Outriders – recenzja. Polak potrafi

Outriders – recenzja. Polak potrafi

Na polskie Outriders czekaliśmy długo. Na szczęście bańka oczekiwań dotyczących shootera produkcji studia People Can Fly, twórców lubianego i w pewnych kręgach kultowego Bulletstorma nie była tak duża, jak w przypadku Cyberpunk 2077 od CD Projekt. Od razu po premierze Outriders miało swoje problemy, a my – jak zawsze – postanowiliśmy dać twórcom odrobinę czasu na poprawę. Opłaciło się. Oto nasze wrażenia z Outriders, w które na platformie Steam w szczytowym momencie grało aż 125 tysięcy osób.

Outriders zaczyna się od mocnego uderzenia. Gracze wcielają się w rolę jednego z tytułowych outriderów, strażników wysłanych na planetę Enoch z zadaniem ochrony lokalnych osadników. Ziemia nie jest już miejscem do życia, a ludzkość desperacko poszukuje miejsca we Wszechświecie, w którym mogłaby się odbudować. Pech chce, że Enoch nie wydaje się tym miejscem. Podczas misji ma miejsce anomalia, w wyniku której postać kontrolowana przez gracza jest poszkodowana. Umieszczona w komorze kriogenicznej postać zasypia na 30 lat, a gdy budzi się… cóż, jest sporo do zrobienia. Wrogami ludzi okazują się jak zawsze ludzie, a także miejscowe potwory. Do walki z nimi bohater zyskuje niespodziewanie nadprzyrodzone moce.

Początkowo gra wszystkimi czterema klasami postaci – technomantą, piromantą, niszczycielem i manipulantą – jest zbliżona. Dopiero z czasem gracz zaczyna ingerować w rozbudowane drzewko umiejętności. Warto dokonywać mądrych wyborów, bowiem obrana droga ma kolosalne znaczenie na wyższych poziomach i późniejszych etapach zabawy. Kampania początkowo toczy się wolno i irytuje dużą ilością ekranów ładowania i na ogół średniej jakości przerywnikami. Na szczęście dość szybko się to zmienia.

Sztuczna inteligencja przeciwników jest na akceptowalnym poziomie, a potyczki potrafią stanowić wyzwanie. Oprócz szeregowego mięsa armatniego eliminujemy trudniejszych oponentów, a także imponujących bossów. Projekty postaci i stworów znajdujących się po drugiej stronie lufy są naprawdę ładne i jest na czym zawiesić oko.

Szybko zaczęłam odczuwać to, że poziomy zaprojektowane przez polski zespół z People Can Fly są bardzo… klaustrofobiczne. Gracz prowadzony jest po stanowiących swojego rodzaju korytarze w otwartej przestrzeni „nitkach”, dających chwilę wytchnienia, pomiędzy cechującymi się nieco większą powierzchnią (oraz oczywiście mnogością osłon) „arenami” walk. Dobrze, że poza walką trudno się nie zachwycać otoczeniem, o co zadbali nie tylko utalentowani programiści, graficy i projektanci poziomów, ale także firma NVIDIA, która zadbała o to, aby rozgrywka na kartach GeForce była płynna.Lenovo Legion

Tytuł ogrywałam na karcie graficznej Gainward GeForce RTX 3090 Phoenix GS 24GB. Jak zapewne się domyślacie, nie miałam powodów do narzekania na choćby najmniejsze spadki wydajności. Układ ten w rozdzielczości 2K i przy maksymalnych ustawieniach graficznych nie miał najmniejszych problemów z utrzymywaniem w grze wydajności na poziomie tak wysokim, że włączanie techniki DLSS 2.0 mijało się z celem na monitorze 144 Hz. Z DLSS w Outriders korzystać warto, bowiem włączenie tej opcji przynosi wzrost liczby klatek nawet o ok. 70% (!), bez zauważalnej utraty jakości oprawy graficznej. Karta jednocześnie była odpowiednio chłodzona przez trzy wentylatory i nie nagrzewała się do temperatury, która wymuszałyby ich głośną pracę. DLLS w Outriders pozwala w praktyce grać w ponad 60 kl./s. na GPU pokroju GeForce RTX 3060 Ti… o ile udało Wam się ją kupić.

Gdy rozgrywka zaczęła się już rozkręcać, przypominała mi odrobinę mix The Division (z racji bycia cover shooterem) z Destiny 2. Z grubsza chodzi tutaj o to samo, w końcu to cover shooter. Kampania fabularna – intrygująca, choć nieco zepsuta przez drewniany voice acting – stanowi tu tylko tło do wypracowania sobie drogi do endgame’u i kolekcjonowania w jej trakcie kolejnych, coraz mocniejszych pukawek i coraz lepszego wyposażenia. Jak przystało na strzelanko-RPGi, przedmioty podzielone są na kilka klas rzadkości oraz definiowane różnymi parametrami i nierzadko ciekawymi bonusami. Gracze mogą modyfikować swój arsenał poprzez system craftingu, dopasowując go do swojego stylu gry. Znalazłeś wymarzoną broń? Podnoś jej poziom, a nie będziesz musiał jej wymieniać.

Im dalej w las, tym więcej drzew. Im dłużej gra się w kampanię, tym bardziej rośnie poziom trudności gry – no chyba, że postanowicie ustawić go ręcznie na niższym od proponowanego. Zabawę warto sobie utrudniać, gdyż odwaga premiowana jest dużo lepszymi znajdźkami. W dowolnej chwili można dołączyć do innych graczy lub zaprosić ich do swojej instancji. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby przegrać pierwsze kilkadziesiąt godzin w pojedynkę. Tyle właśnie trwa mniej więcej preludium do eng game’u, w którym sens ma wyłącznie zabawa z innymi. Musicie wiedzieć, że Outriders to przede wszystkim multiplayer, o czym niechaj świadczy brak możliwości grania offline.

Międzyplatformowy tryb kooperacji w Outriders w dniu premiery nie działał najlepiej, ale z czasem rozgrywka w maksymalnie trzy osoby stała się znacznie przyjemniejsza. W dalszym ciągu będzie monotonna, jeśli w Waszym guście nie jest dość jednostajny grind, sprowadzający się do walki z kolejnymi hordami wrogów. Ten gatunek taki już jest i albo to pokochacie, albo…

O ile sam aspekt strzelania zaprojektowano fajnie, to poruszanie się postacią chwilami woła o pomstę do nieba. Bohater nie potrafi skakać, a pokonywanie przeszkód stanowi dla niego często spore wyzwanie. Poziomy mają całą masę niewidzialnych ścian, które zniechęcają do eksploracji i zmuszają do parcia w jedynym słusznym kierunku. Irytujące na przestrzeni zabawy były loadingi, ale nie, nie mogę powiedzieć, że przez łącznie ok kilkadziesiąt godzin nie bawiłam się dobrze. Outriders to taki hack’n’slash w wersji TPP, z nieco wolniejszą rozgrywką.

Podsumowanie

Studio People Can Fly wyceniło Outriders jak tytuł AAA, pomimo że produkcji odrobinę do tego miana brakuje. Jeśli chcecie wskoczyć do tego skądinąd bardzo interesującego świata i spędzić w nim co najmniej „parę” godzin, polecamy skorzystać z promocji na dostęp do Xbox Game Pass. Po zakończeniu taniego okresu próbnego Outriders być może stanieje, a Wy będziecie mogli ocenić, czy chcecie ją kupić na własność. Outriders to gra na pograniczu oceny „niezłej” i „dobrej”. Nie oczaruje każdego, ale fanom tego gatunku może się podobać.

Mocne strony:Słabe strony:
ogromny zakres regulacji trudności rozgrywki – z nagrodamiabsorbujący gameplayprzemyślany endgamespore możliwości rozwoju postacizróżnicowany ekwipunek z opcją modyfikacjidopracowana oprawa graficznaciekawe projekty poziomówsatysfakcja z gry kooperacyjnejintrygująca fabułaróżne problemy technicznemomentami toporna mechanika sterowaniakorytarzowa rozgrywkamało zróżnicowani oponencinieco odstraszająca cena poza GamePassem

Ocena ogólna: 7/10

Recenzje Lenovo Legion (cz. 24) – mamy powody do dumy

Recenzje Lenovo Legion (cz. 24) – mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru. Tym razem sięgnęliśmy także po testy z czołowych serwisów anglojęzycznych!

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Ustatkowanygracz.pl – Lenovo Legion T5 pokazuje klasę!

„Legion T5 – warto, czy nie? Uważam, że zdecydowanie tak! Zdaję sobie sprawę iż na rynku znaleźć można sprzęt mocniejszy, a co za tym idzie jeszcze wydajniejszy. Jeżeli jednak ma dla Was znaczenie ilość wydanych złotówek w kontekście jakości jaką otrzymujemy (a mówimy tu o kwocie około 4500 zł), to Legion T5 nie ma się w tym zakresie czego wstydzić. To jest naprawdę bardzo solidna jednostka, gwarantująca rozrywkę na zdecydowanie zadowalającym poziomie.”

