Atomfall to naprawdę ciekawy eksperyment studia, które znane jest przede wszystkim dzięki serii Sniper Elite. Są tu naprawdę ciekawe pomysły, ale fundamenty rozgrywki nie wybijają się ponad przeciętność.
Interesujący jest z pewnością setting, trafiamy bowiem do północno-wschodniej Anglii, w okolice Windscale, gdzie doszło do pożaru reaktora elektrowni atomowej. Rząd ogrodził cały skażony obszar wielkim murem, a nasz bohater z jakiegoś powodu trafił do tej strefy kwarantanny – i musi się wydostać.
Główny wątek dotyczy więc wyjaśnienia tajemnicy katastrofy, za którą zdecydowanie stoi coś poza zwykłym ludzkim błędem czy usterką techniczną. Atomfall nie ma jednak zwyczajnej, tradycyjnej struktury misji – nie mamy tu dziennika z listą zadań i nie jesteśmy prowadzeni za rękę. Zamiast tego, otrzymujemy system tropów.
Nowy trop możemy zdobyć rozmawiając z kimś, czytając jakąś notatkę czy list. W menu widzimy tylko zdawkowy opis, na przykład mówiący o śmigłowcu rozbitym na polanie w lesie. To wszystko. Mając wiele tropów do dyspozycji, sami musimy zdecydować, którym z nich podążać, by zyskać szansę na odblokowanie drogi prowadzącej do finału fabuły.

Historię rozwiniemy głównie za sprawą kilku postaci niezależnych, a związane z nimi tropy i wątki pozwolą nam dotrzeć do jednego z paru zupełnie innych zakończeń. Możemy rozmawiać ze wszystkimi i sprawdzać wszystkie tropy, albo skupić się na jednej postaci i ukończyć Atomfall nawet w jedenaście czy dwanaście godzin.
Fabuła jest naprawdę intrygująca, a świat przedstawiony wspaniale zrealizowany i oryginalny. Przyjemnie eksploruje się te łąki, pola i lasy, tym bardziej, że nie przypominają postapokaliptycznych pustkowi z Fallouta czy Stalkera. Spotykane postacie wprowadzają często małą dawkę brytyjskiego poczucia humoru. Pod względem atmosfery i historii, jest więc po prostu dobrze, a eksploracja czterech dużych lokacji potrafi wciągnąć.
Co innego jednak z rozgrywką. Praktycznie każdy element gameplayu jest w Atomfall po prostu średni. Świat obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a walka mocno przywodzi na myśl to, co znamy z cyklu Fallout od Bethesdy. Tyle tylko, że ani strzelanie, ani walka wręcz nie sprawiają zbyt dużej satysfakcji i nie są ekscytujące. Są po prostu… w porządku. Znośne.
Podobnie ma się sprawa ze skradaniem, które zrealizowane jest w bardzo banalny, pozbawiony ciekawych rozwiązań sposób. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o rozbudowanie tego elementu, byśmy faktycznie byli zachęcani do pozostawania w cieniu – chcielibyśmy otrzymać więcej narzędzi, gadżetów i okazji do skradania się.
Wrogowie potrafią dać w kość na domyślnym poziomie trudności, choć ten możemy zmienić. Walkę można jednak omijać i nie jesteśmy wtedy w żaden sposób poszkodowani – pokonywanie wrogów nie daje nam punktów doświadczenia. Nowe talenty zdobywamy poprzez odnajdywanie w świecie gry specjalnych podręczników z punktami umiejętności. To akurat całkiem dobrze przemyślane rozwiązanie, przywodzące nieco na myśl ostatnią grę z Indianą Jonesem, choć tam mieliśmy więcej ciekawych zdolności.
Okazjonalnie potrafią też w nowej grze studia Rebellion zaboleć pewne techniczne niedoróbki i dziwne decyzje. Zdarzyło się, że bug nie pozwolił podnieść lootu, a niezwykle irytujące bywa automatyczne ześlizgiwanie się bohatera, kiedy próbujemy wejść nawet na niewielki pagórek o lekkim nachyleniu. Warto jednak powiedzieć, że optymalizacja stoi na dobrym poziomie.

Atomfall jest grą, w której czuć potencjał. Nie został on jednak w pełni zrealizowany. Przygoda bywa przyjemna, pozwala cieszyć się eksploracją naprawdę nieźle przemyślanego i ciekawego świata, ale podstawowe elementy rozgrywki są za słabo rozbudowane i nie budzą zbyt mocnych emocji.