Po dwóch latach przerwy Le Mans Virtual Series ma powrócić w wielkim stylu. Potwierdza to nowy raportem finansowy 397 – dla nas, ludzi oddychających sim-racingiem, to jak wigilia połączona ze świętami wielkanocnymi i sylwestrem. Bo to Le Mans — LEGENDA. Wyścig który dla każdego fana motorsportu i simracingu jest świętością. Wygrać w Le Mans to jak zdobyć mistrzostwo świata.
Od totalnego cyrku do potencjalnie największego wydarzenia simracingowego
Edycja 2023 była katastrofą. Najwięcej na ten temat mógłby pewnie powiedzieć aktualny (jeszcze) mistrz Formuły 1 — Max Verstappen. Holender prowadził w wyścigu, gdy gra (rFactor 2 bo to na tej platformie odbywał się ten wielki wyścig) trzy razy wyrzuciła go z serwera. Trzy razy! W efekcie stracił ponad okrążenie i jego szanse na zwycięstwo wyparowały. Max nie krył frustracji. Publicznie nazwał całe wydarzenie „cyrkiem” i jasno dał do zrozumienia, że coś takiego nie powinno mieć miejsca w imprezie, która nosi miano legendy. No dobra. Powiedział na żywo znacznie więcej ale nie będę go tutaj cytował.
Ten moment był symbolem – skoro nawet aktualny mistrz świata, od lat angażujący się w simracing, nie mógł liczyć na stabilne i uczciwe warunki rywalizacji, to znaczyło, że trzeba było odbudować całą strukturę od podstaw.
Technologia idzie do przodu
Na szczęście od tamtego czasu wiele się zmieniło. Przede wszystkim pojawiło się LE MANS ULTIMATE. LMU już zdążyło udowodnić, że można zrobić to inaczej i lepiej. Gra przeszła długa drogę bo pojawiła się we wczesnym dostępie w lutym 2024 roku a dopiero w lipcu tego roku Studio 397 wydało pełną wersję. Testowy wyścig Six Hours of Qatar z wymianą kierowców – absolutnie kluczowym elementem w wyścigach endurance – zakończył się dużym sukcesem. System RaceControl, który w rFactor 2 był raczej ciekawostką, teraz stał się solidnym fundamentem. Strukturalne kwalifikacje, stabilna organizacja i większy profesjonalizm – to wszystko ma sprawić, że powrót w 2026 roku nie będzie tylko remedium na dawne błędy, ale zupełnie nową jakością.
Jako fan czuję, że to naprawdę może być moment przełomowy. W końcu mówimy o wirtualnym wyścigu 24-godzinnym – a to oznacza, że w jednym aucie startuje trzech kierowców, którzy co kilka godzin zmieniają się za kierownicą. To nie jest tylko zabawa przy komputerze. To walka z czasem, z rywalami, ale też z własnym ciałem. Nocne stinty, skupienie o trzeciej nad ranem, gdy oczy same się zamykają, a każdy błąd kosztuje – czasami bardzo wiele. To naprawdę męczące, a zmęczenie potrafi uderzyć jak Tyson w swoim prime time.
I właśnie w tym tkwi magia Le Mans – nie tylko szybkość, ale wytrzymałość, konsekwencja, nerwy ze stali.
Sceptyków pewnie nigdy nie zabraknie ale ja wybieram wiarę – że tym razem będzie inaczej. Że Le Mans Virtual Series wróci z pełną mocą i pokaże światu, że to nie „gra”, tylko prawdziwy test charakteru.
I jeśli faktycznie tak się stanie, to w 2026 roku czeka nas widowisko, które może na nowo zdefiniować, czym jest wirtualna wytrzymałość.