Call of Duty: Black Ops 4 to jedna z najgorętszych premier tego roku. Nie mogliśmy powstrzymać się przed zagraniem w tę budzącą ogromne kontrowersje grę. Jesteśmy gotowi, by podzielić się z Wami naszymi wrażeniami na jej temat.

Na Call of Duty: Black Ops 4 gracze czekali z wypiekami na ustach. Ogromny szok wywołała kilka miesięcy temu informacja, że gra pozbawiona będzie zupełnie kampanii dla jednego gracza. To prawda, w Black Ops 4 singla po prostu… nie ma! Jest za to budzący przed premierą wcale niemałą ciekawość graczy tryb Blackout, czyli battle royale w wydaniu Treyarch. Nowe Call of Duty w wersji na PC dostępne jest tym razem wyłącznie na platformie Battle.net. Czy warto zapłacić za grę aż 219 złotych?

Od razu po przejściu do menu głównego gry widać, że nowe Black Ops 4 próbuje zadowolić każdego – oprócz miłośników rozgrywki jednoosobowej, rzecz jasna. Nowe Call of Duty proponuje graczom tryby rozgrywki typowe dla sieciowych FPSów, ale także nowość w postaci trybu Blackout (battle royale) i znany z wcześniejszych odsłon tryb Zombie. Dosłownie każdy rodzaj zabawy gwarantuje tutaj nieco odmienne emocje i trudno oprzeć się wrażeniu, że Black Ops 4 to coś jak „trzy gry w jednej”. Trzy diametralnie odmienne od siebie gry.

Blackout to największa z nowości, która podzieliła środowisko fanów serii. Powiela ona schemat znany z innych gier typu battle royale i próżno tu doszukiwać się czegoś „ekstra”. Ot, 88-100 graczy wyskakuje z helikopterów i szybuje do upatrzonej z góry lokacji. Następnie gracze zbierają rozsiane po mapie bronie i elementy wyposażenia, walcząc o przetrwanie i uciekając do centrum stale zwężającej się „bezpiecznej strefy”. Zabawa jest wciągająca i całkiem satysfakcjonujaca, ale Treyarch mogło postarać się o coś więcej. Największą zaletą i wyróżnikiem Black Ops 4 są zróżnicowane lokacje na mapie i… tak naprawdę tylko tyle. Na plus przemawia także brak gliczy i błędów będących prawdziwą zmorą konkurencyjnego PUBG.

Wspólnym mianownikiem wszystkich trybów jest oprawa wizualna. Niestety, Call of Duty z roku na rok wygląda… coraz gorzej – silnik jest w końcu jedynie modyfikowany od 10 lat. Jeżeli liczycie tutaj na piękną oprawę graficzną, to trafiliście pod zły adres. Mówiąc krótko: do Battlefielda 5 produkcja od Treyarch nie ma startu. Nawet grając w wysokiej rozdzielczości tekstury nie są zbyt szczegółowe, a gra wygląda tak, jakby stworzono ją kilka lat temu. Najbardziej okazale wszystko prezentuje się w trybie Zombie, gdzie lokacje są ciasne i twórcy mieli możliwość szczegółowego ich dopracowania. Gigantyczna mapa w trybie Blackout to doskonały przykład tego, że Treyarch musiało ratować się wieloma sztuczkami technologicznymi, by znaleźć balans pomiędzy jakością grafiki, a… jakością rozgrywki sieciowej. Nie można natomiast odmówić twórcom CODa kreatywności. Wielka mapa z Blackout zaprojektowana jest w sposób pomysłowy – tylko i aż. A inne mapy?

Call of Duty: Black Ops 4 wypada w tej kwestii bardzo nierówno. Najlepiej prezentują się lokacje, które zwiedzamy w trybie Zombie. Pełne są zakamarków, przeróżnych sekretów i widać, że zostały skonstruowane od podstaw na potrzeby tej właśnie gry. Mapa z trybu Blackout jest kolosalna i pomimo że sprawia wrażenie pustej, umieszczono na niej kilka naprawdę ciekawych lokalizacji. Nie różni się ona jednak znacząco od tego, co znacie z PUBG, czy też Fortnite. Ot wielki plac zabaw, na którym o przetrwanie walczy maksymalnie 100 graczy w trybie solo lub drużynach 2 i 4-osobowych. W pozostałych trybach rozgrywki znajdziemy 14 map, z czego 5 stanowią przeprojektowane mapy z pierwszej odsłony serii Black Ops. Pamiętacie jeszcze Nuketown? W nowej odsłonie Call of Duty po raz kolejny będziecie mogli na niej zawalczyć. Mapy są jednak niewielkie i o ile dla fanów serii będą „normalne”, to dla sporej rzeszy graczy okażą się klaustrofobiczne. Wymusza to zawrotne tempo rozgrywki, które… Nie każdemu się spodoba.

