Dziś odbyła się premiera długo wyczekiwanej gry Anthem od BioWare. Na naszą recenzję Anthem będziecie wprawdzie musieli jeszcze chwilkę poczekać, ale zebraliśmy dla Was oceny redakcji z całego świata. Są niemałym zaskoczeniem.
Nie skłamiemy pisząc, że Anthem był jedną z najbardziej wyczekiwanych gier tego roku. Nie chodzi tyle o zawartość tego sieciowego shootera, ale o jego twórców. Za produkcję odpowiedzialne jest studio BioWare, które stworzyło kilka doskonałych części Mass Effecta i… jedną, o której wielu wolałoby zapomnieć. Niestety, wygląda na to, że społeczność graczy Anthem przyjęła w podobny sposób, jak ostatnią z odsłon kultowej serii.
Średnia ocen Ahtmen dla wersji PC w serwisie Metacritic wynosi zaledwie 60/100, a w przypadku konsol PlayStation 4 i Xbox One sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Na domiar złego, nawet gracze, których opinia jest przecież najważniejsza, oceniają nowość na zaledwie… 3.7 punktu w 10-stopniowej skali! Redakcje z całego świata są zgodne: mamy do czynienia z grą przeciętną. Zerknijcie sami, jak oceniały Anthem wybrane serwisy:
Destructoid – 70/100
The Digital Fix – 70/100
CGMagazine – 70/100
Gamersky – 70/100
JeuxActu – 70/100
Jeuxvideo.com – 65/100
IGN – 65/100
GameSpot – 60/100
Windows Central – 60/100
Leadergamer – 60/100
Flickering Myth – 55/100
PC Gamer – 55/100
Gadgets 360 – 50/100
GamingBolt – 50/100
Guardian – 40/100
Głównymi zarzutami są kiepska i płytka fabuła, monotonia w wykonywaniu zadań oraz liczne błędy techniczne. Bez względu na wydajność komputera, sporym utrapieniem są także trwające całą wieczność i występujące niezmiernie często ekrany ładowania. Jako zalety wymienia się przede wszystkim mechanikę prowadzenia ognia, latanie i oprawę graficzną. Trochę mało jak na grę AAA.
Twórcy gry zapowiedzieli już poprawki oraz nową, darmową zawartość, ale… czy nie mogli tego wszystkiego dostarczyć już na premierę gry? Zaufanie graczy może być trudno odbudować. My damy ekipie BioWare jeszcze kilka dni, zanim podzielimy się z Wami naszymi wrażeniami na temat ich dzieła.
Mamy dobre wieści dla wszystkich osób, które czekają na Cyberpunka 2077 i obawiają się o to, czy gra pójdzie w ślady Metro Exodus, stając się tytułem dostępnym przez dłuższy czas wyłącznie w Epic Games Store, czy też nie. CD Projekt RED poinformował o tym, iż tak się nie stanie.
Wydawcy Metro Exodus wywołali niemały skandal, gdy Ci na krótko przed premierą gry przenieśli ją do Epic Games Store. W końcu, mnóstwo osób zdążyło już wówczas dokonać przedpremierowego zakupu tytułu na Steamie, a inne spodziewały się, że po jego debiucie nadal będzie można go na Steamie kupić. Mimo że egzemplarze kupione w przedsprzedaży będą od dnia premiery na Steamie działały, społeczność graczy nie jest zadowolona. Zmiana jest szczególnie niekorzystna dla Polaków, ponieważ dla nas Metro Exodus jest w Epic Games Store po prostu droższe niż na Steamie. Poza tym, gracze są do Steama zwyczajnie przyzwyczajeni i nie podoba im się to, iż ktoś próbuj zmusić ich do przejścia na inną platformę. Metro Exodus wróci na Steam dopiero za rok, a rok to bardzo dużo czasu.
Teraz gracze obawiają się, jakie jeszcze tytuły spotka podobny los. Na szczęście, drogą twórców Metro Exodus nie zamierza podążać CD Projekt RED. Jeden z przedstawicieli studia, odpowiadając na pytanie fana na Twitterze, powiedział, że Cyberpunk 2077 nie będzie exclusivem w Epic Games Store.
Cóż, nie możemy powiedzieć, że powyższa wypowiedź nas dziwi. CD Projekt RED słynie na całym świecie między innymi z tego, że podejmuje decyzje dobre dla społeczności graczy, a podjęcie decyzji o przeniesieniu Cyberpunka 2077 do Epic Games Store z dobrem graczy nie miałoby nic wspólnego.
