Indika – Recenzja. Surrealizm religijny

Indika – Recenzja. Surrealizm religijny

Czasem ukazują się gry, w których najważniejsza jest fabuła, narracja i klimat. Żeby przyciągnęły naszą uwagę, elementy te muszą być co najmniej bardzo dobre – wtedy nawet rozgrywka nie musi być perfekcyjna. Taka właśnie jest Indika. To niesamowite doświadczenie w nietypowej otoczce.

Wcielamy się w tytułową zakonnicę, która wyrusza z tajemniczym listem z klasztoru w XIX-wiecznej Rosji. Nie jest to jednak zwyczajna Rosja. Akcja gry osadzona jest w alternatywnej, surrealistycznej rzeczywistości. Podczas przygody widzimy rzeczy po prostu dziwne – abstrakcyjne budynki i lokacje, ogromne ryby wielkości wielorybów czy potworne psy. Nikt jednak nie zwraca uwagi, że są to rzeczy nienaturalne. Są one w ramach tego świata czymś normalnym. Wszystko to tworzy niesamowitą atmosferę, którą sami twórcy porównywali między innymi do filmów Yorgosa Lanthimosa.

Indika początkowo nie zna treści listu, który ma dostarczyć do pewnej parafii. Po drodze spotyka jednak zbiegłego więźnia, co krzyżuje jej plany. Nietypową parę szybko łączy wspólny cel – chęć dotarcia do miasta, w którym wystawiono relikwię. Indika i jej nowy kompan liczą na cud. Tak zaczyna się szalona przygoda, podczas której przemierzamy różnorodne lokacje, starając się dotrzeć na miejsce.

Podczas czterech godzin rozgrywki stopniowo poznajemy przeszłość bohaterki, co pomaga zrozumieć jej obecną sytuację. To zakonnica wątpiąca nie tylko w powołanie, ale też w Boga. Nieraz jesteśmy tu świadkami zażartych dyskusji o sensie wiary czy o religii, a wiele wypowiedzi można uznać za obrazoburcze… A przynajmniej można by je uznać za takowe w XIX wieku.

Pomimo faktu, że gra porusza tematy niekoniecznie świeże i oryginalne, to robi to w świetnym stylu. Indika udowadnia, że przemyślany scenariusz i naturalnie napisane dialogi mogą angażować nawet wtedy, gdy tematyka rozważań bohaterów nie jest niczym nowym.

Zakonnica prowadzi też dialogi z… diabłem. Przynajmniej tak się nam wydaje. To także wpływa na pogłębienie dziwacznego klimatu gry, a sam szatan przywodzi na myśl – poprzez swój styl wypowiedzi i logiki – postać stworzoną przez Bułhakowa. Zresztą, czuć tutaj inspiracje innymi klasykami literatury rosyjskiej. Dostojewski nie powstydziłby się tak przygnębiającego zakończenia.

Gameplay jest tutaj prosty. Czasem możemy trafić na zagadkę środowiskową, przy której trzeba chwilę pomyśleć. Na przykład zastanowić się nad tym, gdzie konkretnie przesunąć pewien przedmiot, albo w jakiej kolejności wejść w interakcję z różnymi obiektami. Wszystko po to, by odblokować dalszą drogę w ramach jakiejś lokacji.

Rozgrywka to przede wszystkim takie właśnie zagadki, ale też po prostu eksploracja. Gra jest liniowa, ale czasem możemy trochę pozwiedzać niewielkie obszary, by znaleźć różne znajdźki czy sekrety. Ten aspekt gry jest po prostu poprawny – gameplay w żaden sposób nie zachwyca, ale też to nie on gra pierwsze skrzypce.

Warto też pochwalić oprawę. Twórcom udało się przedstawić postacie w świetny sposób, szczególne wrażenie robią animacje twarzy, przez co cut-scenki ogląda się niczym krótkie filmy. Dubbing również trzyma poziom, co jest niezwykle istotne w grze tego typu, nastawionej jednak przede wszystkim na fabułę.

Fantastyczna jest też muzyka. Z pozoru zupełnie momentami nie pasująca do klimatu XIX-wiecznej Rosji, ale właśnie z tego powodu pomagająca budować surrealistyczny, dziwny klimat przygody.

Indika to krótka gra, której nie ma nawet sensu przejść więcej niż raz. Dlatego też cena może być czynnikiem, który sprawi, że odbiorcy mocno zastanowią się nad ewentualnym zakupem. Jednak nawet jeśli mielibyście poczekać na promocje i przeceny, to zdecydowanie warto po tę produkcję sięgnąć. To po prostu coś wyjątkowego i niepowtarzalnego.

