Stało się, po wielu miesiącach oczekiwania w końcu zadebiutował kolejny dodatek do World of Warcraft – World of Warcraft: Dragonflight. Jakie nowości ten dodatek wprowadza? Czy jest on powiewem świeżości względem poprzedniego rozszerzenia, które na dłuższą metę dla wielu graczy było po prostu zawodem? Tego wszystkiego i nie tylko dowiesz się z niniejszej recenzji.

World of Warcraft: Dragonflight w skrócie

World of Warcraft: Dragonflight pozwala graczom wrócić na Azeroth i odwiedzić tamtejsze Smocze Wyspy (ang. Dragon Isles), gdzie będą mieli okazję poznać dalsze losy Alextraszy, Kalecgosa, Nozdormu, Wrathiona, Ysery i wielu innych smoków. Dragonflight to jednak nie tylko nowy kontynent do eksploracji i nowa fabuła do poznania, ale również nowe podziemia, nowe systemy i mechaniki do wypróbowania, a także poważne zmiany w „core” rozgrywki.

Spośród najważniejszych nowości rozszerzenia Dragonflight warto wymienić rasę i klasę postaci – Dracthyr Evoker oraz system latania na smokach (ang. Dragonriding). Z kolei przebudowy w grze doczekał się system profesji, interfejs użytkownika, a także system talentów, który ponownie przyjął formę drzewek.

Coś dla miłośników eksploracji

World of Warcraft: Dragonflight zabiera nas do czterech nowych krain, których nazwy to The Waking Shores, Ohn’ahran Plains, The Azure Span oraz Thaldraszus. Każda z nich charakteryzuje się unikatowym klimatem, niesamowitymi, odmiennymi krajobrazami i jest wypełniona aktywnościami do robienia oraz mieszkańcami do poznania. Wielu osobom spodoba się fakt, że pod względem klimatu The Azure Span przywodzi na myśl dla wielu najlepszą z krain Northrendu – Grizzly Hills.

Co jednak najistotniejsze, każda z wymienionych krain jest absolutnie ogromna – tak duża, jak żadna inna kraina dotychczas wprowadzona w grze. Poza tym, ich teren jest ukształtowany w unikatowy sposób, albowiem możemy tam podziwiać wielkie równiny, głębokie kaniony, niesamowicie wysokie szczyty, wielopoziomowe wodospady, rzeki lawy i nie tylko. Tym razem Blizzard się naprawdę popisał.

Ze względu na charakter krain Dragonflightu ich eksploracja to prawdziwa przyjemność. To jednak również dlatego, że możemy znaleźć w nich losowo porozrzucane skarby, poukrywane czasem za nietypowymi terenowymi przeszkodami, glify potrzebne do ulepszenia umiejętności latania na smokach, a co najważniejsze – postaci dające nam do wykonania często wyjątkowo interesujące zadania. Nawet jeśli mowa o zadaniach pobocznych, to warto je wykonywać, albowiem tym razem scenariusz rozszerzenia napisano na tyle dobrze, że i tak zwane side questy potrafią wzruszyć. Z tego wszystkiego na myśl przychodzi mi aż historia Runasa, którego mogliśmy poznać w dodatku Legion, jak dotąd moim ulubionym.

Taką fabułę to rozumiem

Skoro o questach mowa, to warto też powiedzieć, jak tym razem prezentuje się fabuła kolejnego rozszerzenia do World of Warcraft. Dodatek Shadowlands zawiódł za sprawą źle napisanej postaci Jailera i okropnie poprowadzonej historii Sylvanas. W Dragonflight Blizzard już nie skupia się na tych postaciach, a na głównych przedstawicielach smoczych stad i ich odwiecznych przeciwnikach – prymalistów (ang. Primalists), na czele których stoi uwolniona ze swojego więzienia Raszageth. Raszageth jest postacią dużo ciekawszą niż Jailer – głównie dlatego, że wiemy co nieco o jej przeszłości, zamiarach i motywacjach od samego początku. Możemy więc szybko wyrobić sobie opinię o tym, czy faktycznie jest czarnym charakterem, czy postacią, której działania są uzasadnione.

Fabuła dodatku Dragonflight jest jednak świetna głównie dlatego, że w ramach swojej głównej kampanii rozszerzenie opowiada historie często bardzo przyziemne – o znaczeniu rodziny, o odkrywaniu tajemnic dawno zaginionego lądu, o bólu związanym z tym, co działo się w przeszłości, o konieczności dbania o naturalne dobra czy o sposobach na radzenie sobie z żałobą. Mam nadzieję, że w przyszłości Blizzard zachowa fabularnie ten sam poziom.

Najlepsza nowość rozszerzenia

Wracając do kwestii eksploracji warto powiedzieć, że na to, jak wielką frajdę daje przemierzanie Smoczych Wysp, wpływ ma nowy typ latania – latania na smokach. Dzięki niemu możemy poruszać się jeszcze szybciej niż wcześniej, ale aby osiągnąć maksymalnie wysoką prędkość, musimy korzystać ze specjalnych umiejętności zużywających punkty wigoru. Gdy wyczerpiemy wigor i nie naładujemy go lecąc w dół, będziemy zmuszeni do lądowania.

