God of War PC – recenzja. Kratos w końcu na pecetach

God of War PC – recenzja. Kratos w końcu na pecetach

Jak dobrze być pececiarzem. Doczekaliśmy czasów, w których ekskluzywne tytuły z konsol pojawiają się na komputerach osobistych. Jakiś czas po premierach konsolowych na blaszakach doczekaliśmy się Days Gone, Horizon: Zero Dawn i Death Stranding, a teraz do tego grona dołączył także God of War. Wszystkie te gry łączy wspólny mianownik: ich wydania pecetowe są co najmniej bardzo dobre.

God of War to opowieść o ojcu i synu oraz ich coraz mocniej zacieśniającej się relacji. Kratos jest surowym rodzicem, a Atreus dzielnym, ale początkowo niezbyt roztropnym młodzieńcem. Obaj po śmierci Faye, żony Kratosa, wyruszają w podróż, której finałem ma być rozsypanie jej prochów ze szczytu najwyższej góry świata. Droga do celu zaprezentowana po raz pierwszy blisko 4 lata temu na konsolach PlayStation 4 nie jest usłana różami.

God of War to gra, w której od początku dzieje się naprawdę dużo, choć kolejne mechaniki są wprowadzane do rozgrywki stosunkowo wolno. Już po kilku minutach zabawy każdy gracz zorientuje się, że dzieło Santa Monica Studios jest produkcją wyreżyserowaną z iście kinowym rozmachem. Sugeruje to nie tylko oprawa fabularna, ale również wizualia, udźwiękowienie i narracja w postaci świetnego polskiego dubbingu.

Gracze kierują poczynaniami tytułowego Boga Wojny, Kratosa, któremu w trakcie wędrówki coraz skuteczniej pomaga syn. Mnogość różnego rodzaju ciosów i ich kombinacji do odblokowania początkowo przytłacza, zwłaszcza osoby korzystające z klawiatury. Osobne drzewko umiejętności przypisano do Atreusa, któremu da się wydawać polecenia tak w zakresie wystrzeliwania strzał, jak i aktywacji jego umiejętności specjalnych. Takowymi dysponuje oczywiście i Kratos.

Wraz z rozwojem fabuły nabywać można coraz to lepsze przedmioty oraz umiejętności, których potencjał bojowy poprawiają ulepszenia. Warto eksplorować ciekawie zaprojektowany świat w poszukiwaniu skrzynek skrywających przeróżne skarby – to właśnie one zwiększają niektóre zdolności, pozwalają poprawiać właściwości bojowe wyposażenia, czy też dają pokaźny zastrzyk waluty w momencie sprzedaży.

Tempo akcji jest wysokie, a gracz co rusz zaskakiwany jest pojedynkami z coraz to nowymi większymi i mniejszymi przeciwnikami. Pojedynki urozmaica fakt, iż każdy oponent ma swój styl walki oraz słabe i mocne strony. Walcząc z kilkoma typami przeciwników na raz nieroztropnym jest machanie toporem lub pięściami na lewo i prawo, bo jest to działanie zwyczajnie nieskuteczne. Potyczki są emocjonujące głównie dlatego, że trzeba się umieć w nich odnaleźć – gdy to się uda, satysfakcja po zakończonej walce jest ogromna.

W redukowaniu opóźnień pomiędzy akcjami na klawiaturze i myszce, a ich wyświetleniu na ekranie pomaga w istotny sposób technologia NVIDIA Reflex. Jak bardzo i na czym polega? Zerknijcie tylko na poniższe wideo. God of War ze względu na dość wymagające pojedynki z dużymi bossami jest tytułem wręcz stworzonym do pokazu możliwości tej techniki.

Kwestią dyskusyjną pozostaje to, czy zaawansowane zdolności i kombinacje ciosów przydają się w ferworze walki. Często miałam wrażenie, że korzystam z połowy z nich i i tak radzę sobie doskonale. Wydaje mi się, że każdy gracz będzie po prostu korzystał ze swoich ulubionych kombinacji ciosów oraz umiejętności i… tyle.

Na osobny akapit zasługuje warstwa audiowizualna, która poza drobnymi mankamentami jest małym arcydziełem. Mogłabym się czepiać i pisać o lepiej i gorzej zaprojektowanych lokacjach, ale liczy się dla mnie całościowe wrażenie, a to w tym przypadku jest rewelacyjne. Piękno oprawy graficznej niechaj oddaje fakt, że poziomowi detali z PS4 odpowiada tu poziom niski-średni – a konsolowy God of War na telewizorach prezentował się przecież przepięknie! No to tu jest jeszcze lepiej. Zerknjcie tylko na zrzuty ekranu w tym wpisie – wszystkie pochodzą z gry.

Co najlepsze: God of War jest świetnie zoptymalizowany i działa znakomicie nawet na mniej wydajnych komputerach. Jeśli dysponujecie odpowiednią kartą graficzną, zrobicie użytek z obecnych tu technik NVIDIA DLSS lub AMD FidelityFX, zupełnie za darmo zwiększających dodatkowo liczbę klatek na sekundę.

Podsumowanie

God of War ma wszystko co potrzebne, by zdobyć w tym roku wiele nagród w kategorii gier na PC. To jedna z niewielu gier AAA, za które warto zapłacić. Czaruje angażującą fabułą, daje satysfakcję z każdego wygranego pojedynku i oczarowuje wysokimi walorami artystycznymi. Absolutnie polecam ją nie tylko miłośnikom gier akcji, ale wszystkim pececiarzom lubiącym po prostu ogrywać najlepsze produkcje.

Recenzje Lenovo Legion (cz. 32) – mamy powody do dumy

Recenzje Lenovo Legion (cz. 32) – mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru. Tym razem ponownie zerknęliśmy również na wpisy mediów zagranicznych.

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Android.com.pl – [Recenzja] Lenovo Legion 7 (Gen 6) – laptop dla graczy, który zachwyci nie tylko graczy

„Laptop dla graczy ewidentnie przestał sprawdzać się wyłącznie w grach. Lenovo Legion 7 (Gen 6) udowadnia, że ten sprzęt radzi sobie w wielu innych zadaniach, czyli po prostu w codziennej pracy. Oczywiście jego podstawowe przeznaczenie nie zostało odsunięte na bok. To jeden z najmocniejszych sprzętów na rynku, który w połączeniu z wyjątkowym ekranem pozwala cieszyć się wieloma godzinami w najnowszych grach na najwyższych ustawieniach. Naturalnie wszystko ma swoją cenę, a ta nie jest niska, ale zdecydowanie można ją obronić.”

Lenovo Legion 7 – zalety według testującego:

  • Rewelacyjny ekran 16:10 pod każdym aspektem
  • Topowa wydajność
  • Przemyślana i dobrze złożona konstrukcja
  • Od groma złączy

2. Tech2U – Lenovo Legion 5 – recenzja

„Jeżeli chcesz mieć udany laptop, solidny w wykonaniu i solidny do pracy to ten produkt jest do Ciebie.”

Lenovo Legion 5 – zalety według testującego:

  • Prostota
  • Ekran 120Hz
  • Klawiatura
  • Porty umiejscowione z tyłu
  • Solidność i jakość wykonania

3. Gamingsociety.pl – Lenovo Legion 5 Pro – To podobno najlepszy laptop gamingowy z Core i7-11800H i RTX 3070?

„Lenovo Legion 5 Pro to bardzo udana konstrukcja. Jego wydajność jest na wysokim poziomie, a co najważniejsze nawet w trakcie rozgrywki laptop jest relatywnie cichy i chłodny. Osobiście podoba mi się jego stylistyka i ekran w proporcji 16:10. Jedyne, do czego mogę się trochę na siłę przyczepić to ostatecznie wydajność. Chciałbym, żeby była minimalnie wyższa, by wszystkie tytuły w natywnej rozdzielczości działały w 60 klatkach na sekundę. Może z wyjątkiem Cyberpunka 2077, który niestety jest kiepsko zoptymalizowany. Poza tym małym przytykiem z mojej strony, jest to bardzo dobry laptop, który zasługuje na znaczek naszej rekomendacji oraz POWER, dla najwydajniejszego laptopa z układem graficznym GeForce RTX 3070, jaki do tej pory przetestowaliśmy.”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • wysoka wydajność
  • cicha praca układu chłodzenia
  • relatywnie niskie temperatury
  • ładny ekran
  • ładna stylistyka

4. Trusted Reviews – Lenovo Legion 5 Pro – recenzja

„Lenovo Legion 5 Pro jest wyposażony w innowacyjny i wysokiej jakości wyświetlacz, który w połączeniu z potężnymi komponentami zapewnia imponujące wrażenia z gry. (…)”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • wysoka moc obliczeniowa, nie tylko w grach
  • innowacyjny wyświetlacz 16:10
  • mnóstwo portów i dobre ich rozmieszczenie
  • wygodna i dobrze zaprojektowana klawiatura

5. Lon.TV – Lenovo Legion 5i Pro – recenzja

Recenzje Lenovo Legion (cz. 31) – mamy powody do dumy

Recenzje Lenovo Legion (cz. 31) – mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru. Tym razem ponownie zerknęliśmy również na wpisy mediów zagranicznych.

