Twórcy Genshin Impact i Honkai: Star Rail oddali niedawno w nasze ręce swoją trzecią grę-usługę. Czy osiągnie tak wielki sukces, jak pozostałe dzieła chińskiego studia MiHoYo? To okaże się po paru miesiącach. Natomiast już można powiedzieć, że to po prostu porządna gra, która potrafi sprawić sporo frajdy.
Zenless Zone Zero to gra akcji, a przy projektowaniu gameplayu twórcy wzorowali się na produkcjach typu Devil May Cry. Rozgrywka i system walki są tutaj jednak nieco uproszczone i bardziej przystępne.
ZZZ jest też jednocześnie najbardziej liniową grą od MiHoYo. Na próżno szukać tu otwartego świata z Genshina, czy sporych lokacji i eksploracji zakamarków różnych obszarów z Honkai. W każdej misji przenosimy się od razu, z naszej bazy głównej, do korytarzowego levelu. Urozmaiceniem jest sposób, w jaki przemieszczamy się pomiędzy lokacjami – przeskakując między ekranami symbolizującymi prowizoryczną mapę całego wymiaru, który odwiedzamy.
Opisując w dużym uproszczeniu i skrócie – w grze trafiamy właśnie do czegoś na wzór wyrw w czasoprzestrzeni, nękających futurystyczne miasto. Poza tym możemy tylko eksplorować stosunkowo niewielki hub – parę uliczek i alejek, na których znajdziemy sklepy, handlarzy czy salon z grami arcade.
Główna fabuła rozkręca się powoli i jest niejako w tle właściwej rozgrywki. Pojawienie się tajemniczego hakera oraz zakulisowe intrygi związane z władzami miasta – teoretycznie mogło być to coś ciekawego, jednak w praktyce historia niespecjalnie angażuje.
Postacie, jak w innych grach chińskiego studia, są mocno jednowymiarowe. Gdy tylko pojawia się nowy bohater, od razu wiadomo, jaki ma charakter. To jednak pasuje do luźnego stylu i otoczki Zenless Zone Zero. W końcu gramy wieloma postaciami, często wymieniamy nasze drużyny, więc nie ma tu miejsca na rozbudowane studium osobowości.
Na system walki składają się ataki podstawowe oraz specjalne. Te pierwsze to po prostu uderzenia czy strzały (jeśli dana postać ma broń dystansową), a drugie to już bardziej efektowne ciosy. Po załadowaniu paska energii, możemy też wykonywać efektownie animowane ataki, które zadają ogromne obrażenia – bądź leczą czy wspierają cały zespół, zależnie od typu i specjalizacji konkretnego wojownika.
Niezwykle istotne jest też przełączanie się między postaciami w trakcie starć. W drużynie zawsze mamy trójkę bohaterów i w konkretnych momentach możemy natychmiast wymienić tego, którym akurat sterujemy – kolejny, kiedy wkracza do walki, aktywuje przy okazji wyjątkowy, okazjonalny atak. Zmiany takie następują na przykład po udanym parowaniu ciosu wroga. Poza blokowaniem ataków, możemy też zdać się na szybkie uniki.
Granie różnymi postaciami jest o tyle istotne, że wrogowie w różnych poziomach mają inne słabości. W jednej misji możemy mierzyć się z potworami, które otrzymują więcej obrażeń od ataków lodowych, w innych – od ognistych. Zawsze trzeba skompletować taką drużynę, by najbardziej dopasować ją do przeciwników.
Ogólnie rzecz biorąc, walka jest przyjemna, efektowna i wciągająca. Na tyle, że nie nudzi, nawet mimo nieco powtarzalnych lokacji i typów potyczek. Towarzyszy jej także naprawdę świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa, co z pewnością pomaga się zaangażować.
Dla fanów gier od MiHoYo system rozwoju i ulepszeń nie będzie zaskoczeniem, ale nowych graczy może nieco przytłoczyć. Ponownie otrzymujemy sporo różnych walut i zasobów, które służą do ulepszania poziomu postaci, a także upgrade’owania przedmiotów wzmacniających naszych bohaterów.
Pierwsze kilka godzin zabawy nie przysparza żadnych problemów i zawsze wystarcza nam zasobów na wszystko, co chcemy zrobić. Nieco później musimy już jednak uważniej wydawać zebrane surowce – by, na przykład, nie marnować ich na postacie, których nie będziemy często używać.
Grę zaczynamy z trójką odblokowanych bohaterów, a w ramach postępów fabularnych odblokowujemy niektóre postacie – pozostałe musimy zdobyć poprzez tradycyjny dla darmowych gier typu gacha losowaniach. W praktyce jest to system przypominający niesławne lootboxy, które odeszły już w zapomnienie. Zenless Zone Zero oferuje na szczęście regularne nagrody, które pozwalają co jakiś czas podejmować próby losowania bohaterów, więc nie trzeba korzystać z mikropłatności. Gra jest jednak zaprojektowana w taki sposób, że sięgnięcie do portfela wydaje się czasem kuszące – trzeba na to uważać.
Ostatecznie otrzymujemy po prostu porządną grę akcji z galerią ciekawych, świetnie zaprojektowanych bohaterów. Walka sprawia frajdę, a to jest tutaj zdecydowanie najważniejsze. Miłośnicy dobrych historii mogą jednak obejść się smakiem. Spróbować Zenless Zone Zero jednak naprawdę warto – w końcu nic to nas nie kosztuje.