Lenovo Legion T5 – zalety według testującego:

  • rewelacyjna efektywność w grach
  • zaskakująco cicha praca
  • oszczędny, ale przyjemny dla oka design
  • duże możliwości rozbudowy
  • relacja ceny do jakości
  • skuteczny system chłodzenia
  • ilość i rozmieszczenie portów

2. Menworld.pl – Recenzja Lenovo Legion 5 15ARH05 – tani laptop dla gracza

„Lenovo Legion 5 15arh05 wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. To świetna propozycja jeśli poszukujemy taniego laptopa do gier. Niskie temperatury, bardzo dobra matryca i odpowiednia wydajność w przystępnej cenie sprawiają, że ten notebook jest obiektem godnym zainteresowania. Krótko mówiąc – jestem na tak, gdyż oferuje on świetny stosunek ceny do jakości i wydajności.”

Lenovo Legion 5 – zalety według testującego:

  • Świetny stosunek ceny do jakości
  • Solidne wykonanie
  • Dobra wydajność w tej cenie
  • Wysoka kultura pracy
  • Dobra matryca

3. TechnoStrefa – Wydajny laptop do pracy i gier – Test Lenovo Legion 5i

Lenovo Legion 5i – zalety według testującego:

  • wydajność
  • wygodna klawiatura
  • dobry ekran
  • elegancki design

4. Kei’s – Lenovo IdeaPad Gaming 3 – laptop do gier za 3000 zł

Lenovo IdeaPad Gaming 3 – zalety według testującego:

  • dobra relacja ceny do wydajności
  • 120 Hz matryca IPS
  • przyzwoita bateria
  • dobre wykonanie

5. ROOTBLOG.it – Lenovo Legion 5i z Procesorem Intel® Core™ i7 10750H/16GB/RTX2060/500GB TEST

Lenovo Legion 5i – zalety według testującego:

  • wysoka wydajność w grach
  • matryca 120 Hz
  • atrakcyjny design
  • cena adekwatna do możliwości

6. Gram.pl – Lenovo Legion 5 – pokaz mocy CPU od AMD

Lenovo Legion 5 – zalety według testującego:

  • wysoka wydajność procesora
  • sensowne rozmieszczenie portów
  • równomiernie podświetlona matryca z wąskimi ramkami
  • długi czas pracy na baterii

Opublikowano przez: Lenovo Legion

Lenovo Legion – recenzje (cz. 23). Mamy powody do dumy

Lenovo Legion – recenzje (cz. 23). Mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru. Tym razem sięgnęliśmy także po testy z czołowych serwisów anglojęzycznych!

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Wybieram laptopa – Recenzja Lenovo Legion 5 z kartą NVIDIA GeForce RTX 2060

„Lenovo Legion 5 to bardzo interesująca propozycja dla graczy szukających laptopa gamingowego ze średniej półki cenowej. W tym przypadku mamy do czynienia z solidnym urządzeniem, które pod wieloma względami zdecydowanie przewyższa swoich bezpośrednich konkurentów. Nie obyło się bez pewnych niedoskonałości, ale wiele zalet zdecydowanie je niweluje.”

Lenovo Legion 5 (15″) – zalety według testującego:

  • Przyzwoita kultura pracy laptopa
  • Niezła wydajność
  • Długie czasy pracy na baterii

2. Tech-room – Recenzja Lenovo Legion Y740 – niech moc będzie z Wami>

„Nie ukrywam, że Legion Y740 to dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie. Bo jak wyniki w testach oraz grach przy takiej konfiguracji raczej nikogo dziwić nie mogą to cała reszta już tak. Lenovo stworzyło laptopa bardzo dojrzałego na tle swojej konkurencji. Desing to strzał w 10, korzystanie z niego można porównać do momentu kiedy wsiadamy do samochodu marki premium – czuć i widać użyte lepszej klasy materiały. Tu wszystko jest na swoim miejscu i po prostu cieszy sam fakt użytkowania. Do tego monitor 144Hz, świetne nagłośnienie Dolby Atmos, wydajność na najwyższym poziomie i otrzymujemy propozycję, która będzie w stanie zaspokoić nawet najbardziej wymagającego użytkownika.”

Lenovo Legion Y740 – zalety według testującego:

  • design
  • dobrej klasy materiały
  • ekran 144 Hz
  • świetne nagłośnienie Dolby Atmos
  • wysoka wydajność

3. Ustatkowany gracz – Lenovo Legion 5 – test laptopa

„Nie ważne czy to były potężne batalie w Total War: Warhammer, wielki i różnorodny świat Wiedźmina III, zapierające dech w piersiach widoki w Microsoft Flight Simulator, dynamiczne walki oferowane przez Battlefield V, czy może futurystyczne uniwersum Control, Legion 5 zawsze stawał na wysokości zadania. Z pewnością nie należy oczekiwać, aby testowany laptop udźwignął najnowsze produkcje przy najwyższych ustawieniach, jednak jego moc obliczeniowa spokojnie wystarczy do komfortowego grania w zdecydowaną większość wcale nie tak leciwych tytułów.”

Lenovo Legion 5 – zalety według testującego:

  • bardzo szybki dysk
  • niewielka masa
  • matryca dobrze radząca sobie z rozpraszaniem światła
  • ergonomia pracy (m.in. responsywność i rozmieszczenie klawiatury)
  • intensywność barw oraz głębia czerni
  • bardzo zadowalająca wydajność w grach
  • możliwość rozbudowy do 32 GB RAM
  • dodatkowy slot na dysk

4. Domak6 – Legion 5i i7 RTX 2060 144hz po 2 miesiącach! Recenzja & Test Lenovo

Zalety Lenovo Legion 5i:

  • wydajny procesor
  • niezły układ chłodzenia
  • fenomenalna matryca 144 Hz

5. x-kom – TANIO I DOBRZE? | Test, recenzja Lenovo Legion 5-15 z Ryzen 5, GTX1650 i matrycą 120Hz

Zalety Lenovo Legion 5:

  • niezła jakość wykonania
  • bardzo dobry układ dźwiękowy
  • cicha praca
  • niezły układ chłodzenia

6. Produkty z Biedronki / Sprawdzam To – Laptop Lenovo Legion 5

Zalety Lenovo Legion 5:

  • cicha praca
  • szybki dysk SSD
  • miejsce na dysk M.2 lub 2.5″ SATA
  • niezły czas pracy na baterii
  • wysoka wydajność
The Medium – recenzja. Grzech nie zagrać

The Medium – recenzja. Grzech nie zagrać

Podczas gdy cały świat mówił przede wszystkim o polskim Cyberpunku 2077, gdzieś w jego cieniu powstawało The Medium od krakowskiego Bloober Team. Nie można powiedzieć, że na tę produkcję nikt nie czekał – wręcz przeciwnie, bowiem mówiono o niej całkiem sporo w zachodnich mediach. Sukces Layers of Fear pozwalał przypuszczać, że dysponujący większym budżetem The Medium będzie jeszcze lepszy. Udało się.

Akcja The Medium została osadzona w Polsce, a dokładniej mówiąc w Krakowie z lat 90′ ubiegłego wieku. Swojski „setting” spodoba się na pewno wielu polskim graczom, a miłośnikom wirtualnej rozgrywki zza granicy przybliży nieco to, jak wyglądał nasz kraj niedługo po upadku komunizmu. Główną bohaterką przygodówki (czy może raczej: symulatora chodzenia) jest tytułowe medium, Marianna, która posiada niezwykłą zdolność nawiązywania kontaktu ze świata zmarłych. Dręczona snami o mordowanej dziewczynce, otrzymuje telefon od tajemniczego mężczyzny nalegającego na pilną wizytę w ośrodku Niwa, znajdującym się pod Krakowem.

Rozgrywka toczy się nierzadko równolegle na dwóch płaszczyznach. Jak już wspomniałem, Marianna posiada umiejętność jednoczesnego poruszania się w świecie żywych oraz zmarłych. Kierując jej poczynaniami gracz może napotykać na przeszkody w jednym świecie, które ominąć należy w drugim. Oczywiście oprócz nich fabuła rzuca pod nogi kłody w postaci różnej maści zagadek logicznych – przeważnie bardzo prostych, ale dających frajdę po rozwikłaniu. Zablokowana kamera przywołuje wspomnienia sprzed dwóch dekad, kiedy to potrafiła ona szalenie irytować. Tutaj… da się do niej przyzwyczaić.

Określiłem The Medium mianem „symulatora chodzenia” nieprzypadkowo. Nie jest to w żadnym wypadku action horror pokroju Dead Space, a raczej przygodowy thriller, w którym pierwsze skrzypce gra narracja. Marianna jest pacyfistką. Nie walczy, zamiast tego salwując się ucieczką lub skradaniem, pomagającym jej uniknąć tarapatów. Notabene sekcje skradankowe nie są przesadnie wciągające. Jeśli chcecie się bać, to musicie wiedzieć, że przy tej produkcji towarzyszył Wam będzie co najwyżej niepokój.

Na przestrzeni zabawy nie potrafiłem przejść obojętnie wkoło niezrozumiałego zabiegu językowego twórców. Trafia do mnie w pewnym sensie argument o braku polskiej wersji językowej z racji ograniczonych funduszy produkcyjnych. Skoro gra miała się sprzedawać na rynkach światowych, oczywistym była konieczność stworzenia dopieszczonej angielskiej wersji językowej – i to się udało. Zupełnie jednak nie rozumiem „zangielszczania” niemalże wszystkich elementów otoczenia, które z racji osadzenia akcji w Polsce powinny gościć w języku polskim. Na większości książek, ulotek, znaków i innych drobiazgów w grze widnieje język Shakespeara. Okropnie źle kontrastuje to z licznymi polskimi „smaczkami” w postaci choćby charakterystycznego PRL-owskiego jeszcze w latach 90′ wystroju mieszkań. Niby akcja dzieje się w Polsce, ale… czasami tego nie widać.