Mamy nadzieję, że CD Projekt RED dotrzyma danego słowa, a także, że niewielu deweloperów zdecyduje się w przyszłości na taki ruch, jak wydawcy Metro Exodus. Jesteśmy niezmiernie ciekawi, jak przejście gry do Epic Games Store wpłynie na jej sprzedaż.
Akcja gry Cyberpunk 2077 będzie osadzona w futurystycznym mieście Night City. Rozgrywka prowadzona będzie wyłącznie w trybie jednooosobowym, a produkcja wolna będzie od zabezpieczeń typu DRM. Premiera planowana jest na 2019 lub 2020 rok. Metro Exodus zadebiutuje natomiast już 15 lutego, na PC oraz konslach PlayStation 4 i Xbox One.
Fortnite wywołuje bardzo skrajne emocje w środowisku graczy. Bez względu na Waszą ocenę tej produkcji musicie przyznać, że jest to fenomen, który trudno jest wyjaśnić. Dowodem na to niech będzie wydarzenie, które właśnie odbyło się wewnątrz gry…
Świat gry Fortnite to miejsce, w którym odbył się pierwszy wirtualny koncert na żywo. Poczynania artysty o pseudonimie Marshmello w świecie gry oglądało i słuchało… 10 milionów graczy. Doliczcie do tego społeczność śledzącą nietypowe wydarzenie na internetowych streamach w serwisach YouTube oraz Twitch.
Na potrzeby koncertu stworzono specjalny tryb gry, a także zbudowano wirtualną scenę. W każdej instancji mogło bawić się maksymalnie 60 graczy, także na ekranach monitorów nie zobaczycie 10 milionów awatarów.
Jeden z najpopularniejszych DJów na świecie dał show, który trudno jest opisać słowami. Cały spektakl rozgrywał się w czasie rzeczywistym, na żywo. W trakcie występu miały miejsce pokazy fajerwerków, wyświetlane były efektowne wizualizacje, a wraz z muzyką zmieniała się choćby… grawitacja. To trzeba zobaczyć. Poniżej prezentujemy zapis z całej imprezy.
Wcześniej w Fortnite Epic Games realizowało już podobne dziwne wydarzenia. Jednym z nich był choćby start rakiety.
Wydawcy odpowiadający za grę Metro Exodus właśnie wywołali niemałą aferę. Na krótko przed jej premierą okazało się bowiem, że tytuł w wersji cyfrowej pojawi się ekskluzywnie jedynie w Epic Games Store. Na Steama ten ma trafić… dopiero po roku.
Metro Exodus nie jest jedyną grą, która porzuca Steama na rzecz Epic Games Store. Wcześniej w tym miesiącu poznaliśmy podobne wieści na temat The Division 2, którego wydawca, czyli Ubisoft, podjął z Epic Games współpracę. No cóż, wygląda na to, że Epic Games Store właśnie wypowiedziało Steamowi wojnę. Doprawdy nikt nie spodziewał się, że platforma, za pośrednictwem której Metro Exodus będzie sprzedawane, się zmieni, a zwłaszcza tuż przed premierą.
Jeżeli już zdążyliście dokonać preorderu Metro Exodus na Steamie, na szczęście będziecie mogli bawić się w nim od dnia premiery. Na Steamie nie ominie Was także dostęp do wszystkich DLC do gry. Warto jednak wspomnieć, że na platformie Valve gry już nie można zamówić. W tym celu należy udać się do Epic Games Store.
„Sprzedaż Metro Exodus została przerwana na platformie Steam, w związku z decyzją wydawcy, by uczynić tytuł ekskluzywnym dla innego sklepu.
Deweloper i wydawca gry zapewnili nas, że wszystkie zakupione wcześniej egzemplarze gry na platformie Steam będą na Steam działały. Wszystkie DLC również będą dostępne dla tych graczy na Steamie.
Uważamy, że decyzja o usunięciu gry jest nie w porządku wobec użytkowników platformy Steam, zwłaszcza po tak długim okresie przedsprzedażowym, gdy gra widniała w naszej ofercie. Przepraszamy użytkowników Steama, którzy oczekiwali, że tytuł ten będzie dostępny od 15 lutego w regularnej sprzedaży. Zostaliśmy poinformowani o decyzji wydawcy dopiero niedawno i mieliśmy ograniczony czas na to, by poinformować wszystkich o zaistniałej sytuacji.” – czytamy w komunikacie opublikowanym na Steamie.
