Renesans serii Fallout dzięki nowemu serialowi na Amazon Prime Video

Renesans serii Fallout dzięki nowemu serialowi na Amazon Prime Video

Amazon może pochwalić się sukcesem dzięki najnowszemu serialowi na Prime Video opartemu na  kultowej serii gier Fallout, który przyciągnął miliony widzów tuż po swojej premierze 10 kwietnia 2024 roku. Raport Luminate podaje, że serial zobaczyło aż  5 milionów widzów zaledwie w pierwszym tygodniu! Fallout także przyciągnął rekordową liczbę widzów w historii Amazon Prime Video, co czyni go wydarzeniem przełomowym w branży serwisów streamingowych.

Budżet przeznaczony na produkcję Fallout wyniósł aż 153 miliony dolarów, ale w cale nie jest najdroższym projektem Amazon. Skala sukcesu świadczy jednak o jego efektywności – dzięki serialowi seria gier Fallout od Bethesda otrzymała nowe życie, co sprawiło, że wielu graczy powróciło do Fallout 4. Bethesda, wykorzystała zwiększone zainteresowanie, wprowadzając nowe aktualizacje, w tym również na PC.

Zmiany po aktualizacji:

Bethesda nie spoczywa na laurach, wprowadzając nowe dodatki do Fallout 4, które urozmaicają naszą rozgrywkę. Na uwagę zasługuje pakiet Echoes of the Past, który dodaje nową misję fabularną i szereg tematycznych dodatków, w tym unikatowe skórki i uzbrojenie w klimacie Enklawy. Pobiegamy również w dwóch nowych zbrojach power armor: piekielnym pancerzu wspomaganym i pancerzu wspomaganym X-02, a wrogów będziemy mogli razić działkiem Tesli. Zainteresowanie zarówno serialem, jak i grą, z pewnością pobudzi dalszy rozwój tego kultowego uniwersum. Wszystko to przyczynia się do nowej ery dla Fallout’a, który po dekadzie od ostatniej dużej premiery nadal zachwyca i przyciąga nowych fanów. Nic tylko grać!

Kolejny polski hit? Wrażenia z Manor Lords

Kolejny polski hit? Wrażenia z Manor Lords

Manor Lords budzi sporo emocji, a mnóstwo graczy wyczekiwało premiery. Ten polski city-builder powstawał aż 7 lat – i przed twórcą (za większość projektu odpowiada jedna osoba) jeszcze trochę pracy, bo gra debiutuje 26 kwietnia w dziale Wczesnego Dostępu na Steamie. Po spędzeniu z nią kilkudziesięciu godzin można śmiało stwierdzić, że ma ogromny potencjał.

Już teraz, mimo pewnych braków, Manor Lords po prostu wciąga. Wersja Early Access pozwala założyć i rozbudować wioskę na jednej mapie – choć ogromnej, więc w zależności od punktu startowego, doświadczenia będą inne. Zaczynamy z garstką osadników, by po kilku czy kilkunastu godzinach obserwować dobrze prosperujące miasteczko (albo i dwa) – o ile oczywiście wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Kluczowe jest zrozumienie różnych mechanizmów, które ściśle współpracują z innymi. Nauka gry wymaga kilku porażek – niejeden raz zorientowałem się, że nie wystarczy mi jedzenia lub pieniędzy, by kontynuować rozgrywkę i z nabytą podczas zabawy wiedzą, zaczynałem zabawę od początku.

Musimy upewnić się, że ludzie mają gdzie mieszkać. Trzeba też przyciągnąć nowe rodziny. W końcu ludzie to niezbędni pracownicy. Należy więc zadbać o stały dopływ drewna oraz żywności. To jednak tylko początek – są też bowiem inne surowce, jak choćby kamień, glina czy żelazo. Wszystko to trzeba gdzieś składować, a trzeba też zapewnić dostęp do wołów, które usprawnią pracę w różnych aspektach rozwoju osady.

Każdy budynek – tartak, magazyn, młyn czy karczma – wymagają pracowników. By stawiać nowe struktury, ktoś jednak musi być, choćby tymczasowo, zwolniony od codziennej pracy. Trzeba więc zawsze mieć jedną czy dwie rodziny w gotowości, by mogły zająć się rozbudową wioski, a dopiero potem wrócić do swoich obowiązków w (przykładowo) zakładach produkcyjnych.