Przejedź się przez błoto w VR- MudRunner VR

Przejedź się przez błoto w VR- MudRunner VR

Jeśli masz już sprzęt VR do swojego PC albo zastanawiasz się nad jego kupieniem, warto również przyjrzeć się grom, które możesz na nim odpalić. Dobrym przykładem jest MudRunner VR, teraz dostępnym na urządzenia Meta Quest, w tym Meta Quest 2, Meta Quest 3 i Meta Quest Pro. Ta gra, stworzona przez Saber Interactive, przenosi klasyczne wyzwania MudRunner do świata rzeczywistości wirtualnej, oferując Ci zupełnie nowe doznania.

W MudRunner VR czeka na ciebie osiem różnych pojazdów terenowych, każdy z interaktywnym kokpitem i możliwością dostosowania wyposażenia do swoich preferencji. Dzięki nowym modelom 3D gra zapewnia jeszcze większy realizm prowadzenia, w porównaniu z jej wersją na „płaski” ekran. Korzystając z możliwości VR, będziesz mógł obsługiwać elementy pojazdu, takie jak dźwignie zmiany biegów czy wycieraczki, co sprawi, że poczujesz się, jakbyś naprawdę był za kierownicą.

Twoim zadaniem będzie pokonywanie ekstremalnych tras pełnych błota, rwących rzek i skalistych ścieżek. Każdy ruch ma znaczenie, wpływając na stan pojazdu i przebieg misji, dzięki realistycznej fizyce. Grać możesz w takich trybach gry jak Story Mode i Free Play. MudRunner VR to świetna opcja dla tych, którzy szukają wyzwań i nowych doznań w świecie VR, a także dla tych, którzy chcą poczuć dreszczyk emocji związany z jazdą terenową.

Lenovo wspiera Polski Gaming- jeszcze większa oferta gier do wyboru

Lenovo wspiera Polski Gaming- jeszcze większa oferta gier do wyboru

Potrzebujesz komputera do grania i chcesz wypróbować polskie gry? Promocja Lenovo wspiera Polski Gaming to świetna okazja właśnie dla Ciebie, a właśnie oferta gier została zwiększona o 2 nowe tytuły: The Riftbreaker i Thief Simulator 2.

The Riftbreaker to unikatowe połączenie budowania bazy, survivalu i elementów action-RPG, gdzie jako elitarny naukowiec w zaawansowanym kombinezonie Mecha-Suit musisz zbudować bazę na odległej planecie i stworzyć portal powrotny na Ziemię. Gra wymaga nie tylko strategicznego myślenia, ale również radzenia sobie z wieloma wrogami, co zapewnia emocjonujące wyzwanie.

Trailer The Riftbreaker:

Thief Simulator 2 z kolei oferuje zupełnie inną rozrywkę, stawiając graczy w roli złodzieja. Musisz perfekcyjnie planować swoje skoki, aby uniknąć wykrycia. Gra zachęca do kreatywności i strategicznego myślenia, oferując różnorodne narzędzia i techniki potrzebne do skutecznej kradzieży.

Trailer Thief Simulator 2:

Ikona witryny

Aby skorzystać z promocji, wystarczy kupić komputer gamingowy Lenovo w określonym terminie, zachować dowód zakupu, a następnie zarejestrować zakup online, przesyłając zdjęcie, skan etykiety z numerem seryjnym. Po pozytywnej weryfikacji, otrzymasz kody do gier, które otworzą przed Tobą drzwi do fascynującego świata polskich produkcji. To doskonała okazja, abyś mógł nie tylko zaktualizować swój sprzęt gamingowy, ale również cieszyć się najnowszymi grami na rynku.

Szczegóły promocji na: https://lenovogaming.pl/polskigaming/

Rozpoczynają się Mistrzostwa XXV-lecia Heroes of Might and Magic 3!

Rozpoczynają się Mistrzostwa XXV-lecia Heroes of Might and Magic 3!

Miłośnicy klasycznej strategii turowej, nadszedł Wasz czas! W tym roku Heroes of Might and Magic 3 obchodzi swoje 25-lecie, a z tej okazji platforma h3.gg zaprasza do udziału w wyjątkowych Mistrzostwach XXV-lecia tej legendarnej gry. Niezależnie od tego, czy jesteście weteranami, czy dopiero zaczynacie swoją przygodę z Heroes 3, ten turniej jest dla Was!

