Jak przenieść swoje konto Minecraft zanim będzie za późno – poradnik

Jak przenieść swoje konto Minecraft zanim będzie za późno – poradnik

Microsoft jakiś czas temu zadecydował, że wszyscy gracze Minecrafta muszą przenieść swoje konto Mojang na konto Microsoft – w innym wypadku utracą do tego konta dostęp, a w związku z tym także wszystkie swoje postępy w grze. To ostateczny etap wypychania kont Mojang na rzecz kont Microsoft – procesu zapoczątkowanego po przejęciu przez giganta z Redmond studia odpowiedzialnego za kultową grę.

Teraz wielkimi krokami zbliża się ostateczny termin migracji konta Mojang – masz czas tylko do 19 września 2023 roku. Zatem jeśli jeszcze nie dokonałeś tej migracji, koniecznie zrób to teraz, zanim zapomnisz. Nie wiesz jak? Spieszymy z pomocą.

Minecraft – jak przenieść dane konta Mojang na konto Microsoft

Na szczęście migracja konta Mojang na konto Microsoft jest bardzo prosta. Cały proces powinien Ci zająć nie więcej niż kilka minut. Aby przeprowadzić migrację, wykonaj poniższe kroki:

  1. Odwiedź stronę Minecraft.net.
  2. W prawym górnym rogu strony kliknij w baner z napisem „Zaloguj się”. Ujrzysz okienko logowania, wraz z ostrzeżeniem o konieczności migracji.
  1. Zaloguj się na swoje konto Mojang.
  2. Kliknij na swoim profilu w baner z napisem Przenieś Moje Konto (Move My Accout).
  1. Zweryfikuj swoje konto, wpisując kod weryfikacyjny przesłany na Twój adres e-mail.
  2. Jeśli posiadasz już konto Microsoft, zaloguj się na nie. Jeśli nie, zostaniesz poproszony o założenie nowego konta, skojarzonego z adresem e-mail używanym przez Twoje konto Mojang.
  1. Skonfiguruj swój profil Xbox.
  2. Kliknij w baner z napisem Ukończ przenoszenie (Complete move).

I już, migracja Twojego konta Mojang na konto Microsoft została pomyślnie przeprowadzona, o czym Microsoft zapewne poinformował Cię, wysyłając Ci wiadomość e-mail. Od teraz do Minecrafta loguj się więc właśnie kontem Microsoft.

Dlaczego warto dokonać migracji konta Mojang na konto Microsoft? Jak wspomniałam, jeśli jej nie przeprowadzisz, utracisz dostęp do swoich dotychczasowych postępów w grze. Poza tym, konto Microsoft jest znacznie bezpieczniejsze niż konto Mojang, bo oferuje chociażby możliwość weryfikacji dwuetapowej.

The Lord of the Rings: Gollum – recenzja. To nie jest dobra gra

The Lord of the Rings: Gollum – recenzja. To nie jest dobra gra

Niestety, studio Daedalic Entertainment nie zdołało oczarować miłośników uniwersum Władcy Pierścieni. Jego najnowsza produkcja, czyli The Lord of the Rings: Gollum okazała się być pod wieloma względami ogromnym rozczarowaniem. Dlaczego? Śpieszę z wyjaśnieniami. Oto moja recenzja The Lord of the Rings: Gollum.

The Lord of the Rings: Gollum w skrócie

The Lord of the Rings: Gollum rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami z Hobbita i Drużyny Pierścienia. W grze wcielamy się w Golluma, znanego również jako Smeagol, który po utracie swojego Skarbu postanowił wyruszyć w podróż, by odzyskać Jedyny Pierścień od Bilbo Bagginsa. Niemniej jednak, szukając złodzieja, Smeagol został zabrany do Mordoru, z którego później musi uciec.

Rozgrywka we Władcy Pierścieni: Golluma bazuje głównie na pokonywaniu środowiskowych przeszkód i skradaniu się. Można na próżno szukać tu epickich bitew, z których znany jest Władca Pierścieni. Cóż, w tej grze w ogóle nie ma takich bitew, ponieważ gramy w niej jako Gollum, który może co najwyżej raz na jakiś czas rozprawić się z pojedynczym orkiem.

Rozgrywka, która nudzi

Oczywiście w pokonywaniu środowiskowych przeszkód i skradaniu się nie ma nic złego, ale ta gra oferuje to wszystko w ich najgorszych formach. Na przestrzeni wielu godzin rozgrywki przede wszystkim biegamy lub wspinamy się po ścianach, chowamy się przed orkami i nic poza tym. Potem pojawia się kilka dodatkowych mechanik, ale prawdę mówiąc większość osób przestanie grać w tę grę zanim je odkryje. Kiedy w trakcie rozgrywki dostajemy jakieś zadanie do wykonania, zwykle jest to zadanie, które wcale nie posuwa historii do przodu. Kiedy dostajemy zagadkę do rozwiązania, ta okazuje się nieintuicyjna.

Ponadto The Lord of the Rings: Gollum został zaprojektowany tak, by marnować czas graczy. Kiedy Gollum spada w przepaść lub umiera, jesteśmy cofani do ostatniego punku kontrolnego, a te nie są rozłożone gęsto. Dlatego w ten sposób tracimy mnóstwo postępów. Na domiar złego, sterowanie w grze jest zawodne i niedopracowane. Często trudno przewidzieć, co się stanie, kiedy wbiegniesz na ścianę, spróbujesz skoczyć lub puścić drążek. Nawet najmniejszy błąd może doprowadzić do katastrofy.

Gra średnio radzi sobie też z instruowaniem gracza, co dalej. Świat gry, mimo że jest liniowy, to jednocześnie niepotrzebnie zawiły, a mapa w tej kwestii zupełnie nie pomaga, ponieważ jest dosłownie nieczytelna.