Opowiadana przez Bloober Team historia jest naprawdę ciekawa, a chęć jej odkrywania pogłębiana jest przez ciekawie wykreowany świat, który momentami wygląda jak wzięty żywcem z obrazów Beksińskiego. Rozgrywka jest liniowa, ale da się o tym zapomnieć po rzuceniu się w wir mrocznych wydarzeń, które śmiało mogłyby znaleźć miejsce w wysokiej klasy thrillerze. Bloober Team stanął na wysokości zadania i zadbał nie tylko o najwyższych lotów udźwiękowienie, ale także fenomenalną oprawę graficzną, z którą niestety w parze nie poszła optymalizacja.

The Medium to jedna z gier korzystających z dobrodziejstw idących w parze z technologiami NVIDIA. NVIDIA współpracowała z Bloober Team zarówno w kwestii wprowadzenia do produkcji efektów RTX, jak i popularnego „upłynniacza” rozgrywki w postaci techniki DLSS. Ray tracing w odczuwalny sposób potęguje atmosferę obu światów. Krainy są okraszone odbiciami opartymi na ray tracingu, realistycznymi efektami okluzji otoczenia i odbiciami żywcem z prawdziwego świata, co pogłębia immersję i nadaje wiele uroku temu tytułowi.

Spadek liczby klatek wynikający z tytułu aktywowania efektów RTX da się skompensować włączając technikę DLSS. Działa ona na tyle skutecznie, że liczba klatek generowanych na sekundę z włączonym RTX i DLSS jest wyższa niż bez RTX i bez DLSS. Jednym słowem: warto korzystać z technologii NVIDIA w duecie. DLSS w The Medium jest w stanie realnie zwiększyć liczbę klatek na sekundę o 70% w przypadku rozdzielczości 4K. Dobrze przeczytaliście: o SIEDEMDZIESIĄT procent – bez zauważalnej utraty jakości obrazu. Jedno jest pewne: nowe laptopy Lenovo Legion z kartami NVIDIA GeForce RTX 3000 poradzą sobie z The Medium doskonale.

Niestety, posiadacze mniej wydajnych komputerów mogą czuć się zawiedzeni, bowiem na najwyższych detalach ze spadkami płynności animacji problemy mają nawet karty GeForce RTX 2000. Być może zostanie udostępniona aktualizacja, która zmieni ten stan rzeczy. Jeśli Twój komputer ma zbyt małą wydajność, zawsze możesz zagrać w The Medium w usłudze GeForce NOW, do której omawiana produkcja zdążyła już trafić. Z RTX i DLSS w 1080p i w 60 klatkach na sekundę zagrasz wtedy nawet na kilkuletnim laptopie.

Ogromnym atutem The Medium jest dostępność w ramach Xbox Game Pass na PC. Dzięki temu produkcję Bloober Team można ograć za kilka złotych. I żal byłoby tego nie zrobić.

Podsumowanie

Polski Silent Hill, jak zwykło się mówić w sieci o produkcji krakowskiego studia, zasługuje na pozytywną ocenę, nawet jeśli uwzględnimy jego liniowość, słabą optymalizację i inne pomniejsze grzeszki dewelopera. The Medium to wciągająca przygodówka, z atutami w postaci ciekawej mechaniki przemieszczania się w dwóch równoległych światach, osadzenia jej w Polsce oraz rewelacyjnej oprawy audio-wizualnej. Przygoda nie jest może długa, bowiem trwa w porywach do 8 godzin, ale na ich przestrzeni dostarcza emocji, jakich należałoby się spodziewać po dobrej klasy thrillerze. Zagrajcie w The Medium – możecie to zrobić już za 4 złote.

Mocne strony:Słabe strony:
osadzenie akcji w Polsce lat ’90interesująca fabuła”podwójny”, dopracowany świat grywspaniała oprawa graficznadoskonałe udźwiękowieniepolski horror bez polskiego dubbinguliniowośćnieciekawe sekcje skradankowenienajlepsza optymalizacja

Ocena ogólna: 8/10

Recenzje Lenovo Legion (cz. 22) – mamy powody do dumy

Recenzje Lenovo Legion (cz. 22) – mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru. Tym razem sięgnęliśmy także po testy z czołowych serwisów anglojęzycznych!

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Komputer Świat – Lenovo Legion 5 – krótka recenzja niedrogiego laptopa gamingowego

„To jasne: za 4500 złotych nie da się kupić profesjonalnego, gamingowego notebooka, a Legion 5 w zaprezentowanej konfiguracji jest interesującą hybrydą: szybki przy pracy, dobry do pogrania w międzyczasie i jak na urządzenie o właściwościach gamingowych dość mobilny.”

Lenovo Legion 5 (15”) – zalety według testującego:

  • uniwersalny sprzęt do pracy i mniej wymagających gier
  • miejsce na drugi dysk M.2 lub 2,5″
  • możliwość rozbudowy pamięci RAM

2. Rootblog.pl – Recenzja Lenovo Legion 7 – wiecznie głodna gorąca bestia

„Lenovo Legion 7 to bardzo wydajny sprzęt. Niestety takie komponenty (przynajmniej w tym modelu) generują spore ilości ciepła i błyskawicznie wyczerpują baterię. Jeśli te dwie wady Wam nie przeszkadzają, to gamingowy laptop od Lenovo może być propozycją wartą rozważenia.”

Lenovo Legion 7 – zalety według testującego:

  • wysoka wydajność
  • bardzo dobry wyświetlacz
  • dobra jakość wykonania
  • przyjemna w obsłudze klawiatura
  • dobre rozmieszczenie portów

3. WhatNext.pl – Test laptopa Lenovo Legion Y540-17IRH-PG0

„Testowany notebook zdecydowanie przypadł mi do gustu pod względem wyglądu. Jest on gamingowy ale też na tyle elegancki, że nie ma co się wstydzić na spotkaniach biznesowych czy na studiach. Jest on także dosyć łatwy do przenoszenia. (…) Temperatury podzespołów podczas obciążenia są całkowicie akceptowalne. Także sam throttling jest niski i procesor pracuje z całkiem niezłą częstotliwością pod obciążeniem. (…) Jeśli szukacie 17,3 calowego laptopa w cenie poniżej 5000 zł to warto zastanowić się nad testowaną konstrukcją. Mnie się ona spodobała stąd otrzymuje ode mnie dwa odznaczenia.”

Lenovo Legion Y540 – zalety według testującego:

  • elegancki wygląd
  • dobry ekran
  • niezłe głośniki
  • duży wybór złączy
  • wydajny dysk SSD NVMe
  • dobra karta Wi-Fi

4. Recenzja Lenovo Legion L79031 — Pierwszy gamingowy smartfon od Lenovo Legion

YouTuber Łukasz Grządkowski zakupił smartfon Lenovo Legion w Chinach i odpowiedział w swojej recenzji na pytanie, które trapi wielu graczy: czy warto go kupić i sprowadzić do Polski?

Lenovo Legion L79031 – zalety według testującego:

  • jeden z najwydajniejszych smartfonów w swojej cenie
  • świetny ekran
  • doskonały dźwięk
  • dwa praktyczne spusty dla graczy
  • przemyślana konstrukcja

Opublikowano

Recenzje Lenovo Legion (cz. 21) – mamy powody do dumy

Recenzje Lenovo Legion (cz. 21) – mamy powody do dumy

Recenzje sprzętu Lenovo Legion regularnie pojawiają się w różnych miejscach sieci oraz w prasie drukowanej. Zastanawiacie się czy warto kupić laptopy i komputery Lenovo Legion? Być może poniższe testy pomogą Wam dokonać właściwego wyboru. Tym razem sięgnęliśmy także po testy z czołowych serwisów anglojęzycznych!

Urządzenia Lenovo Legion tworzymy z myślą o Was, graczach. Jesteśmy otwarci na Wasze sugestie i wsłuchujemy się w potrzeby zarówno e-sportowców, jak i początkujących graczy. W naszej ofercie znajdziecie nie tylko komputery i laptopy dla graczy, ale także akcesoria – myszki, zestawy słuchawkowe, mechaniczne klawiatury, a nawet podkładki.

1. Geex – Zadziwiająco tani jak na swoje możliwości. Recenzja Lenovo Legion 5-15 z Ryzenem 5 4600H

„Owszem, wybierając konfigurację, którą ja dostałem do testów, nie ma co liczyć na pierdyliony klatek na sekundę przy najwyższych nastawach graficznych. Ale dla kogoś, kto jak ja nie widzi większej różnicy między 30 a 60 klatkami na sekundę, a do tego jest w stanie przyjąć z pokorą konieczność sporadycznego grania nie na „ultra”, ale na „wysokich”, Lenovo Legion 5-15 to laptop marzenie.