Turniej otwarty dla wszystkich! Zapisy już trwają i potrwają do 5 maja. Aby wziąć udział, wystarczy zarejestrować się na stronie https://h3.gg/xxv i śledzić dalsze instrukcje.

Turniej rozegrany będzie na wersji Heroes 3 Complete z dodatkiem Horn of the Abyss, co gwarantuje pełne doświadczenie i dostęp do wszystkich możliwości gry. Gracze będą mogli zmierzyć się w międzynarodowym towarzystwie, a komunikacja odbywać się będzie głównie po angielsku, z możliwością używania języka polskiego i rosyjskiego.

Nagrody przewidziane w turnieju to nie tylko satysfakcja z rywalizacji – organizatorzy przygotowali pulę nagród przekraczającą 3500 zł oraz atrakcyjne nagrody rzeczowe, w tym sprzęt komputerowy i biżuterię z motywami z Heroes 3. To nie tylko turniej, to święto dla społeczności tej kultowej gry!

Przygotuj i szlifuj swoje umiejętności – 5 maja odbędzie się losowanie grup, a to idealna okazja, aby podszkolić swoje taktyki i strategie.

Czy jesteście gotowi dołączyć do walki o miano najlepszego stratega w świecie Heroes of Might and Magic 3? Zapraszamy do rejestracji i wspólnej zabawy!

Renesans serii Fallout dzięki nowemu serialowi na Amazon Prime Video

Renesans serii Fallout dzięki nowemu serialowi na Amazon Prime Video

Amazon może pochwalić się sukcesem dzięki najnowszemu serialowi na Prime Video opartemu na  kultowej serii gier Fallout, który przyciągnął miliony widzów tuż po swojej premierze 10 kwietnia 2024 roku. Raport Luminate podaje, że serial zobaczyło aż  5 milionów widzów zaledwie w pierwszym tygodniu! Fallout także przyciągnął rekordową liczbę widzów w historii Amazon Prime Video, co czyni go wydarzeniem przełomowym w branży serwisów streamingowych.

Budżet przeznaczony na produkcję Fallout wyniósł aż 153 miliony dolarów, ale w cale nie jest najdroższym projektem Amazon. Skala sukcesu świadczy jednak o jego efektywności – dzięki serialowi seria gier Fallout od Bethesda otrzymała nowe życie, co sprawiło, że wielu graczy powróciło do Fallout 4. Bethesda, wykorzystała zwiększone zainteresowanie, wprowadzając nowe aktualizacje, w tym również na PC.

Zmiany po aktualizacji:

Bethesda nie spoczywa na laurach, wprowadzając nowe dodatki do Fallout 4, które urozmaicają naszą rozgrywkę. Na uwagę zasługuje pakiet Echoes of the Past, który dodaje nową misję fabularną i szereg tematycznych dodatków, w tym unikatowe skórki i uzbrojenie w klimacie Enklawy. Pobiegamy również w dwóch nowych zbrojach power armor: piekielnym pancerzu wspomaganym i pancerzu wspomaganym X-02, a wrogów będziemy mogli razić działkiem Tesli. Zainteresowanie zarówno serialem, jak i grą, z pewnością pobudzi dalszy rozwój tego kultowego uniwersum. Wszystko to przyczynia się do nowej ery dla Fallout’a, który po dekadzie od ostatniej dużej premiery nadal zachwyca i przyciąga nowych fanów. Nic tylko grać!

Kolejny polski hit? Wrażenia z Manor Lords

Kolejny polski hit? Wrażenia z Manor Lords

Manor Lords budzi sporo emocji, a mnóstwo graczy wyczekiwało premiery. Ten polski city-builder powstawał aż 7 lat – i przed twórcą (za większość projektu odpowiada jedna osoba) jeszcze trochę pracy, bo gra debiutuje 26 kwietnia w dziale Wczesnego Dostępu na Steamie. Po spędzeniu z nią kilkudziesięciu godzin można śmiało stwierdzić, że ma ogromny potencjał.

Już teraz, mimo pewnych braków, Manor Lords po prostu wciąga. Wersja Early Access pozwala założyć i rozbudować wioskę na jednej mapie – choć ogromnej, więc w zależności od punktu startowego, doświadczenia będą inne. Zaczynamy z garstką osadników, by po kilku czy kilkunastu godzinach obserwować dobrze prosperujące miasteczko (albo i dwa) – o ile oczywiście wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Kluczowe jest zrozumienie różnych mechanizmów, które ściśle współpracują z innymi. Nauka gry wymaga kilku porażek – niejeden raz zorientowałem się, że nie wystarczy mi jedzenia lub pieniędzy, by kontynuować rozgrywkę i z nabytą podczas zabawy wiedzą, zaczynałem zabawę od początku.

