Recenzja Clair Obscur: Expedition 33. Piękny jRPG… z Francji

Recenzja Clair Obscur: Expedition 33. Piękny jRPG… z Francji

Debiutancki projekt francuskiego studia Sandfall Interactive może bez wątpienia stanąć do walki o tytuł jednej z najlepszych gier roku. Obyśmy częściej otrzymywali takie niespodziewane perełki.

Wszyscy chyba spodziewali się, że Clair Obscur będzie grą wyjątkową – mocno sugerowały to bowiem przeróżne materiały przedpremierowe. Można było się domyślać, że tytuł zachwyci co najmniej pod względem artystycznym. Tak faktycznie się stało, ale okazało się też, że niemal wszystkie pozostałe elementy gry również są świetne.

Historia intryguje i wciąga od pierwszych chwil. Opowieść zaczynamy jeszcze w mieście Lumiere – wzorowanym na Paryżu. Po tajemniczej katastrofie obszar ten odłączył się od kontynentu, a na domiar złego mieszkańcy zmagają się z regularnym koszmarem. Co roku olbrzymia malarka widoczna na horyzoncie ściera z wielkiego monolitu liczbę i maluję kolejną, niższą. Wszyscy w wieku odpowiadającemu znikającej liczbie są po prostu wymazani z rzeczywistości.

Taki nieciekawy stan rzeczy zmusza mieszkańców do organizowania ekspedycji, by spróbować powstrzymać malarkę i zbadać nieznaną krainę. Tak trafiamy to surrealistycznego świata pełnego dziwnych miejsc, stworów i wydarzeń. Zwiedzamy tam w miarę liniowe lokacje, które oferują jednak nieco pola do eksploracji. Pomiędzy tymi obszarami poruszamy się natomiast po dużej mapie świata, inspirowaną podobnym rozwiązaniem z różnych klasycznych gier jRPG.

Fabuła rozwija się świetnie, nabiera rozpędu i wprowadza kolejne tajemnice, gry trafiamy do docelowej lokacji, a później regularnie utrzymuje napięcie i trzyma nas w niepewności. Nigdy nie jesteśmy pewni, jaki tak naprawdę los czeka naszych bohaterów. Warto też podkreślić, że postacie są doskonale napisane – scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty.

Trzeba też pochwalić reżyserię wszystkich scenek przerywnikowych, która przewyższa nawet niektóre przykłady cutscenek z gier od wielkich studiów. Pomaga tu też oczywiście wysokiej jakości dubbing, bo twórcy nie żałowali funduszy na obsadę aktorską. Zasługą scenariusza jest jednak to, że dialogi są niezwykle naturalne, co sprawia, że mocniej angażujemy się w historię bohaterów.

Bezbłędnie zrealizowano także oprawę wizualną, co wpływa na to, jak wyglądają scenki przerywnikowe, lecz nie tylko. Cała gra jest po prostu piękna – szczególnie widoki na mapie świata, otoczenie w wielu lokacjach czy imponujące animacje oraz efekty specjalnych ataków oraz magicznych zdolności. Przy tym wszystkim trzeba też pochwalić naprawdę dobrą optymalizację wersji PC.

Zachwyca z pewnością muzyka, w zasadzie w każdym momencie. Nieważne czy eksplorujemy kolejną lokację, oglądamy scenkę czy walczymy – ścieżka dźwiękowa jest skonstruowana fantastycznie i utwory świetnie dopasowano do konkretnych sytuacji. To jeden z największych plusów Clair Obscur: Expedition 33.

No dobrze, ale co z podstawą rozgrywki, czyli walką? Niektórych zaskoczyć może fakt, że mamy tu do czynienia z połączeniem turowych potyczek z elementem zręcznościowym. W praktyce jednak naprawdę szybko przyzwyczajamy się do takiego rozwiązania, które może kojarzyć się na przykład z serią Mario RPG.

Wykonujemy wybrane ataki, wzmacniamy drużynę, a kiedy przychodzi kolej przeciwnika, możemy reagować na jego ciosy parowaniem, unikiem, czasem skokiem. Szczególnie odbicie okazuje się szalenie przydatne, bo wyprowadzana wtedy kontra może być źródłem wielkich obrażeń. Wprowadzenie do formuły turowej walki takich elementów wymagających refleksu okazało się strzałem w dziesiątkę – pozytywnie wpływa na stopień zaangażowania.