Co mi się jeszcze podoba, to na pewno bateria, która jak na gamingowego netbooka jest w stanie wykręcać naprawdę dobre czasy. Dodajmy do tego wygodne: klawiaturę i touchpad, i komfortowo możemy przełączać się między graniem w gry a pracą biurową.”

Lenovo Legion 5 (15”) – zalety według testującego:

  • rewelacyjny stosunek ceny do jakości
  • temperatury na procesorze i karcie graficznej
  • nienaganna, jak na laptopa gamingowego, kultura pracy
  • świetne: klawiatura i touchpad
  • bateria
  • dużo portów, a większość umieszczona z tyłu podstawy
  • wygodna nawigacja między poszczególnymi trybami termicznymi

2. Android.com.pl – [Recenzja] Lenovo Legion 7i (15IMH05) – niepozorny, a pełen wigoru laptop dla graczy

„Lenovo Legion 7i to tak niepozorny sprzęt, że na każdym kroku potrafi zaskoczyć udanymi rozwiązaniami. Design jest tak prosty i statyczny, że już pierwsze uruchomienie, kiedy z każdej szczeliny wydobywa się podświetlenie, może robić wrażenie. Tym bardziej że możemy je pod siebie skonfigurować. Drugie pozytywne wrażenie to możliwość fizycznego zasłonięcia kamery, a trzecie to rewelacyjny wyświetlacz. Do tego dokładamy bardzo wysoką wydajność i mamy naprawdę dobry sprzęt dla graczy. Także w filmach ten laptop ma wiele do powiedzenia. Ponownie ze względu na bardzo dobry wyświetlacz, a także niezły akumulator.”

Lenovo Legion 7i – zalety według testującego:

  • Rewelacyjne wykonanie, które uwzględnia nawet fizyczne zasłonięcie kamery
  • Podświetlenie RGB nie tylko wygląda dobrze, ale jest wygodne z szerokim zakresem konfiguracji
  • Zdecydowanie jeden z najlepszych wyświetlaczy w swojej klasie
  • Na wydajność nie powinniśmy narzekać

3. Tabletowo.pl – Monitor Lenovo Legion G34w-10 – niewykorzystany potencjał (recenzja)

„Gry to mocny punkt G34W-10. Szeroki ekran pozwala na bardziej doskonałą immersję w świat gry, a do tego po prostu widać lepiej, co się dzieje na peryferiach, zatem w niektórych grach zyskamy dodatkową przewagę w postaci braku podatności na niespodzianki spoza kadru.”

Monitor Lenovo Legion G34w-10 – zalety według testującego:

  • panoramiczny zakrzywiony ekran gwarantuje świetną imersję w grach i możliwość pracy z dwoma stronami internetowymi naraz
  • dość przyzwoite, choć nieidealne kolory
  • konstrukcja montażu daje szerokie pole manewru, jeśli chodzi o dostosowanie położenia monitora
  • wysokie odświeżanie 144 Hz
  • dobra równomierność podświetlenia

4. Android.com.pl – [Recenzja] Lenovo Legion 5 – idealny kompromis laptopa dla graczy

„Lenovo Legion 5 łączy najlepsze cechy wspomnianych na początku IdeaPad Gaming 3 i Legiona 7. Z jednej strony to bardzo dobrze wykonany laptop, choć z gorszych materiałów, a z drugiej z dobrymi podzespołami w relatywnie niskiej cenie. Szczególnie dobre wrażenie robi chłodzenie oraz akumulator. W kwestii wydajności warto rozejrzeć się za mocniejszą odmianą – najlepiej z RTX 2060 i od razu z matrycą 144 Hz. Wtedy eliminujemy kluczowe bolączki Legiona 5, choć cena nie będzie już tak atrakcyjna. Stosunkowo mocny procesor radzi sobie świetnie ze wszystkimi zadaniami, więc przy nim możliwości GTX 1650 wypadają dosyć blado. Niemniej wciąż uruchomimy niemalże wszystkie gry, choć z myślą bardziej o średnich detalach – szczególnie gdy zależy nam na wykorzystaniu ekranu z wyższą częstotliwością odświeżania obrazu.”

Lenovo Legion 5 – zalety według testującego:

  • Może być zarówno wydajny, jak i bardzo cichy
  • W standardzie wyświetlacz 120 Hz
  • Zaskakująco dobry czas pracy na baterii
  • Wydajny układ chłodzenia

5. Techsetter.pl – LENOVO LEGION 7 15 – RECENZJA. WCIĄŻ SOLIDNIE

„Lenovo przygotowało laptopa porządnie wykonanego, wytrzymałego i mającego szansę trafić do szerokiego odbiorcy – od nastolatka po dorosłego gracza lubiącego po pracy pyknąć w to i owo. Podoba mi się też liczba dostępnych konfiguracji, chociaż w przypadku CPU obawiam się o wydajność mocniejszych jednostek niż zainstalowany Core i7 10750H. W konfiguracji, którą testowałem zobaczyłbym też albo pojemniejszy albo drugi dysk. Bo 512 GB dla zapalonego gracza to dzisiaj plan minimum. Na ogromną pochwałę zasługuje za to znakomity, równo podświetlony ekran IPS o odświeżaniu 144 Hz i świetnym odwzorowaniu kolorów oraz wygodna klawiatura i touchpad.”

Lenovo Legion 7 (15”) – zalety według testującego:

  • wytrzymała obudowa z aluminium
  • wydajny
  • atrakcyjne, chociaż trochę agresywne podświetlenie iCUE
  • sporo dostępnych konfiguracji
  • świetna matryca IPS 144 Hz
  • całkiem niezłe głośniki
Cyberpunk 2077 – recenzja po kilku patchach

Cyberpunk 2077 – recenzja po kilku patchach

Premierze gry Cyberpunk 2077 towarzyszyło zamieszanie, jakiego nikt się chyba nie spodziewał. Jej debiutu wyczekiwały miliony graczy, ale mało kto prognozował, że dla wielu z nich nowa produkcja CD Projekt RED okaże się sporym rozczarowaniem. My z oceną wersji na PC postanowiliśmy wstrzymać się do udostępnienia pierwszych aktualizacji i… oto jest, nasza recenzja Cyberpunk 2077.

Osiem i pół roku minęło od pierwszej zapowiedzi gry Cyberpunk 2077. W kontekście tego można śmiało powiedzieć, że polskie studio CD Projekt RED miało naprawdę dużo czasu na to, aby dopracować swoje najnowsze dzieło do granic możliwości. Oczekiwania graczy były kolosalne, więc oczywistym wydawał się fakt, iż deweloper wszystkim im po prostu nie sprosta. W sieci ukazały się najpierw hurraoptymistyczne recenzje wersji na PC (wcale nie wolnej od błędów), by kilka dni później cały entuzjazm prysł w wyniku lawiny krytyki, jaka spadła na Polaków za wydania przeznaczone na konsole PlayStation 4 i PlayStation 5. Jaki jest Cyberpunk 2077 po aktualizacjach Day 0, Day 1, Hotfix 1.04, Hotfix 1.05 i Hotfix 1.06?

Cyberpunk 2077 to przede wszystkim wspaniale wykreowany świat

W Cyberpunk 2077 przemierzać będziecie dzielnice i przedmieścia Night City, niezwykłej fikcyjnej metropolii, usytuowanej na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Świat wykreowany przez Mike Pondsmitha w jego planszowej grze RPG jest niezwykle przygnębiający. Rządzą nim korporacje, na ulicach panuje prawo silniejszego, a w powszechnym użytku oprócz cyberwszczepów są narkotyki i broń. CD Projekt RED udało się perfekcyjnie obudować uniwersum w zapierającą dech w piersiach oprawę graficzną. Miasto jest doprawdy kolosalne, a jego projekt robi ogromne wrażenie.

Gracz wciela się w postać V, który (lub: która) chcąc zarobić nieco eurodolarów przyjmuje ryzykowne zlecenie. To nie idzie po jego myśli, w efekcie czego bohater musi walczyć o życie swoje i… nowego mieszkańca swojej głowy.

Przygodę zacząć można jako przedstawiciel jednej z trzech frakcji, co determinuje początek zabawy oraz – w mniejszym stopniu – późniejszą rozgrywkę. Kreator postaci jest rozbudowany, podobnie jak system rozwoju w grze. Wybory dokonywane przy okazji awansowania na wyższy poziom mogą decydować o tym, czy w danej momencie otworzymy jakieś drzwi, shakujemy określony terminal lub uzyskamy korzystny dla siebie wynik rozmowy za sprawą niedostępnej w innym razie opcji dialogowej. W parze z przydzielaniem punktów podstawowych idzie wybór umiejętności pasywnych.

Tym, co mocno uderza od początku zabawy jest nie tylko ogrom świata, po którym przychodzi się poruszać, ale także doskonała warstwa fabularna. CD Projekt RED tworząc kolejne odsłony serii Wiedźmin przyzwyczaił graczy do tego, że scenariusz zawsze jest najwyższych lotów. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Wszystkie postaci napotykane na przestrzeni zadań wątku głównego są wielowymiarowe. Ich historie można poznawać wykonując misje poboczne, które to działanie jest bardzo uzależniające i wskazane do tego, aby lepiej wsiąknąć w opowiadaną w grze historię.