Musimy upewnić się, że ludzie mają gdzie mieszkać. Trzeba też przyciągnąć nowe rodziny. W końcu ludzie to niezbędni pracownicy. Należy więc zadbać o stały dopływ drewna oraz żywności. To jednak tylko początek – są też bowiem inne surowce, jak choćby kamień, glina czy żelazo. Wszystko to trzeba gdzieś składować, a trzeba też zapewnić dostęp do wołów, które usprawnią pracę w różnych aspektach rozwoju osady.

Każdy budynek – tartak, magazyn, młyn czy karczma – wymagają pracowników. By stawiać nowe struktury, ktoś jednak musi być, choćby tymczasowo, zwolniony od codziennej pracy. Trzeba więc zawsze mieć jedną czy dwie rodziny w gotowości, by mogły zająć się rozbudową wioski, a dopiero potem wrócić do swoich obowiązków w (przykładowo) zakładach produkcyjnych.

Rozbudowa wioski wiąże się ze świetnie przemyślanym systemem wyznaczania dróg i działek pod domy. System ten oferuje mnóstwo swobody, dzięki czemu ścieżki mogą być tak pokręcone, jak tylko chcemy, a działki nierówne i nieidealne. Może nie brzmi to rozsądnie – ale w praktyce wypada po prostu naturalnie. W Manor Lords stworzyłem wsie i miasteczka wyglądające po prostu realistycznie – bez sztucznego symetryzmu i idealnie dopasowanych budynków i dróg, jak w niektórych grach tego typu.

Podczas rozwoju należy zachować ostrożność, ponieważ nie możemy przesadzić z liczbą przyjmowanych rodzin – w końcu każde kolejne usta do wykarmienia to potrzeba większych ilości jedzenia. Więcej mieszkańców i budynków oznacza też szybsze zużywanie się drewna opałowego, szczególnie zimą, która jest najtrudniejszą porą roku do przetrwania. Polegamy wtedy tylko na zapasach. Na szczęście po jakimś czasie możemy też korzystać z handlu, by starać się uzupełniać braki.

Zrozumienie, jak wszystko działa, jak różne budynki i systemy rozgrywki są od siebie zależne, a w końcu ogarnięcie całości jak należy i obserwowanie świetnie rozwijającej się osady jest tu niezwykle satysfakcjonujące.

Rozpoczynając grę możemy modyfikować stopień trudności. Możemy na przykład wyłączyć ataki bandytów i obecność innego lorda, który powoli zajmuje znajdujące się na mapie regiony. Jeśli jednak tego nie zrobimy, to przyjdzie nam też przetestować system walki, wzorowany lekko na tym, co znamy z serii Total War, jeśli chodzi o sterowanie jednostkami. Starcia są oczywiście rozgrywane na o wiele mniejszą skalę – zazwyczaj sterujemy maksymalnie pięcioma oddziałami, w późniejszych fazach rozgrywki.

Zniszczenie obozu bandytów pozwala nam zdobyć fundusze dla wioski lub przesłać pieniądze bezpośrednio do swojego prywatnego skarbca, co z kolei pozwala potem zapłacić najemnikom – jeśli nie mamy wystarczająco dużo rekrutów i broni w swoim miasteczku. Pieniądze prywatne przydadzą się też, jeśli zechcemy zająć kolejne regiony i założyć w nich nowe osady. Czasem jest to przydatne, gdy sąsiedni region oferuje na przykład bogate złoża zasobów.

Manor Lords jest też grą naprawdę piękną. Chodzi tu szczególnie o dbałość o szczegóły. Wioska i leśne okolice wyglądają wspaniale, a wrażenie robią też efekty pogodowe i zmieniające się pory roku. Nieraz zatrzymujemy się na chwilę, by po prostu popatrzeć na nasze miasteczko. Możemy nawet przespacerować się po jego ulicach naszym lordem w trybie inspekcji – który w praktyce nie służy do niczego innego, poza podziwianiem budynków, mieszkańców, straganów i tak dalej. Pozwala to jednak dostrzec mnóstwo detali.

Wczesna wersja gry nie oferuje zbyt wiele zawartości. Poza wspomnianą jedną mapą, mocno ograniczone jest też drzewko rozwoju technologicznego oraz zestaw zarządzeń, które możemy wydawać. Jak na początek, jest jednak bardzo dobrze. Jeśli pierwsza edycja Early Access robi takie wrażenie, to nie możemy się doczekać kolejnych aktualizacji oraz premiery pełnej wersji.