Każda postać ma zupełnie inny zestaw zdolności, musimy więc rozważnie dobierać ataki i czary bohaterów, by pasowały do umiejętności pozostałych członków zespołu. Niektóre synergie między talentami ofensywnymi są świetnie przemyślane i sprawiają, że nasza drużyna pomaga sobie nawzajem w zasadzie każdym kolejnym atakiem – szczególnie w późniejszych fazach gry.

Co jeszcze może się podobać? Walki z bossami są angażujące i odpowiednio trudne, w świecie ukryto sporo ciekawych sekretów, opcjonalna zawartość pozwala spędzić w grze nawet 40 godzin, a okazjonalne poboczne wątki – choć krótkie – są całkiem interesujące i oferują nieraz niezłe nagrody.

Clair Obscur: Expedition 33 to po prostu fantastyczna gra. Piękna, wciągająca, urzekająca i zmuszająca do przemyśleń. Deweloperzy mieli intrygującą, ambitną wizję – i zrealizowali ją niemal perfekcyjnie. Nawet jeśli zazwyczaj unikacie turowych produkcji, to tej zdecydowanie warto dać szansę.

Stwórz mema i zgarnij Legion Go S ze SteamOS!

Stwórz mema i zgarnij Legion Go S ze SteamOS!

Jeśli masz poczucie humoru, talent do tworzenia memów i marzysz o własnej konsoli Legion Go S z SteamOS, to teraz masz szansę zgarnąć ją… za śmiech! Lenovo ogłosiło nowy konkurs dla społeczności graczy, w którym Twoje kreatywne podejście do tematu może przełożyć się na bardzo realną nagrodę.

Na czym polega wyzwanie?

Zasady są proste: stwórz mema, który w dowolny sposób nawiązuje do Legion Go S lub SteamOS – może być to śmieszna scenka z życia gracza, kreatywna przeróbka klasycznego szablonu, a nawet ilustracja z autorskim twistem. Liczy się pomysł, humor i związek z tematem. Nie musisz być grafikiem – najważniejsze, żeby Twój mem bawił!

Co możesz wygrać?

Główną nagrodą w konkursie jest Legion Go S Powered by SteamOS – najnowsza mobilna konsola Lenovo, która zachwyca kompaktowym formatem, mocnymi podzespołami i 8-calowym ekranem o odświeżaniu 120 Hz. A że działa na SteamOS, daje dostęp do ogromnej biblioteki gier wprost z konta Steam. To sprzęt, który możesz zabrać wszędzie – do pociągu, na uczelnię, a nawet na wakacje.

Jak wziąć udział?

To bardzo proste:

  1. Wejdź na stronę konkursu: https://gaming.lenovo.com/emea/threads/49319-Zachwy%C4%87-nas-memem-i-wygraj-Legion-GO-S-SteamOS!?p=282944#post282944
  2. Opublikuj swój mem jako komentarz do wątku konkursowego,
  3. Poczekaj na werdykt jury!

Zgłoszenia można dodawać do niedzieli 12 maja 2024, a zwycięzcę poznamy już 17 maja.

Lenovo Legion Go S z SteamOS – nowy poziom mobilnego grania

Lenovo Legion Go S z SteamOS – nowy poziom mobilnego grania

Mobilne granie wchodzi na zupełnie nowy poziom. Lenovo zaprezentowało właśnie nową wersję swojej kompaktowej konsoli – Legion Go S, która teraz działa w oparciu o SteamOS.

To duży krok w stronę jeszcze lepszej integracji z biblioteką Steama i dostarczenia graczom możliwie najbliższego doświadczenia znanego z grania na PC – w pełni mobilnie.

Pod względem technicznym Legion Go S prezentuje się naprawdę imponująco jak na swoją klasę. W środku znajdziemy procesor AMD Ryzen™ Z2 Go z 4 rdzeniami i 8 wątkami oraz zintegrowaną grafikę AMD Radeon™ Graphics opartą na 12 jednostkach obliczeniowych. Do tego dochodzi do 32 GB szybkiej pamięci LPDDR5X i do 1 TB pamięci masowej SSD PCIe Gen 4. To zestaw, który spokojnie poradzi sobie z najnowszymi grami w rozdzielczości Full HD, a nawet bardziej wymagającymi tytułami indie.