Samo skradanie w The Lord of the Rings: Gollum jest bardzo irytujące ze względu na koszmarną pracę kamery, projekt świata gry, a także nierozgarniętą sztuczną inteligencję. Możemy stać metr od przeciwnika, tyle że w cieniu, a ten nas nie zauważy. Przeciwnicy też o nas regularnie zapominają – na przykład jeśli tylko wejdziemy pod stół, mimo że sekundę temu nas gonili. Gra daje nam jednak zaskakująco mało sposobów na odwracanie uwagi wrogów. Możemy to robić wyłącznie gasząc światło lub rzucając kamieniami w metaliczne obiekty. Jeśli rzucimy kamieniem o ścianę, nikogo to nie zainteresuje.

The Lord of the Rings: Gollum ma również ogromny problem z tempem rozgrywki. Pierwsze kilka godzin gry spędzamy w Mordorze i wykonujemy bezsensowne zadania, okropnie się nudząc. Serio, chyba po raz ostatni tak bardzo nudziłam się, czytając Lalkę w liceum. Rozgrywka jest też regularnie przerywana przez zbędne cutscenki, które porażają swoją niską jakością i przerywają immersję. Wykonano je tak, aby ukryć fakt, że deweloperzy mieli problem z animowaniem twarzy. Gdy w cutscence możemy patrzeć na czyjąś twarz, a zdarza się to rzadko, ruch jego ust nie pasuje dobrze do tego, co mówi. Ten problem widać w grze od samego początku.

Klimat, a raczej jego brak

Daedalic Entertainment niestety nie zadbało o odpowiedni poziom głosowego aktorstwa w przypadku swojej najnowszej gry. Słucha się go z trudem. Wyjątkiem w tej kwestii jest tylko Gollum. Wprawdzie jego głos brzmi tak, jakby ktoś słabo udawał Andy’ego Serkisa, ale i tak jest lepszy niż głos innych postaci. Ponadto jego głos dobrze oddaje wewnętrzną walkę między rozdwojonymi osobowościami Golluma i Smeagola i różnice między nimi. Czasami musimy nawet przekonać jedną osobowość do zrobienia czegoś w określony sposób. To powiedziawszy, nie nazwałbym tych decyzji „istotnymi wyborami”, jakimi deweloperzy promują grę. To dlatego, że wszyscy wiedzą, jak skończy się historia Golluma i nikt nie jest w stanie tego zmienić.

Oprawa graficzna gry również pozostawia wiele do życzenia. Daedalic Entertainment zastosowało styl graficzny zgoła inny od stylu stworzonego przez Petera Jacksona i jego współpracowników. Rzecz jasna trudno to skrytykować, ale już nie mam problemu z krytykowaniem tego, jak gra wygląda. NPC, na czele z orkami, wyglądają jak wykonani z plastiku lub gliny. Elementy, z których składa się świat, z bliska są zaś rozmyte i mało szczegółowe. W skrócie, grafika w The Lord of the Rings: Gollum wygląda na bardzo mocno przestarzałą, rodem sprzed dekady. Nawet postać głównego bohatera, Golluma, prezentuje się znacznie gorzej niż w grze Śródziemie: Cień Mordoru z 2014 roku.

Muzyka w grze jest z kolei bardzo generyczna. Można by zamknąć oczy, i nie moglibyśmy stwierdzić, że jest ona częścią gry z uniwersum LOTR. Klimat gry psuje też to, że elfy mówią w języku Sindarin dopiero po zakupie dodatkowego… DLC. Ponadto wręcz zabawne jest to, że w grze wykorzystano czcionkę bardzo przypominającą Calibri – domyślną czcionkę programu Microsoft Word.

Liczne problemy techniczne

The Lord of the Rings: Gollum jak wiele gier wydanych w 2023 roku nie został odpowiednio dopracowany pod względem technicznym. Nawet na komputerze z RTX 4080 i przy włączonej technologii DLSS 3 w grze zdarzają się nagłe spadki klatek na sekundę, ze 120 FPS do wartości zaledwie 20 FPS. Stuttering również pojawia się regularnie.

Gra zawiera też wiele błędów – nieistniejące ściany tam, gdzie ściany być powinny, miejsca, w których można utknąć na wieczność i nie tylko. Czasami pewne wydarzenia w grze się nie inicjowały, co zmuszało mnie do restartowania całych poziomów.

Podsumowanie

Po spędzeniu w The Lord of the Rings: Gollum kilku ładnych godzin naprawdę nie rozumiem, dlaczego ta gra ujrzała światło dzienne. Daedalic Entertainment powinno chyba na stałe powrócić do tworzenia przygodówek point-and-click. Widać doskonale, że Daedalic Entertainment nie miało na grę o Gollumie dobrego pomysłu i brakowało mu doświadczenia, by tę grę dopracować.

To naprawdę smutne, że The Lord of the Rings: Gollum jest takim rozczarowaniem w niemal każdym aspekcie. Wierzę, że bardziej doświadczone i lepiej zorganizowane studio mogłoby zrobić znacznie więcej z historią Smeagola, a także dostarczyć produkt z ciekawszą rozgrywką i znacznie lepszą grafiką.

Biorąc pod uwagę jakość The Lord of the Rings: Gollum, irytuje mnie fakt, że ta gra kosztuje aż 199 złotych. To naprawdę o dużo za dużo. Mam przeczucie, że tytuł ten nie sprzedawałby się jednak lepiej w cenie poniżej 100 złotych.

Ocena ogólna: 3/10

Najlepsze detektywistyczne gry na PC w 2023 roku

Najlepsze detektywistyczne gry na PC w 2023 roku

Jeżeli chciałbyś wcielić się w grze wideo w rolę detektywa, to mamy dla Ciebie propozycje kilku produkcji, które Ci to umożliwią. Oto najlepsze gry na PC, w których zajmiesz się rozwiązywaniem zagadek, odkrywaniem tajemnic i prowadzeniem śledztw godnych powieści sir Arthura Conana Doyle’a i seriali pokroju CSI Miami.

