Seria Dynasty Warriors powraca po latach – i jest to powrót naprawdę udany. Origins można śmiało polecić nie tylko największym fanom tej serii.

Na wstępie słowo wyjaśnienia. „Origins” w tytule może bowiem sugerować, że mamy do czynienia z prequelem. Jest tak tylko w pewnym sensie. Akcja gry zaczyna się tylko nieco wcześniej niż zazwyczaj… Ponieważ wszystkie części Dynasty Warriors to reinterpretacja tych samych wydarzeń przedstawionych w XIV-wiecznej Opowieści o Trzech Królestwach.

Ta chińska powieść łącząc fakty historyczne z heroiczno-romantycznymi upiększeniami, przedstawia burzliwe dzieje upadku wielkiej dynastii Han i późniejszego chaosu oraz walki o władzę. W cyklu Dynasty Warriors mogliśmy zawsze wcielać się w różnych bohaterów wszystkich stron konfliktu. Origins jest jednak inne, ponieważ po raz pierwszy wprowadzono tutaj nową postać, stworzoną specjalnie na potrzeby gry.

To akurat jedna z wad Origins. Niemy bohater jest w zasadzie pozbawiony charakteru – co zupełnie nie pasuje do cyklu Dynasty Warriors. Na szczęście nie zabrakło tutaj wielu barwnych postaci pobocznych, które często przejmują pałeczkę w scenkach przerywnikowych. Te skupiające się na naszym bohaterze są po prostu nudne.

Poza nowym protagonistą, największą nowością w Origins na tle całej serii jest wprowadzenie eksploracji z poziomu mapy świata. Niczym w cyklu Total War poruszamy się po mapie regionu, zbierając surowce, czasem z kimś rozmawiając czy rozpoczynając kolejne bitwy. To ciekawy dodatek, nie wnoszący jednak większych emocji.

Podstawą gry pozostaje jednak już mocno klasyczna dla cyklu Dynasty Warriors rozgrywka, czyli bitwy, w których walczymy z tłumami wrogów. Często na naszej drodze stają kilkudziesięcioosobowe oddziały przeciwnika, a nieraz zdarzy się, że najlepszymi atakami pokonamy setki żołnierzy.

Do dyspozycji mamy różne rodzaje broni, które odblokowujemy stopniowo w trakcie ponad 30 godzin kampanii fabularnej. Każdy rodzaj oręża oferuje inne ataki, zawsze możemy więc urozmaicić przygodę, po prostu zmieniając broń. Warto zresztą zmieniać uzbrojenie, by równo rozwijać wszystkie typy posiadanych narzędzi wojny.

Podczas bitew zwykli żołnierze wroga nie stanowią większego wyzwania i są tam tylko po to, byśmy mogli poczuć się potężni – i tak się w istocie czujemy. Dynasty Warriors: Origins w zupełności spełnia swój główny cel, czyli sprawia, że mamy wrażenie sterowania najsilniejszym wojownikiem w historii.

Walki bywają jednak wyzwaniem. Trudni mogą być chociażby kapitanowie czy generałowie. Pokonanie ich może być już bardziej skomplikowane. Tutaj także pojawia się kolejna nowość, czyli możliwość – czasem konieczność – parowania ciosów oponenta. Odbijanie ataków jest na szczęście w miarę proste, także nie trzeba się obawiać, że twórcy zrobili z Dynasty Warriors drugie Sekiro.

Starcia są szalenie efektowne, czy raczej: efekciarskie. W każdym razie, z pewnością potrafią zrobić wrażenie. Szczególnie najważniejsze bitwy i ich kulminacyjne momenty, gdy całe obszary wypełnione są żołnierzami rywalizujących frakcji, a oddziały stosują imponujące manewry ofensywne.

Dynasty Warriors: Origins nie próbuje wymyślać koła na nowo, ale oferuje pewne urozmaicenia klasycznej formuły rozgrywki. Wszystkie nowości są niezłe, poza nijakim głównym bohaterem. Walka niezmiennie wciąga i oferuje doznania, jakich dostarczają tylko gry od studia Omega Force. To udany powrót serii po latach przerwy.

Share This