Jak zarabiać pieniądze w GTA V? Poradnik

Jak zarabiać pieniądze w GTA V? Poradnik

Pewnie jak wielu innych graczy niedawno odebraliście w Epic Games Store darmowe Grand Theft Auto V, a teraz szukacie porad na temat wielu aspektów zabawy w tym słynnym sandboksie. Cóż, dobrze trafiliście, ponieważ postanowiliśmy przygotować dla Was artykuł poświęcony jednemu z tych aspektów. Z naszego tekstu dowiecie się, w jaki sposób zarabiać w produkcji Rockstara pieniądze.

Nie da się ukryć, że na początku rozgrywki Wasze konto w GTA V będzie świeciło pustkami. Niemniej, szybko pojawi się wiele okazji i sposobów na napełnianie go dolarami. Jakie to okazje i sposoby? Najlepsze z nich opisaliśmy poniżej.

Skoki

Skoki to jedna z pierwszych okazji w trybie fabularnym, która pozwala na zdobywanie pokaźnych sum pieniędzy. Podczas pierwszej, w której udział wezmą Michael i Franklin, każda z postaci otrzyma po około 750 tysięcy dolarów, a z kolejnych zyski będą z reguły jeszcze większe. Należy jednak pamiętać, że to, jaki zespół wybierzemy do realizacji napadu, zawsze ma wpływ na podział zdobytego łupu, a także przebieg samego skoku. Decydując się na członków o gorszych umiejętnościach możecie zagwarantować sobie większą działkę, ale także wywołać podczas misji nieprzewidziane konsekwencje.

Kupowanie nieruchomości

Rzecz jasna, aby móc zarobić na nieruchomościach, najpierw trzeba zdobyć pieniądze z innych źródeł. Niemniej warto po tę metodę sięgnąć. W grze można kupić naprawdę mnóstwo małych i większych biznesów, które będą gwarantować Wam tygodniowy przychód – od sklepów z marihuaną, przez apteki, po kina. Co ważne, kupowanie takich miejsc daje dostęp do specjalnych dodatkowych (i niejednokrotnie naprawdę zabawnych) misji związanych z posiadanymi nieruchomościami.

Inwestowanie na giełdzie

Inwestowanie ciężko zarobionych pieniędzy w giełdę to kolejny świetny sposób na powiększanie majątku. Niemniej, pewnie jak wiele innych osób wcale nie jesteście ekspertami ds. inwestycji i zastanawiacie się, jak w ogóle inwestować, by rzeczywiście ujrzeć zyski. Cóż, w GTA V jest to dużo prostsze niż w prawdziwym życiu. To przede wszystkim dlatego, że przed dokonaniem inwestycji grę można zapisać, a jeśli inwestycja okaże się nietrafna, wrócić do odpowiedniego zapisu. Po dokonanej inwestycji wystarczy pojechać do jednego ze swoich domów, a następnie odpocząć bez zapisywania rozgrywki (lub poczekać około 45 sekund) i sprawdzić swoje portfolio, by zobaczyć, czy odnotowaliśmy zysk. Potem należy regularnie zerkać portfolio, sprawdzając czy cena akcji wciąż rośnie. Gdy ta osiągnie swój szczyt, będzie to dobry moment do sprzedaży. Rzecz jasna, im więcej zainwestujecie, tym więcej będziecie mogli zarobić.

Misje Lestera

Lester, czyli jedna z postaci, którą spotkacie (lub już spotkaliście w GTA V) będzie oferował Wam jedne z bardziej dochodowych misji w GTA V. W ramach tych misji będziecie musieli najzwyczajniej w świecie eliminować wyznaczane przez niego cele – od CEO firm po polityków. Można zarobić na nich bardzo dużo nie tylko ze względu na oferowane nagrody, ale także na to, jak poszczególne zadania będą wpływać na stan giełdy. Warto mieć to na uwadze i odpowiednio inwestować.

Wyzwania VIP-a

Wyzwania VIP-a to specjalne zadania, dostęp do których otrzymacie, gdy tylko w GTA V jako VIP lub CEO założycie własną organizację (korzystając z opcji SecuroServ w menu interakcji). Aby zostać CEO musicie najpierw kupić biuro od Dynasty 8 Executive (przechodząc w telefonie do sekcji reklam sponsorowanych), na co wydacie przynajmniej 1 000 000 dolarów. Aby zarejestrować się jako VIP wystarczy z kolei, że będziecie posiadać na swoim koncie 50 tysięcy dolarów. Dzięki tym wyzwaniom VIP-a, które potem będziecie mogli robić, pewnie nie zarobicie tyle co z pomocą powyższych sposobów, ale zdecydowanie urozmaicicie sobie nimi zabawę.

Jakie są Wasze ulubione sposoby zarabiania pieniędzy w Grand Theft Auto V? A może znacie jeszcze lepsze metody, niż te, które wymieniliśmy i opisaliśmy. Koniecznie podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach.

DOOM 64 – recenzja. Remaster warty swojej (niskiej) ceny

DOOM 64 – recenzja. Remaster warty swojej (niskiej) ceny

Wielu z Was grało zapewne w pierwszego, kultowego już DOOMa. Ba, wydaje nam się, iż niektórzy czytelnicy naszego serwisu ogrywali także DOOMa 2. Założymy się jednak, że większość fanów Lenovo Legion nie słyszała nigdy o produkcji DOOM 64 wydanej swego czasu na konsole Nintendo 64, która doczekała się właśnie doskonałego remastera.

Nintendo 64 była konsolą, która w latach 90′ ubiegłego wieku w Polsce cieszyła się umiarkowaną popularnością. Dość wysokie ceny gier oraz samej konsoli, a także dysponujące zdaniem wielu ciekawszą bazą tytułów alternatywy w postaci PlayStation lub tanich konsolek bazarowych nie pomogły jej w zaskarbieniu sobie uznania Polaków. To właśnie na danej platformie w 1997 roku zadebiutował DOOM 64, spin-off serii stworzony nie przez id Software, a przez Midway Games.

DOOM 64 przynosił ulepszoną grafikę i nowe poziom, ale jak na swoje czasy wciąż był tytułem nieco archaicznym. Pomimo tego, dziś oryginał prezentuje się… całkiem znośnie. Jedynym jego poważnym minusem jest fakt, że dostępny jest wyłącznie na konsole Nintendo 64. Przy okazji premiery gry DOOM Eternal, której recenzję zaserwowaliśmy Wam jakiś czas temu, zadebiutowała jednak zremasterowana wersja DOOMa 64, która trafiła nie tylko na PCty, ale także Xbox One, PS4 i Nintendo Switch. Grę dołączaną jako gratis do DOOMa Eternal w wersji Deluxe kupić można w cenie zaledwie 20,99 złotych i… warto to zrobić.