Zaginięcie Ethana Cartera

Zaginięcie Ethana Cartera jest grą stworzoną przez warszawskie studio The Astronauts, w którym kierujemy poczynaniami Paula Prospero – prywatnego detektywa posiadającego niecodzienne zdolności. Prospero otrzymał list od 12-letniego Ethana Cartera, który skłonił go do odwiedzenia tajemniczego miasteczka w górskiej dolinie Red Creek Valley. W miasteczku tym doszło do podejrzanie dziwnych zdarzeń, a sam Ethan Carter zaginął. My musimy chłopca odnaleźć i dowiedzieć się, co takiego właściwie stało się w Red Creek Valley.

HER STORY

Her Story to naprawdę intrygująca i unikatowa gra detektywistyczna. Spędzając przy niej swój czas, poczujecie się jak prawdziwy detektyw prowadzący policyjną sprawę. To dlatego, że zaprojektowano ją tak, by jej interfejs symulował stary komputer z brytyjskiego policyjnego posterunku. Większość jej oprawy graficznej to zaś nagrane sekwencje wideo z aktorami. W Her Story spróbujemy rozwiązać starą sprawę dotyczącą zaginięcia w tajemniczych okolicznościach pewnego mężczyzny. Kluczem do zagadki będą nagrania z 1994 roku, przedstawiające przesłuchania jego żony imieniem Hannah.

THE WOLF AMONG US

The Wolf Among Us to jedna z wielu produkcji nieistniejącego już studia Telltale Games, które zasłynęło wśród graczy za sprawą swoich epizodycznych gier przygodowych. The Wolf Among Us również jest jedną z takich gier, a bazuje ona na komiksowej serii Fables. The Wolf Among Us to tytuł, którego bohaterami są… istotny z baśni. Istoty te uciekły z magicznej krainy do naszego świata, po tym gdy ich dom został najechany przez armie Adwersarza. Żyją one wśród ludzi, przed którymi ukrywają swoją prawdziwą naturę. My w grze wcielamy się w Detektywa Bigby – „Wielkiego Złego Wilka”, który wykorzystał zmianę otoczenia do zmiany swojego życia. Ten w Fabletown ma ręce pełne roboty – nie brakuje w nim bowiem aktywności przestępców, biedoty i podejrzanych postaci. The Wolf Among Us jest jednak ciekawe nie tylko ze względu na unikatowe otoczenie, ale również za sprawą konieczności podejmowania wyborów mających wpływ na wynik opowieści.

L.A. NOIRE

Rockstar ma na koncie nie tylko serię Grand Theft Auto i Red Dead, ale również utrzymaną w stylistyce noir detektywistyczną przygodówkę akcji, w której przenosimy się do opanowanego przez korupcję i handel narkotykami Los Angeles z lat 40. XX wieku. W grze kierujemy poczynaniami Cole’a Phelpsa, weterana II wojny światowej, który wstąpił w szeregi policji. Podczas zabawy śledzimy jego karierę i pracujemy przy kolejnych i coraz ważniejszych zadaniach oraz śledztwach. Zajmujemy się też zbieraniem dowodów, przesłuchiwaniem świadków, a nawet bierzemy udział w strzelaninach. Co istotne, L.A. Noire charakteryzuje bardzo szczegółowa mimika bohaterów, stworzona przy użyciu zaawansowanej technologii motion capture.

SHERLOCK HOLMES: THE AWAKENED (REMAKE)

W kwietniu bieżącego roku na rynku zadebiutował remake świetnej gry detektywistycznej z 2006 roku – gry detektywistycznej poświęconej postaci Sherlocka’Holmesa. Mowa rzecz jasna o remake’u gry Sherlock Holmes: The Awakened. Jest to produkcja, której akcja rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z Sherlock Holmes: Chapter One. Wcielamy się w niej rzecz jasna w Sherlocka i podejmujemy się rozwiązania zagadki zniknęcia młodego mężczyzny – zagadki, która tylko wydawała się trywalna. Trzeba dodatkowo powiedzieć, że Sherlock Holmes: The Awakened nie jest zwykłą grą o słynnym detektywie. Garściami czerpie ona bowiem z mitologii Cthulhu stworzonej rzecz jasna przez Lovecrafta.

Najciekawsze premiery gier – czerwiec 2023

Najciekawsze premiery gier – czerwiec 2023

Czerwiec to początek lata, a także kolejny miesiąc, który dostarczy nam nowe tytuły do ogrania. Już na samym wstępie można powiedzieć, że nie zadebiutuje w tym miesiącu rekordowo dużo ciekawych produkcji, ale te które zadebiutują, wciągną Was na długie godziny, na czele z wyczekiwanym hack’n’slashem Blizzarda.

Street Fighter 6 [PC, PS4, PS5, XSX]

Gatunek: bijatyka

Data premiery: 2 czerwca

Street Fighter 6 to oczywiście kolejna odsłona popularnej serii zręcznościowych bijatyk tworzonej przez Capcom. Motywem przewodnim tej części jest kultura uliczna, która objawia się w warstwie wizualnej i dźwiękowej gry. Powracają w niej tacy bohaterowie jak Ryu, Ken, Chun-Li i nie tylko. Nowością w Street Fighterze 6 są alternatywne systemy sterowania, ułatwiające rozgrywkę mniej doświadczonym użytkownikom, a także tak zwany wskaźnik Drive służący do wykonywania specjalnych ataków.

DIABLO IV [PC, PS4, PS5, XONE, XSX]

Gatunek: RPG akcji, hack’n’slash

Data premiery: 6 czerwca (wczesny dostęp od 2 czerwca)

Tak, Diablo IV nareszcie zadebiutuje w tym miesiącu. Osoby, które wykupiły je w wersji Digital Deluxe lub Ultimate mogą grać w nie już od 2 czerwca, a Bramy Piekieł dla posiadaczy wersji standardowej otworzą się 6 czerwca. W Diablo 4 przenosimy się rzecz jasna do Sanktuarium i wcielamy się w Nekromantę, Druida, Czarownicę, Łotrzycę lub Barbarzyńcę, by spróbować odkryć plan Lilith, matki ludzkości, która niespodziewanie wróciła do świata śmiertelników.