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Benchmark.pl – Kiedy już myśleliśmy, że lepiej się nie da. Recenzja Legion 7

„Patrząc po tym, co oferuje konkurencja, w zasadzie należy stwierdzić, że 10 tysięcy złotych to rewelacyjna cena. Zgadza się – Lenovo mogłoby sobie więcej za taki sprzęt liczyć, a nadal byłoby bardzo opłacalnie! Dostajemy tu obecnie najlepiej zrównoważoną matrycę, mnóstwo szybkich portów i solidną, a przy tym całkiem zgrabną, konstrukcję. W środku czeka na nas prawdopodobnie najwydajniejsze chłodzenie, jakie można spotkać w laptopach, które możemy (w zależności od wybranej konfiguracji) sparować z najwydajniejszymi mobilnymi podzespołami.”

Lenovo Legion 7 – zalety według testującego:

  • w pełni wykorzystany potencjał RTX 3080 16 GB – TGP 165 W
  • bardzo wysokie (najwyższe) limity mocy dla procesora i karty
  • wyśmienita kultura pracy pod obciążeniem
  • matryca 16” 2560×1600 px z odświeżaniem 165 Hz
  • 500 nit jasności i HDR Dolby Vision
  • duża ilość i ergonomiczne umiejscowienie szybkich portów
  • całkiem przyjemne dla oka podświetlenie RGB (które można wyłączyć)
  • nienajgorzej brzmiące głośniki

2. Tech-room.pl – Recenzja laptopa Lenovo Legion 5

„Lenovo Legion 5 to laptop, który daje radę na każdej płaszczyźnie. Nie ważne czy testujemy go w najbardziej wymagających grach czy używamy do biurowych prac. Wszędzie spisuje się na 5+. Ma swoje mankamenty jak właśnie głośna praca w wymagających tytułach czy właśnie owy, dość mały ekran, jednak przy takich komponentach jest to coś, co można zaakceptować. Przez cały okres testowania go w przeróżnych grach czy programach, użytkowanie go sprawiało mi sporo zabawy. W każdej grze mogłem bawić się na najwyższych detalach, a w każdym programie działać naprawdę komfortowo, bez żadnych zbędnych ścięć programów. Zdecydowanie laptop prawie idealny, z doprawdy drobnymi mankamentami.”

Lenovo Legion 5 – zalety według testującego:

  • wydajne działanie
  • odświeżanie 240 Hz i 3 ms czas reakcji matrycy
  • przyzwoite temperatury pod obciążeniem

3. Tom’s Guide – Lenovo Legion 5 Pro – recenzja

„Lenovo Legion 5 Pro zapewnia solidną jakość wykonania i dyskretny design w rozsądnej cenie. Dzięki procesorowi AMD Ryzen 7 5800H i karcie graficznej Nvidia GeForce RTX 3070 zagrasz na nim w każdą grę.”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • moc obliczeniowa
  • atrakcyjny wygląd
  • duży, 16-calowy wyświetlacz o częstotliwości odświeżania obrazu 165 Hz
  • doskonała jakość wykonania

4. Ultrabookreview.comRecenzja Lenovo Legion 5 Pro

„Lenovo Legion 5 Pro to doskonały laptop do gier i innych zastosowań. W konfiguracji z procesorem AMD Ryzen 7 i kartą graficzną NVIDIA GeForce RTX 3060 radzi sobie świetnie w zasadzie na każdym kroku i jest dostępny w bardzo konkurencyjnej cenie. Chociaż nie brak mu pewnych dziwactw, niewiele innych produktów może dorównać mu pod względem ogólnej wartości. Przed zakupem upewnij się tylko, że odpowiada Ci jego rozmiar i masa.”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • jakość wykonania na poziomie premium
  • dobrej jakości ekran 16:10 QHD 165 Hz
  • bogaty zestaw złączy
  • doskonała wydajność w grach i zastosowaniach profesjonalnych
  • serwisowalny i z możliwością rozbudowy
  • akumulator 80 Wh i długi czas pracy bez zasilacza
  • konkurencyjna cena

5. JustIN Tech Tips – Recenzja Lenovo Legion 5 Pro

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • bardzo atrakcyjna cena
  • świetny stosunek wydajności do ceny
  • piękny ekran 1440p
  • cicha praca wentylatorów nawet pod obciążeniem

6. GadgetByte – Recenzja Lenovo Legion 5 Pro: gamingowa bestia

https://youtube.com/watch?v=u1MdMj7scLM%3Frel%3D0

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • świetna jakość wykonania
  • piękny ekran
  • wysoka wydajność
  • skuteczny układ chłodzenia

7. XDA Developers – Recenzja Lenovo Legion 7: Wielki, odważny i wydajny

„Lenovo Legion 7 wyróżnia się na tle innych notebooków odważnym designem i mnóstwem świateł RGB. To także jeden z najpotężniejszych laptopów do gier, jakie można kupić teraz na rynku.”

Lenovo Legion 7 – zalety według testującego:

  • fantastyczna wydajność w grach
  • świetny wyświetlacz o wysokiej rozdzielczości i częstotliwości odświeżania 165 Hz
  • wysoka wytrzymałość

8. ONMSFT – Lenovo Legion Slim 7 Recenzja – świetny wygląd gaminowego PC

„Slim 7 to urządzenie stworzone z myślą o osobach, którym zależy na odpowiednim designie. Do tej samej kategorii cenowej komputerów należą urządzenia, które lepiej wykorzystują RTX 3060, ale wyrafirowany, smukły kształt Slim 7 to świetne podejście do laptopów do gier w 2021 roku.

Zamiennika komputera stacjonarnego szukałbym gdzie indziej, ale jako przenośny sprzęt do gier, przy niezbyt intensywnym użytkowaniu (2 lub ponad 3 godziny grania), a także do pracy, Slim 7 wraz ze swoim designem sprawdza się w sam raz. Niemniej, aby jego wygórowaną cenę móc uzasadnić, Lenovo musiałoby podnieść jego wydajność

Battlefield 2042 – recenzja. Cztery gry w jednej?

Battlefield 2042 – recenzja. Cztery gry w jednej?

Chyba najwyższy czas pogodzić się z tym, że gry weszły do mainstreamu… mniej więcej kilka lat temu. Podczas gdy fani serii Battlefield zasypują Battlefield 2042 negatywnymi recenzjami, casualowi gracze zdają się po prostu dobrze bawić i nie przejmować pewnymi „niedociągnięciami”. Czy Battlefield 2042 faktycznie zasługuje na krytykę, czy może jest ofiarą wygórowanych oczekiwań środowiska graczy?

Muszę przyznać, że należę do #teambattlefield. Call of Duty odpycha mnie wysokim tempem rozgrywki, ciasnymi mapami i niewielką skalą potyczek. Grałam w każdą odsłonę Battlefielda od czasów… Battlefield 1942. Można powiedzieć, że serię znam doskonale, lubię ją, a mimo to nie miałam żadnych oczekiwań związanych z Battlefield 2042. Dzięki temu bawiłam się dość przyzwoicie, a do mankamentów podeszłam zupełnie na chłodno.

Zabawę z grami z serii Battlefield zawsze zaczynam od kampanii. No więc w Battlefield 2042 kampanii nie ma. No nie ma i już – po raz pierwszy od ponad 10 lat. Można oczywiście powiedzieć, że w dzisiejszych czasach rządzą gry wieloosobowe, ale… wiecie z resztą jak jest.

W trybie wieloosobowym maksymalna liczba graczy wzrosła do 128 i nie powiem, byłam tym bardzo podekscytowana. Mapy urosły w taki sposób, aby pomieścić wszystkich żołnierzy, co z kolei wymusiło drobne zmiany w trybie Podboju. A, właśnie. W module All Out Warfare tryby są tylko dwa: Podbój i Przełamanie. Słabo, co? W podboju należy przejmować punkty będące częścią większych stref. Strefa zostaje przejęta z chwilą przejęcia wszystkich punktów. W Przełamaniu chodzi o obronę lub atak na dwa punkty. Po ich zdobyciu potyczki przesuwają się do kolejnej części mapy.

Wirtualne pole bitwy jest piękne, zwłaszcza z włączonymi efektami NVIDIA RTX, ale dość puste zarazem. Serio, nie spodziewałem się, że napiszę to zdanie akurat o Battlefield 2042. Brakuje broni stacjonarnej, choć oczywiście walki pomiędzy piechotą urozmaicają przeróżne pojazdy rozsiane na mapie. Mega efekciarsko prezentują się efekty pogodowe i oprawa graficzna, zwłaszcza na wydajnym sprzęcie. Tytuł ogrywałam na Palit GeForce RTX 3080 GameRock oraz procesorze Intel Core i7-11700K – zapewne domyślacie się, że działał on wyśmienicie w rozdzielczości 2K, nawet z wyłączonym DLSS. Rozmach bitew czuć na każdym kroku, ale projekt samych map… No nie wiem.