Rozbudowa wioski wiąże się ze świetnie przemyślanym systemem wyznaczania dróg i działek pod domy. System ten oferuje mnóstwo swobody, dzięki czemu ścieżki mogą być tak pokręcone, jak tylko chcemy, a działki nierówne i nieidealne. Może nie brzmi to rozsądnie – ale w praktyce wypada po prostu naturalnie. W Manor Lords stworzyłem wsie i miasteczka wyglądające po prostu realistycznie – bez sztucznego symetryzmu i idealnie dopasowanych budynków i dróg, jak w niektórych grach tego typu.

Podczas rozwoju należy zachować ostrożność, ponieważ nie możemy przesadzić z liczbą przyjmowanych rodzin – w końcu każde kolejne usta do wykarmienia to potrzeba większych ilości jedzenia. Więcej mieszkańców i budynków oznacza też szybsze zużywanie się drewna opałowego, szczególnie zimą, która jest najtrudniejszą porą roku do przetrwania. Polegamy wtedy tylko na zapasach. Na szczęście po jakimś czasie możemy też korzystać z handlu, by starać się uzupełniać braki.

Zrozumienie, jak wszystko działa, jak różne budynki i systemy rozgrywki są od siebie zależne, a w końcu ogarnięcie całości jak należy i obserwowanie świetnie rozwijającej się osady jest tu niezwykle satysfakcjonujące.

Rozpoczynając grę możemy modyfikować stopień trudności. Możemy na przykład wyłączyć ataki bandytów i obecność innego lorda, który powoli zajmuje znajdujące się na mapie regiony. Jeśli jednak tego nie zrobimy, to przyjdzie nam też przetestować system walki, wzorowany lekko na tym, co znamy z serii Total War, jeśli chodzi o sterowanie jednostkami. Starcia są oczywiście rozgrywane na o wiele mniejszą skalę – zazwyczaj sterujemy maksymalnie pięcioma oddziałami, w późniejszych fazach rozgrywki.

Zniszczenie obozu bandytów pozwala nam zdobyć fundusze dla wioski lub przesłać pieniądze bezpośrednio do swojego prywatnego skarbca, co z kolei pozwala potem zapłacić najemnikom – jeśli nie mamy wystarczająco dużo rekrutów i broni w swoim miasteczku. Pieniądze prywatne przydadzą się też, jeśli zechcemy zająć kolejne regiony i założyć w nich nowe osady. Czasem jest to przydatne, gdy sąsiedni region oferuje na przykład bogate złoża zasobów.

Manor Lords jest też grą naprawdę piękną. Chodzi tu szczególnie o dbałość o szczegóły. Wioska i leśne okolice wyglądają wspaniale, a wrażenie robią też efekty pogodowe i zmieniające się pory roku. Nieraz zatrzymujemy się na chwilę, by po prostu popatrzeć na nasze miasteczko. Możemy nawet przespacerować się po jego ulicach naszym lordem w trybie inspekcji – który w praktyce nie służy do niczego innego, poza podziwianiem budynków, mieszkańców, straganów i tak dalej. Pozwala to jednak dostrzec mnóstwo detali.

Wczesna wersja gry nie oferuje zbyt wiele zawartości. Poza wspomnianą jedną mapą, mocno ograniczone jest też drzewko rozwoju technologicznego oraz zestaw zarządzeń, które możemy wydawać. Jak na początek, jest jednak bardzo dobrze. Jeśli pierwsza edycja Early Access robi takie wrażenie, to nie możemy się doczekać kolejnych aktualizacji oraz premiery pełnej wersji.

No Rest for the Wicked – jak wypada wersja Early Access?

No Rest for the Wicked – jak wypada wersja Early Access?

W końcu doczekaliśmy się nowej gry od Moon Studios, czyli twórców odpowiedzialnych za Ori and the Blind Forest. Tym razem jednak deweloperzy przygotowali dla fanów coś zgoła odmiennego. No Rest for the Wicked to wymagająca gra ARPG, mocno inspirowana soulslike’ami. Wyszło nieźle, momentami świetnie, ale niektóre elementy wymagają poprawy.

Przygoda rozpoczyna się od prologu, który rozgrywa się na statku. Jego celem jest port na małej wyspie. Nie docieramy tam jednak – na okręt napadają rebelianci, z którymi musimy walczyć, później następuje katastrofa. Statek tonie, a my budzimy się na plaży, pozbawieni ekwipunku.

Pierwszych wrogów, wielkie kraby, pokonujemy bez żadnego uzbrojenia. Szybko jednak znajdujemy jakąś broń, co czyni walkę nieco łatwiejszą. Musimy odnaleźć drogę do stolicy wyspy, miasta Sakrament. Zajmuje to jakieś dwie, trzy godziny, w zależności od tego, ile wcześniej spędzimy czasu na eksplorowaniu różnych zakamarków i szukaniu skrzyń ze skarbami.