LAYERS OF FEAR [PC, PS5, XSX]

Gatunek: horror

Data premiery: 15 czerwca

Layers of Fear to trzecia część serii horrorów zapoczątkowanej w 2016 roku. Dlaczego nosi ona nazwę dokładnie taką samą jak pierwsza odsłona cyklu? Cóż, tego nie wie nikt. Wiadomo jednak, że nowe Layers of Fear będzie działać w oparciu o technologię Unreal Engine 5 i opowie zupełnie nową historię. Ta ponownie będzie inspirowana malarstwem i architekturą XIX wieku oraz będzie poświęcona artystom zniewolonym przez obsesję, ale podobno deweloperzy tym razem podeszli do tych tematów w zupełnie świeży sposób.

ALIENS: DARK DESCENT [PC, PS4, PS5, XONE, XSX]

Gatunek: taktyczna gra akcji

Data premiery: 20 czerwca

Aliens: Dark Descent to opracowana przez studio Tindalos Interactive gra osadzona w uniwersum Obcego stworzonym przez Ridleya Scotta. Obejmiemy w niej dowództwo nad grupą kolonialnych marines i przeniesiemy się na księżyc Lethe, by wyeliminować znajdujące się tam ksenomorfy. Na miejscu stoczymy jednak taktyczne potyczki nie tylko z tytułowymi Obcymi, ale również z agentami korporacji Wayland-Yutani.

FINAL FANTASY XVI [PS5]

Gatunek: jRPG, gra akcji

Data premiery: 22 czerwca

Szesnasta odsłona bestsellerowej serii japońskich RPGów w tym miesiącu zadebiutuje tylko na PlayStation 5, ale już w 2024 roku zagrają w nią także posiadacze pecetów. Final Fantasy XVI zabierze nas w podróż do fantastycznego świata Valisthea, gdzie tajemnicza Plaga zaburzyła ciężko wypracowaną równowagę między jego królestwami. W grze wcielimy się w Clive’a Rosfielda, pierworodnego syna Arcyksięcia jednego z tych krajów – Wielkiego Księstwa Rosarii. Clive stał się Pierwszą Tarczą Rosarii i otrzymał zadanie ochrony swojego młodszego brata, który został naznaczony znakiem jednego z Eikonów – Feniksa, ale gdy mroczny Eikon – Ifrit – doprowadził do wielkiej tragedii, Clive wkroczył na ścieżkę zemsty.

IDDQD to nie wszystko

IDDQD to nie wszystko

Niektóre gry są na tyle trudne lub ich twórcy byli na tyle przewidujący, że zostały wyposażone w specjalne kody, ułatwiające rozrywkę. Przeważnie są to ciągi znaków, wpisywane podczas rozgrywki bezpośrednio podczas gry lub w konsoli gry.

Co dają kody? Na przykład: nieskończoną amunicję, specjalne bronie, awans na kolejny poziom doświadczenia, ujawnienie mapy, dodatkowe przedmioty np.. Przypomnijmy sobie zatem najbardziej popularne kody do gier!

Doom
To jedna z pierwszych i najlepszych strzelanek, która osiągnęła status kultowej niedługo po premierze. W swoim czasie chyba wszyscy grali w Dooma i do dziś jego klony nadal powstają – chociażby najnowszy Warhammer 40000: Boltgun.
Kody:
– ID–QD – kod na nieśmiertelność
– IDKFA – kod na wszystkie bronie

The Sims
Te świetne kody bardzo ułatwiają życie i przyspieszają zdobycie wymarzonego domu:
– moveObcjects on/off – możesz przemieszczać zablokowane przedmiop., np. takie, który były obecnie używane.
– rosebud – daje 1 tys. jednostek waluty (simoleonów)
– motherlode – dostajesz 50 tys. simoleonów, ten kod możesz wpisywać wielokrotnie po dodaniu po nim wykrzyknika i średnika.

Gothic
Ten trudny RPG również został wyposażony w kody, ułatwiające rozgrywkę:
– m–rvin – włącza „Tryb M”rvina”, czyli odblokowuje opcję wpisywania kodów
– guardian – daje nieśmiertelność
– taki – daje odnowienie punktów życia i many

GTA San Andreas
Tego tytułu naszym czytelnikom chyba również nie musimy przedstawiać – bycie przestępcą w wielkim mieście okazało się być na tyle zabawne, że cała seria gier jest najlepiej sprzedającymi się grami w historii. Jakie kody programiści zaimplementowali?
– AEZAKMI – wyłącza pościgi policyjne
– RIPAZHA – twój samochód może latać
– HESOYAM – dodaje kamizelkę kuloodporną, odnowienie zdrowia, naprawia pojazdu i 20 tys. dol.
– BAGUVIX – częściowa nieśmiertelność

GTA V
Na szczęście ta odsłona GTA została wyposażona w kody, gdyż bez nich jest dość trudna:
– TURTLE – daje uzupełnienie paska zdrowia i pancerza
– PAINKILLER – daje nieśmiertelność, ale tylko na 5 minut
– TOOLUP – daje wszystkie bronie i amunicję w grze

Dobrej zabawy!

Największe mity o graniu na PC

Największe mity o graniu na PC

Jasne, wiele osób gra w gry wideo zarówno na pecetach, jak i konsolach, ale mimo to nadal nie brakuje zażartych zwolenników i pierwszego, i drugiego typu urządzeń. Każdy z nich w jakiś sposób próbuje uzasadniać, dlaczego to właśnie granie na PC lub konsolach jest lepsze. Niemniej, nie zawsze te uzasadnienia mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Zwłaszcza na temat grania na pecetach w środowisku tak zwanych konsolowców panuje wiele mitów. W niniejszym artykule postanowiliśmy kilka z nich obalić.

Więcej niż 30 lub 60 FPS? A na co to komu?

Na przestrzeni lat w sieci pojawiło się wiele memów wyśmiewających stwierdzenie, że „człowiek nie widzi więcej niż 30 FPS”. Jest to bowiem stwierdzenie nieprawdziwe. Zgodnie z obecnie dostępną naukową wiedzą, barierą dla narządu widzenia jest około 200 klatek na sekundę. Wartość ta może być nieco mniejsza na przykład wtedy, jeśli dana osoba ma jakąś wadę wzroku. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy może dostrzec różnicę między 30, 60 a 144 klatkami na sekundę.