CZYM JESZCZE CALL OF DUTY: BLACK OPS 4 ZADOWALA I CZYM ROZCZAROWUJE?

Call of Duty: Black Ops 4 idzie śladami poprzednich części cyklu i jest ostrą naparzanką, w której gracze nierzadko giną kilka razy na minutę. Rozgrywki w trybach Team Deatmatch i nowym Heist trwają czasami kilkanaście sekund. W trybach Deatmatch i Control trup ściele się równie gęsto, ale po śmierci gracz nie jest zmuszony czekać na odrodzenie się do końca rundy. Niestety, balans na serwerach jest kiepski i nierzadko początkującym graczom przychodzi mierzyć się z drużyną złożoną z graczy na maksymalnym poziomie. Efekt? Brak przyjemności z gry i notoryczne opuszczanie sesji przez sfrustrowanych przedstawicieli poszczególnych drużyn. Twórcy muszą popracować jeszcze także nad balansem broni w grze. Gracze korzystający z karabinów snajperskich uśmiercających jednym celnym strzałem są na niektórych mapach sporym utrapieniem.

Od strony mechaniki wprowadzono nowość w postaci pasków zdrowia. Od teraz nad głowami oponentów widać pasek zdrowia i pancerza. Treyarch zrezygnowało z automatycznej regeneracji zdrowia, którą zastąpiono tutaj manualnym leczeniem. Gracze muszą pamiętać o korzystaniu z pojawiających się cyklicznie w ekwipunku apteczek. Po co Treyarch wprowadziło taką zmianę? Trudno jest tu znaleźć sensowne wytłumaczenie. Studio zdecydowało się także reaktywować specjalistów z unikalnymi broniami i umiejętnościami, ale nie zostali oni dopracowani. Ich umiejętności są nierówne – jedne wręcz nieużywalne, inne – potrafiące uprzykrzać zabawę całej drużynie przeciwnej. Nowość w postaci trybu Heist, dającego możliwość kupowania broni i wyposażenia za wykradzioną walutę to jedyna z większych nowości i trudno mówić, by wnosiła ona większy powiew świeżości. Niestety, w ogólnym rozrachunku, na tle pozostałych dwóch trybów klasyczne formy rozgrywki prezentują się po prostu słabo.

Tak naprawdę większych zastrzeżeń nie można mieć jedynie do trybu Zombie. Ten od pewnego czasu ciągnie kultową serię gier „za uszy”. W trybie Zombie w Black Ops 4 zabawa rozgrywa się na trzech rozbudowanych mapach (okręt Titanic, więzienie Alcatraz, starożytne Koloseum), a bohaterami są postacie dysponujące unikalnymi, nadnaturalnymi zdolnościami. Tu nie ma miejsca na realizm. Szerokie możliwości personalizacji umiejętności oraz dopasowania arsenału do swoich preferencji, w połączeniu z możliwością eksterminowania hord truposzy dają niesamowitą frajdę. Frajdę tym większą, jeśli gracie w gronie znajomych – z losowymi graczami bywa różnie. W trybie Zombie nie brakuje sekretów i znajdziek, elementów magii, możliwości ulepszania przedmiotów i starć z potężnymi bossami.

Trudno jest oprzeć się wrażeniu, że Call of Duty: Black Ops 4 to produkcja stworzona głównie ze względu na rosnącą modę na gry typu battle royale. Blackout w Black Ops 4 jest trybem naprawdę dopracowanym. Trudno jest jednak przyznać, by oferował coś więcej, niż konkurencja. Zabawa jest niezła i… w zasadzie tyle. Niezmiennie solidnie prezentuje się tryb Zombie. Zapewnia sporą dawkę zabawy, o ile… Black Ops 4 kupujecie właśnie dla tego trybu rozgrywki. Pozostałe tryby zabawy wieloosobowej to dokładnie to samo, co wszyscy widzieliśmy w kilku poprzednich odsłonach serii. Nie ma tu miejsca na rewolucję, choć czytając opinie w sieci trudno oprzeć się wrażeniu, że niektórym taka kolej rzeczy odpowiada. I wiecie co? Wcale nam nie przeszkadza brak kampanii dla jednego gracza. Przez lata Call of Duty serwowało graczom w zasadzie to samo, w coraz krótszej formie. Martwi nas po prostu brak pomysłu twórców na tak kultową serię gier. Boli nas, że z pewnego rodzaju fenomenu Call of Duty stało się czymś co najwyżej poprawnym.

Share This