DOOM 64 – oto jak powinno się odświeżać gry

DOOM 64 to jedna z najbardziej dynamicznych i chyba najmroczniejsza gra z tej serii. Twórcy remastera za punkt honoru postawili sobie przemodelowanie od podstaw absolutnie wszystkich wrogów, którzy wyglądają świetnie. Ekipa Nightdive, odpowiedzialna za wiele innych udanych remasterów (choćby Blood i Forsaken), spisała się na medal w kwestii odświeżenia także innych elementów oprawy graficznej. Odświeżony klasyk cieszy oko teksturami w podniesionej rozdzielczości, ulepszonymi efektami oświetleniowymi, a nawet płynniejszym ruchem postaci, pomimo że logika gry wciąż działa w 30 Hz. I tak: gra działa również w wysokich rozdzielczościach, a nawet obsługuje antyaliasing oraz zmianę pola widzenia.

Rozgrywka w DOOMie 64 może stanowić szok dla osób, które przyzwyczajone są do pełnej swobody w obserwowaniu otoczenia. Sterowana przez gracza postać może rozglądać się tylko w osi horyzontalnej, czyli w poziomie. Jeśli będziecie chcieli trafić przeciwnika stojącego wyżej lub niżej, wystarczy obrócić się w osi poziomej, a pocisk poleci do wroga w odpowiednim kierunku w osi pionowej. Tempo zabawy jest wysokie, co zawsze było wizytówką DOOMa.

Co ciekawe, twórcy dodali od siebie „coś ekstra” i postanowili zaskoczyć grających w nowego DOOMa 64 jednym nowym potworem o nazwie Nightmare Imp (szybszy wariant Impa), nowym bossem w postaci Matki Demonów (walka z nią jest bardzo wymagająca) oraz bronią o nazwie Unmaker, którą da się ulepszać. Więcej na jej temat nie powiem, bo zepsuję Wam zabawę. „Widać napracowanko”, cytując Klocucha.

Na przestrzeni zabawy osoby znające dobrze oryginalnego DOOMa 64 w mig zobaczą, że załoga Nightdive dorzuciła do znanych dobrze poziomów aż sześć leveli bonusowych, ujętych w kampanię o nazwie „The Lost Levels”. Byłam zaskoczona jak złożone i skomplikowane są poziomy oraz ile czasu zajmuje ich zaliczenie. Nie muszę chyba wspominać, że eksploracja nastawiona na odnalezienie wszystkich sekretów, z których słynie seria DOOM jeszcze bardziej wydłuża rozgrywkę.

DOOM 64 – rewelacyjna zabawa za równowartość kilku paczek czipsów

DOOMa 64 warto kupić – bez względu na to czy graliście w oryginał, czy nigdy o nim nie słyszeliście. To pozycja obowiązkowa dla gier retro, dla miłośników FPSów oraz wszystkich tych, którzy po prostu chcą się dobrze bawić. Aż 93% recenzji DOOM 64 na Steamie jest pozytywnych – niechaj głos społeczności wesprze naszą rekomendację.

Jak skutecznie wyszukiwać gry na Steam – poradnik

Jak skutecznie wyszukiwać gry na Steam – poradnik

Wydaje się Wam zapewne, że wyszukiwanie gier na platformie dystrybucji cyfrowej Steam to łatwe zadanie. Jasne, dopóki chcecie znaleźć określoną grę i znacie jej tytuł. W innym wypadku… może być różnie. Z naszym poradnikiem w mig opanujecie wszystkie sekrety wyszukiwania i odkryjecie wiele produkcji, o istnieniu których nie mieliście pojęcia!

Od jakiegoś czasu na platformie Steam gier można szukać na wiele różnych sposobów. Kryterium może nie być nie tylko gatunek i cena, ale także tagi, czy też posiadany przez Was sprzęt. Ba, inteligentna wyszukiwarka jest w stanie sama proponować coś ciekawego, na podstawie już posiadanego przez Was zestawu gier.

Zacznijmy od tego, że gry na Steam wyszukiwać można za pomocą dwóch różnych rozwiązań. Pierwszą jest wyszukiwanie z poziomu zwykłej przeglądarki internetowej. Możecie to zrobić przechodząc pod adres store.steampowered.com/search. Pamiętajcie, aby wcześniej zalogować się na swoje konto!

Możecie również otworzyć aplikację Steam, wybrać zakładkę sklep, a następnie kliknąć na ikonę lupy obok paska wyszukiwania – tak jak na poniższym zrzucie ekranu. Gdy to zrobicie, znajdziecie się w interesującym nas miejscu.

Wyszukiwanie w tym widoku jest niezwykle proste. Załóżmy, że interesują Was gry RPG w świecie fantasty. W wyszukiwarce powinniście wpisać więc frazy „RPG”, oraz „Fantasy” – odseparowane od siebie spacją. Oczywiście wymyślać możecie różne słowa kluczowe. Kliknijcie następnie na listę „sortuj według”, aby ustalić kolejność wyświetlanych wyników.

Na dobry początek wykluczcie z wyników wyszukiwania produkty ignorowane oraz te, które już posiadacie w swojej bibliotece. Zrobicie to rozwijając listę „Zawęź według preferencji”.

Teraz możecie ponownie zawęzić kryteria wyszukiwania, korzystając z przybornika po prawej stronie interfejsu. Chcecie tylko gry w języku polskim? Zaznaczcie stosowną opcję przy „Zawęź według języka”. Pragniecie wyświetlić gry działające pod Linuxem? Wybierzcie ten OS na liście „Zawęź według systemu operacyjnego”. Rzecz jasna dostosować można także zakres cen.

Propozycje możecie zawęzić w dalszej kolejności zgodnie z proponowanymi tagami. Tak, można zaznaczyć więcej niż jeden tag.

Interesują Was wyłącznie gry z trybem kooperacji? A może lokalnej kooperacji? Zerknijcie na listę zawęź według liczby graczy. Jest tam doprawdy całe zatrzęsienie różnych opcji. Im więcej kryteriów określicie, tym mniej gier wyświetli się w wynikach wyszukiwania, a wybór będzie mógł być precyzyjniejszy.

Platforma Steam pozwoli Wam nawet określić „funkcje”, które musi posiadać wyszukiwana gra. Być może chcecie grać na kontrolerze? A może na smartfonie lub… telewizorze? Chcecie „pofarmić” karty lub nowe osiągnięcia Steam? Zrobicie to zawężając kryteria wyszukiwania według funkcji.

Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale Steam to nie tylko ogromna baza gier. Za pomocą wyszukiwarki możecie przeglądać zasoby programów, ścieżek dźwiękowych, filmów, a nawet sprzętu dystrybuowanego za pomocą platformy Valve! Rozwińcie listę „Pokaż wybrane typy” i przekonajcie się sami.

Życzymy wszystkim owocnych poszukiwań. A może znaleźliście już jakieś nieoczywiste perełki, które chcielibyście polecić innym graczom?