Na każdym kroku rywalizacji irytował mnie brak tabeli wyników. Jeśli to nie oznacza, że Battlefield 2042 kierowany jest do casualowego gracza, to co jest lepszym dowodem? Naprawdę, po prostu jej nie ma. Ogólnie interfejs nowego Battlefielda jest bardzo niespójny, nieczytelny i po prostu dość trudny w obsłudze. To z kolei stoi już w sprzeczności z tym, co napisałam chwilę wcześniej. Dla kogo tak naprawdę jest Battlefield 2042? Hm. PS wyszukiwarki serwerów też nie ma.

W Battlefield 2042 pojawili się operatorzy w stylu Call of Duty z unikalnymi umiejętnościami, a twórcy zrezygnowali zupełnie z klas. Czy to hero shooter czy nadal Battlefield? Nie wiem. Wiem natomiast, że pomimo że różnica wydaje się minimalna, to jest wyczuwalna. Na szczęście EA DICE daje graczom spore pole do popisu jeśli chodzi o personalizację wyposażenia. Medyk z ciężkim karabinem maszynowym? Okej. A może z karabinem snajperskim? Proszę bardzo. Ba, może nawet rzucać amunicję pobratymcom. Realistyczne? Nie, ale czy BF stawiał kiedyś na realizm? A skoro przy realizmie jesteśmy…

Inni żołnierze na polu bitwy to gąbki na pociski. Wiem, że to strzelanka typu arcade, ale wciąż wolałabym, aby pociski z działka helikopterowego sprawniej eliminowały oponentów. Niektóre wymiany ognia zakrawają o śmieszność. Bronie nie są z resztą najlepiej zbalansowane, a „feeling” strzelania mógłby ulec poprawie. Ach, no i do dyspozycji graczy oddano ledwie 22 „pukawki”. Trochę mało, nie sądzicie?

To na szczęście nie wszystko, co przygotowało EA DICE. Są jeszcze dwie niespodzianki.

Czymś zasługującym na szczególną uwagę jest Portal. Nie skłamię nazywając go mini remasterem trzech gier z serii Battlefield – Battlefield 1942, Bad Company 2 i Battlefield 3. W trybie tym dostępnych jest sześć map znanych z klasycznych odsłon serii – rzecz jasna zremasterowanych wraz z całym towarzyszącym anturażem w postaci broni i pojazdów. Szczerze? Nie wiem czy to nie jedna z najmocniejszych stron nowego BF-a.

Portal to także opcja zabawy w sposób w pełni spersonalizowany przez graczy. Zremasterowane mapy to tylko mały zalążek tego, co oferuje. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykreować w jego ramach własną grę z własnymi założeniami w stylu bitwy na noże dla 128 graczy. Nie wiem po co, ale dlaczego nie?

Drugą z niespodzianek stanowi Hazard Zone, który jest dedykowanym zespołom czteroosobowym. Prawdę powiedziawszy, jeśli nie macie dobrych znajomych do wspólnego strzelania, to… no nie wiem. 32 czteroosobowe zespoły rzucone na jedną mapę muszą przejmować dyski z danymi z rozbitych satelitów. Brzmi trochę jak battle royale? Nie no, proszę Was, drugi Fortnite z tego nie będzie. Twórcy ewidentnie chcieli zróżnicować zabawę, ale na moje oko powinni skupić się na tym, aby coś zrobić po prostu dobrze. Zamiast tego otrzymujemy misz-masz, który ma zadowolić wszystkich, a w konsekwencji nie zadowala w pełni niemal nikogo.

Podsumowanie

Grając w Battlefield 2042 miałam flashbacki z Battlefield 4. Produkcja EA DICE sprzed lat w okolicy swojej premiery wypełniona była po brzegi bugami, a gracze wylewali swoje frustracje za pośrednictwem negatywnych recenzji. Analogiczna sytuacja ma miejsce teraz z nowym Battlefield 2042. Niezrozumiałe decyzje twórców mocno rzutują na finalny obraz skądinąd przyzwoitej odsłony popularnego cyklu. Jeżeli co do Battlefield 2042 nie masz żadnych oczekiwań, prawdopodobnie będziesz bawił się całkiem dobrze… o ile nie zależy Ci na trybie jednoosobowym, którego po raz pierwszy od ponad dekady po prostu nie ma. Fani serii po kontakcie z nowym „beefem” mogą ze złości zgrzytać zębami. Ja do grona fanów może się nie zaliczam, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś więcej.

Battlefield 2042 zapewnił mi rollercoaster emocji i wierzę, że kolejne aktualizacje są w stanie zapewnić grze ocenę o co najmniej punkt wyższą.

Mocne strony:Słabe strony:
wciągający tryb podbójmożliwość zabawy w nawet 128 osóbimponujące efekty pogodoweoprawa graficznaBattlefield Portal to doskonały pomysłzaimplementowany DLSSbrak kampanii dla jednego graczatylko dwa tryby zabawytylko sześć map w „oryginalnym” BF 2042przeciętny, wręcz nudny moduł Hazard Zonebrak tabeli wyników

Ocena ogólna: 6,5/10

New World – recenzja najgorszej gry, w której chętnie spędziłam prawie 120 godzin

New World – recenzja najgorszej gry, w której chętnie spędziłam prawie 120 godzin

28 września, po wielu opóźnieniach, na komputerach osobistych w końcu zadebiutowało New World – MMORPG Amazon Studios. Teraz, po spędzeniu w grze niemal 120 godzin i dogłębnym zapoznaniu się z jej charakterem, postanowiłam ją dla Was zrecenzować. Sprawdźcie, czy jest to tytuł, w którym warto spędzić czas.

New World – kilka słów wstępu

Akcja New World rozgrywa się w XVII-wiecznej, amerykańskiej kolonii Aeternum, w której gracze lądują jako rozbitkowie. Tylko od nich zależy to, w jaką rolę się wcielą. W New World można zabijać potwory, ale też wznosić budynki, a nawet całe osady, uprawiać ziemię, zajmować się myślistwem lub wykonywać całą masę innych aktywności.

Aeternum to wyspa, na której występuje tajemnicza substancja Azoth – jest ona jednocześnie źródłem ogromnej mocy, jak i powodem wszelakich nieszczęść i plag. Wyspie nie brakuje sekretów, których strzegą jej pradawni mieszkańcy oraz siły natury, a które my będziemy starali się odkryć podczas naszej przygody.

New World jest grą z otwartym światem. Świat ten jest podzielony na cały szereg różnych obszarów. Kontrolę nad tymi obszarami mogą przejmować Kompanie reprezentujące dostępne w grze frakcje. W New World nie brakuje miast i Fortów kolonizatorów, a także ruin pradawnej cywilizacji, lasów, łąk, gór i innych krajobrazów.

MMO wyjątkowe, a jednocześnie… nijakie

Rzadko zdarza się, że na rynku debiutuje nowa gra MMO RPG. Jeszcze rzadziej zdarza się, że na rynku debiutuje naprawdę unikatowa gra MMO RPG. Tego, że New World jest wyjątkowe, nie można zaprzeczyć. Nie zdarzyło mi się dotychczas grać w MMO osadzone w rzeczywistym świecie. Chociaż jego akcja rozgrywa na fikcyjnej wyspie, na której można spotkać zombie, szkielety, roślinne stwory i inne kreatury, czuć w nim klimat XVI-wiecznych Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. To za sprawą sposobu, w jakim mówią postacie i w jaki się ubierają, a także za sprawą przynajmniej części otaczającej gracza architektury.

New World jest unikatowe także pod względem nacisku na PvP – w przypadku tego tytułu jest on bardzo duży. Gracze mają ogromny wpływ na świat gry – mogą dołączać do frakcji i ich Kompanii i jako Kompanie przejmować kontrolę nad terytoriami, by zbierać na ich terenie podatki, rozbudowywać osady i skutecznie bronić je przed inwazjami Skażonych. O przejęte już tereny można walczyć w ramach wojen, jednakże aby wojnę zapoczątkować frakcja musi zdobyć wystarczająco duże wpływy w obszarze – poprzez wykonywanie misji PvP. Gracze nie mają jednak obowiązku angażowania się w PvP – mogą zablokować innym graczom możliwość atakowania ich. To powiedziawszy, wiele na tym tracą.