Oczywiście, graczom nie spodobał się ruch podjęty przez wydawcę Metro Exodus. Nic dziwnego. Na szczęście, firma DeepSilver postanowiła zrekompensować im niedogodności, sprzedając standardową edycję Metro Exodus w Epic Games Store w cenie 50 dolarów, podczas gdy gra na Steamie była oferowana za 59,99 dolarów.
Jesteśmy niezmiernie ciekawi tego, jakie są kulisy porzucenia przez DeepSilver w przypadku Metro Exodus Steama na rzecz Epic Games Store. Dotychczas Epic prowadziło raczej stonowaną walkę ze Steamem, chociażby oferując twórcom gier mniejszą prowizję od sprzedaży, czy oferując ciekawe darmowe tytuły. Teraz jednak sięgnęło po ciężkie działa i ciekawe, czy ile czasu minie, zanim sięgnie po nie ponownie.
Metro Exodus zadebiutuje na rynku już 15 lutego. Tytuł pojawi się zarówno na komputerach osobistych, jak i konsolach PlayStation 4 oraz Xbox One.
Z polskiego studia CD Projekt RED odeszła ważna osobistość. Sebastian Stępień, dyrektor kreatywny i scenarzysta odpowiedzialny za oprawę fabularną gry Cyberpunk 2077 przeszedł do Blizzard Entertainment. Jak wpłynie to na losy wyczekiwanej produkcji?
Sebastian Stępień o zmianie stanowiska poinformował za pomocą swojego konta w serwisie LinkedIn. Dla Polaka jest to zapewne znaczący awans – przejście w szeregi twórców serii Diablo, StarCraft i kultowego MMO World of Warcraft jest ogromnym osiągnięciem. Nie wiadomo jakim projektem zajmie się w Blizzardzie Polak, ale wiadomo, że będzie piastował identyczne stanowisko dyrektora kreatywnego. Plotki głoszą, że będzie pełnił ważną rolę w procesie tworzenia Diablo 4, które może zaskakiwać rozbudowaną fabułą.
Polak pracował w CD Projekt RED od sierpnia 2006 roku. Jest jednym z autorów sukcesu gry Wiedźmin. Swoją przygodę rozpoczynał jako osoba odpowiedzialna za dialogi, by kilka lat później przewodzić zespołowi zajmującego się oprawą fabularną. Funkcję dyrektora kreatywnego w CD Projekt RED pełnił od 6 lat.
Powstały liczne pytania o dalsze losy gry Cyberpunk 2077 – nie wydaje się jednak, by produkcja była w jakikolwiek sposób zagrożona. Nie wiemy w jakiej fazie są obecnie prace nad warstwą fabularną, ale za tą odpowiada z pewnością cały sztab ludzi. Strata Sebastiana Stępnia powoduje taki szum medialny, że z pewnością polskie studio wkrótce odniesie się do sprawy.
Cyberpunk 2077 to jedna z najbardziej wyczekiwanych gier, które znajdują się obecnie w produkcji. Ten ambitny miks strzelanki pierwszoosobowej z grą RPG, zapewnić ma ponad 100 godzin zabawy! Wiemy na pewno, że świat Cyberpunka 2077 jest o wiele bardziej wertykalny, niż ten z Wiedźmina 3. Oznacza to, że gracze dużo częściej eksplorowali będą wielopoziomowe budowle, co zupełnie nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę świat przedstawiony.
W jednym z wywiadów twórcy Cyberpunka przyznali, że gdyby przenieść jeden z budynków z Cyberpunk 2077 do Wiedźmina 3, to zajmowałby on połowę powierzchni Novigradu, czyli… największego z miast.
Jak się okazuje, studio DICE każe banami użytkowników, którzy z pomocą zewnętrznego oprogramowania zmieniają ustawienia graficzne w grze Battlefield V tak, aby te były na poziomie niższym niż minimalny dostępny bez dodatkowej ingerencji. Nawet jeśli zrobilibyście to, ponieważ posiadacie mało wydajny komputer, wpadlibyście w kłopoty.