No Rest for the Wicked – jak wypada wersja Early Access?

No Rest for the Wicked – jak wypada wersja Early Access?

W końcu doczekaliśmy się nowej gry od Moon Studios, czyli twórców odpowiedzialnych za Ori and the Blind Forest. Tym razem jednak deweloperzy przygotowali dla fanów coś zgoła odmiennego. No Rest for the Wicked to wymagająca gra ARPG, mocno inspirowana soulslike’ami. Wyszło nieźle, momentami świetnie, ale niektóre elementy wymagają poprawy.

Przygoda rozpoczyna się od prologu, który rozgrywa się na statku. Jego celem jest port na małej wyspie. Nie docieramy tam jednak – na okręt napadają rebelianci, z którymi musimy walczyć, później następuje katastrofa. Statek tonie, a my budzimy się na plaży, pozbawieni ekwipunku.

Pierwszych wrogów, wielkie kraby, pokonujemy bez żadnego uzbrojenia. Szybko jednak znajdujemy jakąś broń, co czyni walkę nieco łatwiejszą. Musimy odnaleźć drogę do stolicy wyspy, miasta Sakrament. Zajmuje to jakieś dwie, trzy godziny, w zależności od tego, ile wcześniej spędzimy czasu na eksplorowaniu różnych zakamarków i szukaniu skrzyń ze skarbami.

Akcję obserwujemy od góry, pod lekkim kątem. Taka perspektywa najbardziej może kojarzyć się z grami w stylu Diablo, ale nie ma się co łudzić – No Rest for the Wicked nie ma z takimi tytułami niemal nic wspólnego. Nie walczymy tutaj z hordami wrogów, które rozkładamy szybko na łopatki. Potyczki o wiele bardziej przypominają produkcje a’la Dark Souls.

Musimy dbać o staminę, którą wyczerpują zarówno ataki, jak też uniki czy blokowanie ciosów. Rozwój postaci to ulepszanie statystyk, z którymi skalują się obrażenia różnych rodzajów broni (inwestując w siłę, sprawiamy, że efektywniej używamy mieczy i tak dalej). Starcia z bossami są efektowne i wymagające.

W przeciwieństwie do gier soulsopodobnych, No Rest for the Wicked więcej jednak wybacza. Po śmierci nie tracimy punktów doświadczenia, a pod ręką cały czas mamy mapę lokacji z punktami związanymi z aktywnymi zadaniami. Wrogowie nie odradzają się, gdy aktywujemy punkt kontrolny lub zginiemy.

Walka jest metodyczna, wymaga nauczenia się schematu ataków wroga. Najczęściej pojedynkujemy się z jednym oponentem, czasem z dwoma – trójka to już rzadkość. Postać jest nieco ociężała, nawet kiedy używamy lekkiego ekwipunku. Najważniejsze jednak, że pokonywanie przeciwników sprawia sporo satysfakcji. Pomagają w tym między innymi świetne animacje.

Gra imponuje też nietypową oprawą graficzną. Całość wygląda jak mroczna baśń. Kolorystyka jest piękna, co widać szczególnie w cutscenkach. Przy okazji warto powiedzieć, że fabuła i narracja są bardziej rozbudowane niż w Soulsach – a historia naprawdę angażuje. Spotykamy też parę ciekawych postaci.

Co jednak irytuje, to system psującego się ekwipunku. Za każdym razem, kiedy ktoś nas pokona, nasza broń oraz pancerz tracą wytrzymałość. Jeśli ich nie naprawimy, ulegną zupełnemu zniszczeniu. W pierwszych godzinach gry, dopóki nie dokonamy pewnych postępów, jest to trochę zniechęcające do podchodzenia do trudniejszych potyczek i eksploracji.

Inna budząca wątpliwości kwestia to mechanizm rozbudowy miasta Sakrament. Konstruowanie różnych ulepszeń i nowych budynków wymaga zbierania surowców – drewna czy minerałów. Trwa to po prostu zbyt długo i zdecydowanie wymaga zbalansowania, by pozbyć się poczucia zbytniego grindu.

Do poprawy jest też bez dwóch zdań optymalizacja. Nieważne, jakim komputerem dysponujecie – szansa na stałe 60 klatek na sekundę jest nikła. Brak idealnej płynności to spory problem w grze, w której każdy nasz ruch podczas walki jest istotny, a popełnienie błędu dużo nas kosztuje.