Swoją drogą, polski dubbing jest rewelacyjny. Miałam pewne opory przed uruchomieniem Cyberpunk 2077 w tej właśnie wersji językowej, ale wystarczyło kilkanaście minut zabawy, aby przekonać się, że było warto. Doskonale wypadają nie tylko wielkie nazwiska pokroju Michała Żebrowskiego, udzielającego głosu Johnny’emu Silverhandowi (w wydaniu angielskim w tej roli Keanu Reeves). Fenomenalnie grają też V, Judy, Claire i wielu innych aktorów. Z resztą, przedstawiciele CD Projekt RED wielokrotnie informowali, że w przeciwieństwie do Wiedźmina 3, tutaj polska wersja językowa jest wyjściową dla wszystkich pozostałych.

Przed premierą Cyberpunka 2077 byłam ciekawa, jak CD Projekt RED poradzi sobie z połączeniem widoku z perspektywy pierwszej osoby z rozgrywką z elementami RPG. Wyszło… świetnie – odrobinę jak w Deus Ex, ale nowocześniej, przyjemniej i po prostu lepiej. Mechanika prowadzenia ognia za pomocą całkiem zróżnicowanego arsenału broni jest niezwykle satysfakcjonująca. Do arsenału zalicza się także broń biała, która cechuje się odrobinę tylko słabszym „feelingiem”. Alternatywnie, gracz może rozwijać swoją postać pod kątem skradania się lub atakowania oponentów za pomocą hakowania. Ulepszenia w postaci wszczepów w Night City da się kupić u lokalnych lekarzy, zwanych „ripperdocami”.

Cyberpunk 2077 to jedna z najpiękniejszych gier w historii – przynajmniej jeśli mowa o wersji stworzonej z myślą o komputerach osobistych. Duża w tym zasługa nie tylko wyobraźni osób odpowiedzialnych za kreowanie wirtualnego świata, ale także technologii dostarczanych przez firmę NVIDIA. DirectX Ray Tracing, czyli słynne śledzenie promieni, występuje tutaj pod postacią realistycznych odbić na powierzchniach, realistycznego śledzenia oświetlenia, czy nawet efektu okluzji otoczenia. To jednak nie wszystko, bowiem w Cyberpunk 2077 zobaczycie też globalne oświetlenie podlegające RT, cienie, czy nawet rozproszone oświetlenie oparte na ray tracingu.

Ogrywanie produkcji CD Projekt RED na wydajnym komputerze z układem GeForce RTX 2080 Ti, w maksymalnych detalach, z ray tracingiem ustawionym na Ultra i w rozdzielczości 2560×1440 pikseli nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie implementacja techniki DLSS. W trybie najwyższej jakości DLSS zwiększał liczbę klatek na sekundę z ok. 45 do 70. Zysk na poziomie 60% to coś niesamowitego, zważywszy na to, że odbywa się to bez jakichkolwiek strat na poziomie wizualnym. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy korzysta z tak wydajnego komputera, ale z DLSS użytek zrobią wszyscy posiadacze kart graficznych NVIDIA nowszych generacji.

Jeśli poświęcicie trochę czasu na spokojną eksplorację Night City oraz spróbujecie uważniej spoglądać na to, co dzieje się na ekranie, z pewnością dostrzeżecie multum przeróżnych „smaczków”. Programiści CD Projekt RED zadbali o to, żeby świat gry był wiarygodny, co w pewnym stopniu przepadło gdzieś pomiędzy błędami związanymi z ważniejszymi elementami gameplayu. W tym kontekście Waszej uwadze chciałabym polecić poniższe nagranie, obrazujące 23 zaskakujące detale zaimplementowane w Cyberpunk 2077.

Rozgrywka to moim zdaniem świetny balans pomiędzy wartką akcją, przemierzaniem (i podziwianiem!) różnych zakamarków Night City) oraz doskonale napisanymi dialogami. Wypada mi zwrócić tu uwagę, że zdaniem niektórych gra jest przegadana, ale… trudno mi się z tym zgodzić. W Cyberpunk 2077 pierwsze skrzypce gra opowieść i nikogo nie powinno to dziwić.

W teorii, główny wątek Cyberpunk 2077 da się ukończyć w nieco ponad 20 godzin. Nie wyobrażam sobie jednak, aby finiszować w tym czasie z racji ogromu angażujących aktywności dodatkowych, których pomijanie jest prawdziwą zbrodnią na dziele opracowanym przez RED-ów. Misje dodatkowe bardzo często związane są bezpośrednio z postaciami i wydarzeniami z wątku głównego. Wykonując je, zgłębia się przy okazji świat gry oraz poznaje jej bohaterów, ulepszając przy tym swoją postać oraz jej ekwipunek. Mapa jest tu pełna znaczników, podobnie jak w tytułach z serii Assassin’s Creed, ale w przeciwieństwie do tychże ich „zbieranie” nie jest czynnością nużącą lub jakiegoś rodzaju przykrym obowiązkiem. Realnie, w Cyberpunk 2077 da się spędzić ponad 100 godzin i jeszcze nie zbliżyć do finału głównej osi fabuły.

A jak to jest z tymi błędami? Na liczniku mam 27 godzin zabawy i nie natrafiłam na żaden błąd, który utrudniłby lub uniemożliwiłby rozgrywkę. Napotykałam przede wszystkim na glicze związane z podnoszeniem pewnych przedmiotów (nie dało się ich przenieść do ekwipunku) lub przenikaniem przez siebie tekstur. Dwa lub trzy razy moja postać została „wystrzelona” na niewielką odległość w wyniku awarii systemu kolizji obiektów. Ponadto, denerwowało mnie to, jak zaprogramowano ruch uliczny – samochody widoczne w oddali często znikały, zanim zdążyły do mnie dojechać. Często też mijane auta dematerializowały się po tym, jak obracałam się ponownie w ich stronę. Poza tym, widziałam głównie przenikające się tekstury, a dwa razy gra postanowiła zaprotestować i po prostu wyłączyć się. Czy bugi doprowadzały mnie do szału? Szczerze mówiąc, nie. Były do przeważnie drobiazgi, które zapewne uda się usunąć w którejś z kolejnych aktualizacji. Szkoda, że wszystkie te glicze wciąż istnieją, pomimo wydania kilku już patchy.

Pozostając przy wadach Cyberpunk 2077, nie mogę nie wspomnieć o fatalnie zaprojektowanej policji. Trudno mi uwierzyć, że tak szanowane studio jak CD Projekt RED mogło w tak zły sposób wykonać tak istotną mechanikę. Stróże prawa nie prowadzą pościgów samochodami, zamiast tego pojawiają się znikąd za plecami gracza. Zastrzelisz dwóch policjantów, obrócisz się w inną stronę, a za Twoje plecy teleportują się kolejni przedstawiciele NCPD. Ten akurat aspekt zabawy irytował.

Podsumowanie

Cyberpunk 2077 w wersji na komputery osobiste to produkcja, którą z czystym sumieniem można polecić każdemu. Znajdziecie tutaj angażującą i intrygującą fabułę, fenomenalnie zaprojektowany świat oraz przepiękną oprawę graficzną, doprawioną szczyptą magii dostarczanej przez firmę NVIDIA. Rozgrywka jest szalenie satysfakcjonująca, niezależnie od tego, jaką drogę zabawy obierzecie, a Night City nie pozwala się nudzić choćby przez pięć minut. Tak, w grze wciąż istnieją pewne bugi, jednak biorąc pod uwagę skalę produkcji, przynajmniej części z nich można było się spodziewać. CD Projekt RED udało się stworzyć jedną z najlepszych gier ostatniej dekady i bardzo źle się stało, że wysiłek ten został zmarnowany przez przeciętnie działające wydania na konsole PlayStation 4 i Xbox One.

Mocne strony:Słabe strony:
fenomenalna oprawa graficznawciągająca i angażująca fabułaciekawie napisani bohaterowienaprawdę DOBRY polski dubbingświetna oprawa dźwiękowasatysfakcjonujący system walki i hakowaniainteresujący rozwój postacifabularne zadania poboczne uzależniającałe zatrzęsienie drobnych smaczków i detaliproblemy z systemem kolizjikiepska AI przeciwnikówfrustrujące zachowanie policjimnóstwo drobnych bugów

Ocena ogólna wersji PC: 8.5/10

World of Warcraft: Shadowlands – recenzja

World of Warcraft: Shadowlands – recenzja

Na przestrzeni lat World of Warcraft otrzymał niejedno rozszerzenie. Jedne były lepsze, inne gorsze, choć ich odbiór przynajmniej częściowo był kwestią gustu graczy. Teraz to popularna gra Blizzarda doczekała się kolejnego dodatku – dodatku, który zabiera nas w zaświaty. Rzecz jasna, mieliśmy okazję go przetestować i już jesteśmy gotowi na to, by podzielić się z Wami naszą opinię na jego temat. Nie przedłużając, zapraszamy do lektury.

World of Wacraft: Shadowlands, bo tak brzmi nazwa dodatku, jak wspomniałam przenosi graczy w zaświaty – do Krain Cieni, gdzie dusze postaci ze świata Azeroth trafiają po śmierci. To dlatego, że wcześniej Sylvanas zniszczyła należący do Króla Lisza Hełm dominacji, niszcząc też zasłonę oddzielającą zaświaty od Azeroth. Gdy Sylvanas udaje się do Krainy Cieni, my, gracze, wyruszamy za nią w pościg, po czym poznajemy cały szereg problemów targających tym niezwykłym wymiarem. Rzecz jasna, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie podjęli się próby rozwiązania tych problemów, za co też się zabieramy.