Akcję obserwujemy od góry, pod lekkim kątem. Taka perspektywa najbardziej może kojarzyć się z grami w stylu Diablo, ale nie ma się co łudzić – No Rest for the Wicked nie ma z takimi tytułami niemal nic wspólnego. Nie walczymy tutaj z hordami wrogów, które rozkładamy szybko na łopatki. Potyczki o wiele bardziej przypominają produkcje a’la Dark Souls.

Musimy dbać o staminę, którą wyczerpują zarówno ataki, jak też uniki czy blokowanie ciosów. Rozwój postaci to ulepszanie statystyk, z którymi skalują się obrażenia różnych rodzajów broni (inwestując w siłę, sprawiamy, że efektywniej używamy mieczy i tak dalej). Starcia z bossami są efektowne i wymagające.

W przeciwieństwie do gier soulsopodobnych, No Rest for the Wicked więcej jednak wybacza. Po śmierci nie tracimy punktów doświadczenia, a pod ręką cały czas mamy mapę lokacji z punktami związanymi z aktywnymi zadaniami. Wrogowie nie odradzają się, gdy aktywujemy punkt kontrolny lub zginiemy.

Walka jest metodyczna, wymaga nauczenia się schematu ataków wroga. Najczęściej pojedynkujemy się z jednym oponentem, czasem z dwoma – trójka to już rzadkość. Postać jest nieco ociężała, nawet kiedy używamy lekkiego ekwipunku. Najważniejsze jednak, że pokonywanie przeciwników sprawia sporo satysfakcji. Pomagają w tym między innymi świetne animacje.

Gra imponuje też nietypową oprawą graficzną. Całość wygląda jak mroczna baśń. Kolorystyka jest piękna, co widać szczególnie w cutscenkach. Przy okazji warto powiedzieć, że fabuła i narracja są bardziej rozbudowane niż w Soulsach – a historia naprawdę angażuje. Spotykamy też parę ciekawych postaci.

Co jednak irytuje, to system psującego się ekwipunku. Za każdym razem, kiedy ktoś nas pokona, nasza broń oraz pancerz tracą wytrzymałość. Jeśli ich nie naprawimy, ulegną zupełnemu zniszczeniu. W pierwszych godzinach gry, dopóki nie dokonamy pewnych postępów, jest to trochę zniechęcające do podchodzenia do trudniejszych potyczek i eksploracji.

Inna budząca wątpliwości kwestia to mechanizm rozbudowy miasta Sakrament. Konstruowanie różnych ulepszeń i nowych budynków wymaga zbierania surowców – drewna czy minerałów. Trwa to po prostu zbyt długo i zdecydowanie wymaga zbalansowania, by pozbyć się poczucia zbytniego grindu.

Do poprawy jest też bez dwóch zdań optymalizacja. Nieważne, jakim komputerem dysponujecie – szansa na stałe 60 klatek na sekundę jest nikła. Brak idealnej płynności to spory problem w grze, w której każdy nasz ruch podczas walki jest istotny, a popełnienie błędu dużo nas kosztuje.

Nieco dyskusyjny jest też początkowy okres przygody. Zaczynając grę, nie możemy wybrać startowych statystyk oraz broni. Polegamy na orężu, który znajdujemy na wspomnianej wcześniej plaży. Zupełnie szczerze – wolałbym mieć ten wybór od początku, jak w grach typu soulslike.

No Rest for the Wicked wymaga więc pewnych poprawek, lecz na pewno ma potencjał i może stać się fantastyczną grą. Obecnie i tak mocno angażuje – bo walka jest świetna – i zachwyca oprawą, jednak z zakupem lepiej trochę się wstrzymać.

Mróz powrócił! Wrażenia z bety Frostpunk 2

Mróz powrócił! Wrażenia z bety Frostpunk 2

Wydany w 2018 Frostpunk udowodnił, że w ramach gatunku city-builderów wciąż jest sporo miejsca na ciekawe gry, o ile oferują wyjątkowe pomysły i rozwiązania. Wersja beta sequela jasno pokazuje, że walka o przetrwanie miasta w mroźnej post-apokalipsie wciąż może mocno angażować.

W grze Frostpunk 2 ponownie zostajemy zarządcą kolonii na lodowym pustkowiu. Zaczynamy z jedną, centralną dzielnicą zbudowaną wokół najcenniejszego obiektu w nowym świecie – generatora ciepła. Trzeba jednak zadbać o mieszkańców i ich potrzeby, rozbudowując osadę do rozmiarów miasta i zagwarantować jego samowystarczalność.