Nieco dyskusyjny jest też początkowy okres przygody. Zaczynając grę, nie możemy wybrać startowych statystyk oraz broni. Polegamy na orężu, który znajdujemy na wspomnianej wcześniej plaży. Zupełnie szczerze – wolałbym mieć ten wybór od początku, jak w grach typu soulslike.

No Rest for the Wicked wymaga więc pewnych poprawek, lecz na pewno ma potencjał i może stać się fantastyczną grą. Obecnie i tak mocno angażuje – bo walka jest świetna – i zachwyca oprawą, jednak z zakupem lepiej trochę się wstrzymać.

Pięć boomer shooterów, w które musisz zagrać

Pięć boomer shooterów, w które musisz zagrać

Boomer shootery, zwane też retro shooterami, to strzelanki, które ostatnio stały się niezwykle popularne. Są to gry FPP, których twórcy mocno inspirują się produkcjami z lat 90. czy z samego początku XXI wieku, takimi jak Quake, Duke Nukem 3D czy Soldier or Fortune.

Shootery te oferują czysto zręcznościową rozgrywkę, bez cienia realizmu. To typ zabawy, którego na próżno szukać w wysokobudżetowych strzelankach od największych studiów (no, może poza wyjątkami – mamy w końcu Doom Eternal).

Tutaj przedstawiamy pięć boomer shooterów, w które każdy powinien zagrać.

Spis treści

Prodeus

Jeśli spodobał wam się Doom z 2016 roku wyprodukowany przez id Software, to musicie zagrać w Prodeusa. Gra oferuje podobne odczucia z rozgrywki – jeśli chodzi o strzelanie czy poruszanie się – tylko że w pięknej oprawie stylizowanej na grafikę retro.

Ukończenie kampanii to ponad pięć godzin fantastycznej, brutalnej i dynamicznej zabawy. Otrzymujemy tu różnorodne i niezwykle satysfakcjonujące w obsłudze uzbrojenie. Dodatkowym smaczkiem jest tryb multiplayer, pozwalający między innymi na grę w kooperacji na własnoręcznie stworzonych mapach.

Dusk

Dusk to pozycja obowiązkowa dla fanów Quake’a. Estetyka co prawda nie jest identyczna – bo tu otrzymujemy bardziej europejsko-wiejskie klimaty – ale gra oferuje bardzo podobny feeling towarzyszący zabawie.

Rozgrywka jest płynna, strzelanie do różnorodnych wrogów sprawia wielką frajdę, a całości dopełnia perfekcyjnie dobrana ścieżka dźwiękowa. W tę grę chce się grać, tak po prostu. Jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku.

Turbo Overkill

To jedna z nowszych pozycji w tym zestawieniu – pełna wersja ukazała się w 2023 roku. Świetny, brutalny shooter z twistem. Mianowicie, jednym z narzędzi dostępnych do pokonywania wrogów jest tutaj… piła mechaniczna zamontowana w nodze bohatera.

Sterowanie, poruszanie się, skakanie między platformami, celowanie, wszystko tutaj działa jak w nowoczesnej grze, ale oprawa i styl rozgrywki kojarzą się właśnie ze starymi strzelankami. Arsenał jest bogaty, a prawie każda broń dysponuje dwoma różnymi rodzajami ataków, co pozytywnie wpływa na różnorodność w walce.

Amid Evil

Ten tytuł to coś wyjątkowego, bowiem karabiny zamieniamy na magiczne różdżki i kostury. Twórcy Amid Evil wzorowali się na serii Hexen i Heretic – i stworzyli strzelankę szalenie angażującą.

Poza świetnym systemem walki, mamy tu też rozbudowane lokacje. To gra idealna dla fanów szukania znajdziek i ukrytych przejść. Od czasu do czasu, poza celnym okiem, trzeba się tu wykazać myśleniem.

Cultic

Pamiętacie grę Blood? Twórcy Cultic właśnie na niej się wzorowali. Otrzymujemy tutaj podobny, mroczny klimat. Fabuła – choć raczej szczątkowa – też obraca się dookoła wątku niebezpiecznego kultu.

Podczas gry, poza standardowymi rodzajami broni, wykorzystujemy także dynamit czy koktajle Mołotowa. Przemierzamy liniowe lokacje, choć oferujące sporo sekretów do odnalezienia. Walka sprawia niemałą satysfakcję, niezależnie od tego, jakich narzędzi używamy do eksterminacji przeciwników.