Oczywiście im większa liczba FPS, tym większa płynność animacji w grach. W gry konsolowe dopiero od stosunkowo niedawna można grać w 60 klatkach na sekundę. Niektóre konsolowe tytuły, takie jak God of War: Ragnarok, obsługują już jednak nawet częstotliwość odświeżania na poziomie 120 Hz. W grach pecetowych od dawna możemy wykorzystywać jednak możliwości monitorów o częstotliwości odświeżania 144, 160 a nawet 240 Hz. Takie częstotliwości pozwalają nie tylko cieszyć się wspomnianą większą płynnością animacji, ale także uzyskać przewagę nad przeciwnikiem, który z tak wydajnego monitora nie korzysta.

Aby cieszyć się grami na PC potrzebujesz potężnej maszyny

Jasne, na PC pojawia się mnóstwo gier o wygórowanych wymaganiach sprzętowych, obejmujących najnowsze karty graficzne Nvidia i AMD oraz procesory Intel i AMD najnowszych generacji. Na komputerach osobistych można grać też jednak w całe mnóstwo gier indie, które odpalimy nawet na ziemniaczanym komputerze czy laptopie sprzed lat.

Przykłady świetnych gier niezależnych o niewygórowanych wymaganiach sprzętowych to na przykład Terraria, Stardew Valley, Vampire Survivors czy Slay the Spire. Są to tytuły, które wciągną Cię na wiele godzin. Wiele z tych gier charakteryzuje pixel-artowa, ponadczasowa oprawa graficzna.

Więcej RAMu to zawsze więcej wydajności

Jeżeli edytujesz materiały wideo albo jesteś producentem muzyki czy grafikiem komputerowym, możesz śmiało umieścić w swojej maszynie tyle RAMu, ile tylko się go zmieści. Jeśli jednak na komputerze co najwyżej grasz w gry wideo, 32 GB pamięci RAMu to max, czego potrzebujesz. Poza pojemnością pamięci RAM skup się też na szybkości kości pamięci, czyli ich taktowaniu, a także na ich opóźnieniach. Im wyższe taktowanie i niższe opóźnienia, tym lepiej.

Pecety nie mają „ekskluziwów”

Na PC można zagrać w wiele produkcji, które nigdy nie trafiły i nigdy nie trafią na konsole. Mowa nie tylko o strategiach czasu rzeczywistego takich jak StarCraft 2 czy Warcraft III: Reforfged. Na konsolach nie są dostępne liczne gry stawiające na rywalizację między graczami, takie jak CS:GO czy Valorant, a także gry survivalowe – na przykład Sons of the Forest. Produkcje typu MMO RPG także zazwyczaj są ekskluzywne tylko dla pecetów. Na konsolach nie zagramy ani w World of Warcraft, ani w New World, ani w Guild Wars 2.

Dla pecetów ekskluzywne są również pewne gry fabularne dedykowane pojedynczemu graczowi. Przykłady to Half-Life: Alyx, Darkest Dungeon II oraz Stanley Parable.

Polowanie na osiągnięcia w grach to strata czasu. Oto dlaczego

Polowanie na osiągnięcia w grach to strata czasu. Oto dlaczego

Niezależnie od tego, czy grasz w gry wideo na konsolach, czy też na komputerze osobistym, zapewne zdarzało Ci się polować w tych grach na konkretne osiągnięcia. Osiągnięcia i trofea są bowiem częścią gier od wielu lat. Ale czy warto na nie wręcz polować? Naszym zdaniem nie, a to dlaczego.

1. Polowanie na osiągnięcia z reguły do niczego nie prowadzi

Zdarza się, że zdobycie osiągnięcia w danej grze wiąże się ze zdobyciem specjalnej nagrody – na przykład w postaci dodatkowego wierzchowca czy skórki dla postaci. Większość z nich pozwala zdobyć jednak co najwyżej… punkty osiągnięć. Jasne, inni gracze zazwyczaj mogą je zobaczyć, ale tak naprawdę dla mało kogo znaczenie ma, ile tych punktów posiadasz.

2. Polowanie na osiągnięcia zapewne nie daje Ci frajdy

Jasne, samo zdobycie osiągnięcia może zagwarantować Ci tymczasowy przypływ dopaminy, a więc i tymczasowe poczucie satysfakcji. Sam proces polowania na wybrane osiągnięcie może być jednak nudny, uciążliwy, a nawet irytujący, wiązać się z grindem. Dlaczego masz spędzać kilka godzin, denerwując się, skoro możesz zamiast tego zająć się czymś, co będzie dawać Ci satysfakcję przez cały ten czas. Zamiast polować na osiągnięcia, lepiej sięgnąć po nową grę, obejrzeć film lub serial, albo wyjść na spacer.

3. Twoje osiągnięcia i trofea mogą błyskawicznie przepaść

Konto w platformie, na której zbierasz osiągnięcia, może zostać w każdej chwili przejęte przez cyberprzestępców albo zbanowane. Gdy utracisz to konto, utracisz również wszystkie trofea, które są z nim powiązane. Aby posiadać te trofea ponownie, musiałbyś zacząć wszystko od nowa, a nawet ponownie zakupić wiele gier.

4. Osiągnięcia są częścią gier nie bez powodu

Deweloperzy gier doskonale wiedzą, że zdobywanie osiągnięć gwarantuje graczom wspomniany przypływ dopaminy, a także zatrzymuje graczy przy ich produkcjach na dłużej. Z premedytacją projektują więc osiągnięcia, zdobycie których niekoniecznie stanowi wyzwanie ze względu na poziom trudności rozgrywki, a ze względu na czas, jaki trzeba na nie poświęcić. Nie daj się złapać na tą taktykę, tak jak na taktykę umieszczania w grach nagród tymczasowych, wykorzystującą tak zwane FOMO, czyli strach przed tym, że coś przegapimy.

