freelancerów i otrzymujemy zadanie wykonywania kolejnych misji zleconych przez mieszkańców Fortu Tarsis. Dodatkowo naszym celem jest poznanie tajemnic świata Anthem.
CO W ANTHEM ZAGRAŁO? (NIE)DŁUGO BY WYMIENIAĆ
Główną atrakcją, którą oferuje gra, są bez wątpienia wspomniane pancerze, czyli javeliny. Dzięki nim każdy może w pewnym stopniu poczuć się jak Iron Man. Sprawiają one bowiem, że stajemy się szybsi, zwinniejsi, silniejsi, i nie tylko, w zależności od tego, jaki rodzaj pancerza wybierzemy, a do wyboru jest kilka. Javeliny pozwalają nawet na latanie, które poważnie umila rozgrywkę i zwyczajnie daje frajdę.
Frajdę daje również walka – między innymi dlatego, że możemy wybrać, w jakim stylu chcemy walczyć, a to poprzez dokonanie wyboru pancerza. Dodatkowo, do niego możemy odpowiednio dobrać bronie, w zależności od tego, czy chcemy walczyć na krótkim, średnim czy dalekim dystansie. Nam najbardziej spodobał się javelin klasy Śmigacz, który wygląda smukle i zapewnia największą zwinność. Najlepiej sparować go z bronią krótkiego lub średniego dystansu, na przykład pistoletem maszynowym, ponieważ najefektywniej wykorzystamy Śmigacza, walcząc jak najbliżej wrogów i wykorzystując walkę wręcz.
Czy oznacza to, że BioWare w pełni wykorzystał potencjał swojego pomysłu? Naszym zdaniem nie. Chociaż Anthem pozwala na modyfikowanie pancerzy, zmienianie ich wyglądu czy dodawanie nowych modułów, które je ulepszają, a także craftowanie nowych ich części, to nie mamy tu do dyspozycji wiele opcji. Oczywiście, z czasem odblokujemy ich więcej, ale nawet wtedy możliwości customizacji nie będzie tyle, ile nam obiecano.
To czego brakuje nam w zbrojach to więcej ciekawych broni wbudowanych bezpośrednio w nie – takich, które gwarantowałyby więcej rozgrywki przypominającej tą z chwili uruchomienia umiejętności głównej. Ta potrzebuje czasu na naładowanie się, a więc możemy korzystać z niej stosunkowo rzadko. W przypadku Śmigacza jest to na przykład umiejętność o nazwie Ostre sztylety.
Innym pozytywnym aspektem Anthem jest jego oprawa wizualna. Mimo że grę spotkał downgrade graficzny, tak jak wiele innych tytułów, to ta nadal wygląda cudnie. Możemy podziwiać w niej naprawdę przepiękne widoki, a te są takie, zarówno na nieco słabszych, jak i lepszych kartach. My korzystaliśmy z kart graficznych Palit GTX 2080 Ti oraz Zotac GTX 1070 Ti. Na obydwu Anthem wygląda cudnie, a przez to świat gry aż miło przemierzać. Warto pochwalić również sam projekt świata gry pod względem topograficznym. Nie brakuje w nim bowiem górskich pasm, wodospadów, ciekawych jaskiń czy bujnej roślinności.
To co w Anthem byśmy pod względem graficznym poprawili, to wygląd naszej i innych postaci. Tak jak w przypadku Mass Effect: Andromeda, tak i tutaj BioWare wykazał się dość słabo. Wiele twarzy w grze wygląda po prostu nienaturalnie, a jeszcze gorzej prezentują się animacje, które tym twarzom towarzyszą (z pewnymi wyjątkami). Takie „smaczki” można zauważyć od samego początku rozgrywki. Dodatkowo dziwne jest, iż twarze niektórych mieszkańców świata Anthem wydają się być pokryte teksturami o niższej rozdzielczości niż twarze pozostałych.
Jeśli chodzi o miłe słowa, to by było na tyle.
GDZIE TA FABUŁA
Na początku tego artykułu dowiedzieliście się, o co w tym całym Anthem chodzi i jakie jest jego tło fabularne. Teraz pora powiedzieć co nieco o rozwoju wydarzeń podczas samej rozgrywki. Cóż, pod tym względem niestety jest biednie. Aby poznać całą fabułę gry wystarczy maksymalnie 15 godzin, ale nie zawsze będą to godziny przyjemne. Chociaż na początku jest ciekawie – poznajemy interesujące historie z przeszłości świata gry, podczas misji zaczynamy czuć, że kroi się coś dużego, coś ważnego, robi się intrygująco – to z czasem bańka pęka, bo zaczynają nudzić nas niezwykle powtarzalne misje, które zdecydowanie zbyt często ograniczają się do schematu „dotrzyj tu, obroń obszar przed przeciwnikami i coś odszukaj, dotrzyj do kolejnego punktu, powtórz poprzednie punkty kilka razy, finałowa walka”. Zadaniom zwyczajnie brakuje emocji.
