Po latach wyczekiwania i długim okresie Wczesnego Dostępu, Stormgate – okrzyknięty „duchowym następcą StarCrafta i Warcrafta III” – wreszcie zadebiutował w pełnej wersji 5 sierpnia 2025 roku. Produkcja studia Frost Giant, założonego przez byłych deweloperów Blizzarda, miała być spełnieniem marzeń fanów strategii czasu rzeczywistego. Zagrałam, sprawdziłam i niestety, przynoszę wieści, które dla wielu mogą być rozczarowujące. Oto obraz gry, która w dniu swojej oficjalnej premiery wciąż pozostawia wiele do życzenia.

Stormgate od początku niósł na swoich barkach ogromny ciężar oczekiwań. Obietnice deweloperów o powrocie do korzeni gatunku RTS, wzbogaconym o nowoczesne rozwiązania i model free-to-play, rozbudziły apetyty graczy na całym świecie. Jednak to, co otrzymaliśmy w wersji 1.0, jest przedmiotem szerokiej krytyki ze strony społeczności.

Ja również mam do Stormgate sporo zastrzeżeń. Jakich?

Spis treści

Negatywne wrażenia już od samego początku

Tak, Stormgate już przy pierwszym uruchomieniu wywołało na mojej twarzy grymas niezadowolenia. Zastałam bowiem menu główne, które nie należy do schludnych. Jasne, jego wygląd może być kwestią gustu, ale jego układ zdecydowanie nie należy do intuicyjnych.

Kolejny niesmak pojawił się po włączeniu pierwszej misji kampanii. Gra nie pozwala bowiem od razu przejść do budowania bazy, rekrutowania jednostek i tym podobnych – o nie. Rozgrywka zaczyna się jak w grze fabularnej z rzutem izometrycznym – dostajemy do dyspozycji postać, przemieszczamy się nią po niewielkiej mapie, bierzemy udział w kilku dialogach, a dopiero potem zaczynamy właściwą misję. Tylko że potem też nie budujemy bazy, a dostajemy do dyspozycji tę samą postać, ale z kilkoma jednostkami do towarzystwa. Oczywiście zostajemy przeniesieni na inną mapę i otrzymujemy cel do wykonania, ale kamera pozostaje niewygodnie blisko bohatera, obejmując małą powierzchnię tej mapy. Dążąc do wykonania celu po drodze walczymy z pewnymi przeciwnikami, ale zwłaszcza początkowo całość przypomina bardziej kiepską grę hack’n’slash niż grę RTS.

W następnych misjach prologu w końcu pojawia się mechanika budowania i do niej trudno mieć większe zastrzeżenia. Menu z poszczególnymi budowlami jest dosyć intuicyjne, zwłaszcza że budowle o różnych zastosowaniach wyglądają różnie i trudno je ze sobą pomylić. W tej kwestii zabrakło jednak jakichś innowacji, które wyróżniłyby Stormgate na tle RTSów sprzed lat. Podobnie jest w temacie zróżnicowania dostępnych jednostek.

Prolog nie zachęca do wydawania pieniędzy

W ramach darmowej wersji Stormgate można zagrać tylko w trzy misję kampanii, ale one same doskonale pokazują, że kampania nie została odpowiednio dopracowana na czas premiery. Fabułę śledzi się z zaciekawieniem, natomiast jest ona niezaprzeczalnie sztampowa. Poza tym widać i słychać, że pewne elementy zostały wykonane po łebkach.

Z technicznego punktu widzenia cutscenki wyglądają dobrze, ale często niespodziewanie się urywają, zamiast płynnie przenosić nas do właściwych misji. Aktorzy głosowi zostali odpowiednio dobrani do reprezentowanych postaci, ale często można odnieść wrażenie, jakby nagrywali pewne kwestie bez żadnego przygotowania, na sucho i bez jakiejkolwiek pasji. Dotyczy to nawet głównej bohaterki, Amary.

Poza tym układ sterowania jest absolutnie niewygodny. Pozycji kamery nie można zmieniać strzałkami, podobnie jak widoku kamery nie można choć trochę oddalić. Nawet role lewego i prawego przycisku myszy są przypisane w nieintuicyjny sposób. Mam wątpliwości, czy we Wczesnym Dostępie ktokolwiek zbierał na ten temat feedback.