Beta pozwala nam sprawdzić tylko wycinek gry – i to nie głównej kampanii, a trybu sandboxowego. Po upływie trzystu tygodni widzimy już ekran z gratulacjami i podziękowaniami za przetestowanie tego fragmentu (a jeden dzień przy normalnym upływie czasu kończy się po czterech sekundach, więc zabawa nie trwa przesadnie długo). Oczywiście powraca system pauzy i przyspieszania czasu, jakże przydatna.

Najważniejszą zmianą i nowością w sequelu jest system rozwoju i rozbudowy kolonii. Podstawą jest teraz konstruowanie i planowanie całych dzielnic – wydobywczych, mieszkalnych, logistycznych i tak dalej. To dopiero w nich stawiamy konkretne budynki, na z góry wyznaczonych miejscach. Takie podejście sprawia, że skala całego przedsięwzięcia wydaje się nieco większa.

Większa jest też populacja, a tym razem jednych z kluczowych elementów gry są frakcje. W trybie dostępnym w becie należy stale obserwować nastroje dwóch grup – zbieraczy i mechaników. Z upływem czasu (i różnymi nieuniknionymi trudnościami) rosną napięcia społeczne. Frakcje proponują na przykład różne kierunki rozwoju dzielnic – i decydując się na skorzystanie z ich pomysłów możemy wpływać na ich stosunek do zarządcy kolonii. Czyli do nas.

Co jakiś czas możemy też zwoływać radę miasta i wprowadzać nowe prawa poprzez organizowanie głosowania. Tutaj też nastawienie frakcji ma znaczenie. By pozyskiwać głosy, możemy wywierać presję na poszczególnych grupach mieszkańców lub z nimi negocjować, składając im obietnice. To bardzo ciekawy system, ale jego pełny potencjał trudno ocenić po krótkim kontakcie z wycinkiem gry.

Najważniejsze podczas całej zabawy jest dbanie o bezpieczeństwo, ciepło i potrzeby społeczności. W skrócie: zawsze musimy mieć wystarczająco dużo jedzenia oraz zasobów, które te potrzeby zaspokajają. Im większe miasto, tym trudniej dogodzić wszystkim, choć szybko odblokowujemy możliwość wysyłania ekspedycji pozwalających zdobywać niezbędne surowce spoza granic miasta. Wraz z rozwojem technologicznym, możemy konstruować coraz bardziej zaawansowane struktury i rozwiązania systemowe, pomagające utrzymać wszystko w ryzach.

Gra nadal jest oczywiście symulatorem problemów. Śmierć naszych mieszkańców – z głodu czy wyziębienia – jest tu na porządku dziennym. Różne losowe wydarzenia skutecznie utrzymują nas w stanie ciągłej gotowości. Zawsze warto mieć w zanadrzu plan na złagodzenie efektów różnych niebezpiecznych sytuacji.

Pod względem graficznym Frostpunk 2 prezentuje się naprawdę nieźle. Wszystko, co budujemy, jest po prostu przyjemnym dla oka widokiem. Budynki są bogate w detale, a ich styl pomaga tworzyć niepowtarzalny klimat. Co ciekawe, już wersja beta nie sprawia żadnych problemów technicznych – działa bez zarzutu. To dobrze wróży na przyszłość.

Frostpunk 2 zapowiada się świetnie. Wprowadzone w sequelu zmiany nie są rewolucyjne, ale na tyle odświeżają formułę rozgrywki znaną z oryginału, że w nowy tytuł od 11 bit studios po prostu chce się grać. Po przetestowaniu bety jestem już pewien, że na pewno sięgnę po tę grę w dniu premiery. Skoro tryb sandboxowy jest tak interesujący, to nie mogę doczekać się głównej kampanii.

Gra debiutuje 25 lipca na PC. Dostęp do wersji beta oferowany jest każdemu, kto zdecyduje się na pre-order droższej edycji Deluxe, jednak testy trybu sandboxowego dostępne są tylko do dnia 22 kwietnia.

NVIDIA: serce nowoczesnego gamingu i projektowania

NVIDIA: serce nowoczesnego gamingu i projektowania

W świecie nowoczesnej technologii, gdzie granice między rzeczywistością, a wirtualnym światem zacierają się z każdym kliknięciem, NVIDIA wyznacza standardy w gamingu i projektowaniu. Przykładem tej innowacyjności są dwa najnowsze laptopy: Lenovo LOQ 15APH8 dla graczy i Lenovo Legion Slim 5 14” dla twórców, które pokazują, jak zaawansowane karty graficzne NVIDIA rewolucjonizują te obszary.