No właśnie – niestety każdy, kto nie jest miłośnikiem PvP, wiele w New World traci. Ani główna linia fabularna, ani zadania poboczne, nie są w tytule tym zbyt rozbudowane. Wszystkie zdania sprawiają wrażenie napisanych na kolanie i są niezwykle powtarzalne. W ramach zdecydowanie większości z nich musimy udać się w konkretne miejsce i zabić konkretnego jegomościa lub jegomościów czy też znaleźć konkretne przedmioty. Co więcej, wyjątkowo powtarzalni są przeciwnicy, których, wykonując te zadania, spotykamy. Jeśli dobrze liczę, to w grze umieszczono maksymalnie 15 modeli mobów na krzyż, w tym kilka różnych wariantów zombie. To naprawdę słabe. Ogólnie rzecz biorąc, skróty klawiaturowe „Ctrl + C” i „Ctrl + V”, były przez deweloperów wykorzystywane bardzo często. Niektóre miasta są swoimi lustrzanymi odbiciami, albo nieco obróconymi bliźniaczymi wersjami. Jedynym naprawdę unikatowym obszarem w grze jest Ebonscale Reach.

dużo grindu, ale przynajmniej mnie grind ten relaksował. W grze mamy aż kilkanaście profesji i każdy gracz może się parać absolutnie każdą – nie musimy wybierać dwóch niczym w World of Warcraft. Podzielono je na profesje polegające na zbieraniu surowców, na przykład, wyrąb i górnictwo, profesje polegające na przetwarzaniu surowców, takie jak tkactwo i garbarstwo, a także profesje polegające na rzemiośle – choćby inżynierię czy kucie broni. Wbicie maksymalnego poziomu wszystkich profesji wymaga wytrwałości. W przypadkach niektórych wystarczą jednak ogromne fundusze. Największą wadą systemu profesji jest to, jak nieproporcjonalnie trudne jest levelowanie niektórych profesji – w szczególności rybołówstwo i meblarstwo. Największa jego zaleta to zaś to, że produkty, które otrzymujemy za sprawą rzemiosła, są rzeczywiście przydatne i mają w grze znaczenie.

Problemy, obok których trudno przejść obojętnie

Podoba się Wam ogromny nacisk na PvP w New World? Nic dziwnego. Ja największą miłośniczką PvP nie jestem, ale i w nim spróbowałam swoich sił. Szkoda, że doświadczenia płynące z tego typu rozgrywki psują dysbalans między poszczególnymi dostępnymi w grze broniami (które zastępują system klas postaci), błędy, kolejne exploity wykorzystywane przez wielu graczy, a także spadki wydajności. Podczas wojny, udział w której bierze łącznie 100 graczy, występują takie lagi i spadki FPS, że momentami gra jest dosłownie niegrywalna. Wracając do exploitów – rozczarowujące jest to, że tak naprawdę dopiero teraz deweloperzy zaczęli permanentnie banować za nie graczy.

To nie koniec wad New World. W tytule tym nie zachwycają również podziemia, zwane Ekspedycjami. Poza nielicznymi bossami, większość przeciwników, które możemy w nich spotkać, to kopie przeciwników spotykanych w otwartym świecie. Poza tym, pierwsze trzy podziemia są do siebie bardzo podobne, a przez to nudne. Cieszy jednak to, że w New World nie ma systemu pokroju Dungeon Findera z World of Warcraft. Zmusza to graczy do komunikowania się ze sobą.

Wypada wrócić jeszcze do systemu frakcji w New World – systemu, który jest po prostu niedopracowany. W grze występują trzy rywalizujące ze sobą frakcje, do których gracze mogą dołączać. Niestety, jako że gra nie zachęca graczy w żaden sposób, by dołączać do słabszych frakcji, a z czasem po prostu uniemożliwia dołączanie do tej najsilniejszej, na wielu serwerach większość terenów, jeśli nie wszystkie, już została przejęta przez pojedynczą frakcję. Proces ten raczej nie zostanie odwrócony, a to dlatego, że w wielu przypadkach gracze należący na danym serwerze do słabszej frakcji przenieśli się na taki serwer, gdzie ich frakcja ma przewagę nad innymi. To samo spowodowało, że spora część serwerów po prostu opustoszała. Sama kilka tygodni temu przeniosłam się na inny serwer, albowiem na moim było tak mało graczy, że przez kilka dni nie byłam w stanie znaleźć drużyny niezbędnej do ukończenia Ekspedycji. Szkoda, że Amazon stworzył serwery dla maksymalnie 2000 graczy, zamiast serwerów, na których występowałoby coś jak sharding w WoWie. Teraz, przez odpływ graczy, firma musi łączyć niektóre serwery ze sobą.

Pewnie zastanawiacie się, jak w New World wygląda tak zwany endgame – co czeka Was po wbiciu maksymalnego, 60 poziomu doświadczenia. Cóż, naprościej mówiąc, tytuł ten posiada najgorszy endgame ze wszystkich MMO w jakie grałam. Stanowi on niemal niekończący się grind, polegający głównie na wybijaniu kolejnych elitarnych mobów i otwieraniu kolejnych elitarnych skrzynek, w celu zdobywania coraz to lepszego i lepszego uzbrojenia na każdym slocie i zwiększania swoich szans na zdobywanie coraz to lepszego uzbrojenia.

Mnie w New World mierzi też to, że na uzbrojenie można nakładać tylko skórki przedmiotów ze sklepu Amazonu, kupione za prawdziwe pieniądze. Gra nie posiada systemu transmogryfikacji pozwalającego na wykorzystywanie wyglądu przedmiotów, które wcześniej znaleźliśmy. Szkoda, albowiem uzbrojenie w New World wygląda bardzo ładnie.

Są też inne zalety

Żeby nie było, że tylko narzekam – New World ma i swoje mocne strony. Jedną z nich jest oprawa graficzna. Ta jest naprawdę przyjemna dla oka i bliska realizmowi, tak jak animacje. Zabawa przy najwyższych ustawieniach graficznych bardzo cieszy oczy.

Kolejny mocny element New World to swoboda rozwoju postaci. Teoretycznie nie musicie zabić ani jednego przeciwnika w grze, aby zdobyć 60 poziom. To dlatego, że punkty doświadczenia zdobywamy też za eksplorację, zbieranie surowców, crafting czy wykonywania zadań z tablicy ogłoszeń, polegających często na dostarczaniu zebranych surówców orac stworzonych przez siebie mikstur, potraw i innych produktów. Podczas zabawy rozwijamy nie tylko poziomy doświadczenia, ale i poziomy obeznania z poszczególnymi broniami. Umiejętność walki każdą bronią możemy ulepszać aż do 20. poziomu, rozwijając jednocześnie specjalne drzewka umiejętności. Jeśli chodzi o samą walkę, ta jest bardzo dynamiczna i przyjemna. Przypomina to, co oferują gry akcji.

Godzien pochwały jest także brak minimapy. W wielu grach przyciąga ona wzrok tak bardzo, że gracze nie skupiają się na swoim otoczeniu. Eksploracja bez minimapy jest zdecydowanie bardziej immersywna. Cieszę się zatem, że Amazon nie zezwala na używanie addonów, które ją do gry dodaj. Zamiast minimapy mamy tu kompas, na którym wyświetlają nam się pobliskie złoża rudy, czy zwierzyna. Szkoda tylko, że przynajmniej na razie kompas działa nie do końca tak jak trzeba. Czasem ruda pojawia się na kompasie dosłownie dopiero wtedy, gdy już się o nią potykamy.

Wbrew temu co można poczytać w internecie, dobrym posunięciem było również nie implementowanie przez deweloperów w grze wierzchowców. Tak, w grze musimy dużo chodzić, a szybka podróż z użyciem azothu jest droga, ale mamy też raz na godzinę możliwość wykonania szybkiej podróży do gospody, z dowolnego punktu mapy. Na dodatek, możemy też za darmo teleportować się do kupionych przez siebie domów. Teleport do każdego z domów posiada cooldown, ale ten za każdym razem można niskim kosztem azothu zresetować.

Tak, każdy gracz w New World może posiadać nie jeden, a kilka domów. Za posiadanie domów należy płacić podatki, ale z pewnością warto to robić, gdyż umożliwiają one powiększenie pojemności swojej skrytki w każdym z miast i ułatwiają wspomniane szybkie podróżowanie. Domy można rzecz jasna wyposażać w meble – albo wykonane własnoręcznie, albo kupione na rynku.

Podsumowanie

New World to zdecydowanie gra z potencjałem, ale póki co odkładam ją na bok. Mimo że posiada ona wiele interesujących aspektów, jej wady wręcz przytłaczają. Deweloperzy muszą poprawić jej optymalizację, opracować ciekawszy endgame, naprawić exploity i liczne błędy, zaimplementować rozwiązania poprawiające balans broni i frakcji i nie tylko. Na szczęście, koszt zakupu gry nie jest zbyt duży, a granie w nią nie wymaga subskrypcji.

