Gry z zombie w rolach głównych cieszą się niezwykle dużą popularnością. Czy State of Decay 2 jest jedną z tych produkcji, w które zagrać powinien każdy miłośnik eksterminowania truposzy? Sprawdziliśmy to.
State of Decay 2 to kontynuacja popularnej gry Undead Studios, której grzechem głównym była wkradająca się po kilku godzinach zabawy monotonia. W najnowszej produkcji gracze muszą robić z grubsza to samo, co w części poprzedniej: odnaleźć się w zupełnie nowej, postapokaliptycznej rzeczywistości, założyć swoją bazę, zmagać się z jej zaopatrywaniem, odnajdować innych ocalałych i pchać do przodu wątek fabularny, który jest tutaj wyjątkowo… przeciętny.
Samouczek w grze jest krótki i rzuca gracza od razu w wir walki w świecie ogarniętym epidemią. Po jego ukończeniu i znalezieniu pierwszej gromadki ocalałych musimy wybrać jedną z trzech lokacji, w której zaczniemy zabawę i założymy bazę. Do wyboru: teren górski, choć zamieszkały, teren podmiejski o średniej zabudowie oraz teren nizinny, gdzie skupisk ludzkich nie ma zbyt wielu. Domyślacie się zapewne, że tam gdzie kiedyś żyło więcej ludzi, teraz panoszy się więcej zombiaków? Dokonanie wyboru nie usidla nas jednak na zawsze w obrębie jednego, otwartego świata gry. W późniejszej fazie rozgrywki możemy bowiem przenosić się do kolejnych lokalizacji.
State of Decay 2 to tak naprawdę symulator niewielkiej społeczności, zmagającej się z nieumarłymi, walczącej o przetrwanie i starającej się nie pozabijać nawzajem. To właśnie zadaniem gracza jest podejmowanie kolejnych decyzji, ot choćby tej najważniejszej, dotyczącej rozmiarów ekipy. Spora grupa ocalałych pozwala odblokować większe i lepiej umocnione bazy, ale przyciąga ona także szybciej uwagę truposzy, a w jej obrębie może powstawać również więcej sporów. Mała drużyna nie wymaga też bezustannego dbania o kolosalną ilość surowców potrzebnych do przetrwania. Na bieżąco musimy dbać przecież o zapasy jedzenia, medykamentów, broni, czy też surowców niezbędnych do rozbudowywania bazy. Zbudować możemy w niej choćby ogródek, strzelnicę, szpital polowy, czy też wieże strażnicze.
Główną osią rozgrywki jest eksploracja kolejnych terenów, oczyszczanie ich (przynajmniej chwilowe) z zombiaków oraz odkrywanie pozostawionych tu i ówdzie zapasów surowców oraz przedmiotów użytkowych. Każdą z map zwiedzać można na piechotę lub za kierownicą jednego z odnalezionych samochodów. W pojazdach uzupełniać należy benzynę (znajduje się ją w kanistrach) oraz dokonywać niezbędnych napraw uszkodzeń, powstałych w wyniku choćby rozjeżdżania wrogich istot. Na przestrzeni rozgrywki każda z postaci w tworzonej przez graczy społeczności rozwija się i zdobywa doświadczenie w obrębie łącznie kilku indywidualnych dla każdej z nich specjalizacji. Każdy poziom doświadczenia to możliwość wybrania umiejętności specjalnej ułatwiającej przetrwanie.
W trakcie wszystkich tych działań nonstop jesteśmy napastowani przez niezbyt rozgarniętych nieumarłych, którzy przeważnie prą wprost na gracza, nie zważając na nic. Część z nich to „zwykłe” truposze, część roznosi wirusa i ich ukąszenie może zakończyć się śmiercią lub przemianą postaci, którą można wyleczyć lub mówiąc kolokwialnie „odstrzelić”, a część to przeciwnicy bardziej wymagający, z którymi walka wymaga nieco więcej gimnastyki.
Zombiaki niestety potrafią pojawiać się dosłownie znikąd. Pisząc „dosłownie znikąd” mam na myśli „materializować się tuż obok gracza”. To tylko jeden z wielu bugów, jakie od dnia premiery wciąż towarzyszą State of Decay 2. Wśród innych są liczne glicze, takie jak znikające postaci i niewidzialni oponenci, czy też klinowanie się postaci pomiędzy teksturami. Całkiem poważne wtopy jak na grę sygnowaną przez Microsoft Studios.
State of Decay 2 jest lepsza od swojego poprzednika, ale nie oznacza to wcale, że jest grą idealną lub choćby bliską ideału. Rozgrywka po kilku godzinach staje się nużąca i sytuacji nie ratuje wcale możliwość zabawy w trybie kooperacji z innymi graczami. Wszystkie zadania są powtarzalne, a piękno świata gry zakłócają mocno liczne błędy. Warstwa fabularna jest na dodatek bardzo miałka. Nie oznacza to jednak, że przy State of Decay 2 nie można się dobrze bawić. Gra potrafi wytworzyć atmosferę grozy, zwłaszcza wtedy, gdy w świecie gry nastaje mrok, a nieocenionym kompanem gracza staje się latarka. Walka z truposzami jest satysfakcjonująca, a eksploracja otwartego świata, przynajmniej przez pierwsze parę godzin zabawy dostarcza sporej frajdy.
Jeśli chcecie przekonać się na własnej skórze jaki jest State of Decay 2, skorzystajcie z 2-tygodniowego okresu próbnego na Xbox Game Pass i zagrajcie za darmo. Sami zobaczycie, czy tytuł Was zdąży znudzić.