Wiedźmin 3 – jak przenosić zapisy gry między PC a Nintendo Switch

Wiedźmin 3 – jak przenosić zapisy gry między PC a Nintendo Switch

Jakiś czas temu Wiedźmin 3: Dziki Gon otrzymał aktualizację, która pozwoliła na przenoszenie zapisów gry z komputerów osobistych na Nintendo Switch, i odwrotnie. Ba, informowaliśmy o tym na łamach naszego serwisu, w newsie dostępnym pod tym adresem. Wówczas nie wyjaśniliśmy jednak, jak takie zapisy przenosić. W niniejszym poradniku przybliżymy Wam właśnie ten proces.

Przenoszenie plików z zapisem gry ze Steama lub GOGa na Nintendo Switch bądź z Nintendo Switch na komputer osobisty z zainstalowanym Steamem lub GOGiem (i z przypisanym do konta w tych platformach Wiedźminem 3) jest naprawdę proste. Oto, w jaki sposób je umożliwić.

Jak przenieść zapis gry z komputera na Nintendo Switch?

  1. Uruchom Nintendo Switch i włącz na nim Wiedźmina 3: Dziki Gon.
  2. W menu głównym gry wybierz opcję „Zapisy w chmurze”.
  3. Wybierz, z której platformy chcesz pobrać zapis gry – GOG. com czy Steam.
  4. Wybierz edycję gry, którą posiadasz – standardową czy GOTY.
  5. Za pośrednictwem wyświetlonego okienka zaloguj się do konta w platformie, którą wybrałeś.
  6. Gdy zostaniesz ponownie przeniesiony do menu gry, wybierz opcję „Wczytaj grę”.
  7. Wybierz z listy zapis rozgrywki, który chcesz uruchomić na konsoli Nintendo.

Gotowe, od teraz na Nintendo Switch możesz kontynuować rozgrywkę, którą rozpocząłeś na komputerze.

Jak przenieść zapis gry z Nintendo Switch na komputer osobisty?

Grałeś w Wiedźmina 3 na Nintendo Switch, na przykład w podróży i teraz chcesz powrócić do gry na komputerze? Wystarczy, że tym razem przeniesiesz zapis gry z Nintendo Switch na komputer. Oto jak to zrobić:

  1. Upewnij się, że wykonałeś powyższe kroki i połączyłeś swoje konto na Nintendo Switch z kontem Steam lub GOG.com.
  2. Jeśli wcześniej nie połączyłeś konta, bo nie przenosiłeś zapisów z komputera na konsolę, to zrób to teraz – w menu głównym gry na Nintendo Switch przejdź do „Zapisów w Chmurze”, wybierz platformę (GOG.com lub Steam), wybierz posiadaną edycję gry, a następnie za pośrednictwem wyświetlonego okienka zaloguj się do konta w platformie, którą wybrałeś.
  3. Ponownie przejdź do menu „Zapisów w Chmurze”.
  4. Wybierz opcję „Wgraj”.
  5. Wybierz zapis gry, który ma zostać przeniesiony na komputer osobisty.

Należy pamiętać, że twórcy Wiedźmina 3 mają względem opisanej funkcji przenoszenia zapisów kilka ostrzeżeń. Przede wszystkim, deweloperzy zalecają, by nie zmieniać na komputerach osobistych nazw plików zapisu. W rezultacie Switch może ich po prostu nie rozpoznać. Po drugie, CD Projekt RED wskazuje na to, że „związane z modami błędy i blokery mogą zostać przeniesione na konsolę z PC wraz z plikiem zapisu”.

Przenoszenie plików zapisu między komputerami osobistymi oraz konsolami PS4 i Xbox One

Niestety, póki co CD Projekt RED nie oferuje możliwości przenoszenia zapisów gry w Wiedźminie 3: Dziki Gon z komputerów osobistych na konsolę PlayStation 4 lub Xbox One i odwrotnie, jak również między wymienionymi konsolami. Kto wie, może taka możliwość pojawi się w przyszłości.

Mamy nadzieję, że teraz proces przenoszenia zapisów gry w Wiedźminie 3 między Nintendo Switch a komputerem osobistym nie jest dla Was tajemnicą.

DOOM Eternal – recenzja. Krwisty, satysfakcjonujący, niemal idealny!

DOOM Eternal – recenzja. Krwisty, satysfakcjonujący, niemal idealny!

W końcu doczekaliśmy się chyba najciekawszej z premier pierwszego kwartału bieżącego roku. Gracze mogą kupować już grę DOOM Eternal, a my sprawdziliśmy czy faktycznie warto to zrobić.

Podobnie jak w przypadku rebootu serii DOOM z 2016 roku, do DOOMa Eternal podchodziłam z nieskrywaną ciekawością, ale bez kolosalnych emocji. Produkcja id Software w 2016 roku wgniotła mnie tak mocno w fotel, że stwierdziłam, że nowsza jej odsłona będzie co najwyżej odrobinkę inna – kto zmieniałby bowiem coś, co okazało się niemałym przebojem? Trudno mi było wyobrazić sobie, że deweloper może uczynić grę lepszą. Okazało się, że dysponuję zbyt mało rozwiniętą wyobraźnią…

W DOOM Eternal powracamy na Ziemię, która została opanowana przez demony. Jedyną osobą mogącą odesłać je z powrotem do piekła jest nie kto inny jak Doom Slayer. Sterujący nim gracz otrzymuje do dyspozycji pokaźny arsenał środków wykraczający znacząco ponadto, co widzieliśmy w grze z 2016 roku. W dalszym ciągu zniszczenie siejemy przede wszystkim za sprawą broni dysponujących po ulepszeniu dwoma różnymi trybami prowadzenia ognia. Potwory masakrujemy dobrze już znaną piłą mechaniczną, by pozyskać amunicję lub dobijamy je, gdy są już na wykończeniu w alternatywny sposób poprzez efektowne finiszery o nazwie glory kills, nagradzane regeneracją punktów życia. Nowością jest naramienne działko mogące podpalać lub zamrażać wrogów, dzięki czemu pozyskać można z ich martwych ciał także pancerz.

Pojedynki toczone są zasadniczo na przestrzeni całych rozbudowanych, wielopoziomowych i pełnych sekretów map. Od czasu do czasu natrafiamy jednak na swoistą arenę, którą trzeba wyczyścić z maszkaronów, aby utorować sobie dalszą drogę. Wszędzie rozsiane są apteczki, pancerze i amunicja. Jeśli nie pozyskujecie ich jednak przy okazji także z wrogów, marny Wasz los.

Mechanika rozgrywki w dalszym ciągu daje kolosalną satysfakcję. Nie znam żadnego innego FPSa (może prócz DOOMa z 2016 roku), który byłby w stanie wprowadzić mnie w taki trans bitewny, w jaki wprowadza mnie w niego nowy DOOM Eternal. Starcia są dynamiczne, krwiste i na wyższych poziomach trudności szalenie wymagające. Zaryzykuję stwierdzenie, że nowy DOOM jest grą o wiele bardziej wymagającą od poprzednika. Tutaj w trakcie starć trzeba umiejętnie żonglować nie całym tylko arsenałem broni palnej, ale także naramiennym działkiem, granatami, finiszerami oraz oczywiście piłą mechaniczną. Jeśli nie będziecie korzystać z całego spektrum wyposażenia, często będzie bardzo gorąco. Potyczki z czasem zaczynają przypominać finezyjny taniec. Krwisty, brutalny taniec ze śmiercią, który daje niesamowitą frajdę. W tej grze mordowanie urasta do rangi sztuki.