Pamiętaj, gry mają stanowić formę rozrywki. Traktuj je zatem jako coś, co ma dawać Ci przyjemność. Gdy będziesz polował w nich na osiągnięcia, będziesz się czuł tak, jakbyś zamiast się relaksować po prostu pracował.

5 gier wideo, które przetestują Twoją cierpliwość

5 gier wideo, które przetestują Twoją cierpliwość

Gry wideo to forma rozgrywki. Jak każda forma rozrywki, mają dawać satysfakcję, a czasem też skłaniać do przemyśleń. Przynajmniej niektóre gry charakteryzują się też jednak tym, że potrafią testować cierpliwość graczy. Niektóre robią to, ponieważ są pełne błędów. Inne ze względu na wysoki poziom trudności. W niniejszym artykule postanowiliśmy przytoczyć kilka takich, które testują cierpliwość graczy raczej dlatego, że stawiają przed nimi liczne wyzwania.

Getting Over It

Getting Over It to gra, w której nie tak dawno temu mnóstwo czasu spędzał niejeden streamer. Z pozoru jest to prosta platformówka 2D. W rzeczywistości zaprojektowano ją jednak tak, że ta potrafi zwyczajnie doprowadzić do szaleństwa. Getting Over It stawia przed nami jedno zadanie – zadanie przemierzania trudnego, górzystego terenu, i to bez wyraźnego celu. Przemieszczać możemy się w niej jednak tylko z pomocą wielkiego młota. Brzmi głupio? Cóż, nie bez powodu.

SONIC THE HEDGEHOG

Jasne, Sonic nie kojarzy się z cierpliwością. W końcu mowa o jeżu, który przemieszcza się szybciej niż światło. Niemniej jednak, granie w wiele produkcji o Sonicu, a zwłaszcza w tą oryginalną, wymaga cierpliwości, co wynika z ich systemów sterowania i charakterystyki rozgrywki. Sonic z reguły przemieszcza się w grach tak szybko, że gracze nie zawsze mają czas zareagować na pojawiające się na horyzoncie przeszkody. Dlatego czasem po prostu nie warto rozpędzać Sonica do prędkości maksymalnej, jeśli chcemy rzeczywiście ukończyć dany poziom.

ELDEN RING (I INNE „SOULSY”)

FromSoftware stworzyło właściwie całe mnóstwo gier, które za sprawą swojego poziomu trudności potrafią naprawdę frustrować. Wszystko zaczęło się od gry Demon’s Souls, z której w zasadzie zrodził się cały podgatunek „Soulslike” – podgatunek przygodowych gier RPG charakteryzujący się wysokim poziomem trudności i stawiający na narrację środowiskową. Potem powstały takie produkcje jak Dark Souls, Bloodborne, Sekiro i najnowszy Elden Ring. W każdej z nich trzeba się nastawić na to, że niebezpieczeństwo czyha na nas na każdym kroku i że dosłownie nawet najzwyklejszy przeciwnik może nas z łatwością zabić.

CUPHEAD

Cuphead, stanowiący ukłon w stronę kreskówek z lat 40. i 50. XX wieku, wymaga od graczy ogromnego skupienia i spokoju. Jest to gra na tyle trudna, że przed każdą sesją rozgrywki w niej naprawdę warto napić się naparu z melisy na uspokojenie. Jej oprawa graficzna wygląda pięknie, ale wystarczy w niej chwila nieuwagi, naciśnięcie złego przycisku lub naciśnięcie dobrego przycisku o ułamek sekundy za późno, a będziemy musieli rozpoczynać poziom od początku. Warto wspomnieć, że Cuphead zawiera poziom trudności Expert, ale to wyzwanie dla graczy o nerwach z prawdziwej stali.

SUPER MEAT BOY

Super Meat Boy to już niemalże kultowa gra platformowa, w którym przejmujemy kontrolę nad tytułowym Meat Boyem. Składa się ona z ponad stu unikalnych poziomów dla pojedynczego gracza, wypełnionych zagadkami, pułapkami i oferujących wysoki poziom zręcznościowych wyzwań. Musimy się też na nich mierzyć z potężnymi bossami. Całość jest bardzo dynamiczna i wymagająca. Niejeden gracz, spędzając czas przy tej grze, zdecydował się rzucić kontrolerem o ścianę.

Diablo IV Beta – Ashava: gdzie i kiedy znajdziesz world bossa

Diablo IV Beta – Ashava: gdzie i kiedy znajdziesz world bossa

Nadchodzi kolejna runda beta testów Diablo IV. W jej ramach gracze po raz kolejny będą mogli stawić czoła tak zwanemu world bossowi znanemu jako Aszawa (ang. Ashava). Ale kiedy Aszawa będzie pojawiać się w świecie gry i grze będzie można ją wówczas znaleźć? Spieszymy z wyjaśnieniami.

Aszawa – czasy respawnów

Boss Aszawa odradza się w najbardziej wysuniętej na wschód części Strzaskanych Szczytów, czyli w obszarze o nazwie Tygiel. Podczas najbliższych beta testów monstrum to pojawi się po raz pierwszy 12 maja o godzinie 18:00 czasu polskiego, a potem będzie odradzać się co trzy godziny. W związku z tym tabelka czasów odrodzenia Aszawy prezentuje się następująco.

DataCzasy odrodzenia (CEST)
13 maja18:0021:000:00
14 maja3:006:009:0012:0015:0018:00


Zawartość powyższej tabeli oznacza, że będziecie mieli mnóstwo czasu na to, aby podczas najbliższego weekendu udać się do Tygla i pokonać Aszawę z grupą innych graczy. Tak, nie jest to przeciwnik, którego będziecie w stanie pokonać sami. Co istotne, podczas rozgrywki na strzaskanych szczytach, 30 minut przed odrodzeniem Aszawy, na ekranie wyświetli się o tym informacja, dzięki czemu będziecie mieli dużo czasu, by dostać się na miejsce.

Gdy Aszawa się już pojawi, będziecie mieli 15 minut na to, aby ją pokonać. To chyba dość sporo czasu.