Jesteśmy pewni, że wybierając choć jeden z wymienionych tu tytułów, będziecie się dobrze bawić. To tylko kropla w morzu całego gatunku retro shooterów – ale z tymi grami najlepiej zacząć przygodę.

Mróz powrócił! Wrażenia z bety Frostpunk 2

Mróz powrócił! Wrażenia z bety Frostpunk 2

Wydany w 2018 Frostpunk udowodnił, że w ramach gatunku city-builderów wciąż jest sporo miejsca na ciekawe gry, o ile oferują wyjątkowe pomysły i rozwiązania. Wersja beta sequela jasno pokazuje, że walka o przetrwanie miasta w mroźnej post-apokalipsie wciąż może mocno angażować.

W grze Frostpunk 2 ponownie zostajemy zarządcą kolonii na lodowym pustkowiu. Zaczynamy z jedną, centralną dzielnicą zbudowaną wokół najcenniejszego obiektu w nowym świecie – generatora ciepła. Trzeba jednak zadbać o mieszkańców i ich potrzeby, rozbudowując osadę do rozmiarów miasta i zagwarantować jego samowystarczalność.

Beta pozwala nam sprawdzić tylko wycinek gry – i to nie głównej kampanii, a trybu sandboxowego. Po upływie trzystu tygodni widzimy już ekran z gratulacjami i podziękowaniami za przetestowanie tego fragmentu (a jeden dzień przy normalnym upływie czasu kończy się po czterech sekundach, więc zabawa nie trwa przesadnie długo). Oczywiście powraca system pauzy i przyspieszania czasu, jakże przydatna.

Najważniejszą zmianą i nowością w sequelu jest system rozwoju i rozbudowy kolonii. Podstawą jest teraz konstruowanie i planowanie całych dzielnic – wydobywczych, mieszkalnych, logistycznych i tak dalej. To dopiero w nich stawiamy konkretne budynki, na z góry wyznaczonych miejscach. Takie podejście sprawia, że skala całego przedsięwzięcia wydaje się nieco większa.

Większa jest też populacja, a tym razem jednych z kluczowych elementów gry są frakcje. W trybie dostępnym w becie należy stale obserwować nastroje dwóch grup – zbieraczy i mechaników. Z upływem czasu (i różnymi nieuniknionymi trudnościami) rosną napięcia społeczne. Frakcje proponują na przykład różne kierunki rozwoju dzielnic – i decydując się na skorzystanie z ich pomysłów możemy wpływać na ich stosunek do zarządcy kolonii. Czyli do nas.

Co jakiś czas możemy też zwoływać radę miasta i wprowadzać nowe prawa poprzez organizowanie głosowania. Tutaj też nastawienie frakcji ma znaczenie. By pozyskiwać głosy, możemy wywierać presję na poszczególnych grupach mieszkańców lub z nimi negocjować, składając im obietnice. To bardzo ciekawy system, ale jego pełny potencjał trudno ocenić po krótkim kontakcie z wycinkiem gry.

Najważniejsze podczas całej zabawy jest dbanie o bezpieczeństwo, ciepło i potrzeby społeczności. W skrócie: zawsze musimy mieć wystarczająco dużo jedzenia oraz zasobów, które te potrzeby zaspokajają. Im większe miasto, tym trudniej dogodzić wszystkim, choć szybko odblokowujemy możliwość wysyłania ekspedycji pozwalających zdobywać niezbędne surowce spoza granic miasta. Wraz z rozwojem technologicznym, możemy konstruować coraz bardziej zaawansowane struktury i rozwiązania systemowe, pomagające utrzymać wszystko w ryzach.

Gra nadal jest oczywiście symulatorem problemów. Śmierć naszych mieszkańców – z głodu czy wyziębienia – jest tu na porządku dziennym. Różne losowe wydarzenia skutecznie utrzymują nas w stanie ciągłej gotowości. Zawsze warto mieć w zanadrzu plan na złagodzenie efektów różnych niebezpiecznych sytuacji.

Pod względem graficznym Frostpunk 2 prezentuje się naprawdę nieźle. Wszystko, co budujemy, jest po prostu przyjemnym dla oka widokiem. Budynki są bogate w detale, a ich styl pomaga tworzyć niepowtarzalny klimat. Co ciekawe, już wersja beta nie sprawia żadnych problemów technicznych – działa bez zarzutu. To dobrze wróży na przyszłość.