Gaming na nowym poziomie z Lenovo LOQ 15APH8

Lenovo LOQ 15APH8 to więcej niż laptop do gier. To portal do świata, gdzie grafika GeForce RTX 4050, wspierana przez innowacyjne technologie DLSS 3/3.5 i Ray Tracing, przenosi rozgrywkę na niespotykany dotąd poziom realizmu. Technologia MaxQ zapewnia optymalizację pracy urządzenia, przedłużając czas rozrywki bez utraty wydajności, a wsparcie NVIDIA Studio otwiera przed graczami również możliwości twórcze, umożliwiając edycję wideo, tworzenie grafiki czy animacji z nieporównywalną płynnością i szczegółowością.

Projektowanie bez ograniczeń z Lenovo Legion Slim 5 14”

Lenovo Legion Slim 5 14” z NVIDIA Studio to z kolei narzędzie, które zrewolucjonizuje pracę każdego projektanta. Wyposażony w karty graficzne GeForce RTX serii 40, z technologią Ray Tracing i DLSS 3.5, gwarantuje nie tylko błyskawiczną prędkość pracy, ale i niezrównaną jakość projektów. NVIDIA Studio to platforma zaprojektowana z myślą o profesjonalistach, integrująca sprzęt, oprogramowanie i dedykowane wsparcie dla ulubionych aplikacji kreatywnych. Dzięki temu, praca z najbardziej wymagającymi projektami staje się płynna i efektywna. W projektowaniu i pracy wielkim ułatwieniem jest rewelacyjny ekran OLED o częstotliwości odświeżania 120 Hz z technologią NVIDIA® G-SYNC® i AMD FreeSync™ Premium zapewnia płynną rozgrywkę, a 100% wierność kolorów DCI-P3 i Dolby Vision® gwarantują żywy, krystalicznie czysty obraz. To urządzenie zmienia doświadczenie z gier i treści.

AI i innowacje NVIDIA

Co więcej, oba laptopy wykorzystują potęgę sztucznej inteligencji, która jest coraz bardziej obecna w nowoczesnym projektowaniu i gamingu. Karty graficzne NVIDIA GeForce RTX serii 40, wykorzystywane w Lenovo LOQ 15APH8 i Lenovo Legion Slim 5, oferują nie tylko niezrównaną moc obliczeniową, ale również funkcje AI, które automatyzują i usprawniają procesy kreatywne oraz gamingowe, otwierając nowe możliwości dla użytkowników.

NVIDIA, z jej innowacyjnymi kartami graficznymi GeForce RTX serii 40, technologiami DLSS 3/3.5, Ray Tracing oraz platformą NVIDIA Studio, nie tylko definiuje nowe standardy w jakości obrazu i wydajności, ale również w sposobie, w jaki postrzegamy i doświadczamy gamingu i projektowania. Lenovo LOQ 15APH8 i Lenovo Legion Slim 5 14” są tego doskonałym przykładem, demonstrując, jak zaawansowane technologie mogą zmienić sposób, w jaki gramy i tworzymy. W erze cyfrowej transformacji, NVIDIA stanowi klucz do drzwi, za którymi czeka przyszłość bez ograniczeń.

Po więcej informacji zapraszamy na 

https://cutt.ly/Lenovo_LOQ_15APH8_Euro

https://cutt.ly/Lenovo_Slim5_X

Najlepsze gry z serii Final Fantasy

Najlepsze gry z serii Final Fantasy

Niedawno zadebiutowało Final Fantasy 7: Rebirth. To fantastyczna przygoda, której ukończenie może zająć nawet sto godzin. Przy okazji premiery gry, niektórzy ponownie zadawali sobie pytania, które co jakiś czas pojawiają się w Internecie: Czy muszę znać inne odsłony serii, by docenić nową? Jakie części są najlepsze?

Tutaj postaramy się przybliżyć pięć najciekawszych – zdaniem autora – gier Final Fantasy. Skupimy się na produkcjach dla pojedynczego gracza. Na wstępie jednak trzeba podkreślić, że kolejne numerowane odsłony serii to oddzielne i zamknięte opowieści. Spokojnie więc możecie zacząć od tej, która wyda wam się najbardziej interesująca.

Spis treści

Final Fantasy 6

Ostatnia odsłona cyklu oferująca klasyczny, retro-pikselowy styl oprawy. To coś dla tych, którzy chcą poczuć ducha tradycji serii Final Fantasy. Gameplay, mówiąc szczerze, wcale mocno się tu nie zestarzał.