Mocne strony:Słabe strony:
Bardzo ładna oprawa graficznaPrzystępna cena i brak subskrypcjiSystem craftinguSwobodny rozwój postaciWbrew pozorom wygodny system szybkiej podróżyPrzyjemny i dynamiczny system walkiBrak minimapyNieunikniony imbalans frakcjiProblemy z wydajnością i spadki FPSNudne, nieangażujące i powtarzalne zadaniaNiewiele typów przeciwnikówNieprzemyślany system serwerówZbyt duży nacisk na PvPObecność bugów psujących frajdę z rogrywkiZbyt luźne podejście deweloperów do exploiterówBrak systemu transmogryfikacjiWszechobecny grind

Ocena ogólna: 5/10

Back 4 Blood – recenzja. Wielki powrót Left 4 Dead… tak jakby

Back 4 Blood – recenzja. Wielki powrót Left 4 Dead… tak jakby

Od premiery kultowej strzelanki kooperacyjnej Left 4 Dead minęło już blisko 13 lat. Ależ ten czas leci! Wyprodukowany przez Turtle Rock Studios i wyprodukowany przez Valve Corporation shooter stawiał przed graczami bardzo prosty cel: przedzierać się w czteroosobowym zespole przez hordy przeróżnych zombie, realizując przy tym proste zadania wyznaczane przez fabułę kampanii. Left 4 Dead 2 powtórzyło sukces poprzednika, a Left 4 Dead 3 nigdy się nie doczekaliśmy. A może jednak? Na sklepowych półkach wylądowało niedawno Back 4 Blood, stworzone przez to samo studio i…

Jeśli lubiłeś Left 4 Dead, pokochasz Back 4 Blood

Cztery akty kampanii fabularnej, czteroosobowa drużyna, garść zróżnicowanych gatunków zombie i pokaźny arsenał broni do odsyłania stworów na tamten świat – Back 4 Blood u niejednego przywoła wspomnienia sprzed lat. Back 4 Blood wprowadza powiew świeżości nie tylko efektowną grafiką wspieraną przez technikę NVIDIA DLSS, ale też kilkoma innymi bajerami.

Back 4 Blood ma w sobie coś z looter shootera, coś z karcianki (system kart działa znakomicie), a nawet gry z gatunku roguelite. Jasne, kampania składająca się z około 30 poziomów wystarcza na maksymalnie 7 godzin zabawy, ale rozgrywka nie jest powtarzalna. Ta może wyglądać zupełnie inaczej, w zależności od tego na jakie bronie postawicie, jakie karty aktywujecie i z jaką drużyną przyjdzie Wam sięgać po kolejne cele misji. Oczywiście podniesienie poziomu trudności może utrudnić zabawę, ale… nie przesadzajcie z tym, dobrze Wam radzę.

W Back 4 Blood do wyboru jest aż 8 wyspecjalizowanych w zabijaniu zombie postaci, różniących się od siebie unikalnymi bonusami ułatwiającymi rozwałkę nie tylko im, ale też całej drużynie. To jest właśnie element hero shootera, o którym wspomniałam. Chcesz rozwalać zombie z daleka? Żaden problem, masz spory wybór bohaterów. A może chcesz postawić na specjalistkę Holly i rozprawiać się z potworami bronią białą? Droga wolna! Wybierz Hoffmana, a inni gracze będą Cię ubóstwiać. Dlaczego? Będziesz im rozdawał amunicję.

Strzelanie do zombie daje masę frajdy. Mechanika prowadzenia ognia jest satysfakcjonująca, animacje ruchu postaci są lepsze niż można by się spodziewać po silniku Source, a pole batalii prezentuje się całkiem efektownie. Interfejs jest czytelny i o skuteczności trafień informuje kilkoma różnymi kolorami. Do wyboru jest ok. 30 różnych, modyfikowalnych broni – naprawdę sporo. Wyposażenie kupuje się za walutę zdobywaną w trakcie mordowania kolejnych żywych trupów i każda rozgrywka może wyglądać inaczej za sprawą indywidualnych wyborów członków drużyny. Zakupów dokonywać można na początku każdej misji.

Technologia NVIDIA DLSS dba przy tym wszystkim o to, aby posiadacze kart GeForce GTX i RTX mieli o kilkadziesiąt procent więcej klatek na sekundę w grze, o ile oczywiście włączą DLSS. Do wyboru jak zawsze jest kilka ustawień powiązanych z jakością. Im wyższa jakość, tym mniejszy zysk w klatkach na sekundę. Back 4 Blood ogrywałam na karcie graficznej Palit GeForce RTX 3080 GameRock, która radziła sobie z tytułem znakomicie na najwyższych detalach i w rozdzielczości 1440p. Gra nie jest wymagająca i produkcja działa świetnie nawet na laptopie z układem NVIDIA GeForce GTX 1660 Ti.

A co z tymi kartami, o których wspominałam wcześniej? Już tłumaczę. Każdy gracz może zbudować sobie zestaw z 15 kart, przy czym odblokować można aż 100 różnych kart. Każda z nich wpływa pozytywnie na zdolności bojowe postaci – oczywiście w mniejszym lub większym stopniu. Na początku każdej rozgrywki wybiera się kilka z nich, a potem, co poziom, dobiera po jednej. Rzecz jasna karty należy dopasować do profesji postaci oraz swojego stylu gry. Ten element rozgrywki ma spore znaczenie i z czasem będziecie stawać się lepsi nie tylko ze względu na rosnące umiejętności, ale też po prostu lepsze karty.

W Back 4 Blood nie zabrakło trybu PvP. Czterech graczy wciela się w postacie ludzkie, a cztery w potwory. Tryb ten stawia przed ludźmi wyzwanie przetrwania ataków potworów w ściśle określonym czasie. Później następuje zamiana ról. Szczerze? Wolałam kampanię! Potyczki rozgrywają się na zdecydowanie zbyt małych mapach, a gracze kierujący poczynaniami potworów mają zbyt dużą przewagę, mogąc kupować ulepszenia w trakcie rozgrywki.

Podsumowanie

Back 4 Blood zapewni mnóstwo rozgrywki każdemu, kto lubi klimat dynamicznych shooterów z żywymi trupami i lubi produkcje, do których można wskoczyć dosłownie na kilkanaście minut. Back 4 Blood to udany następca Left 4 Dead. Moim jedynym poważnym zastrzeżeniem jest to, że nie jest to gra dla osób pragnących bawić się w pojedynkę.

Mocne strony:Słabe strony:
Left 4 Dead na sterydachangażująca zabawa w kooperacjifajna mechanika strzelaniawciągający system kartzróżnicowane zombiakisporo broni i ich modyfikacjiniezła oprawa graficznaNVIDIA DLSSgra solo to nuda i praktycznie nie ma sensuprzeciętne animacjenudnawy tryb Rój

Opublikowano przez: Lenovo Legion

Recenzje Lenovo Legion (cz. 30) – mamy powody do dumy

Recenzje Lenovo Legion (cz. 30) – mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru.

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Benchmark.pl – Test Lenovo Legion 5 Pro z RTX 3070 oraz Ryzen 7 5800H

„W cenie zaczynającej się od około 5 tysięcy złotych za modele z RTX 3050 i Ryzen 5 5600H i kończącej się w okolicy 9 tysięcy złotych za nasz model z recenzji, nie można nowego Legiona 5 Pro określić mianem taniego. Znajdziecie sporo tańszych konstrukcji z pozornie taką samą specyfikacją, ale należy mieć na uwadze, że większość, jeśli nie wszystkie z nich, nie zaoferują takiej wydajności oraz kultury pracy. Od nas Legion z tego właśnie powodu otrzymuje odznaczenie super produktu i super opłacalności.”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • bardzo wysokie (najwyższe) limity mocy dla procesora i karty,
  • wyśmienita kultura pracy pod obciążeniem,
  • matryca 16” 2560×1600 px z odświeżaniem 165 Hz,
  • 500 nit jasności i HDR Dolby Vision,
  • duża ilość i ergonomiczne umiejscowienie szybkich portów,
  • nie najgorzej brzmiące głośniki

2. PurePC.pl – Test Lenovo Legion 5 Pro

„Jeśli miałbym wybrać laptopa marki Lenovo, który w tym roku okazuje się najlepszym wyborem dla graczy, bez wahania wybrałbym Lenovo Legion 5 Pro. We wszystkich najważniejszych aspektach tj. jakość wykonania, ekran, wydajność podzespołów, sprzęt ten niczym nie ustępuje droższemu modelowi Lenovo Legion 7-16. Wiele elementów podsumowania Lenovo Legion 7-16 mógłbym bez problemu przełożyć na doświadczenia z użytkowania Lenovo Legion 5 Pro. Finalnie otrzymujemy bardzo dobrego notebooka do gier, który poradzi sobie właściwie z każdym tytułem, w wielu przypadkach także w natywnej rozdzielczości ekranu. (…) Najpoważniejszym problemem dla Legiona 5 Pro wydaje się być obecnie jego mierna dostępność.”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • Wysoka jakość wykonania laptopa, aluminiowa obudowa
  • Obudowa notebooka o bardzo minimalistycznym projekcie
  • Dopracowana klawiatura, dobry touchpad
  • Świetna wydajność zestawu w grach i programach
  • Bardzo dobra kultura pracy, dzięki wykorzystaniu komory parowej
  • Konkretny zestaw portów do podłączenia peryferii
  • Fizyczny przycisk wyłączający kamerę (jeśli nie potrzebujemy)
  • Matryca 16:10 o wysokiej rozdzielczości, ze wsparciem dla NVIDIA G-SYNC
  • Sprzęt posiada fizyczny przełącznik MUX, umożliwiający podpięcie dGPU bezpośrednio do ekranu