Frostpunk 2 zapowiada się świetnie. Wprowadzone w sequelu zmiany nie są rewolucyjne, ale na tyle odświeżają formułę rozgrywki znaną z oryginału, że w nowy tytuł od 11 bit studios po prostu chce się grać. Po przetestowaniu bety jestem już pewien, że na pewno sięgnę po tę grę w dniu premiery. Skoro tryb sandboxowy jest tak interesujący, to nie mogę doczekać się głównej kampanii.

Gra debiutuje 25 lipca na PC. Dostęp do wersji beta oferowany jest każdemu, kto zdecyduje się na pre-order droższej edycji Deluxe, jednak testy trybu sandboxowego dostępne są tylko do dnia 22 kwietnia.

NVIDIA: serce nowoczesnego gamingu i projektowania

NVIDIA: serce nowoczesnego gamingu i projektowania

W świecie nowoczesnej technologii, gdzie granice między rzeczywistością, a wirtualnym światem zacierają się z każdym kliknięciem, NVIDIA wyznacza standardy w gamingu i projektowaniu. Przykładem tej innowacyjności są dwa najnowsze laptopy: Lenovo LOQ 15APH8 dla graczy i Lenovo Legion Slim 5 14” dla twórców, które pokazują, jak zaawansowane karty graficzne NVIDIA rewolucjonizują te obszary.

Gaming na nowym poziomie z Lenovo LOQ 15APH8

Lenovo LOQ 15APH8 to więcej niż laptop do gier. To portal do świata, gdzie grafika GeForce RTX 4050, wspierana przez innowacyjne technologie DLSS 3/3.5 i Ray Tracing, przenosi rozgrywkę na niespotykany dotąd poziom realizmu. Technologia MaxQ zapewnia optymalizację pracy urządzenia, przedłużając czas rozrywki bez utraty wydajności, a wsparcie NVIDIA Studio otwiera przed graczami również możliwości twórcze, umożliwiając edycję wideo, tworzenie grafiki czy animacji z nieporównywalną płynnością i szczegółowością.

Projektowanie bez ograniczeń z Lenovo Legion Slim 5 14”

Lenovo Legion Slim 5 14” z NVIDIA Studio to z kolei narzędzie, które zrewolucjonizuje pracę każdego projektanta. Wyposażony w karty graficzne GeForce RTX serii 40, z technologią Ray Tracing i DLSS 3.5, gwarantuje nie tylko błyskawiczną prędkość pracy, ale i niezrównaną jakość projektów. NVIDIA Studio to platforma zaprojektowana z myślą o profesjonalistach, integrująca sprzęt, oprogramowanie i dedykowane wsparcie dla ulubionych aplikacji kreatywnych. Dzięki temu, praca z najbardziej wymagającymi projektami staje się płynna i efektywna. W projektowaniu i pracy wielkim ułatwieniem jest rewelacyjny ekran OLED o częstotliwości odświeżania 120 Hz z technologią NVIDIA® G-SYNC® i AMD FreeSync™ Premium zapewnia płynną rozgrywkę, a 100% wierność kolorów DCI-P3 i Dolby Vision® gwarantują żywy, krystalicznie czysty obraz. To urządzenie zmienia doświadczenie z gier i treści.

AI i innowacje NVIDIA

Co więcej, oba laptopy wykorzystują potęgę sztucznej inteligencji, która jest coraz bardziej obecna w nowoczesnym projektowaniu i gamingu. Karty graficzne NVIDIA GeForce RTX serii 40, wykorzystywane w Lenovo LOQ 15APH8 i Lenovo Legion Slim 5, oferują nie tylko niezrównaną moc obliczeniową, ale również funkcje AI, które automatyzują i usprawniają procesy kreatywne oraz gamingowe, otwierając nowe możliwości dla użytkowników.

NVIDIA, z jej innowacyjnymi kartami graficznymi GeForce RTX serii 40, technologiami DLSS 3/3.5, Ray Tracing oraz platformą NVIDIA Studio, nie tylko definiuje nowe standardy w jakości obrazu i wydajności, ale również w sposobie, w jaki postrzegamy i doświadczamy gamingu i projektowania. Lenovo LOQ 15APH8 i Lenovo Legion Slim 5 14” są tego doskonałym przykładem, demonstrując, jak zaawansowane technologie mogą zmienić sposób, w jaki gramy i tworzymy. W erze cyfrowej transformacji, NVIDIA stanowi klucz do drzwi, za którymi czeka przyszłość bez ograniczeń.

Po więcej informacji zapraszamy na 

https://cutt.ly/Lenovo_LOQ_15APH8_Euro

https://cutt.ly/Lenovo_Slim5_X