Początkowo, zanim zdobędziemy glify potrzebne do maksymalnego rozwinięcia umiejętności latania na smokach, musimy lądować i czekać na odnowienie się wigoru dość często. Mnie to jednak w ogóle nie przeszkadzało, zwłaszcza że na gruncie i tak niejednokrotnie jest co robić. Poza tym, już odblokowanie kilku glifów wystarczyło, by znacznie wydłużyć odbywane przeze mnie loty i sprawić, by te stały się jeszcze bardziej efektowne.

Chyba jedyną wadą latania na smokach jest to, że przynajmniej na razie ono działa wyłącznie na Smoczych Wyspach. W innych obszarach gry jesteśmy zmuszeni korzystać z klasycznego latania, które w porównaniu do tego nowego jest po prostu nudne.

Aha, warto wspomnieć, że Blizzard udostępnił w dodatku Dragonflight mini grę wykorzystującą latanie na smokach. W jej ramach w przeróżnych miejscach na Smoczych Wyspach możemy brać udział w wyścigach na naszych smokach, podczas których musimy odpowiednio wykorzystywać umiejętności przypisane do klawiszy, aby jak najszybciej pokonać tor wyznaczany przez pierścienie. Za zdobycie odpowiednio krótkich czasów w poszczególnych wyścigach otrzymamy specjalne osiągnięcia i nie tylko.

Trzeba też powiedzieć, że na Smoczych Wyspach możemy zdobyć cztery specjalne smoki, których wygląd można spersonalizować. Dodatkowe kolory ich łusek, kształty rogów i warianty innych modyfikowalnych elementów zdobywamy, wykonując w dodatku przeróżne aktywności.

Zmiany w talentach, profesjach i interfejsie na plus, choć nie bez problemów

Jak wspomniałam, World of Warcraft: Dragonflight to także wiele zmian w „core” gry. Po pierwsze Blizzard wkrótce przywrócił drzewka talentów. Póki co drzewka niektórych klas są dalekie od ideału, ale jedno jest pewne – dają one znacznie większe pole do popisu w kwestii możliwości dostosowania umiejętności postaci do własnego styli rozgrywki i preferowanych typów aktywności, niż wcześniejszy system talentów, co mnie bardzo cieszy.

Od razu po uruchomieniu World of Warcraft w oczy rzuca się również zupełnie przeprojektowany interfejs. Zdania na jego temat są podzielone, natomiast mnie po początkowym szoku przypadł on do gustu – to głównie dlatego, że poszczególne jego elementy, bez dodatku addonów, można umieścić w dowolnym miejscu na ekranie.

Za sprawą zmian wprowadzonych w dodatku system profesji stał się znacznie ciekawszy. Wprowadzono bowiem system specjalizacji, a podczas rozgrywki możemy zdobywać wiedzę potrzebną do ich rozwoju i odblokowywania nowych przepisów. Im większe doświadczenie posiadamy w danej specjalizacji, tym przedmioty lepszej jakości wpisujące się w daną kategorię jesteśmy w stanie tworzyć. Pojawił się też system, który pozwala wystawić zlecenie na stworzenie danego przedmiotu. Problem z tym, że niemal nikt z niego nie korzysta. Jeszcze większym problemem jest jednak to, że Blizzard nie pozwala na resetowanie punktów przyznawanych specjalizacjom. Źle wydanego punktu nie można więc cofnąć, a raz nauczonej specjalizacji nie można zmienić.

Jeśli chodzi o nową rasę i klasę postaci wprowadzone w Dragonflight – Dracthyr Evoker – to nie przypadły mi one do gustu ze względu na ograniczone możliwości transmogryfikacji. Rasa Dracthyr charakteryzuje się tym, że posiada humanoidalną i smoczą formę. Podczas walki widoczna jest tylko ta druga, na której prezentowana jest wyłącznie część założonego uzbrojenia. Niemniej jednak, nie ma w WOWie drugiej rasy, której wygląd w kreatorze postaci można by spersonalizować tak bardzo, jak Dracthyr.

Przyszłość dodatku? Zapowiada się dobrze

Oczywiście większość dodatków do World of Warcraft po swojej premierze robi dobre wrażenie. Dopiero z czasem okazuje, się czy Blizzard zadbał o to, by rozszerzenie robiło wrażenie długofalowo. Ja spędziłam już z World of Warcraft: Dragonflight na tyle dużo czasu, że mogę powiedzieć, iż co do przyszłości tego dodatku mam optymistyczne przeczucia. Wystartował już bowiem pierwszy sezon Mythic+ i udostępniono pierwszy raid, i póki co na aktywności te nie można narzekać.

To, nad czym Blizzard musi w tej chwili popracować przede wszystkim, to balans klas postaci, a także poziom trudności podziemi, gdyż niektóre są znacznie trudniejsze od pozostałych. Na szczęście, pojawiają się już powoli pierwsze aktualizacje, które się do tych kwestii odnoszą.

Share This