3. PPE.pl – test Lenovo Legion 7

„Testowany dzisiaj laptop jest pod wieloma względami zachwycający. Ma świetnie wykonaną, aluminiową obudowę, bardzo elegancki, stonowany design i bajeranckie, jak dla mnie, podświetlanie RGB. Zamontowane wewnątrz podzespoły są absolutnie topowe, szczególnie w przypadku karty graficznej, której TGP wynosi kosmiczne, jak na laptopa, 165W, utrzymując taktowania na poziomie 1750 MHz dla rdzenia. Nikt nie pogardzi też 16GB pamięci VRAM. Procesor AMD Ryzen 7 5800H wyposażony w 8 rdzeni i 16 wątków dobrze sobie radzi w codziennych zastosowaniach, chociaż do tak potężnego GPU aż prosi się o dołożenie jeszcze mocniejszej jednostki. Całości dopełniają szybkie pamięci RAM, przepiękna matryca i przyzwoita kultura pracy. Nie sposób też narzekać na klawiaturę – wygodną, cichą i pełnowymiarową. Największymi mankamentami są w zasadzie temperatury układu pod obciążeniem i mocne nagrzewanie się obudowy z lewej strony, tuż nad klawiszami.”

Lenovo Legion 7 – zalety według testującego:

  • Świetna jakość wykonania i piękny design
  • Znakomita, 165 Hz matryca o bardzo dobrych parametrach i wsparciu dla NVIDIA G-Sync
  • Topowe podzespoły – GPU RTX 3080 ze 165W TGP to najszybszy układ graficzny montowany w laptopach
  • Bardzo wygodna, podświetlana i pełnowymiarowa klawiatura oraz przyjemny, śliski i duży touchpad
  • Przyzwoita kultura pracy pod obciążeniem
  • Rozbudowane podświetlanie RGB ze wsparciem iCUE od Corsair
  • Dobre głośniki i duża liczba złączy, w tym 2x USB-C ze wsparciem DisplayPort oraz HDMI 2.1
  • Możliwość wyłączenia kamery fizycznym przyciskiem z prawej strony urządzenia
  • Bardzo szybki i pojemny dysk SSD na złączu M.2

4. Geex.x-kom.pl – Czy Lenovo Legion 5 Pro jest Pro? Test i recenzja

„Uważam, że wybór tego notebooka to naprawdę świetna decyzja. I choć marketing tego modelu kierowany jest głównie do graczy, będzie równie dobrym rozwiązaniem dla twórców. Bardzo dobra matryca w połączeniu z super wydajnym procesorem, robią robotę w programach graficznych jak i podczas montażu materiału wideo.”

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • matryca sRGB 100% o jasności 500 nitów
  • wydajny układ graficzny RTX 3050 Ti
  • mocny procesor AMD Ryzen 7 5800H
  • wydajny trzystopniowy układ chłodzenia
  • aluminiowe elementy obudowy
  • komfortowe rozmieszczenie większości portów na tylnej krawędzi
  • podświetlana klawiatura

5. Kei’s – Test i recenzja Lenovo Legion 5 Pro

Lenovo Legion 5 Pro – zalety według testującego:

  • wydajny procesor
  • dobre wykonanie
  • świetna matryca
Hearthstone: Najemnicy – pierwsze wrażenia

Hearthstone: Najemnicy – pierwsze wrażenia

Zgodnie z zapowiedziami Blizzarda 12 października w Hearthstone zadebiutował nowy tryb gry – Najemnicy. Rzecz jasna, postanowiłam go przetestować i sprawdzić, czy warto spędzać przy nim czas. Swoimi pierwszymi wrażeniami na jego temat dzielę się w niniejszym artykule.

Hearthstone: Najemnicy – na czym polega nowy tryb gry?

W skrócie, jak wskazuje nazwa, Najemnicy to tryb gry, w którym zbieramy najemników – kultowe postaci z uniwersum World of Warcraft (i nie tylko) – i tworzymy ich drużyny, by wykonywać z ich pomocą generowane proceduralnie zlecenia czy też pojedynkować się ze sztuczną inteligencją oraz innymi graczami. Najprościej mówiąc, można porównać go nieco do gry Slay the Spire.

Tryb Najemnicy kładzie bardzo duży nacisk na elementy RPG oraz roguelite. Jest on trybem wyjątkowo złożonym. Posiada on swoje centrum aktywności w postaci Wioski, która pozwala na zarządzanie najemnikami, sprawdzanie Tablicy zadań i nie tylko. To właśnie z jej poziomu wysyłamy nasze drużyny najemników na zlecenia.

Początek z trybem Najemnicy

Najemnicy to tryb gry na tyle złożony, że Blizzard postanowił stworzyć dla niego samouczek, który wyjaśnia, na czym tryb ten polega i jakie są jego zasady. Samouczek ten nie jest przesadnie długi, ale zawiera zdecydowanie wystarczającą ilość informacji, by móc wygodnie wskoczyć w wir zabawy. Co istotne, ukończenie samouczka wiąże się z otrzymaniem ośmiu darmowych najemników. Jeśli natomiast rozpoczniecie zlecenie po ukończeniu misji wprowadzających otrzymacie również wierzchowca Sierżanta (Sarge) w World of Warcraft.

Gdy już skończymy samouczek, to my decydujemy, co takiego chcemy w Najemnikach robić. Możemy albo wykonywać kolejne zlecenia drużyną startowych najemników – zlecenia, które gwarantują doświadczenie dla najemników i monety – albo trenować najemników na Ringu Gladiatorów, tocząc potyczki ze sztuczną inteligencją albo z innymi graczami. Należy jednak wspomnieć, że w przypadku Ringu Gladiatorów nie wiemy, na jaki rodzaj przeciwnika akurat trafimy.

Najemnicy w trybie Najemnicy

W sumie w tej chwili tryb Najemnicy oferuje 50 najemników, podzielonych na trzy klasy – obrońców, zbrojnych i czarowników, a dodatkowo też na różne rasy. Tych trzeba jednak odblokować. Na odblokowywanie najemników istnieje kilka sposobów – kupowanie specjalnych pakietów oferowanych w sklepie Blizzarda, otrzymanie pakietów (które mogą zawierać najemników) za wykonywanie zadań w trybie Najemników lub tworzenie najemników ze specjalnych monet, które są nagrodami za wykonywanie zleceń i zadań (je też można znaleźć w pakietach). Jeśli jednak chodzi o monety, te są też potrzebne do ulepszania umiejętności najemników.

Maksymalny poziom każdego z najemników to poziom 30. Każdy z nich posiada w sumie trzy umiejętności, z których dwie należy odblokować levelując. Każdy może zdobyć też w sumie trzy przedmioty gwarantujące dodatkowe wzmocnienie, na przykład wykonując zadania. Różni bohaterowie charakteryzują się różnymi rasami, typami zadawanych obrażeń i różnymi specjalnymi zdolnościami. Niektórzy posiadają jednak pewne synergie, które sprawiają, że świetnie sprawdzają się w jednej drużynie. Zabawa w tworzenie drużyn odpowiednio uzupełniających się postaci jest w Najemnikach przednia. Pasowałoby jednak, aby Blizzard szybko dodał do trybu kolejnych najemników – zdecydowanie brakuje wśród nich murloków, postaci zadających obrażenia od zimna i nie tylko.

Najemnicy – Zlecenia i Ring Gladiatorów

W sumie na początek Blizzard przygotował dla graczy cztery rozdziały zleceń, związane z istotnymi miejscami w World of Warcraft. Każdy z nich posiada kilka etapów. Każdy możemy też ukończyć i w trybie normalnym, i heroicznym. Gra zachęca jednak, aby każdy z etapów powtarzać wielokrotnie. W jaki sposób?

Po pierwsze, ukończenie każdego etapu każdego rozdziału zleceń wiąże się z otrzymaniem różnych monet bohaterów. Na przykład, jeśli wykonamy zlecenie na Serenę Krwawopiórą w trybie normalnym pustkowi, otrzymamy monety Wieszcza Morgla, Xyrelli oraz Gufa Runicznego Totemu. Jeśli wykonamy zaś zlecenie na Rawena Łowcę w trybie normalnym Spaczonej Kniei, otrzymamy monety Grommasza Piekłorycza, Tyrande oraz Kurtrusa Spopielonego. Po drugie, czasem po wykonaniu jednego zlecenia nasza drużyna nie jest w stanie ukończyć zlecenia drugiego poziomu. Wówczas musimy „pofarmić” dla niej punkty doświadczenia oraz monety (jeśli taka możliwość istnieje) na niższych poziomach.