World of Wacraft: Shadowlands wprowadza całe mnóstwo nowych treści, począwszy od tych standardowych (nowe zadania obszary, podziemia, przedmioty do zdobycia czy nowy rajd). W dodatku obiecywano też cały szereg treści zupełnie oryginalnych, takich jak Torghast, Wieża Potępionych, czyli niekończące się lochy, których poziomy są generowane losowo. Jak te prezentują się w praktyce?

Na początku warto skupić się na nowych obszarach, które udostępniono w grze – The Maw, Revendreth, Bastionie, Ardenweald, Maldraxxus oraz mieście Oribos. Wyglądają one naprawdę przepięknie i są świetnie zaprojektowane. Na dodatek, bije z nich niesamowity klimat, a co najlepsze, w przypadku każdego z obszarów jest on zgoła inny. The Maw to naszpikowane niebezpieczeństwami Pustkowie, w którym Jailer nieustannie ma na nas oko, Bastion to ostoja światłości, Maldraxxus jest krainą rozdartą wojną, Revendreth to siedziba potężnych zamczysk i wampiropodobnych, dumnych stworzeń, zaś Ardenweald jest miejscem stworzonym wprost dla miłośników natury. Jeśli chodzi o Oribos, to jest to z kolei miasto rozmyślnie zaplanowane, w którym każdy gracz znajdzie niemal wszystko, czego potrzebuje i w którym łatwo się odnaleźć.

A jak sprawdzają się zadania, które musimy wykonywać, przemierzając wymienione krainy? Cóż, te są ciekawe, często wykonując je mamy okazję posłuchać nagranych kwestii wypowiadanych przez bohaterów, a poza tym ich ilość nie jest przesadzona. Szczególnie przyciągające uwagę są questy należące do głównej kampanii fabularnej. Ogólnie rzecz biorąc, fabułę tego dodatku poznaje się z przyjemnością, co sprawia, że gdy levelujemy, czas misja błyskawicznie. Co istotne, teraz zawsze mamy pewność, czy w danym momencie wykonujemy quest należący do kampanii czy też nie, ponieważ takie zadania postanowiono oznaczyć inaczej niż pozostałe. To krok w dobrym kierunku.

W World of Warcraft: Shadowlands muszę pochwalić też tak zwane World Questy. Te rzadko są tymi samymi zadaniami, z którymi mieliśmy do czynienia w kampanii. Co więcej, niektóre z nich wykorzystują zupełnie nowe mechaniki, dzięki czemu wykonując je naprawdę trudno się nudzić. Dla porównania, w Battle for Azeroth było wprost przeciwnie.

Ze wspomnianą kampanią fabularną oraz wymienionymi krainami nieodłącznie wiąże się system tak zwanych paktów (ang. Covenants). Po ukończeniu wstępnej kampanii fabularnej gracze muszą wybrać jedną z czterech frakcji zamieszkujących Krainy Cieni i zawrzeć z nią pakt, by to właśnie jej udzielić pomocy w przywróceniu dalszej świetności jej krainie. W ten sposób gracze zyskują szansę zdobycia wyjątkowych mocy, elementów kosmetycznych, i nie tylko. Co więcej, każda z frakcji oferuje własną kampanię.

System paktów w Shadowlands przypomina mi system tak zwanych Zakonów Klasowych (ang. Class Order Halls) z Legionu, w którym każda klasa postaci miała swoją siedzibę. System paktów czerpie z niego najlepsze elementy, a także wprowadza nowe. Najlepsze jest to, że każda z frakcji oferuje inne nagrody, a zwłaszcza zestawy do transmogryfikacji. Ich największą wadą wydaje się zaś fakt, że gracz, któremu zależy w World of Warcraft na liczbach, podczas wyboru frakcji musi kierować się tym, jaki pakt oferuje jego klasie najlepsze umiejętności i moce, a nie tym, która frakcja podoba mu się najbardziej z estetycznego punktu widzenia.

Jednym z najciekawszych elementów wprowadzonych do gry w World of Warcraft: Shadowlands wydaje się Torghast, Wieża Potępionych (Torghast, Tower of the Damned). Jak już wspomniałam, to niekończące się lochy, których poziomy generowane są proceduralnie. Co tydzień gracze mają dostęp do innych ich sekcji, spośród kilku, które powstały. Podczas pokonywania Torghast gracze zdobywają tymczasowe moce, które na różne sposoby wpływają na ich umiejętności czy podstawowe statystyki. W ten sposób z poziomu na poziom coraz bardziej się umacniają, aż będą (lub nie będą) w stanie pokonać ostatecznego bossa. Co istotne, lochy Torghast można kończyć na przeróżnych poziomach trudności (zwanymi warstwami), z których te najwyższe stanowią naprawdę ogromne wyzwanie.

Rzecz jasna, w Torghast można zdobyć ważne nagrody. Już w trakcie pokonywania jedno z lochów można odblokować chociażby towarzysza, którego będzie można wykorzystać podczas misji realizowanych dla frakcji, z którą zawarliśmy pakt. Kończąc loch można jednak otrzymać specjalny materiał, tak zwany Soulash, który pozwala wytwarzać legendarne przedmioty dla postaci u tak zwanego Runecarvera, tajemniczego rzemieślnika uwięzionego w Wieży Potępionych. Ukończenie lochu ma też szansę wiązać się ze zdobyciem specjalnej mocy, która również jest składnikiem potrzebnym do wytworzenia jednego z legendarnych przedmiotów.

Torghast to miejsce, w którym można się świetnie bawić (w przeciwieństwie do Przerażajacych Wizji Stormwind i Orgrimmar z poprzedniego rozszerzenia). Niemniej, póki co nie każda z klas postaci w tej chwili jest wystarczająco silna, aby gracze, którzy z nich właśnie korzystają, czerpali z Torghast satysfakcję. Wieża Potępionych dla niektórych klas jest po prostu wyjątkowo trudna. Poza tym, Torghast pozwala zginąć określoną ilość razy. Jeżeli tę liczbę przekroczymy przed pokonaniem ostatniego bossa, wyjdziemy z Torghast bez niczego, co jest bardzo frustrujące, zwłaszcza że często na dotarcie do tego bossa potrzeba kilkudziesięciu minut. Na szczęście, tak się składa, że mój Balance Druid jest na start dodatku bardzo silny, zatem Wieża Potępionych jest dla mnie prawdziwą gratką. Reasumując, Torghast to koncepcja, która nie jest idealna, ale którą można w świetny sposób rozwinąć.

A jak w World of Warcraft: Shadowlands mają się klasyczne lochy, czy też „podziemia” (ang. dungeons)? W skrócie, bardzo dobrze. Te są zróżnicowane, nie zawierają przesadnych ilości tak zwanych „trash mobów”, a znajdujący się w nich przeciwnicy oferują ciekawe mechaniki walki. Zatem, na każdym poziomie trudności „dungeony” pokonuje się je z przyjemnością – dużo większą niż w przypadku podziemi z Battle for Azeroth.

Warto wspomnieć, że całkiem niedawno w World of Warcraft: Shadowlands otworzył się pierwszy rajd – Castle Nathria. Ze względu na mój niski ilvl jeszcze nie miałam okazji się do niego udać, ale na podstawie opinii graczy mogę stwierdzić, że jest on co najmniej niezły. Przede wszystkim wydaje się stanowić bardzo duże wyzwanie, a to jest zawsze mile widziane w natłoku zbyt prostych gier. Poza tym, jest on bardzo klimatyczny. Cóż, w końcu to zamek pełen kreatur przypominających wampiry i gargulce.

Ogólnie rzecz biorąc, World of Warcraft: Shadowlands to bardzo obiecujące rozszerzenie. Posiada wiele interesujących i zachęcających do gry elementów. Co istotne, wielu z tych elementów wcale z tych rzeczy wcale nie trzeba robić, a przynajmniej nie w pośpiechu i nie jednocześnie, by nasza postać nabrała siły i posunąć kampanię do przodu. Zatem, treści oferowane przez dodatek nie są aż tak przytłaczające. To między innymi dlatego, że Blizzard postanowił odblokowywać kolejne możliwe do zdobycia poziomy renomy wśród frakcji, z którą zawarliśmy pakt oraz kolejne części kampanii fabularnej, co tydzień. Jako gracze wcale nie musimy zdobywać też kolejnych (na marginesie świetnie zaprojektowanych) mountów i elementów kosmetycznych, ale w tym dodatku to wszystko jest na tyle przyjemne, że aż chce się to robić.

Blizzard, oby tak dalej! Mam nadzieję, że patche, które w przyszłości World of Warcraft: Shadowlands otrzyna tylko udoskonalą rozszerzenie i nie powtórzą historii Battle for Azeroth.

Mocne strony:Słabe strony:
Przepiękna oprawa audiowizualnaPodziemia oferujące powiew świeżościNiesamowity klimatCiekawa fabułaRozmyślnie zaprojektowane OribosMnóstwo aktywności, których można się podjąć, ale wcale nie trzebaTorghastMnóstwo unikatowych zadańNiezbalansowane CovenantyW przypadku niektórych klas Torghast oferuje zbyt wysoki poziom trudności

Ocena ogólna: 8/10

Watch Dogs: Legion – recenzja. Czy warto zagrać?