Twórcy oddali graczom spore możliwości nie tylko w zakresie modyfikacji broni i jej ulepszania. Rozwijać można także umiejętności, statystyki, pancerz, a także inne drobne aspekty wpływające na rozgrywkę (jak choćby to, w jaki sposób wyświetlana jest przydatna w poszukiwaniu skarbów mapa). W tej grze jest tak wiele zawartości, że twórcom za ich kreatywność należą się gromkie brawa.

Walce towarzyszy doskonała oprawa dźwiękowa (nie zabrakło kilku kawałków z poprzedniej odsłony gry), a oprawa graficzna nie ustępuje jej ani na krok. Projekt świata jest piękny – od modeli przeciwników, na apokaliptycznych krajobrazach z piekła rodem skończywszy. Nie dość, że wizualia zachwycają, to cała gra jest solidnie zoptymalizowana i działać będzie doskonale także na mniej wydajnych komputerach.

Świat gry zachęca do eksploracji, powolnego smakowania jego licznych zakamarków i polowania na easter eggi i przedmioty kolekcjonerskie, które później oglądać można w bazie wypadowej. DOOM Eternal stał się grą z elementami zręcznościowymi. Czasem grając czułam się jak parkourowiec i… podobało mi się to! Podwójny skok oraz umiejętność o nazwie dash (również można ją aktywować dwukrotnie) daje szerokie spektrum zastosowań nie tylko poza walką, ale także w ferworze walki.

DOOM Eternal nie jest grą, po której ktokolwiek spodziewałby się chyba jakiegoś niesamowitego trybu rozgrywki wieloosobowej. Tymczasem produkcja zawiera mnóstwo przedmiotów kosmetycznych do odblokowania za postępy w grze i pozwala daleko personalizować także wygląd zewnętrzny bohatera. W DOOM Eternal obecny jest asymetryczny tryb multiplayer, w którym w starciach bierze udział trzech graczy. Dwóch wciela się w wybrane przez siebie demony, a jeden w DOOM Slayera. Na mapie nie brakuje uprzykrzających życie Slayerowi NPC współpracujących z pozostałą dwójką graczy, a także licznych przeszkadzaczy. Rozgrywka nie jest najlepiej zbalansowana i przeważnie stroną wygrywającą są demony.

Jeśli miałabym do tej beczki miodu dolać jeszcze nieco dziegciu, to jako jedną z niewielu wad (w gruncie rzeczy niezbyt istotną) wskazałabym grę aktorów w polskiej wersji językowej. Być może jestem nieco uprzedzona, ale moim zdaniem ich kwestie nie umywają się do tych z wersji angielskiej. Po kilkudziesięciu minutach zabawy zmieniłam język na angielski i odbiór gry stał się jeszcze lepszy.

Podsumowanie

Jeśli DOOM z 2016 roku Wam się podobał, to będziecie zakochani w DOOM Eternal. Studio id Software powtórzyło sprawdzony koncept, ale doszlifowało go przy tym w absolutnie każdej kwestii. W DOOM Eternal wszystko jest po prostu nieco lepsze i wszystkich elementów jest więcej. Nie skłamię mówiąc, że najnowsze dzieło popularnego studia to jeden z najlepszych shooterów ostatnich lat… a może nawet wszechczasów?

Biorąc pod uwagę powyższe, w ogóle nie dziwi mnie, że nowa odsłona serii z łatwością wyprzedziła pod względem popularności swojego poprzednika. O ile w DOOMa na Steam grało jednocześnie maksymalnie 44 tysiące osób, to dziś przy Eternalu bawiło się ich ponad 104 tysiące.

Mocne strony:Słabe strony:
zapewnia szalenie satysfakcjonującą zabawępiękna oprawa graficznaświetna optymalizacjagenialne mechaniki rozgrywkiangażująca walkadoskonałe udźwiękowieniemnóstwo sekretów, znajdziek, przedmiotów kolekcjonerskichelementy zręcznościowe (serio!)naprawdę długa kampaniapolska lokalizacjataki sobie tryb wieloosobowy

Ocena ogólna: 9/10

Te funkcje powinna posiadać absolutnie każda gra

Te funkcje powinna posiadać absolutnie każda gra

Zdarzyło Wam się kiedyś poważnie skrytykować jakąś grę, ale nie przez to że posiada pełno błędów, kiepską fabułę lub niezbyt dobrze wyglądającą grafikę czy źle zoptymalizowana, a dlatego, że nie zawiera pewnej kluczowej funkcji wpływającej na przyjemność płynącą z rozgrywki? Mnie zdecydowanie. Tak się składa, że takich funkcji, których obecność lub brak może zadecydować o tym, czy dana gra jest dobra, czy też nie, jest naprawdę sporo. Dzisiaj postanowiłam stworzyć ich subiektywną listę.

Oczywiście, każda gra powinna być unikatowa, czymś się na rynku wyróżniać, ale uważam, że są pewne elementy, które absolutnie wszystkie gry powinny posiadać. Gdy tylko jeden z nich w jakiejś produkcji widzę, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. W sumie udało mi się zliczyć dziewięć takich elementów. Jeżeli uważacie, że jest ich więcej, podzielcie się swoimi pomysłami w komentarzach.

Dłużej nie zwlekając, zapraszam do lektury.

Możliwość wyboru poziomu trudności

Gracze potrafią naprawdę mocno doceniać gry, które oferują wysoki poziom wyzwania. Tak się jednak składa, że nie każdy jest fanem poziomu trudności na poziomie serii Dark Souls. Niektórzy, tak jak ja, chcą zwyczajnie doświadczyć fabuły gry i przejść ją, nie ginąc na każdym kroku i nie musząc kilkukrotnie podchodzić do walki z każdym bossem. Dlatego moim zdaniem możliwość wyboru poziomu trudności jest w grach obowiązkowym elementem – no, chyba że chodzi o gry oferujące wyłącznie wieloosobowe tryby rozgrywki. Każda inna produkcja, która tego wyboru nie oferuje, mocno traci w moich oczach. Rzecz jasna muszę pochwalić kilka tytułów, które go oferują. Od razu na myśl przychodzą mi chociażby Wiedźmin 3, Doom Eternal czy Minecraft.