Najmocniejszą stroną szóstej części jest oczywiście fabuła. Historia porusza klasyczne wątki walki z tyraniczną dyktaturą, ale też wyścigu zbrojeń i… zbrodni wojennych. Kefka, czyli główny antagonista, to bez dwóch zdań postać znajdująca się w absolutnej czołówce „tych złych” w całej serii od Square Enix. Scenarzyści spisali się tu po prostu na medal.

Można też wspomnieć o fantastycznej muzyce, lecz od razu lepiej powiedzieć, że w zasadzie mało które Final Fantasy nie oferuje świetnej ścieżki dźwiękowej.

Final Fantasy 16

Dla odmiany warto polecić też jedną z najnowszych części cyklu. Szesnastka to dobra propozycja dla tych, którzy zawsze chcieli zagrać w jakiegoś Finala, ale nie po drodze im z proponowanymi przez twórców systemami walki.

Gameplay w Final Fantasy 16 przypomina nieco mniej rozbudowane mechanizmy gier takich jak Devil May Cry. To jedyna część cyklu, która tak mocno stawia na dynamiczną akcję podczas potyczek z wrogami – w tym genialnie wyreżyserowanych i imponujących starć z bossami.

Opowieść o zdradzie, strasznej wojnie i tajemniczym zagrożeniu jest angażująca, mroczna i pozbawiona charakterystycznych dla cyklu momentów bardziej komediowych, co też może być dla kogoś plusem.

Final Fantasy 10

W przypadku dziesiątki polecamy oczywiście całość, a więc dwie części serii, które na współczesnych platformach są sprzedawane w komplecie.

Final Fantasy 10 oferuje jeden z najciekawszych światów w historii cyklu, który odbiega zarówno od typowych standardów fantasy, jak i science-fiction. To niezwykle ciekawa mieszanka gatunkowa pod względem settingu, pozwalająca też poznać mnóstwo ciekawych i nieoczywistych postaci.

System walki jest tu też jednym z najciekawszych w całej serii, będąc wariacją na temat klasycznego systemu turowego znanego ze starszych odsłon cyklu.

Final Fantasy 9

Jeśli mówimy o historiach chwytających za serce, to dziewiąta część Final Fantasy z pewnością może się właśnie taką pochwalić. Losy tajemniczego maga imieniem Vivi – mimo że nie on jest głównym bohaterem – są naprawdę poruszające, a fabuła gry wielokrotnie zaskakuje.

To także powrót do bardziej typowego settingu fantasy po częściach ósmej, siódmej i szóstej – a takie okoliczności przyrody po prostu do niektórych bardziej przemawiają.


Gra, poza fantastyczną opowieścią, oferuje klasyczny turowy model walki. Choć w oryginale obecne były nielubiane przez niektórych „nagłe” bitwy (z wrogami materializującymi się z powietrza), to współczesna wersja gry na Steamie pozwala je wyłączyć.

Final Fantasy 7

Wybaczcie, ale nie sposób nie polecić dzieła tak kultowego. Fantastyczna, wielowątkowa historia, świetna plejada postaci i nietypowy, wyjątkowy świat. Final Fantasy 7 jest niepodrabialne.

Oryginał cały czas trzyma poziom. Po jego sprawdzeniu, warto też sięgnąć po Remake, który… nie do końca jest prawdziwym remakiem, a bardziej sequelem. Wyjaśnienie tego wiązałoby się jednak ze spoilerami, dlatego tym razem odpuścimy.

Nowe części – Remake oraz Rebirth – oferują też najlepszy (zdaniem autora) model walki spośród wszystkich współczesnych odsłon serii. Efektowny i dynamiczny, ale jednocześnie wymagający odpowiedniego zarządzania drużyną.

Oczywiście musieliśmy się trochę ograniczać, żeby nie wymienić wszystkich części Final Fantasy. Każda jest bowiem co najmniej dobra. Spośród tych, które widzicie wyżej, każdy na pewno znajdzie choć jedną, w której opowieść przyciągnie go na długie godziny.

Recenzja Oxytone. Czas relaksu

Recenzja Oxytone. Czas relaksu

Po godzinach spędzonych w wymagających i często stresujących grach wymagających refleksu i wytrwałości, potrzebny jest… detoks. Taką rolę mogą pełnić małe, niewymagające produkcje, przy których można się po prostu zrelaksować. Oxytone jest właśnie tego typu tytułem.