Fabułę psuje również to, w jaki sposób ta jest nam przedstawiana. To co kluczowe dla całej historii miesza się bowiem ze sztucznie optymistycznymi rozmowami, w których mamy do czynienia z bezcelowymi opcjami dialogowymi, naprawdę kiepskimi żartami, i nie tylko. Z czasem tych rozmów ma się po prostu dość. Te i inne elementy sprawiają, że po pierwszych dwóch godzinach zabawy fabuła przestaje być czynnikiem przyciągającym do ekranu.
Miło nie wspominamy także przerw, które mają miejsce między kolejnymi misjami. Przed podjęciem następnego zadania nasz czas możemy spędzić bowiem w Forcie Tarsis, między innymi na rozmowach z innymi postaciami. To miejsce jest jednak niezwykle małe i ciasne. Najzabawniejsze, że to wcale nie skraca czasu potrzebne go na dotarcie z punktu A do punktu B, gdyż po Forcie Tarsis poruszamy się równie ślamazarnie co 90-letni dziadek z laską w supermarkecie, nie obrażając dziadka. Z resztą, mimo tego BioWare miał problem z zapełnieniem fortu wartościowymi treściami. Gdy mijamy mieszkańców miasta ci zamiast rzeczywiście rozmawiać ze sobą zamiast tego zwykle tylko poruszają ustami i wykonują, niestety często nienaturalne, rozmaite gesty. Twórcy gry pomyśleli tylko o tym, aby w tle odtwarzała się ścieżka dźwiękowa z miejskim gwarem. Na próżno szukać tu więc życia znanego chociażby z miast w Wiedźminie 3, a skoro do takiego miejsca mamy wracać po każdej misji, to odechciewa się nam bycia jego bohaterem.
GRA, KTÓRA FRUSTRUJE DO CZERWONOŚCI
Jeżeli myślicie, że skończyliśmy wymieniać bolączki Anthem, to jesteście w ogromnym błędzie. Pora wziąć się za kolejne, począwszy od kwestii lootu. Każdy fan looter-shooterów doskonale wie, jak ważnym elementem rozgrywki jest znajdowanie kolejnych przedmiotów, w które możemy wyposażyć naszego bohatera. Niestety, BioWare sprawiło, że w Anthem proces ten nie daje żadnej satysfakcji. Jest tak, ponieważ w trakcie misji nie możemy sprawdzić, co nam „wypadło”, ani od razu założyć na siebie nowego elementu uzbrojenia. O tym przekonać możemy się dopiero podczas podsumowywania zadania, a żaby włożyć nowy przedmiot musimy specjalnie udać się do obszaru o nazwie Kuźnia, ukrytego za ekranem ładowania. Czy nie byłoby prościej i przyjemniej, gdybyśmy mieli dostęp do ekwipunku postaci pod przyciskiem na klawiaturze, jak w innych tytułach tego typu? Mało tego, wszystkie bronie wyglądają po prostu zbyt podobnie do siebie.
Wspomnieliśmy o ekranach ładowania. Cóż, te towarzyszyły nam w grze bardzo, ale to bardzo często. Na domiar złego były one katastrofalnie długie. Czasem mieliśmy wrażenie, że więcej czasu spędziliśmy podczas misji na ekranach ładowania, niż na samej zabawie. To było niezwykle frustrujące, ale nie bardziej frustrujące, niż jeszcze jeden pewien nie taki drobny szczegół.
Ten szczegół to stabilność gry. Nie powinniście wierzyć w żadne wiadomości o tym, że patch, który gra otrzymała na premierę, ją pod tym względem poprawił. Już dawno nie mieliśmy do czynienia z produkcją, która by tak często crashowała. Anthem wyrzuciło nas z zabawy wielokrotnie, zarówno podczas misji, jak i zaraz po uruchomieniu gry. Nie pomogły w tej kwestii żadne próby naprawienia plików. Wygląda na to, że nadal musimy czekać, aż Anthem będzie działać poprawnie. Jak długo? Kto to wie?
BIOWARE MUSI SIĘ POPRAWIĆ
Czy ktokolwiek pamięta jeszcze, że spod szyldu BioWare wyszły takie gry jak Mass Effect, Dragon Age czy Knights of the Old Republic? Przykro nam, ale Anthem przyćmiewa wszelkie dawne sukcesy studia. Ta gra ma mało wspólnego z dopracowanym produktem, a z tego powodu póki co odłożyliśmy ją na półkę. Być może kiedyś Anthem będzie warte miejsca na naszych dyskach, ale zdecydowanie po wielu potężnych patchach. Mamy tylko nadzieję, że wtedy dla tego tytułu nie będzie już za późno.
Mocne strony: | Słabe strony: |
piękna oprawa graficzna satysfakcjonująca walka możliwość latania kilka javelinów do wyboru | przewidywalna i krótka fabuła zadania powtarzalne do bólu słaba stabilność gry, a raczej jej brak zbyt małe możliwości modyfikacji pancerzy kompletnie niesatysfakcjonujący loot nieszczęsne ekrany ładowania |
Ocena ogólna: 5/10