Czym Aszawa się charakteryzuje? Dysponuje ona dwoma ostrzami, którymi próbuje zagarniać wielu graczy na raz. Kluczem jest to, aby trzymać się blisko jej nóg, gdzie podczas tego ataku ostrza nie sięgają. Dodatkowo potworzyca regularnie rozpyla kwas, próbuje pochwycić graczy swą paszczą, szarżuje w różnych kierunkach i nie tylko.

Zachęta do wzięcia udziału w wydarzeniu

Podczas najbliższych beta testów naprawdę warto pokonać Aszavę. Blizzard zapowiedział bowiem, że każdy gracz, który wbije dowolną postacią 20 poziom doświadczenia i zabije tego World Bossa, otrzyma specjalną nagrodę.

Wspomniana nagroda to trofeum wierzchowca Lament Aszawy. Dodatkowo, gracze którzy nie brali udziału w poprzednich beta testach i tym razem będą mieli okazję zdobyć tytuł Pierwsza Ofiara za dotarcie do Kiwosadu jedną postacią oraz tytuł Wczesny Odkrywca i przedmiot ozdobny Wilcze Nosidło Bety za awansowanie na poziom 20. jedną postacią.

Diablo IV Server Slam – kiedy?

Kolejna runda beta testów Diablo IV, czyli wydarzenie Server Slam, wystartuje 12 maja o godzinie 21:00 czasu polskiego. Testy zakończą się 14 maja o godzinie 21:00 czasu polskiego. Będzie można wziąć w nich udział zarówno na komputerach z systemem Windows, jak i konsolach Xbox Series X|S, Xbox One, PlayStation 5 i PlayStation 4.

Na konsolach w Diablo IV będzie można grać w kanapowym trybie współpracy. Co więcej, gra będzie obsługiwać rozgrywkę i progresję międzyplatformową.

Oczywiście, po zakończeniu beta testów utworzone i wylevelowane postacie przepadną. Po premierze Diablo IV będziesz musiał stworzyć zupełnie nowe.

Star Wars Jedi: Survivor – recenzja. Świetna gra, ale z problemami

Star Wars Jedi: Survivor – recenzja. Świetna gra, ale z problemami

Po kilku latach ciepło przyjęty Star Wars Jedi: Fallen Order (Star Wars Jedi: Upadły Zakon) w końcu doczekał się wyczekiwanej kontynuacji, w postaci Star Wars Jedi: Survivor (Star Wars Jedi: Ocalały). Gracze ponownie mogą zatem wcielić się w postać Cala Kestisa i prześledzić jego dalsze poczynania w Galaktyce opanowanej przez Imperium. Ale czy Survivor jest sequelem, któremu warto poświecić swój czas? Oto, co sądzę na ten temat po ukończeniu gry.

Star Wars Jedi: Survivor w skrócie

Star Wars Jedi: Survivor przedstawia dalszy ciąg historii Cala Kestisa, zapoczątkowanej w Star Wars Jedi: Upadły Zakon. Akcja gry rozgrywa się pięć lat po wydarzeniach z poprzedniej gry, w której Cal został pełnoprawnym rycerzem Jedi i podjął decyzję, która mogła wpłynąć na los całej galaktyki. Cal, jako jeden z ostatnich Jedi, jest rzecz jasna nieustannie na celowniku Imperium, jednakże na horyzoncie pojawia się nadzieja na to, by nareszcie mógł znaleźć dla siebie i swoich najbliższych przyjaciół oazę spokoju. Pytanie brzmi, czy uda mu się do tej oazy dotrzeć i czy po drodze nie zatraci siebie.

Najnowsza produkcja Respawn Entertainment to tak jak Upadły Zakon przygodowa gra akcji z elementami platformowymi. Jako Cal przemierzamy w niej Galaktykę, eksplorujemy przeróżne planety, toczymy starcia z przeciwnikami, rozwiązujemy zagadki środowiskowe, rozwijamy swoje umiejętności i nie tylko.

Fabuła lepsza niż w sequelach

Uniwersum Gwiezdnych Wojen to zbiór treści o jakości sięgającej od co najwyżej kiepskiej do naprawdę świetnej. Oryginalna trylogia to klasyk, który trudno krytykować, prequele, choć mają wielu przeciwników, również napisano mimo wszystko całkiem dobrze. Seriale i animacje, zwłaszcza te Dave’a Filoni’ego to prawdziwe perełki, a sequele czyli części VII – IX lepiej pozostawić bez komentarza. A jak na tle tego wszystkie prezentuje się Star Wars Jedi: Survivor?

W skrócie, historia przedstawiona w tej grze to pozytywne zaskoczenie. Aż chce się ją śledzić. Nie dość, że nawiązuje do okresu tak zwanej Wysokiej Republiki, którego jeszcze nie mieliśmy okazji zobaczyć na ekranie, to obraca się wokół ciekawych, dobrze zarysowanych postaci, zawiera niespodziewane zwroty akcji i momenty, na które czekali miłośnicy poprzedniej odsłony serii. No dobrze, ale czy ma ona jakiekolwiek słabe punkty? Tak, moim zdaniem nieco na siłę wciśnięto do niej Dartha Vadera – tylko po to, abyśmy znowu mieli okazję z nim zawalczyć.

Rozgrywka godna uniwersum Gwiezdnych Wojen

Jak prezentuje się rozgrywka w Star Wars Jedi: Survivor? Zacznijmy od systemów i mechanik związanych z walką. W grze mamy do dyspozycji kilka stylów walki, związanych bezpośrednio z używanymi typami broni i mieczy świetlnych. Początkowo możemy korzystać tylko ze stylu wykorzystującego pojedynczy miecz świetlny, ale szybko odblokowujemy kolejne. Ja najczęściej sięgałam po dwa miecze świetlne lub miecz z dwoma ostrzami. Dwa miecze świetlne świetnie radziły sobie z odbijaniem strzałów z blasterów i umożliwiły robienie sprawnych uników, zaś miecz z podwójnym ostrzem bardzo dobrze sprawdzał się w walkach z wieloma przeciwnikami.