To niezależna gra logiczna, w której nie znajdziemy jednak trudnych zagadek, a raczej dosyć prosty system planowania drogi, jaką musi przemierzyć światełko. Podstawą rozgrywki jest układanie sześciennych pól w taki sposób, by widoczne na nich linie odpowiednio łączyły się z kolejnymi polami – w efekcie tworząc możliwie jak najdłuższe trasy dla wspomnianego światła. To w zasadzie wszystko.

Im więcej pól przekroczy ruchoma iskierka, startująca zawsze ze świeżo położonego na mapie sześcianu, tym więcej punktów zdobywamy. Każdy poziom wymaga od nas zdobycia konkretnej liczby punktów, żebyśmy mogli odblokować kolejne plansze.

Ta prosta zabawa po prostu wciąga, ale przede wszystkim relaksuje. Połączenie nieskomplikowanej rozgrywki i minimalistycznej, ale naprawdę urokliwej oprawy graficznej, owocuje doświadczeniem niemalże medytacyjnym. Szczególnie granie w słuchawkach pozwala docenić świetnie dopasowanę, subtelną ścieżkę dźwiękową i satysfakcjonujące odgłosy towarzyszące wszystkiemu, co obserwujemy na ekranie.

Rozgrywkę stopniowo urozmaicają kolejne typy plansz. Na początku gramy na takich, które oferują pełną swobodę układania klocków z fragmentami dróg, jednak później mamy już do czynienia z pewnymi ograniczeniami, co zmusza do nieco większego wysiłku umysłowego. Warto jednak podkreślić, że Oxytone nie należy do gier trudnych, więc nie ma się czego bać.

Można śmiało przytoczyć tutaj powiedzenie: easy to learn, hard to master. Dosyć łatwo osiągnąć podstawowy cel punktowy, ale jeśli chcemy bić rekordy i zdobywać osiągnięcia, poprzez idealne planowanie układu sześciennych pól, to trzeba już się trochę przyłożyć.

Relaksujący charakter gameplayu wzmacnia brak jakiejkolwiek presji czasowej, co wpływa też na niski poziom trudności. Nie ma tu żadnych stresujących liczników, przypominających nam, że mamy – przykładowo – 30 sekund na ustawienie kolejnego pola. Dzięki temu możemy na spokojnie przyjrzeć się całej planszy i zaplanować odpowiednią trasę dla naszego światełka.

Szkoda, że gra nie oferuje nieco więcej poziomów, ponieważ ukończenie wszystkich to kwestia nieco ponad trzech godzin, zakładając, że nie chcemy doskonalić naszych wyników i powtarzać wyzwań. Lecz tak naprawdę trochę za mało treści to w zasadzie tutaj jedyny problem.

Oxytone to gra po prostu przyjemna. Świetnie sprawdza się w roli odstresowywacza po kolejnych wymagających starciach w sieciowych shooterach czy frustrujących walkach z bossami. Jeśli podejdziecie do niej właśnie z takim nastawieniem – szukając relaksującej odmian – to nie powinniście się zawieść.

Helldivers 2 – piekło dla obcych, niebo dla graczy

Helldivers 2 – piekło dla obcych, niebo dla graczy

Dziś kilka słów o gorącym tytule ostatnich tygodni, W świecie gier wieloosobowych, gdzie współpraca i strategia decydują o sukcesie, Helldivers 2 wyróżnia się jako tytuł, który zaprasza graczy do zanurzenia się w ekscytującym uniwersum pełnym wyzwań i niezapomnianych przygód. Ta kooperacyjna strzelanka PvE, osadzona w galaktycznej wojnie przeciwko obcym wrogom Super Ziemi, oferuje nie tylko intensywną akcję, ale także głębię taktycznego planowania. Inspirując się kultowym filmem „Starship Troopers”, gra przenosi graczy do świata, gdzie każda misja i każdy wrogie spotkanie wymaga zgranej pracy zespołowej i sprytu, aby osiągnąć zwycięstwo.

Mimo pewnych początkowych trudności związanych z błędami i problemami serwerowymi Helldivers 2 szybko zdobywa uznanie za swoją wyjątkową rozgrywkę i innowacyjny system postępów. Gra oferuje szeroki zakres misji z różnorodnymi celami i unikalnymi modyfikatorami, które sprawiają, że każda rozgrywka jest wyjątkowa i pełna niespodzianek. Co więcej, system nagród jest wyjątkowo hojny, pozwalając graczom na zdobywanie kluczowych ulepszeń i stratagemów (jest szeroki wachlarz potężnego uzbrojenia, które Helldiverzy są w stanie wezwać ze swoich superniszczycieli podczas misji i mogą całkowicie zmienić przebieg bitwy). To wszystko, w połączeniu z możliwością przypadkowego, ale zawsze zabawnego „przyjacielskiego ognia”, tworzy dynamiczną i angażującą atmosferę, w której każdy sukces jest świętowany, a każda porażka staje się okazją do śmiechu.