Na pozór wydaje się, że sprawa jest absurdalna, lecz jeśli przyjrzymy się poniższemu filmowi zauważymy, że DICE słusznie rozdaje bany. Otóż, obniżenie detali daje graczowi niesprawiedliwą przewagę. Nie dość że trudno zauważalne normalnie z dużych odległości modele postaci nagle zaczynają kontrastować z otoczeniem, to krzaki, które zwykle służą przeciwnikom za kryjówkę, nagle nie istnieją, co ułatwia eliminację kolejnych celów. Na ustawieniach graficznych niższych niż minimalne Battlefield przypomina w zasadzie kreskówkę.
Niektórzy mogą sądzić, że to zachowanie nie różni się bardzo do korzystania z formatu obrazu 4:3 w Fortnite czy CS:GO w celu posiadania większej przewagi nad innymi. Niemniej jednak, czy nie byłoby to porównanie na wyrost?
Jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie? Tak, do obniżenia detali w grze nie wykorzystano nielegalnego oprogramowania czy hacka, ale czy to czyni ten proceder dopuszczalnym? W końcu mamy do czynienia z tytułem multiplayerowym, a nie chociażby Wiedźminem 3, gdzie grafikę rzeczywiście bez konsekwencji możemy ustawić poniżej minimum, jeśli chcemy pograć na słabszym sprzęcie. Podzielcie się opinią w komentarzach.
Battlefield V zadebiutował na komputerach osobistych oraz konsolach PlayStation 4 i Xbox One 20 listopada 2018 roku. Tytuł, poza kampanią fabularną oraz wieloma trybami wieloosobowymi, jako pierwszy w historii serii oferuje rozgrywki battle royale.
No cóż, póki co raczej mało kto może skorzystać z technologii jaką jest tak zwany ray tracing, czyli zaawansowana symulacja świateł i cieni w grach. Nie dość, że jest ona bardzo obciążająca dla komputera, wymaga posiadania kart graficznych z rodziny GeForce RTX i wydajnych pozostałych podzespołów. Wpływa ona bowiem bardzo poważnie na płynność gier, w których została zaimplementowana.
Teraz pojawiła się możliwość przetestowania ray tracingu w przyzwoitych niemalże 60 klatkach na sekundę (w przypadku korzystania z karty graficznej GeForce RTX 2080 Ti) w rozdzielczości 2560 x 1440. Jaki tytuł na to pozwala? Zdziwicie się, bo jest to… Quake 2, za sprawą domorosłych programistów.
Owi domorośli programiści umieścili w portalu GitHub zmodyfikowaną wersję kultowej strzelaniny. Q2VKPT, bo tak brzmi nazwa projektu, posiada 12 tysięcy linijek kodu, które kompletnie zastępują oryginalny kod graficzny tytułu i wprowadzają obsługę zaawansowanej symulacji świateł i cieni.
Q2VKPT wykorzystuje ray tracing w bardzo szerokim zakresie. W tej grze w czasie rzeczywistym dokonywane są przeliczenia prawie wszystkich elementów dotyczących emisji światła. We współczesnych tytułach, prezentujących się dużo lepiej pod względem graficznym, ray tracing wykorzystywany jest tylko w części, ponieważ w przeciwnym razie zbyt mocno obciążałby podzespoły.
Nie ma co, Quake 2 z ray tracingiem prezentuje się naprawdę świetnie. Aż mamy ochotę do niego wrócić. Na szczęście Q2VKPT każdy może uruchomić za darmo. Wystarczy przejść TUTAJ i pobrać odpowiednie pliki.
Do premiery Metro Exodus został niecały miesiąc. Dziennikarze, którzy otrzymali swoje egzemplarze prasowe gry nie omieszkali podzielić się swoimi wrażeniami na temat rozgrywki w najlepszy możliwy sposób. W sieci zaroiło się od zapisów rozgrywki z produkcji mającej szansę zawalczyć o tytuł gry roku!
W ręce wybranych dziennikarzy trafiła prasowa wersja gry Metro Exodus, pozwalająca im wskoczyć na trzy godziny do postapokaliptycznego uniwersum stworzonego przez Dimitrija Głuchowskiego. Pierwsze opinie graczy są zgodne: otwarty świat gry jest nie tylko ogromny, ale także fenomenalnie zaprojektowany. Oprawa graficzna wgniata w fotel, a zamieszkujące zniszczoną Rosję bestie są doprawdy przerażające. Możecie sami się o tym przekonać, oglądając gameplaye z Metro Exodus, które niczym grzyby po deszczu pojawiły się na YouTube.