Watch Dogs: Legion – recenzja. Czy warto zagrać?

Seria Watch Dogs to cykl gier, który odniósł raczej umiarkowany sukces. Pierwsza jego część, choć była całkiem niezła, i tak pod wieloma względami okazała się rozczarowująca. Druga, nieco gorsza, przeszła bez większego echa, a trzecia… cóż, trzecia niedawno zadebiutowała. Rzecz jasna, postanowiliśmy ją dla Was wypróbować i sprawdzić, czy oferuje coś więcej niż poprzednie odsłony, czy też jest totalną porażką. Nie przedłużając, zapraszamy Was do lektury naszej recenzji gry Watch Dogs: Legion.

Jak już wspomnieliśmy, Watch Dogs Legion to trzecia odsłona popularnego cyklu gier Ubisoftu. Jej akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, jakiś czas po Brexicie, czyli opuszczeniu przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. Po tamtym wydarzeniu kraj zmienił się pod wieloma względami. Doszło do wzrostu bezrobocia – za sprawą postępującej automatyzacji i dynamicznym rozwojem badań nad sztuczną inteligencją. Kryptowaluty zaczęły wypierać zaś klasyczne pieniądze, a rząd, zamiast dbać o dobro obywateli, zaczął „przykręcać im śrubę”.

W pewnym momencie w Londynie dochodzi do wielu ataków bombowych jednocześnie, winę za którą obarczona została hakerska grupa DedSec. Tę rzecz jasna znamy doskonale z poprzednich części serii. Po atakach bombowych władzę w Londynie objęła prywatna organizacja militarna – Albion, a inwigilacja i aresztowania stały się zjawiskami powszechnymi.

My, gracze, otrzymujemy zadanie znalezienia winnych ataku i oczyszczenia imienia grupu DedSec. Aby zrealizować ten cel, będziemy musieli zwerbować do zespołu wielu nowych członków, w których sami się wcielimy. Tak, gra nie ma bowiem jednego głównego bohatera, tak jak Watch Dogs i Watch Dogs 2, a całe mnóstwo postaci których poczynaniami kierujemy.

Rozgrywkę w Watch Dogs: Legion zaczynamy podczas krótkiego prologu, podczas którego próbujemy zapobiec wspomnianym atakom bombowym w Londynie. Gdy ta akcja kończy się fiaskiem, wcielamy się w najnowszego rekruta DedSec i otrzymujemy nasze pierwsze zdanie. Potem wykonujemy kolejne misje mające na celu oczyszczenie imienia hakerskiej grupy oraz zakończenie nacisku wywieranego obywateli, rekrutujemy w nasze szeregi nowe osoby, oraz eksplorujemy wielkie miasto pieszo lub pojazdem jedno czy dwuśladowym.

Początkowo zabawa w Watch Dogs: Legion daje satysfakcję, ale niestety szybko okazuje się, że misje oferowane nam w grze są niezwykle powtarzalne, a sama rozgrywka jest rozczarowująco płytka. Grę rozpoczynamy od zakradania się do przeróżnych miejsc w celu wykradania danych. Wówczas strzelamy do napotkania przeciwników z broni, która nie zabija, a dodatkowo korzystamy z kilku gadżetów i uzbrajamy pułapki czekające na nas w terenie. Tak się składa, że 35 godzin później robimy to samo, jednakże wtedy mamy do dyspozycji więcej broni (całe cztery) i co nieco więcej gadżetów.

Aby odblokować wspomniane dodatkowe bronie i gadżety, musimy zebrać specjalne punkty rozrzucone w różnych lokacjach po całym Londynie. W zasadzie to jedyny system rozwoju postaci, który Watch Dogs: Legion oferuje. Jak widać, nie jest on imponujący.

Jeśli chodzi o prowadzenie w Watch Dogs: Legion pojazdów, czyli kolejną formę interakcji ze światem, to cóż, nie jest to GTA. Jazda w Watch Dogs: Legion jest po prostu dziwnie sztywna. Kamera zdaje się być natomiast ustawiona zbyt blisko tyłu pojazdu, przez co nasze pole widzenia jest strasznie ograniczone. Tyle dobrze, że auta zdają się wyglądać w tym tytule lepiej niż ludzie. Pozytywny jest też fakt, że wyglądają one futurystycznie, ale jednocześnie znajomo, choć nie są one przy tym zbyt różnorodne.

A co z najważniejszą mechaniką w grze? Hakowaniem? I tutaj Ubisoft dał ciała. W oryginalnym Watch Dogs wyjaśniono, dlaczego Aiden Pierce mógł hakować niemalże wszystko – światła uliczne, sieć energetyczną, i nie tylko. Tutaj czegoś takiego nie ma – omawiana czynność ma zatem więcej wspólnego z magią niż rzeczywistym hakowaniem. Podczas gdy Pierce, biorąc się do hakowania, wyciągał swój smartfon z kiszeni, po czym rzeczywiście czytał informacje na temat obserwowanych osób, wykonywał z jego pomocą rzeczywiste czynności, postać którą kierujemy w Watch Dogs: Legion hakuje wszystko jednym tapnięciem w ekran smartfona. Zatem, system hakowania w najnowszej odsłonie serii, który powinien stać w niej na pierwszym miejscu, nie jest kreatywny, ani jakkolwiek interesujący.

Zabawa w Watch Dogs: Legion szybko przestaje być satysfakcjonująca nie tylko za sprawą powtarzalności i uproszczonego hakowania, ale również przez to, jak głupia w grze jest sztuczna inteligencja. W teorii Londyn z przyszłości jest miejscem, którym włada organizacja militarna nie patyczkująca się z obywatelami. W praktyce jednak jej przedstawiciele mają nas z reguły gdzieś, gdy znacznie przekroczymy prędkość, przejedziemy przechodniów autem czy zabijemy wszystkich okupantów jednego z budynków. Mało tego, gdy już wejdziemy w kontakt z policją czy innymi przeciwnikami, ci nigdy nie są w stanie nas zabić (co ciekawe naszym postaciom nie straszne są śmiercionośne naboje z pistoletów i karabinów). Coś mało dystopijna ta dystopia. Rzecz jasna, nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć, też jak prosta i powtarzalna jest walka wręcz. Mam szczerze dość oglądania milion razy tych samych animacji.

Większego sensu nie ma również w grze system rekrutów, których możemy zwerbować do organizacji DedSec. Po pierwsze, za jego sprawą Watch Dogs: Legion nie ma głównego bohatera, którego los mógłby nas na przestrzeni zabawy interesować – dla którego aż chciałoby się grać. Po drugie, chociaż każdy z rekrutów ma inne imię i nazwisko, osobowość, umiejętności czy zawód, w praktyce rozgrywka większością z nich niczym się nie różni. Z resztą, jako że wygląd mieszkańców Londynu jest randomizowanym, ale w ograniczonym stopniu, nietrudno trafić na postaci bardzo do siebie podobne. Co więcej, podłożone im głosy nie zawsze pasują do ich wyglądu. Mam zatem wrażenie, że system rekrutów przynosi produkcji więcej złego niż dobrego.

Watch Dogs: Legion posiada rozbudowane opcje graficzne. Z ciekawszych opcji w tytule tym dostępne są dwie funkcje firmy NVIDIA – Ray Tracing oraz DLSS. Dokładniej mówiąc, gra pozwala włączyć Ray Tracing odbić, na poziomie średnim wysokim i ultra, a także DLSS, ukierunkowany na wydajność, wysoką wydajność, balans między wydajnością a jakością obrazów lub czystą jakość obrazów. Dzięki nim gra i wygląda, i działa lepiej.

Chociaż dzięki wymienionym funkcjom firmy NVIDIA Watch Dogs: Legion wygląda i działa lepiej, pod obydwoma względami gra pozostawia więcej lub mniej do życzenia. Optymalizacja produkcji leży i kwiczy. Spadki liczby klatek na sekundę są zjawiskiem, z którym mamy w niej do czynienia non stop, a co gorsza, do niedawna tytuł regularnie crashował. Zatem i z jego stabilnością nie było zbyt dobrze. Na szczęście, ostatni z problemów został wyeliminowany na drodze aktualizacji.

W Watch Dogs: Legion zmorą są ekrany ładowania. Nie dość, że mamy z nimi do czynienia bardzo często, bo nie tylko przy uruchamianiu gry, a potem samej kampanii fabularnej, ale i przy wychodzeniu, to są niebywale długie. Z resztą, pojawiają się też one już podczas rozgrywki, na przykład gdy udajemy się do podziemi, chociaż wtedy są na szczęście krótsze.

Ogólnie rzecz biorąc, Londyn prezentuje się w najnowszej części cyklu nieźle. Jego budynki i ulice sprawiają wrażenie realistycznych. Niemniej, samo miasto wydaje się nieco zbyt puste. Nie uświadczymy w nim tłumów ludzi, ani korków. Poza tym, mam wrażenie, że dużo ładniej stolicę Wielkiej Brytanii przedstawiono w innej grze Ubisoftu – Assassin’s Creed Syndicate, która zadebiutowała przecież… 5 lat temu.