Wiele wersji językowych

Cóż, kwestia tego, że gry powinny posiadać wiele wersji językowych jest chyba oczywista. Od tego może zależeć jej powodzenie na pewnych rynkach. Ważne jest też jednak to, aby każdy gracz w każdej grze mógł wybrać, czy chce grać w dany tytuł w jego oryginalnym języku, z reguły angielskim, czy też w języku ojczystym gracza. Osobiście uważam, że w większości gier polski dubbing jest na tyle kiepski, że ciężko go znieść. Tu wyjątkiem jest oczywiście nasz rodzimy Wiedźmin, którego bez języka polskiego sobie nie wyobrażam. W innym przypadku, gdy tylko jest taka możliwość, przełączam język lokalizacji na angielski. Krew mnie zalewa na myśl, że na polskim Originie w Star Wars: Battlefront II można grać wyłącznie po polsku. Tak, wydawca nie pozwala na zmianę języka gry, a przecież mowa o GWIEZDNYCH WOJNACH. Na litość boską.

Napisy

Kwestia obecności napisów w grach wiąże się bezpośrednio z obecnością wielu wersji językowych, ale nie do końca. Oczywiście, mile widziane jest, gdy gra jest dostępna tylko w języku angielskim, ale przynajmniej wyświetla napisy, co ułatwia rozumienie tekstów wypowiadanych przez bohaterów czy narratora. Niemniej jednak, najważniejszy jest fakt, że dzięki obecności napisów gra staje się grywalna dla osób głuchoniemych. Gdyby nie one, takie osoby nie byłyby w stanie poznać fabuły gry, i nie tylko. Na szczęście napisy można ujrzeć w większości produkcji dostępnych na rynku.

Możliwość zapisu gry w każdym momencie

Niezależnie od tego, jak realistyczna ma być jakaś gra, myślę że nie umożliwienie graczowi zapisania gry w każdym momencie to jej zbędne utrudnianie. Weźmy za przykład takie Kingdom Come: Deliverance. Po premierze gry postępy można było w niej zapisywać tyko poprzez pójście spać bądź wypicie rzadkiego trunku o nazwie „Zbawienny szans”. Dopiero potem twórcy posłuchali się graczy i dodali przynajmniej opcję „Opuść grę i zapisz”. Powiedzmy sobie szczerze, przecież dodanie do tego tytułu funkcji zapisu w dowolnym momencie niczemu by nie zaszkodziło, a już w szczególności realizmowi gry, bo to nie miałoby na niego absolutnie żadnego wpływu.

Deliver Us the Moon – recenzja kosmicznej gry „za grosze” z ray tracingiem

Deliver Us the Moon – recenzja kosmicznej gry „za grosze” z ray tracingiem

69,99 złotych. Tyle obecnie musicie zapłacić za jedną z najlepszych i najbardziej klimatycznych kosmicznych gier przygodowych, która prawdopodobnie rzuci Was na kolana. Mowa nie o jakimś zapomnianym tytule AAA sprzed kilku lat, a Deliver Us the Moon, czyli niezależnej produkcji holenderskiego studia KeokeN, której premiera z jakiegoś powodu przeszła bez większego echa. Gotowi na wyprawę na Księżyc?

Deliver Us the Moon to produkcja, na której stworzenie fundusze uzbierano za pośrednictwem platformy crowdfundingowej Kickstarter. Niemałym zaskoczeniem dla wielu będzie fakt, że gra ta wspiera technologię ray tracingu od Nvidia – i to już daje pierwszą wskazówkę odnośnie tego jak dobrze prezentować się może oprawa graficzna.

Dzieło holenderskich programistów przenosi graczy do roku 2059, kiedy to ludzkość staje przed poważnym problemem związanym z wyczerpaniem się surowców naturalnych. W 2030 roku rozpoczął się wielki kryzys energetyczny, który udało się rozwiązać za sprawą izotopu Wodoru-3, wydobywanego na Księżycu przez organizację o nazwie World Space Agency (WSP) od roku 2032. Niestety, w 2054 roku Ziemia utraciła łączność ze skolonizowanym Księżycem, a dostawy cennego surowca zostały przerwane. To właśnie w roku 2059 byli członkowie WSP zdołali uzbierać środki niezbędne do tego, aby wysłać na Księżyc jednego astronautę, któremu powierzona zostaje misja, od której zależą losy całej ludzkości. Tym astronautą jest gracz.

Od samego początku gry Deliver Us the Moon potrafi zbudować ciężki klimat tragedii, towarzyszący egzystencji ludzi z przyszłości. Wpływa na to nie tylko narracja, ale także fenomenalna oprawa dźwiękowa oraz wizualia, których nie spodziewaliśmy się po tytule studia niezależnego. Przygoda zaczyna się jeszcze na Ziemi, by dość szybko przenieść gracza na Księżyc, który jest miejscem odizolowanym, szarym i bardzo przygnębiającym. Grając w Deliver Us the Moon można poczuć uwierającą samotność. Zanim jednak postawicie stopy na powierzchni naturalnego satelity Ziemi będziecie musieli rozwikłać kilka zagadek logicznych umożliwiających przeniesienie się tam ze stacji kosmicznej pełniącej rolę swoistej windy na powierzchnię Księżyca, a jeszcze wcześniej przeprowadzić procedurę startową, jeszcze na Ziemi.

Całe Deliver Us the Moon nazwać można mianem gry przygodowej z atmosferą godną niejednego survival horroru lub thrillera. Przeważają mimo wszystko elementy przygodowe i logiczne, które gracz spotyka na każdym kroku. Świat gry jest wypełniony po brzegi nie tylko przedmiotami pozwalającymi lepiej wsiąknąć w trudną rzeczywistość, ale też licznymi zagadkami – mocno zróżnicowanymi i o różnym stopniu trudności. Jeśli miałabym porównać tę grę pod względem jakości realizacji i atmosfery do któregoś filmu, to byłby to chyba… Interstellar Christophera Nolana. Naprawdę, jest tak dobrze!

Na przestrzeni zabawy zwiedzicie mnóstwo ciekawych miejsc – wnętrz pojazdów, ale także budynków na powierzchni Księżyca. Przeklinać będziecie pod nosem niezbyt wygodne sterowanie w warunkach zerowej grawitacji, a jednocześnie wzdychać delektując się wizualiami w postaci pięknej grafiki, efektów ray tracingu (o ile macie kartę GeForce RTX), czy też drobnymi detalami podkreślającymi piękno eksplorowanych miejsc i rewelacyjnym systemem fizyki.

Oprawa graficzna zasługuje na wielkie słowa uznania. Projekty lokacji zostały zaprojektowane z tak wielkim pietyzmem, że momentami trudno jest uwierzyć, że nie mamy do czynienia z produkcją AAA. Na finalny odbiór gry mocno rzutował w moim przypadku ray tracing, którego doświadczałam na układzie graficznym GeForce RTX 2080 SUPER. W przypadku Deliver Us the Moon śledzenie promieni w czasie rzeczywistym dotyczy cieni oraz odbić światła w niemal każdej powierzchni, w której odbijałyby się one w rzeczywistości – nie tylko lustrach, czy też szybach. Patrząc przez okna stacji księżycowej widzieć będziecie nie tylko skalistą powierzchnię satelity Ziemi, ale także swoje odbicie, któremu towarzyszyły będą elementy stacji znajdujące się za Waszymi plecami. Jeśli to nie jest fotorealizm, to… co nim jest?!