Jasne, Ring Gladiatorów również pozwala na farmienie doświadczenia dla najemników i ich monet, jednak przynajmniej na razie wykonywanie zleceń wydawało się dla mnie ciekawsze. To głównie dlatego, że każdy z poziomów za każdym razem jest generowany proceduralnie i wygląda nieco inaczej. Oprócz na rozmaitych wrogów podczas zleceń trafiamy też na wydarzenia specjalne – na przykład możliwość wskrzeszenia jednego losowego bohatera, wzmocnienia wszystkich najemników danego typu czy spotkania tajemniczego gościa, który da nam zadanie. Poza tym, po pokonaniu każdego z przeciwników znajdujemy „skarb” w postaci dodatkowej umiejętności dla losowego najemnika, która będzie aktywna tylko podczas tego zlecenia. Wszystko to sprawia, że choć istotnym elementem rozgrywki w Najemnikach jest grind, jest to grind bardzo przyjemny. Przynajmniej w przypadku monet grind nieco ułatwia kupowanie za prawdziwe pieniądze pakietów, ale absolutnie nie jest ono niezbędne, by się dobrze bawić, zwłaszcza że gra przeciw innym graczom jest odsunięta w Najemnikach na margines.

Najemnicy – Obozowisko i zadania

Wspomniałam już wielokrotnie w tym tekście o zadaniach. O co tak właściwie w nich chodzi? No więc, jednym z elementów Wioski w trybie Najemników jest Obozowisko, do którego codziennie przybywają nieznajomi i to właśnie oni dają nam zadania. Na marginesie, to Obozowisko możemy rozbudowywać – na maksymalnym poziomie jest ono w stanie pomieścić sześciu gości, czyli gwarantuje nam sześć zadań.

Pierwszą pozycję w Obozowisku zawsze zajmuje gość, który daje zlecenie na ukończenie kolejnego etapu zleceń lub pokonanie danej liczby przeciwników w danym zleceniu. Gdy jedno takie zadanie wykonamy, automatycznie otrzymamy kolejne. Drugą pozycję zajmuje Toki Nieskończona, która codziennie każe nam wykonać określoną liczbę zleceń – jej zadanie możemy wykonać raz na dzień. Kolejne pozycje w Obozowisku zajmują losowi goście, a Ci dają zlecenia, które zachęcają na granie w Najemnikach konkretnymi postaciami. Zobaczymy tu zlecenia typu „Zadaj 40 pkt. Obrażeń, stosując zdolność „Podwójne uderzenie.”, które odnosi się do najemnika Mistrz Ostrzy Samuro. Za ich wykonanie zawsze otrzymujemy monety tego najemnika, którym wykonywaliśmy zadanie oraz dodatkowo monety losowego najemnika. Po wykonaniu tego typu zadania nie pojawia się gość z kolejnym zadaniem. Puste miejsce albo zostanie uzupełnione kolejnego dnia, albo gdy trafimy podczas zlecenia na Tajemnicę, pod którą akurat będzie krył się Tajemniczy gość.

Najemnicy – tryb naprawdę godny uwagi

Muszę przyznać, że nie jestem miłośniczką podstawowej wersji Hearthstone, w której budujemy decki i toczymy potyczki z przeciwnikami, pnąc się coraz wyżej w rankingu. To po prostu nie dla mnie. Świetnie bawię się jednak w Ustawce i świetnie bawię się w Najemnikach, czyli trybie, który mocniej stawia na zabawę PvE. To zapewne między innymi dlatego, że wszelkie potyczki toczą się w Najemnikach szybciej niż w klasycznym HSie, a rozpoczęte zlecenie możemy w dowolnym momencie przerwać, by potem do niego wrócić. Nie mogę doczekać się, aż tryb ten doczeka się jeszcze większej liczby bohaterów, która pozwoli na tworzenie jeszcze bardziej różnorodnych drużyn. Najważniejsze jest, że Najemnicy nie wyglądają na tryb Pay2Win, a przynajmniej na razie, albowiem wszystko, co znajduje się w pakietach, możemy zdobyć grając. Poza tym, nawet darmowi najemnicy mają świetne umiejętności i synergie do zaoferowania.

FIFA 22 – recenzja. Najlepsza, choć nieidealna część kultowej serii

FIFA 22 – recenzja. Najlepsza, choć nieidealna część kultowej serii

Od kilku lat staram się być na bieżąco z serią FIFA. Nie jestem wielką jej fanką, ale czas spędzony z padem w dłoniach na zmaganiach w gronie znajomych i budowanie własnej drużyny w trybie FUT zawsze były dla mnie dobrą zabawą. W FIFA 21 spędziłam łącznie kilkadziesiąt godzin, a mój poziom umiejętności na tle innych graczy online był… nie będę ukrywała: niewysoki. Po FIFA 22 nie oczekiwałam wiele – chciałam, aby było to coś więcej niż tylko aktualizacja składów i koszulek. Gdy dowiedziałam się, że w FIFA 22 na PC – mojej ukochanej platformie – zabraknie wychwalanej pod niebiosa przez EA technologii HyperMotion (obecnej na PS5 i XSX), do nowej odsłony kultowej serii nastawiłam się negatywnie. Grze udało się mnie udobruchać, przynajmniej w pewnym stopniu.

Zacznijmy od tego, czego tygrysy w FIFA wcale nie lubią najbardziej. Tryb kariery w FIFA 22 ponownie jest obecny i nareszcie wygląda tak, jak powinien wyglądać od samego początku. Do wyboru są dwa warianty rozgrywki, choć nie ma tu żadnej kampanii fabularnej. Gracze mogą stworzyć od podstaw swojego piłkarza amatora i prowadzić go na szczyt przez kolejne szczeble kariery. Są punkty doświadczenia, są punkty umiejętności, perki, a nawet drzewko umiejętności. Każdy może wykreować kolejnego Roberta Lewandowskiego… albo kolejnego przeciętnego Słowaka, występującego w polskiej Ekstraklasie. 😉 Alternatywnie da się zostać menedżerem piłkarskim. Na złożoność Football Managera nie liczcie, ale zabawa i tak jest przednia, choć nie ma tu aż tylu zmian, co w trybie kariery zawodniczej.

Dobra, nie oszukujmy się, w FIFA 22 chodzi o FUT, podobnie jak we wcześniejszych częściach gry. Tutaj każdy może stworzyć swój własny klub i kolekcjonując karty piłkarzy, umiejętności i kilka innych typów, stale go ulepszać. Paczki z kartami da się odblokować za punkty zdobywane w trakcie rozgrywki za gole, wyniki i przeróżne osiągnięcia. Można je tradycyjnie kupować za prawdziwe pieniądze. FIFA 22 ociera się o hazard, ale gracze wiedzą o tym od lat. Ponoć niemal 80% z nich nie wydaje na paczki z kartami prawdziwych pieniędzy. Jasne, FIFA 22 na pewnym poziomie może być nazywana produkcją pay-to-win, ale nie do końca.

W FIFA 22 liczą się przede wszystkim umiejętności, a żeby z nich skorzystać nie wystarczy klawiatura. W FUT trzeba grać na padzie, bo w innym razie zabawa jest po prostu męcząca, a spotkań na wysokim poziomie nie da się wygrywać. Starcia z lepszymi bywają frustrujące, a wszechogarniająca bezradność odbiera czasem frajdę z zabawy. Taki urok FIFA i wie o tym doskonale każdy fan produkcji EA. Z czasem gracze lądują w odpowiadających poziomom ich umiejętności klasach rozgrywkowych i sytuacja się poprawia. Gdy kończy się sezon, cała zabawa zaczyna się od początku, oczywiście przy zachowaniu wcześniej zdobytych kart i punktów.

Karty da się sprzedawać, a za zarobione w ten sposób pieniądze licytować karty zawodników dostępne na rynku. Są karty popularne, rzadkie, unikatowe… dokładnie tak, jak co roku.

Sama rozgrywka w FIFA 22 sprawia wrażenie wolniejszej od tej w FIFA 21 i przypomina nieco starego PES-a. Niższe tempo meczów piłkarskich daje odrobinę więcej czasu na przemyślenie kolejnych zagrań oraz lepsze ustawienie zespołu. Mam wrażenie, że sztuczna inteligencja piłkarzy nieco lepiej radzi sobie z kwestiami związanymi z taktyką, a bramkarze nareszcie są nieco skuteczniejsi. Prowadząc piłkę czułam, że steruję człowiekiem o określonej masie i łatwiej mi było odczuwać różnice pomiędzy graczami o większych i mniejszych umiejętnościach. Wszystko to może zmienić się jednak za sprawą którejś z kolejnych aktualizacji, więc na razie wstrzymuję się z optymizmem. W każdym razie pod względem prowadzenia spotkań FIFA 22 odpowiada mi odrobinę bardziej niż FIFA 21.