Nawet w kwestii objaśnienia pewnych mechanik i funkcji elementów interfejsu są braki. Jasne, nikt nie chce być uczony, jak rekrutować jednostki, ale miło byłoby poznać pewne zasady kierującego rozgrywką bez zbędnego domyślania się.

Dylematy artystyczne

Styl wizualny Stormgate od samego początku budził skrajne emocje i ten stan rzeczy nie zmienił się po premierze. Część graczy określa go jako „zabawkowy” lub prześmiewczo porównuje do estetyki znanej z Fortnite. Cóż, muszę przyznać, że to podejście podzielam. Choć oprawa graficzna jest spójna i czytelna, ma zbyt kreskówkowy charakter. Osobiście oczekiwałam mroczniejszego i bardziej realistycznego klimatu, ale nie tylko.

Mieszane uczucia budzi też jakość tekstur i szczegółowości oprawy graficznej. Patrząc na nie czasem trudno było mi uwierzyć w to, że gram w nową grę, a nie taką sprzed 10-15 lat. Porównajcie Stormgate do takiego Frostpunka 2. Zobaczycie ogromną różnicę.

Stormgate poza kampanią

Jak w przypadku wielu RTSów Stormgate to oczywiście nie tylko kampanią fabularna. Muszę jednak przyznać, że rozczarowana kampanią nawet nie miałam ochotę po inne tryby sięgać, zwłaszcza że jestem typem gracza, który w RTSy gra głównie dla kampanii fabularnej.

Niepokój budzi to, że wielu graczy, zwłaszcza poza godzinami szczytu, narzeka na niską populację i długi czas oczekiwania na znalezienie przeciwnika w trybie wieloosobowym. Dla gry, która aspiruje do miana esportowego giganta, jest to poważny sygnał ostrzegawczy. Bez aktywnej i zaangażowanej społeczności, przyszłość rywalizacyjnej sceny Stormgate stoi pod dużym znakiem zapytania.

Pewną nadzieję na przyszłość budzi to, że Stormgate oferuje zaawansowany Edytor. Pytanie brzmi, czy faktycznie znajdą się gracze, którym zechce się zaprojektować ciekawsze misje, mapy i mody niż to, co zaoferowali nam deweloperzy.

Werdykt: Gra z potencjałem pogrzebanym pod stertą problemów

Podsumowując moje doświadczenia ze Stormgate, trudno oprzeć się wrażeniu ogromnego, zmarnowanego potencjału. Gra, która miała być mesjaszem gatunku RTS i godnym następcą legend, w dniu swojej premiery okazała się produktem rozczarowującym, niedopracowanym i pozbawionym własnej tożsamości. Solidne, choć odtwórcze, mechaniki budowy bazy i walki giną w gąszczu frustrujących decyzji projektowych.

Kampania, zamiast wciągać od pierwszej chwili, odpycha dziwacznym, hack’n’slashowym prologiem i brakiem ostatecznego szlifu – od amatorskiego aktorstwa głosowego po rwące się w połowie cutscenki. Sterowanie jest nieintuicyjne do tego stopnia, że podważa kompetencje zespołu w zakresie zbierania opinii graczy. Styl artystyczny, choć to kwestia gustu, w połączeniu z przestarzałą jakością tekstur sprawia, że gra wygląda jak relikt przeszłości, a nie tytuł z 2025 roku.

Największym grzechem Frost Giant jest jednak wypuszczenie tej gry jako „pełnej wersji”. To policzek wymierzony w twarz graczy, którzy zaufali twórcom i wspierali ich przez cały okres Wczesnego Dostępu. W obecnym stanie Stormgate bardziej przypomina zaawansowaną wersję alfa niż gotowy produkt, za który ktokolwiek miałby płacić.

Czy zatem warto zagrać w Stormgate? Odpowiedź, nawiązując do tytułu, brzmi: zagrałam, żebyście Wy nie musieli – przynajmniej na razie. Jeśli jesteście absolutnymi fanatykami RTS i musicie sprawdzić każdą nowość, model free-to-play pozwala Wam to zrobić bez ryzyka. Jednak dla całej reszty graczy, a zwłaszcza dla tych, którzy liczyli na dopracowane i porywające doświadczenie na miarę StarCrafta, moja rada jest jedna: trzymajcie się z daleka. Być może za rok lub dwa deweloperzy załatają dziury, dokończą brakujące tryby i tchną w ten projekt życie. Dziś jednak „duchowy następca” jest jedynie bladym cieniem swoich wielkich przodków.

Share This