W Deliver Us the Moon obecna jest także technika DLSS, która za cenę niemal niedostrzegalnej utraty jakości wyświetlanego obrazu (głównie w dynamicznych scenach) pozwoli Wam osiągnąć zysk na poziomie nawet 50% klatek wyświetlanych na sekundę. Dla przykładu, grałam w rozdzielczości 2K na maksymalnych detalach z włączonym ray tracingiem i bez DLSS mój komputer wyświetlał ok. 50 klatek na sekundę. Po włączeniu DLSS liczba klatek wzrosła do ok. 74 klatek na sekundę. Czy trzeba dodawać coś więcej? Oczywiście zarówno ray tracing, jak i DLSS działają wyłącznie na kartach graficznych marki Nvidia.

Na przestrzeni odkrywania tajemnic księżycowej bazy napotkałam kilka elementów, które nazwałabym raczej drobnymi skazami niż poważnymi wadami. Wkurzały mnie strasznie sekwencje „na czas”, które zupełnie niepotrzebnie zakłócają i tak skutecznie budowany niepokój, czy też pracę kamery, która w kilku miejscach potrafi utrudniać realizację założonych wcześniej zadań. Czasem zanim zorientujecie się co zrobić, skończy Wam się tlen i będziecie musieli zaczynać daną sekwencję od początku. Poziom trudności rozgrywki i tak nie jest niski i nie ma moim zdaniem potrzeby dodatkowo utrudniać go w ten sposób.

O drobnych wpadkach niezależnego studia szybko zapomniałam wsłuchując się w świetną grę aktorów zatrudnionych do odgrywania powierzonych ich ról. Gdyby odnajdowane nagrania głosowe inżynier Sary Baker nie brzmiały tak przekonująco, produkcja straciłaby sporo na swoim uroku. Na przejście całej gry potrzebowałam ok. 9 godzin, ale wydaje mi się, że gdybym poświęciła nieco więcej czasu na eksplorację i odnajdowanie większej liczby poukrywanych znajdziek, to czas zabawy można by rozszerzyć nawet do 11-12 godzin.

Na obecnie trwającej promocji grę Deliver Us the Moon można kupić obecnie za cenę ok. 69,99 złotych i jest to kwota naprawdę uczciwa. Osoby interesujące się szeroko pojętą tematyką związaną z kosmosem będą wniebowzięte, a ich wyobraźnia z pewnością zostanie mocno rozbudzona. Niezależna produkcja holenderskiego studia pokazuje, że nie trzeba dysponować kolosalnym budżetem, aby zaserwować graczom produkcję piękną od strony wizualnej, wciągającą i świeżą od strony fabularnej, a także dopracowaną, na której ukończenie potrzebnych może być nawet kilkanaście godzin.

Mocne strony:Słabe strony:
aż trudno uwierzyć, że to gra indiewciągająca, ciekawa fabuławspaniale oddany klimat odosobnieniainteresujące, zróżnicowane zagadki logicznefenomenalna oprawa graficzna z ray tracingiemgenialna muzykasekwencje „na czas” są wkurzającemomentami nienajlepsza praca kamery

Ocena ogólna: 8,5/10

RNG – co to jest i dlaczego gracze tego tak bardzo nienawidzą

RNG – co to jest i dlaczego gracze tego tak bardzo nienawidzą

RNG to akronim, o którym gracze nie tylko bardzo słyszą, ale również z którym bardzo często osobiście mają do czynienia – nie zawsze ku ich uciesze. Dziś postanowiliśmy wyjaśnić Wam, co ten skrót oznacza w kontekście gier, jaki jest wpływ RNG na gry oraz kwestię tego, jakie są jego wady i zalety (których jest znacznie więcej, niż sobie wyobrażacie).

Co oznacza skrót RNG?

RNG to skrót od wyrażenia „random number generator”, które w języku polskim oznacza „generator liczb losowych”. Generator liczb losowych definiuje się jako urządzenie lub algorytm, które, jak nazwa wskazuje, generują losowe liczby. W grach wideo te losowe liczby wykorzystuje się do tego, by zdeterminować, do jakiego wydarzenia ma dojść – na przykład – czy gracz wylosuje rzadki, czy epicki przedmiot, jakiego Pokemona gracz spotka w Pokemon Go lub jakie trzy karty gracz odkryje w Hearhstone po skorzystaniu z karty, która tę mechanikę uruchamia.

Mnóstwo gier korzysta z generatorów gier losowych. Ba, istnienie wielu gier bez generatorów liczb losowych trudno by było sobie wyobrazić. Mowa chociażby o grach ze światami generowanymi proceduralnie, takimi jak Minecraft, Diablo 2 czy The Binding of Issac. To samo dotyczy wielu karcianek, takich jak wspomniane Hearthsone. RNG występuje nawet w strzelaninach, chociażby Counter-Strike: Global Offensive, gdzie generator liczb losowych determinuje, jak kule trafiają w cele. Oczywiście, te wszystkie przykłady to tylko kropelka wody w całym oceanie gier.

Powyższe nie oznacza natomiast, iż nie ma gier, w których gracz nie ma z RNG do czynienia, choć na takowe trudno trafić. Przykłady tytułów, w których generatorów liczb losowych nie jest wykorzystywany to Escape Goat i Escape Goat 2, seria Guitar Hero, Dance Dance Revolution i przynamniej kilka innych mniej znanych tytułów.

Czy gry korzystają z pełnoprawnego RNG?

Co ciekawe, gry tak w zasadzie używają generatora liczb pseudolosowych. Generator liczb pseudolosowych generuje losowe liczby, wykorzystując algorytm, który wykonuje matematyczne obliczenia w oparciu o wartości startowe. Aby za każdym razem wynik był inny, wartość startowa musi być tak losowa, jak tylko to możliwe. Może być nią na przykład bieżąca liczba milisekund. Jako, że starter jest zawsze taki sam, ale zmienia się tylko jego wartość, nie generuje on liczb prawdziwie losowych, w przeciwieństwie do generatora liczb prawdziwie losowych. Niemniej, w przypadku gier stosowanie generatorów liczb pseudolosowych jest w zupełności wystarczające.

Tego samego nie można by powiedzieć chociażby o systemach skupiających się na bezpieczeństwie. Jeżeli ktoś uzyskałby informacje o tym, w jaki sposób taki system generuje „losowe” liczby dla protokołu szyfrowania, oznaczałoby to bardzo duże kłopoty. Dlatego takie systemy często korzystają z wspomnianych generatorów liczb prawdziwie losowych. Są to generatory sprzętowe, które uzyskują losowe liczby, w oparciu o chwilowe fizyczne procesy, takie jak elektroniczny szum.