Star Wars Jedi: Survivor oferuje też styl walki inspirowany Kylo Renem, wykorzystujący miecz świetlny z krzyżową rękojeścią, a także styl wykorzystujący pojedynczy miecz świetlny i pistolet. Pierwszy pozwala na wykonywanie silnych, choć powolnych ataków, a drugi pozwala atakować przeciwników z większej odległości.

Niezależnie od tego, jaki styl walki wybierzemy, starcia w Star Wars Jedi: Survivor są bardzo ekscytujące. Starcia te potrafią też stanowić niezłe wyzwanie, choć oczywiście poziom wyzwania zależy od wybranego poziomu trudności.

Dużą częścią rozgrywki w Star Wars Jedi: Survivor jest rozwiązywanie zagadek i pokonywanie przeszkód środowiskowych. Dla niektórych graczy, którzy chcieliby więcej walki, ten aspekt może wydawać się wypełniaczem, ale dla mnie zagadki zawarte w „Ocalałym” były całkiem ciekawe. Co ważne, deweloperzy zadbali o to, aby nie były one dokładnie takie same jak w Fallen Order. Dlatego zaimplementowali sporo nowych mechanik. Z czasem Cal Kestis może skakać jeszcze dalej, a nawet pokonywać laserowe bariery. Kolejną dobrą wiadomością jest to, że Cal nie został w nowej grze osłabiony. Potrafi prawie wszystko to, czego nauczył się w Upadłym Zakonie. Jedną z drobnych zmian jest to, że w grze nie można już używać spowolnienia na pojedynczych wrogach. Zamiast tego mamy specjalną umiejętność, która jednocześnie spowalnia wszystkich wrogów wokół Cala.

Doceniam też fakt, że Survivor to znacznie mniej backtrackingu niż w Upadłym Zakonie. Wynika to głównie z tego, że nowsza gra pozwala na szybką podróż. Umożliwia też częstsze odblokowywanie skrótów. To powiedziawszy, nadal frustrujące jest, gdy po pokonaniu ponad 90% serii przeszkód gra cofa nas na jej sam początek.

Jeśli chodzi o sterowanie, rozgrywka w tej grze na klawiaturze i myszy nie jest zbyt wygodna. Pecetowego sterowania nie przemyślano odpowiednio dobrze. Mimo że ja grałam na PC, korzystałam wyłącznie z kontrolera Xbox.

Ogólnie rzecz biorąc, pod względem rozgrywki Star Wars Jedi: Survivor nie rozczarowuje. Ale gdzie cała ta rozgrywka w grze się odbywa?

Planety w Odległej Galaktyce

Chyba najwięcej czasu w Star Wars Jedi: Survivor spędzamy na planecie Koboh. Jest ona w pewnym sensie otwartym światem. W miarę rozwoju fabuły co jakiś czas na nią wracamy, by odkryć i poznać jej kolejne części. W trakcie rozgrywki odwiedzamy także kilka innych planet, które zbudowane są w znacznie bardziej liniowy sposób, podobnie jak planety z Fallen Order – i nie jest to nic złego. Świat gry nie wydaje się bowiem ani przytłaczający, ani zbyt pusty, ani nie sprawia wrażenia, jakby był zestawem korytarzy.

Oczywiście od czasu do czasu jesteśmy zachęcani w grze do odejścia od głównego wątku fabularnego. Podczas eksploracji możemy znaleźć cenne waluty, które możemy wymienić u różnych sprzedawców. Za te waluty możemy otrzymać opcje personalizacji Cala, jego miecza świetlnego i droida BD-1. W trakcie zabawy możemy trafić również na specjalne postacie poboczne. Jeśli z nimi porozmawiamy, ulepszymy Saloon Pyloony i odblokujemy np. minigrę Holotactics. Survivor oferuje znacznie szersze możliwości personalizacji niż Fallen Order. Możemy zmieniać fryzury i ubranie Cala. Co więcej, możemy modyfikować części jego miecza świetlnego oraz BD-1. Możemy nawet zdecydować, z jakich materiałów te części będą wykonane i jaki będą miały kolor.

Oprawa graficzna i klimat

Star Wars Jedi: Survivor to gwiezdnowojenna gra z prawdziwego zdarzenia. Jej muzyka, dubbing i efekty dźwiękowe są na najwyższym poziomie. Jeśli chodzi o samą muzykę, to mocno nawiązuje ona do filmów i seriali z uniwersum. Przyjemnych wrażeń dostarcza również oprawa wizualna gry. Każda planeta jest wypełniona wieloma szczegółami i ma wiele zapierających dech w piersiach widoków.

Ponadto Star Wars Jedi: Survivor oferuje wiele znanego z Gwiezdnych Wojen humoru. Najczęściej uśmiech na twarzy podczas zabawy wywołują droidy B1.

Problemy z wydajnością

Nie bez powodu Star Wars Jedi: Survivor początkowo miał w większości negatywne recenzje na Steamie. Gra jest piękna i oferuje mnóstwo rozgrywki, ale niestety optymalizacja w niej leży. Spadki FPS, błędy i crashe to w niej codzienność. Karygodne jest w szczególności to, jak gra działa na kartach graficznych z 8 GB VRAM.

Nawet posiadacze wydajniejszych kart graficznych nie mogą cieszyć się w Jedi: Survivor przesadnie dużą liczbą FPS. Komputer z podkręconą kartą graficzną Nvidia GeForce RTX 3070 Ti i podkręconym procesorem Intel Core i5-12600K CPU na ustawieniach wysokich i z wyłączonym Ray Tracingiem często nie był w stanie wyciągnąć w grze więcej niż 60 klatek na sekundę.

Podsumowanie

Star Wars Jedi: Survivor to świetna gra – być może najlepsza gra z uniwersum Gwiezdnych Wojen, jaka powstała. Jej rozgrywka, grafika, muzyka, opcje personalizacji i fabuła są po prostu oszałamiające. To powiedziawszy, ze względu na jej problemy z wydajnością wstrzymałabym się z jej zakupem do czasu, aż te problemy nie zostaną rozwiązane, zwłaszcza że gra kosztuje niemało.