Metro Exodus – gameplay
Świat gry został podzielony na trzy części, po których swobodnie można poruszać się za pomocą pociągu. Główny wątek fabularny gry nie jest liniowe i gracze mogą dokonywać na przestrzeni kampanii decyzje, które rzutowały będą na dalszy rozwój wydarzeń. Co ciekawe, nie będzie brakowało decyzji pozornie niewiele znaczących, które za sprawą swoistego efektu motyla mogą mieć w dalszej perspektywie kolosalne znaczenie. Nie zabraknie wielu misji pobocznych, pozwalających jeszcze lepiej poznać uniwersum Metro.
Metro Exodus będzie kontynuowało tradycję rozpoczętą przez Metro 2033 i Metro: Last Light, będąc jedną z najładniejszych gier na rynku, do uwolnienia której potencjału będzie potrzebny naprawdę wydajny sprzęt. Bez problemu poradzą sobie z nią nowe laptopy Lenovo Legion Y740 z kartami graficznymi NVIDIA GeForce RTX 2080 Max-Q, RTX 2070 Max-Q oraz RTX 2060, które już 28 stycznia trafią do polskich sklepów.
W Metro Exodus liczyć możemy na otwarte poziomy o powierzchni ok. 2 kilometrów kwadratowych. W grze nie zabraknie cyklu dnia i nocy oraz zwiększonego poziomu realizmu, charakterystycznego dla wcześniejszych odsłon serii. Twórcy gry zapowiadają ulepszoną sztuczną inteligencję potworów, które często występowały będą w trudnych do pokonania hordach.
Premiera Metro Exodus wyznaczona jest na 15 lutego. Tytuł zadebiutuje równocześnie na komputerach osobistych oraz konsolach PlayStation 4 i XBox One.
Bethesda znowu na ustach całej społeczności graczy. Producent gry Fallout 76 postanowił ukarać permanentnym banem (!) graczy, którzy znaleźli ukryty w grze pokój deweloperski.
Nie ma chyba tygodnia, w którym w Internecie nie byłoby głośno z powodu bądź to gry Fallout 76, bądź kontrowersyjnych decyzji związanych z tym tytułem, podejmowanych przez firmę Bethesda. Tym razem chodzi o falę banów dla osób, które okazały się na tyle przebiegłe, by w trakcie eksploracji świata gry natrafić na tak zwany „pokój testowy”, stworzony przez programistów. Nawet jeśli grający w Fallouta dotarli tam zupełnie legalnie, ich konta zostały zawieszone dożywotnio.
Pokojami deweloperskimi nazywa się ukryte w niektórych produkcjach miejsca, w których twórcy mogą swobodnie testować nowododane do gry przedmioty lub inne rozwiązania. Gdy gra jest napisana w sposób poprawny, społeczność nie ma prawa uzyskać do takiego pokoju dostępu. Jako że Fallout 76 wciąż wypełniony jest po brzegi błędami, to pokój został szybko odnaleziony. Znajduje się w nim jeden NPC – Wooby.
Osoby, które odwiedziły pokój, mogły potencjalnie wejść w posiadanie dowolnego schematu z gry, a nawet gadżetów płatnych, dostępnych tylko w zamian za wirtualną walutę lub w związku z zamówieniem gry w przedsprzedaży. Twórcy podają, że w wirtualnym pokoju znajdowały się także przedmioty, które dopiero miały zostać dodane do gry.
Zbanowani donoszą, że Bethesda zgodziła się odbanować konta w zamian za podanie sposobu, w jaki dotarli oni do miejsca, które nie powinno być dostępne. Nie polecamy poszukiwań na własną rękę, jako że wiecie już co za to grozi. Dla ciekawskich mamy poniższe nagranie, pokazujące zawartość pokoju.
Ciekawi jesteśmy powodu, dla którego Bethesda nie ukryje pokoju w grze w taki sposób, aby nie był on osiągalny, zamiast prowadzić przesłuchania wśród grających i rozdawać bany. A może Waszym zdaniem dobrze się dzieje, że producent kara ciekawskich?