Czy wiedzieliście, że RNG może być podatne na manipulację?

Jak wspomnieliśmy wcześniej, generatory liczb pseudolosowych działają w oparciu o algorytmy. W zasadzie te algorytmy generują (pseudo)losowe liczby, rozwiązując problemy matematyczne. Ale aby rozwiązaniem takiego problemu była losowa liczba, wartości użyte w działaniach muszą się zmieniać. Potrzebne są tak zwane zmienne. Skąd gry wideo je biorą? No na przykład z takich elementów jak wewnętrzny zegar konsoli, czy licząc liczbę obiektów wyświetlanych na ekranie, czy wykorzystując sekwencję klawiszy wciśniętych przez gracza.

Niestety, czasem zmienne są na tyle „mało zmienne”, iż łatwo jest przewidzieć generowane „losowe” liczby i wykorzystać ten fakt do uzyskania w grze pewnych korzyści. Dobra wiadomość jest taka, że ta zasada ma zastosowanie raczej w przypadku papierowych RPG-ów i dawnych gier wideo, a nie dzisiejszych gier komputerowych, konsolowych i mobilnych.

Jak RNG wpływa na gry

Tak, tak – RNG doprowadza niektórych do szewskiej pasji, ale czy jest ono takie złe? Odpowiedzmy sobie na to pytanie.

Przede wszystkim, za sprawą losowości gry są dużo mniej monotonne, niż mogłyby być. Dzięki niemu każdy tworzony w Minecrafcie świat jest inny, w każdej rozgrywce w Tetrisie spadają po sobie inne bloki, a w każdej rozgrywce w Hearthstone dobieramy po kolei różne karty. Zatem, gdyby nie RNG, gry dużo szybciej by się nam nudziły.

Z drugiej strony czasem RNG ma w grach tak duże znaczenie, że zdaje się mieć większą wagę niż umiejętności graczy, sprawiając że nowicjusz potencjalnie mógłby wygrać z doświadczonym graczem. Niemniej jednak, o takich przypadkach raczej rzadko się słyszy, nawet w przypadku Hearthstone i innych tytułów nafaszerowanych RNG. Ta kwestia najmocniej zdaje się dotykać profesjonalnych graczy, gdzie różnice w umiejętnościach są tak niewielkie, że nieco szczęścia w RNG może zaważyć o zwycięstwie jednego z graczy czy jednej z drużyn.

Zatem, co sądzić o RNG?

RNG rzeczywiście może dawać powody do niezadowolenia, zwłaszcza gdy sprawia, że umiejętności graczy mają mniejsze znaczenie niż powinny, ale z drugiej strony wiele gier nie miałoby bez generatorów liczb losowych sensu. Gdyby nie one, każdy świat w Minecrafcie byłby taki sam, tak jak każda mapa w Diablo 2. Gdyby nie one, każdy przedmiot podnoszony w grach RPG posiadałby takie same statystyki. Dzięki RNG w grach jest pewne urozmaicenie, które sprawia, że chce nam się w nich bawić z reguły dłużej niż 5 minut. Bez RNG gry byłyby dużo nudniejsze. Warto o tym pamiętać.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Ray Tracingu w wydaniu Nvidia

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Ray Tracingu w wydaniu Nvidia

W zeszłym roku firma Nvidia zaprezentowała rodzinę kart GeForce RTX, która do świata gier komputerowych wprowadziła nową, ciekawą technologię. Technologię niezupełnie nową, ale do tej pory niewykorzystywaną z różnych powodów w wirtualnej rozgrywce. Czym jest Ray Tracing, które gry go obsługują i wreszcie, czy dla tej technologii warto kupić kartę lub komputer z kartą Nvidia GeForce RTX?

Czym jest Nvidia RTX?

Nvidia RTX to platforma programistyczna do renderowania grafiki stworzona przez firmę Nvidia, której głównym celem jest przeniesienie technologii śledzenia promieni w czasie rzeczywistym na komputery osobiste. Wcześniej ray tracing był obecny wyłącznie w uprzednio wyrenderowanych materiałach, gdyż układy graficzne nie dysponowały odpowiednią mocą obliczeniową, by móc go płynnie obsłużyć. Układy z rodziny GeForce RTX ułatwiają rozwój grafiki komputerowej generowania interaktywnych obrazów, które reagują na oświetlenie, cienie, czy też odbicia. RTX działa obecnie na procesorach graficznych Nvidia Volta i Turing, wykorzystując do obliczeń w szczególności rdzenie Tensor (i nowe rdzenie RT w kartach z rodziny Turing).

No dobra, ale czym jest w takim razie ray tracing?

Przekładając powyższą pigułkę wiedzy na język praktyczny… W grafice komputerowej ray tracing generuje obraz śledząc ścieżkę światła jako pikseli w płaszczyźnie obrazu, symulując przy tym efekty jego spotkań z wirtualnymi obiektami. Śledzenie promieni może renderować niezwykle realistyczne obrazowanie ze znacznie dokładniejszym niż do tej pory cieniowaniem, odbiciami, oświetleniem i kolorami, a także bardziej realistycznymi efektami renderowania płynów, ognia i dymu, które wyglądają bardziej naturalnie i mniej przypominają grę dla ludzkiego oka.

Mylą się osoby uważające ray tracing za coś zbytecznego, co wyłącznie wpływa negatywnie na wydajność gier. Oczywiście, po włączeniu technologii liczba klatek na sekundę spada, ale obraz prezentuje się rewelacyjnie. Być może ma to mniejsze znaczenie w dynamicznych strzelankach, kiedy nie ma czasu podziwiać detali, ale z pewnością wpływa na jakość zabawy w grach, w których mamy czas podziwiać otoczenia. Z resztą, nie oszukujmy się: w wielu grach gołym okiem widać różnicę pomiędzy włączonym a wyłączonym ray tracingiem. Powstało już na ten temat wiele materiałów, a my prezentujemy kilka wybranych.

Które karty obsługują ray tracing?

W telegraficznym skrócie… wszystkie, teoretycznie. Tylko teoretycznie, bowiem w praktyce moc obliczeniowa kart graficznych bez dedykowanych rdzeni RT występujących w kartach z rodziny GeForce RTX jest zbyt mała, aby korzystający z nich gracze mogli cieszyć się płynną rozgrywką po aktywacji śledzenia promieni w czasie rzeczywistym. Z włączonym ray tracingiem bawić będziecie się dobrze wyłącznie wtedy, gdy w Waszym komputerze drzemała będzie któraś z kart graficznych Nvidia GeForce RTX z poniższej listy:

  • Nvidia GeForce RTX 2060
  • Nvidia GeForce RTX 2060 SUPER
  • Nvidia GeForce RTX 2070
  • Nvidia GeForce RTX 2070 SUPER
  • Nvidia GeForce RTX 2080
  • Nvidia GeForce RTX 2080 SUPER
  • Nvidia GeForce RTX 2080 Ti
  • Nvidia Titan RTX

Oczywiście ray tracing obsługują zarówno karty przeznaczone dla komputerów stacjonarnych, jak i laptopów. W ofercie Lenovo Legion znajdziecie mnóstwo notebooków z kartami graficznymi GeForce RTX, także takich, które pozwolą Wam bawić się z włączonym ray tracingiem w maksymalnych ustawieniach graficznych. Lenovo Legion Y540 i Lenovo Legion Y740 z pewnością spełnią wymagania nawet najbardziej wymagających graczy.