W tym wszystkim naprawdę żałuję, że w FIFA 22 na PC zabrakło technologii HyperMotion, mającej zdaniem wielu moich znajomych kolosalny wpływ na zabawę. Dla mnie jako w gruncie rzeczy nowicjusza mógłby to być niuans, ale… Wiecie jak jest. Nie umieszczenie takiej nowinki to policzek dla graczy pecetowych i basta.

O oprawie graficznej nie ma sensu się rozwodzić. FIFA 22 to najładniejsza z dotychczasowych odsłon i nikt chyba nie spodziewał się, że będzie inaczej. eFootball 22 od Konami może „czyścić buty” FIFA 22 pod względem tego, jak prezentują się chociażby twarze i włosy piłkarzy. Kopacze w FIFA 22 pocą się, brudzą i prezentują jak żywi. Nikt nie będzie miał problemów z rozpoznaniem swoich ulubionych „grajków”. Animacje? Z myślą o FIFA 22 EA przygotowała ich ponad 4000, rejestrując je uprzednio na podstawie ruchu prawdziwych piłkarzy. Cieszą nawet takie detale, jak odwzorowanie charakterystycznych dla wielu piłkarzy zachowań boiskowych – nawyków, cieszynek i stylu gry.

W FIFA 22 Tomasz Smokowski zastąpił Dariusza Szpakowskiego na stanowisku komentatora i występuje on teraz w duecie z Jackiem Laskowskim. Dla wielu absencja pana Szpakowskiego będzie niemałym szokiem i odbiór komentarza może być różny. Bardzo cenię pana Smokowskiego i wierzę, że jeszcze się wyrobi w grach EA. Jak na razie uważam, że Szpakowski wypadał w tej roli lepiej, ale… Smokowski też daje radę!

Podsumowanie

Grając w FIFA 22 miałam poczucie, że gram w FIFA 21, ale bardziej dopracowaną i dopieszczoną, z usuniętymi irytującymi mankamentami. I to w zasadzie jest komplement, o ile tylko ktoś nie oczekiwał po FIFA 22 na PC jakiegoś rodzaju rewolucji. FIFA 22 jest lepsza od FIFA 21. FIFA 22 daje masę radości, zwłaszcza w trybie FUT i podczas rywalizacji ze znajomymi. Nowe dzieło EA to fantastyczna rozrywka, ale braku HyperMotion na PC nie powinniśmy producentowi wybaczać. Tak się nie robi.

Mocne strony:Słabe strony:
stara, dobra, frustrująco-satysfakcjonująca FIFAjak zawsze wciągający tryb FUT11-osobowy tryb kooperacjiogromna ilość zawartości i trybów zabawy (Volta!)najlepsza FIFA 22 jak do tej porywspaniałe animacje piłkarzyświetna oprawa wizualnaulepszona fizyka lotu piłki
Nasze wrażenia z otwartej bety Battlefield 2042

Nasze wrażenia z otwartej bety Battlefield 2042

W końcu doczekaliśmy się możliwości pogrania w nowego Battlefielda 2042. Premierę gry przesunięto ostatecznie na 19 listopada bieżącego roku, ale już w październiku wszyscy chętni mogli zasmakować tego, czym będzie najnowsza superprodukcja DICE. Otwarte testy beta zostały zakończone, a na wirtualnym polu bitwy opadł już kurz. Na chłodno oceniliśmy to, czy warto czekać na premierę Battlefield 2042.

Otwarta beta Battlefield 2042 wystartowała 6 października, a gracze przez cztery dni mogli poczuć klimat futurystycznego pola walki. EA DICE udostępniło mapę Orbital, na której aż 128 żołnierzy podzielonych na dwie drużyny zasypywało się ołowiem przez maksymalnie 30 minut w trybie Podboju (Conquest). Stary, dobry Battlefield powrócił, ale teraz zrobił to z największym jak do tej pory rozmachem.

Gracze mogli pruć w siebie amunicją nie tylko z broni ręcznych. Na mapie nie zabrakło śmigłowców bojowych, czołgów, działek przeciwlotniczych, a nawet samolotów. Powierzchnia mapy jest tak gigantyczna, że na myśl przywodzi produkcje typu battle royale. Czy nie jest zbyt duża jak na 128 osób? Nie miałam takiego wrażenia. Akcja na lądzie nie jest może tak dynamiczna jak w serii Call of Duty, ale fani Battlefielda zdają sobie na pewno z tego sprawę.

Do dyspozycji graczy oddano cztery klasy postaci z możliwością ich daleko posuniętej personalizacji. Oprócz broni konwencjonalnej każda z nich korzystać może z ciekawych gadżetów, na przykład automatycznej wieżyczki strażniczej, czy też nieco bardziej „klasycznych” akcesoriów, pokroju apteczek i skrzynek z amunicją. Zupełną nowością w serii jest opcja modyfikowania broni już w trakcie walki, kiedy to na przykład standardową muszkę lub kolimator da się zmienić na celownik oferujący znaczące przybliżenie.

Opcje personalizacji są w nowej odsłonie bardzo rozbudowane i każdy gracz może stworzyć klasę dostosowaną idealnie do jego preferencji. Zwiadowca z wyrzutnią rakiet? Żaden problem. Do każdej z czterech klas postaci (szturmowiec, inżynier, zwiadowca, wsparcie) przypisane są wyłącznie umiejętności specjalne, których to akurat przenosić się nie da.

Ze względu na skalę zabawy pojedyncze zabójstwa nie mają aż takiego znaczenia jak praca zespołowa i realizowanie celów misji. Z czasem łatwo zorientować się co i jak robić, aby nie zdobywać tylko „nic nie znaczących” punktów, a rzeczywiście pomagać swojej drużynie. Oczywiście punkty zdobywać wciąż warto, bo to one pozwalają odblokowywać kolejne przedmioty, dostępne na wyższych poziomach doświadczenia.

Chaos na polu bitwy? To raczej cecha serii Call of Duty. Battlefield 2042 daje nieco więcej czasu na naukę i oswojenie się ze wszystkimi funkcjami, których wcale nie brakuje. Rzecz jasna momentami akcja naprawdę mocno się zagęszcza, ale przede wszystkim ze względu na wielkoskalowość wojny prezentowanej w BF-ie. Tu nad głową przeleci samolot, tam wyjedzie czołg. Proza życia żołnierza rzuconego w ogień zmagań. Finalnie wszystko zależy od trybu zabawy – akurat w Podboju mapy są gigantyczne, przez co tempo z pewnością jest odrobinkę mniejsze.

Battlefield 2042 ogrywałam na wydajnym komputerze z procesorem Intel Core i7-11700K, 32 GB pamięci RAM oraz kartą graficzną Palit RTX 2080 Ti Dual. W rozdzielczości 2K i maksymalnych ustawieniach doświadczałam nierzadko znaczących spadków płynności animacji. Mam nadzieję, że gra zostanie jeszcze zoptymalizowana, bo większość graczy korzysta ze znacznie, znacznie słabszych komputerów. Cienie nie zawsze wyświetlane były poprawnie, a kilka razy uświadczyłam drobnych gliczy. Nie było to jednak nic, co pogarszałoby ogólnie pozytywne wrażenia z rozgrywki. Warto pamiętać o tym, że na PC Battlefield 2042 zaoferuje wsparcie dla NVIDIA DLSS, którego w becie nie było – działała wyłącznie technika NVIDIA Reflex.

Udźwiękowienie jak zawsze stoi na niemal kinowym poziomie, z drobnym wyjątkiem. Miałam wrażenie, że zupełnie po macoszemu potraktowano kwestie audio związane z odgłosami generowanymi przez piechurów. O ile nadjeżdżający pojazd słychać z daleka, to usłyszenie w ferworze walki nadciągającego pieszo oponenta graniczy z cudem. W sumie… być może właśnie to chciano osiągnąć? W końcu Battlefield 2042 stawia na szeroko zakrojone konflikty przy udziale wozów opancerzonych i lotnictwa, gdzie wymiana ognia prowadzona jest przeważnie na większym dystansie. Hm.

Siedemnasta odsłona serii (jeśli uwzględnimy dodatki) to dobra zabawa nie tylko dla starych wyjadaczy, ale także nowicjuszy oraz graczy „casualowych”. Serię Battlefield znam bardzo dobrze i pomimo że moje umiejętności nie są duże, bawiłam się doskonale. Wydaje mi się, ze próg wejścia jest niewysoki, przez co Battlefield 2042 stanowi świetną rozrywkę dla szerokiego grona osób. Chcesz pobawić się w medyka? Śmiało. Marzy Ci się stanowisko operatora działka w śmigłowcu bojowym Apache? Droga wolna. A może zawsze chciałeś być kierowcą czołgu? Nowy Battlefield da Ci taką możliwość.

Beta nie była wolna od drobnych błędów, ale przy produkcji tej skali mniejszych i większych bugów nie da się uniknąć. DICE ma miesiąc na ich usunięcie – to całkiem dużo czasu. Ja odliczam dni do premiery i już teraz wiem, że w Battlefield 2042 spędzę co najmniej kilkadziesiąt godzin.