Fallout 76 jest grą trapioną wciąż przez liczne usterki. Dość powiedzieć, że w dniu premiery nie działały dialogi w polskiej wersji gry i jedynym sposobem na naprawę problemu była zmiana języka w grze na angielski. Była to tylko kropla w morzu bugów i błędów, prześladujących graczy po dziś dzień.
Fallouta 76 już teraz można określić mianem spektakularnej klapy. Trudno jest spodziewać się, aby Bethesda kolejnymi łatkami wkupiła się w łaski graczy. Chciałoby się wierzyć, że studio pójdzie śladami twórców No Man’s Sky, którzy dopracowali swoją produkcję po latach do stadium, w którym można ją śmiało nazwać małym dziełem sztuki. Poczekamy, zobaczymy.
Firma Lenovo w trakcie targów CES 2019 w Las Vegas zaprezentowała dwa nowe monitory gamingowe marki Lenovo Legion. Modele Lenovo Legion Y27GQ oraz Lenovo Legion Y44W spełnią wymagania nawet najbardziej wymagających miłośników wirtualnej rozgrywki.
Dwa nowe monitory marki Lenovo Legion zostały zaprezentowane w trakcie targów CES 2019 w amerykańskim Las Vegas. Urządzenia mają sprostać preferencjom graczy o różnych upodobaniach. Monitor Lenovo Legion Y27GQ to propozycja wyposażona w 27-calowy ekran, dla zwolenników klasycznych proporcji obrazu o formacie 16:9. Lenovo Legion Y44W to model z 43.4-calowym, zakrzywionym panelem, dla graczy poszukujących monitora do gier, który oferuje przy okazji bardzo dużą przestrzeń roboczą i oferuje niezrównane doznania w trakcie oglądania filmów w formacie ultrapanoramicznym.
Lenovo Legion Y44w – albo szeroko, albo wcale!
Lenovo Legion Y44w to zakrzywiony monitor o przekątnej 43,4-cala, rozdzielczości 3840 x 1200 pikseli i jasności 450 nitów, przeznaczony dla graczy ceniących ultrapanoramiczne pole widzenia. Dzięki częstotliwości odświeżania 144 Hz obraz prezentowany na monitorze jest pozbawiony efektów tearingu i stutteringu („rwania” i „zacinania” obrazu). Problemy te występują u graczy korzystających z wydajnych komputerów i monitorów z odświeżaniem na poziomie 60 Hz, z wyłączoną synchronizacją pionową. Obsługa technologii AMD® Radeon FreeSync™ 2 dodatkowo zapewnia graczom obraz o jeszcze wyższej płynności.
Lenovo Y44w po 15 stycznia bieżącego roku i aktualizacji sterowników graficznych przez firmę NVIDIA, będzie obsługiwał także technologię G-Sync, pomimo braku oficjalnej certyfikacji ze strony tego producenta. Funkcję będzie można włączyć ręcznie, z poziomu oprogramowania dostarczanego przez firmę NVIDIA.
Lenovo Legion Y27gq – monitor z panelem 240 Hz
Dla graczy korzystających z najwydajniejszych komputerów oraz miłośników dynamicznych strzelanek sieciowych pokroju Overwatcha i Counter-Strike: Global Offensive, przygotowaliśmy 27-calowy monitor Lenovo Legion Y27gq. Panel IPS wyświetla obraz o rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli i częstotliwości odświeżania obrazu na poziomie 240 Hz. Monitor umożliwia wyświetlenie każdej klatki, nawet wtedy, gdy komputer generuje je w tempie 240 klatek na sekundę!
Technologia NVIDIA G-SYNC redukuje efekty „rwania” obrazu i czyni wirtualną rozgrywkę tak płynną, jak tylko się da. Dzieję się tak nawet wtedy, gdy liczba generowanych przez komputer klatek gwałtownie spada lub rośnie.
Ceny i dostępność:
Monitor Lenovo Legion Y27gq będzie dostępny w cenie od 999,99 USD od kwietnia 2019 roku.
Monitor Lenovo Legion Y44w będzie dostępny w cenie od 1199,99 USD od kwietnia 2019 roku.
Polskie ceny urządzeń zostaną przekazane mediom w późniejszym terminie.
Więcej informacji o obecności marki Lenovo Legion na CES 2019 można uzyskać pod adresem www.lenovo.com/CES. Informacje na temat marki Lenovo Legion znaleźć można także na stronie www.lenovogaming.pl lub obserwując @LenovoLegionPolska w serwisie Facebook.