Lokalny co-op przez Internet, czyli Steam Remote Play Together – poradnik

Lokalny co-op przez Internet, czyli Steam Remote Play Together – poradnik

W listopadzie na Steamie zadebiutowała nowa ciekawa funkcja – Remote Play Together. Pozwala ona na wspólne granie ze znajomymi przez Internet w gry, które nie dysponują sieciowymi trybami wieloosobowymi, a jedynie lokalnym multiplayerem. W niniejszym artykule postanowiliśmy dokładnie Wam tę funkcję przybliżyć oraz wyjaśnić, w jaki sposób z niej korzystać. Zaczynajmy!

Jakie wymagania należy spełnić, aby uruchomić funkcję Remote Play Together?

Aby skorzystać z funkcji Remote Play Together, należy zastosować się do zaledwie kilku prostych kryteriów. Pierwszym i podstawowym jest zainstalowana na komputerze aplikacja Steam.

Być może Was to zdziwi, ale aby Wasi znajomi mogli poprzez funkcję Remote Play Together zagrać z Wami w tytuł, który tylko Wy posiadacie, ci wcale nie muszą tego tytułu kupować. Wystarczy, że będzie dysponować nim tylko jedna osoba z grupy.

A ile osób może grać razem korzystając z Remote Play Together? Chociaż w teorii mowa o czterech osobach, Steam dopuszcza możliwość wspólnej zabawy w większej grupie. Jednak to, ile osób będzie w stanie do Waszej rozgrywki dołączyć do rozgrywki, często zależy od tego, na jak liczną kooperację pozwala dana gra. Poza tym, w tej kwestii będzie mieć znaczenie szybkość Waszego połączenia internetowego.

Jak włączyć funkcję Remote Play Together w kilku prostych krokach?

Uruchomienie funkcji Remote Play Together jest niesamowicie proste. Oto lista kroków, które musicie wykonać, aby to zrobić:

  1. Uruchomcie swoją grę (listę przykładowych gier obsługujących funkcję Remote Play Together umieściliśmy w dalszej części artykułu).
  2. Skorzystajcie ze skrótu klawiszowego Shift + Tab, aby wyświetlić listę znajomych na Steam lub zminimalizujcie grę, aby wyświetlić tę listę w aplikacji Steam.
  3. Na liście znajomych znajdźcie osoby, z którymi chcielibyście zagrać w „lokalny co-op przez Internet”.
  4. Przy ikonie wybranych znajomych kliknijcie prawym przyciskiem myszy.
  5. Z wysuniętej listy wybierzcie opcję „Zaproś do Remote Play”.

To wszystko, jeśli Wasi znajomi zaakceptują zaproszenia, dołączą do wspólnej zabawy.

Co strumieniujemy poprzez Remote Play Together?

Jak wyjaśnia Steam, osoby korzystające w ramach wspólnej gry z Remote Play Together, wzajemnie strumieniują do siebie swój obraz z rozgrywki, dźwięk, a także własny głos. Co ważne, gracze nigdy nie mogą zobaczyć pulpitu innych osób, ani żadnych ściśle tajnych rzeczy, a tylko i wyłącznie obraz z gry.

W zaawansowanych ustawieniach gracze mogą dostosować rozdzielczość oraz przepływność strumieniowania. W przypadku sieci o częstotliwości 5 GHz Steam dąży do zapewnienia użytkownikom obrazu o dobrej jakości w rozdzielczości 1080p i płynności 60 kl./s. Przy odpowiednio mocnym sprzęcie i szybkiej sieci obraz poprzez Remote Play Together można strumieniować w 60 kl./s nawet w 4K.

Jeżeli chodzi o obsługę kontrolerów w ramach Remote Play Together, są dwie możliwości. Wszyscy gracze mogą korzystać z własnych kontrolerów, ale osoba, która zaprosiła pozostałych do gry może też podzielić się z nimi klawiaturą lub myszą. Trudno mi sobie tę drugą opcję wyobrazić, ale w każdym razie jest ona dostępna.

Przydatną wiadomością jest również fakt, że podczas zabawy każdy z graczy w grupie może poprzez nakładkę Steam dostosować głośność swojej gry oraz swojego mikrofonu.

Remote Play Together + Remote Play Anywhere

Poza funkcją Remote Play Together na Steamie od jakiegoś czasu dostępna jest również funkcja Remote Play Anywhere. Ta druga, za pomocą aplikacji Steam Link (którą można pobrać ze Sklepu Play czy App Store) pozwala na granie w uruchomione na pececie steamowe gry na telefonie, tablecie lub telewizorze. Tak się składa, że można korzystać z niej w parze z Remote Play Together. W jaki sposób?

Otóż, tylko osoba, która poprzez Remote Play Together hostuje rozgrywkę musi uruchomić grę na komputerze. Osoby zaproszone do zabawy mogą natomiast grać na urządzeniu z zainstalowaną aplikacją Steam Link – smartfonie, tablecie czy telewizorze. Wystarczy, że na takim urządzeniu zaakceptują zaproszenie poprzez aplikację Steam Chat.

Przykładowe gry, w których można wykorzystać funkcję Remote Play Together

Cóż, na Steamie można znaleźć mnóstwo gier, które posiadają tryby dla lokalnej kooperacji, a więc takie, w których można użyć funkcji Remote Play Together. Poniżej umieściliśmy co nieco najciekawszych przykładów. Dajcie znać w komentarzach, w których z tych tytułów wypróbowalibyście Remote Play Together najchętniej.

Przykłady gier obsługujących Remote Play Together:

  • Call of Duty: Black Ops III
  • Castle Crashers
  • Cuphead
  • Darksiders Genesis
  • Divinity: Original Sin 2 – Definitive Edition
  • Goat Simulator
  • Half-Life 2
  • Injustice 2
  • Left 4 Dead 2
  • LEGO Harry Potter (Lata 1-4 oraz Lata 5-7)
  • LEGO Jurassic World
  • LEGO Marvel Super Heroes
  • LEGO Marvel’s Avengers
  • LEGO Star Wars – The Complete Saga
  • LEGO Star Wars: The Force Awakens
  • Mortal Kombat 11
  • Overcooked! 2
  • Portal
  • Portal 2
  • Pro Evolution Soccer 2019
  • Rayman Legends
  • Rocket League
  • Sonic Mania
  • Spelunky
  • Tekken 7
  • The Escapist 2
  • UNO
  • WWE 2K19