Skoro mowa o ludziach, warto wspomnieć, że ich modele są po prostu okropne. Już z bliska wyglądają mydlanie, a wystarczy, że jakaś postać znajduje się od nas dalej niż na metr, a wygląda na rozmazaną jeszcze bardziej. Jakość ich tekstur jest wówczas diametralnie niższa, a mowa przecież o rozgrywce z ustawieniami graficznymi na poziomie Ultra. Co gorsza, drewniane są animacje ludzi. Grze od tak dużego studia jak Ubisoft to po prostu nie przystoi.

Przykro mi to stwierdzić, ale uważam, że Watch Dogs: Legion nie jest grą wartą waszych pieniędzy i czasu. Tytuł ten jest pod wieloma względami płytki, nie przyciąga na długo i satysfakcjonuje tylko przez krótką chwilę. Zwyczajnie brakuje mu charakteru. Do tego należy doliczyć niemałe problemy z optymalizacją. Niestety, posiada on więcej słabych niż mocnych stron, co oznacza, że jest on jedną z większych porażek Ubisoftu. Jeśli w przypadku kolejnej potencjalnej odsłony serii miałoby być podobnie, wolałabym, aby firma w ogóle nad nią nie pracowała.

Mocne strony:Słabe strony:
niezła oprawa wizualna Londynuobecność technologii Ray Tracingu i DLSSfuturystyczne i wyglądające znajomo pojazdyokropne modele postacipowtarzalne misjepłytki system hakowania i rozwoju postacibrak głównego bohaterasłaby system rekrutacjidrewniane animacjedługie ekrany ładowaniabrak „życia” w mieścieniewygodny system jazdy autamiżenująca sztuczna inteligencja

Ocena ogólna: 5/10

Pumpkin Jack – recenzja. Platformówka w sam raz na Halloween

Pumpkin Jack – recenzja. Platformówka w sam raz na Halloween

Cóż, skoro wielkim krokami zbliża się Halloween, postanowiliśmy zrecenzować dla Was najnowszą grę, z której klimat tego wydarzenia wylewa się strumieniami. Oto Pumpkin Jack, czyli produkcja, która zadebiutowała na rynku wręcz w idealnym momencie. Czy spodobała nam się? Czy mrozi krew w żyłach? Przekonajcie się, czytając niniejszy artykuł.

Pumpkin Jack to trójwymiarowa platformówka akcji inspirowana seriami MediEvil oraz Jak & Daxter, w której wcielamy się w tytułowego bohatera i kierujemy jego poczynaniami w widoku TPP. Ten został wybrany przez samego Diabła, aby wyruszył do Królestwa Nudy, w którym rozgrywa się akcja gry. Jego celem jest pokrzyżowanie planów Czarodziejowi – czempionowi wybranemu przez ludzkość z myślą o zdjęciu klątwy, która sprowadziła na ich ziemie przeróżne monstra. Ową klątwę Diabeł dopiero co nałożył, ponieważ miał dosyć wiecznego spokoju i wszechobecnej… nudy.

Pumpkin Jack rzecz jasna wyrusza w podroż z myślą o pokonaniu Czarodzieja, pokonując po drodze lasy, bagna, góry, i nie tylko. W podróży tej towarzyszą mu sowa-przewodnik oraz wrona, która pomaga mu w walce. Rzecz jasna, jest ona usłana przeszkodami – łatwiejszymi i trudniejszymi przeciwnikami, pułapkami czy też ślepymi zaułkami. Pokonując kolejne poziomy, skaczemy po platformach, szukamy sekretów, wspinamy się po wieżach, by w końcu zawalczyć z następnym bossem.

Co ważne, szukanie wspomnianych sekretów w Pumpkin Jacku ma sens, czego nie można powiedzieć o wielu podobnych rozwiązaniach w innych produkcjach. To dlatego, że odnajdując sekret otrzymujemy specjalne czaszki, które możemy wymienić na przeróżne skórki dla naszej postaci, po spotkaniu specjalnego sprzedawcy podczas zabawy lub w menu gry.

W grze nie brakuje również przeróżnych wydarzeń, w ramach których musimy wykazać się refleksem. Przykładem może być przejażdżka kolejką górską, która zmusza nad do pokonania licznych przepaści. Zabawę dodatkowo urozmaicają przeróżne zagadki środowiskowe, podczas których przejmujemy kontrolę nad samą głową Jacka, by powtórzyć zagraną przez magicznego grzyba melodię czy wysadzić w powietrzę stojącą przed nami przeszkodę. Dzięki nim, za każdym razem Pumpkin Jack wydawał mi się robić powtarzalny, to wrażenie szybko znikało.

Chociaż nie powiedziałabym, że Pumpkin Jack należy do gier najtrudniejszych, bywają w niej momenty, w których raczej łatwo zginąć. Mowa o takich momentach jak walka z niektórymi bossami czy pokonywanie pewnych przeszkód na części poziomów. Na szczęście po każdej śmierci na ekranie wita nas zabawny komentarz informujący o tym, ile razy już przywitaliśmy się z mrocznym żniwiarzem, po czym zostajemy cofnięci do ostatniego checkpointu. Takie checkpointy występują w grze bardzo często, a więc śmierć nie cofa nas w zabawie zbyt mocno. Zatem, nierozwaga w tym tytule nie jest kosztowna.

Pumpkin Jack jest platformówką o bardzo prostym sterowaniu – i dobrze. Przez to nie jest przesadnie skomplikowana, a jednocześnie wciąż zapewnia satysfakcje z pokonywania wrogów i przeszkód. Wystarczy spamiętać, że lewym przyciskiem myszy atakujemy, spacją skaczemy, przyciskiem E wykonujemy uniki, a F jest klawiszem akcji, który na przykład posyła naszą wronę do ataku. Zatem nawet po dłuższej przerwie od gry łatwo do niej wrócić i z powrotem się w nią wczuć.

Skoro mowa o wczuwaniu się, należy powiedzieć co nieco o klimacie gry. Moim zdaniem jest on fenomenalny. Nie mamy tu do czynienia z tytułem, przez który wyskoczycie z krzesła, ale nie taki jest jego zamysł. Pumpkin Jack podchodzi do kwestii horrorów i Halloween z humorem, wplatając w fabułę i dialogi przeróżne, rzeczywiście zabawne, a przy tym często błyskotliwe żarty. Gra jest jednak wybitnie halloweenowa ze względu na oprawę wizualną, dźwiękową oraz muzykę. Świat w Pumpkin Jack jest mroczny, kręcą się po nim przeróżne straszydła i dzieją się w nim rzeczy niestworzone, a gdy przemierzamy jego kolejne poziomy, słyszymy przeróżne niepokojące dźwięki rodem ze strasznych filmów – skrzypienie drewna, odgłosy wron, i nie tylko. Wszystko to można by określić jednym słowem, które chyba nie ma dobrego polskiego odpowiednika – spooky.

Wspomniałam o oprawie wizualne w Pumpkin Jack. Warto rozwinąć, że jest ona naprawdę ładna. Co ciekawe, choć nie zaprojektowano jej z myślą o realizmie, w grze zaimplementowano technologie NVIDIA, a konkretnie Ray Tracing i DLSS. Dzięki nim tytuł zapewnia najwyższą jakość oświetlenia, a przy tym dużą ilość klatek na sekundę. Warto przy okazji wspomnieć, że gra jest dostępna w ramach usługi GeForce NOW, także z Ray Tracingiem.

Czy Pumpkin Jack ma jakieś wady? Cóż, nie ma gier idealnych. To co muszę mu zarzucić to przede wszystkim fakt, że gra przy każdym ponownym jej uruchomieniu obniża limit wyświetlanych klatek do 60, przez co muszę ponownie podnosić go do 144 klatek. Poza tym, w niektórych miejscach pewnych poziomów zdarzają się katastrofalne spadki liczby klatek na sekundę. Takie spadki niejednokrotnie kończą się śmiercią bohatera.

Dla wielu wadą może wydać się też, że Pumpkin Jack to produkcja dość krótka. Podzielono ją na siedem etapów, które można pokonać w maksymalnie 6 godzin. Na szczęście, ten fakt odzwierciedla cena gry, która w przypadku platformy Steam wynosi dokładnie 107,99 zł (86,39 złotych w ramach promocji trwającej aż do 2 listopada).

Reasumując, Pumpkin Jack to bardzo przyjemna gra, dzięki której wczujecie się w klimat Halloween, a przy tym poprawicie sobie humor. Może nie jest to tytuł must have, ale warto go wypróbować ze względu na nieco nietypową fabułę, satysfakcjonującą rozgrywkę oraz przyjemną dla oka i ucha oprawę audiowizualną. Wszystkie te czynniki sprawiają, że grze można wybaczyć pewne niedoskonałości, na przykład związane z optymalizacją. Z pewnością będziecie świetnie się w nim bawić, niezależnie od tego, ile macie lat na karku.

Mocne strony:Słabe strony:
błyskotliwy humorciekawe zagadki środowiskoweurozmaicona rozgrywkasatysfakcjonująca walkaświetny halloweenowy klimatnieskomplikowane sterowaniewyważony poziom trudnościmiejscowe spadki fpsgra tylko na kilka godzin

Ocena ogólna: 7/10