Helldivers 2 nie tylko odznacza się solidnymi mechanikami gry, ale także podejściem do mikrotransakcji, które jest sprawiedliwe i nie narzuca graczom dodatkowych kosztów. Dzięki inteligentnemu systemowi progresji i różnorodności misji, które stale się odświeżają, gra utrzymuje świeżość i zachęca do długotrwałej zabawy. Chociaż pewne problemy techniczne i brak trybu offline mogą niektórych zniechęcać, ogólna jakość i zabawa, jaką oferuje Helldivers 2, czynią z niej jedną z najciekawszych propozycji na rynku gier wieloosobowych. Wraz z przystępną ceną i wsparciem dla crossplay między PS5 a PC, Helldivers 2 z pewnością zapewni godziny świetnej rozrywki zarówno weteranom serii, jak i nowym rekrutom.

Wesołych Świąt Wielkanocnych od Lenovo Legion!

Wesołych Świąt Wielkanocnych od Lenovo Legion!

W tym wyjątkowym czasie, gdy wiosna budzi świat do życia, a my świętujemy o Wielkanoc, zespół Lenovo Legion pragnie złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia.


Niech ten czas będzie dla Was okazją do spędzenia chwil z rodziną i przyjaciółmi, do odpoczynku od codziennych wyzwań i, oczywiście, do cieszenia się ulubionymi grami w najlepszym stylu. Niech energia Wielkanocy przyniesie Wam nowe inspiracje, pozytywną energię oraz mnóstwo radości zarówno w świecie wirtualnym, jak i poza nim.

Pamiętajcie, że święta to idealny moment, aby odpocząć, naładować baterie i przygotować się do nowych wyzwań, które przed nami. W Lenovo Legion wierzymy, że pasja i zaangażowanie, które wkładacie w każdą grę, mogą przynieść fantastyczne rezultaty także w życiu codziennym.

Zdrowia, szczęścia oraz wielu niezapomnianych chwil spędzonych z bliskimi – tego wszystkiego życzy Wam zespół Lenovo Legion. Niech te święta będą pełne spokoju, a także przyniosą mnóstwo zabawy i emocji związanych z gamingiem. Do zobaczenia w grze!


Możecie pobrać naszą Wielkanocną tapetę – kliknijcie tutaj!

Postacie NPC bardziej jak „żywe” dzięki AI

Postacie NPC bardziej jak „żywe” dzięki AI

Podczas ostatniej konferencji Game Developers Conference NVIDIA zaprezentowała fascynujące możliwości wykorzystania narzędzi sztucznej inteligencji „cyfrowego człowieka” w grach wideo, szczególnie w kontekście podkładania głosu, animacji i generowania dialogów dla postaci niezależnych (NPC). W pokazanym fragmencie z grywalnego demo technologicznego „Covert Protocol” gracze mogą doświadczyć, jak postacie oparte na sztucznej inteligencji reagują na interakcje w unikalny sposób, tworząc odpowiedzi pasujące do bieżącej rozgrywki. NVIDIA twierdzi, że dzięki jej technologii, każda sesja gry jest wyjątkowa, co otwiera drzwi do tworzenia bardziej dynamicznych i interaktywnych doświadczeń w wirtualnych światach.

Demonstracja „Covert Protocol”, stworzona we współpracy z Inworld AI, wykorzystuje technologię Avatar Cloud Engine (ACE) NVIDIA, podkreślając potencjał AI w realistycznym odwzorowywaniu animacji i mowy konwersacyjnej. Mimo że prezentacja skupiła się na wybranych fragmentach, a reakcje NPC mogły wydawać się nieco mechaniczne, to samo przedsięwzięcie otwiera nowe perspektywy dla branży gier. NVIDIA i Inworld AI mają nadzieję, że udostępnienie kodu źródłowego „Covert Protocol” zachęci deweloperów do eksploracji technologii cyfrowego człowieka, potencjalnie zmieniając sposób tworzenia i interakcji z postaciami w grach. Co więcej, demonstracje technologii Audio2Face w grach „World of Jade Dynasty” i „Unawake” ukazują, jak AI może ułatwić tworzenie animacji postaci w różnych językach, otwierając nowe możliwości dla globalnej dystrybucji i dostępności gier.