Wyświetlacz to 8-calowy ekran WUXGA IPS (1920×1200) o proporcjach 16:10 i częstotliwości odświeżania 120 Hz. Dzięki 100% pokryciu palety sRGB i jasności do 500 nitów, obraz jest nie tylko płynny, ale i bardzo wyraźny – niezależnie od warunków oświetleniowych. To ważny atut dla graczy, którzy często korzystają z konsoli w podróży czy w różnorodnym otoczeniu.

Legion Go S waży zaledwie 740 gramów i posiada ergonomicznie zaprojektowane kontrolery, które oferują wszystko, czego potrzeba: przyciski ABXY, D-pad, analogi z efektem Halla, trigger switche, żyroskop 6-osiowy i przyciski funkcyjne. Konsola wspiera także HD Haptics, co dodatkowo zwiększa immersję. Do tego dochodzi czytnik kart microSD (do 2 TB), gniazdo słuchawkowe 3,5 mm oraz dwa porty USB-C z obsługą DisplayPort™ i ładowaniem.

SteamOS na pokładzie

Nowością w tej wersji jest oczywiście system operacyjny – SteamOS, który jest w pełni zoptymalizowany pod kątem grania i pozwala błyskawicznie uruchamiać tytuły z konta Steam. Działa płynnie, zapewnia dostęp do trybu Big Picture i trybu pulpitu, a także integrację z funkcjami społecznościowymi platformy. To odpowiedź Lenovo na potrzeby graczy, którzy chcą korzystać z tego samego ekosystemu zarówno na desktopie, jak i w mobilnym wydaniu.

Zapraszamy do dyskusji o Legion Go S i SteamOS na naszym community – podziel się opinią, zapytaj innych użytkowników i sprawdź, jak inni wykorzystują swoją konsolę w praktyce: https://gaming.lenovo.com/emea/threads/49284-Przedstawiamy-SteamOS-w-Legion-GO-S!

Skate od EA – kontrowersje wokół trybu online

Skate od EA – kontrowersje wokół trybu online

Electronic Arts przygotowuje się do premiery nowej odsłony serii Skate, planowanej na 2025 rok. Gra, rozwijana przez studio Full Circle, ma być dostępna w ramach wczesnego dostępu i oferować dynamiczny, otwarty świat w fikcyjnym mieście San Vansterdam.

Twórcy zapowiadają, że miasto będzie ewoluować w czasie rzeczywistym, z regularnymi aktualizacjami i wydarzeniami na żywo, co ma zapewnić graczom ciągłe nowe doświadczenia.

Jednak decyzja EA o konieczności stałego połączenia z Internetem, nawet w trybie jednoosobowym, wywołała kontrowersje wśród społeczności graczy. Wielu obawia się, że brak trybu offline ograniczy dostępność gry, szczególnie w przypadku problemów z serwerami lub zakończenia wsparcia technicznego. Przypadek wyłączenia serwerów gry The Crew przez Ubisoft pokazał, jak takie decyzje mogą wpłynąć na graczy i ich zaufanie do wydawców.

Dla zainteresowanych udziałem w testach gry EA uruchomiło program Skate Insider, umożliwiający wcześniejszy dostęp do wersji testowych i wpływ na rozwój gry poprzez przekazywanie opinii twórcom. Rejestracja do programu dostępna jest na oficjalnej stronie gry https://www.ea.com/games/skate.

Wszystko, co już wiemy o GTA 6

Wszystko, co już wiemy o GTA 6

Grand Theft Auto 6 zbliża się wielkimi krokami. To dobry moment, by zebrać w jednym miejscu wszystkie najważniejsze informacje na temat tej produkcji, która z pewnością pobije wszelkie możliwe rekordy popularności.

Zacznijmy od daty premiery. GTA 6 zadebiutuje w 2025 roku na konsolach, a według nieoficjalnych informacji już nawet kilka miesięcy później ma trafić na PC. Na oficjalne potwierdzenie tych doniesień musimy jednak poczekać.

Spis treści

Miejsce akcji i fabuła

W nowym GTA trafimy ponownie do Vice City, czyli miasta, które eksplorowaliśmy w wydanym w 2002 roku GTA: Vice City. To odpowiednik amerykańskiego Miami, ale w grze zwiedzimy też okolice metropolii – choćby pełne aligatorów bagna Everglades.

Oczywiście tym razem akcja rozgrywać będzie się w czasach współczesnych, a nie szalonych latach osiemdziesiątych. Z pewnością nie zabraknie wielu odniesień do różnych istotnych wydarzeń i zjawisk natury społecznej czy politycznej. Rockstar jest w końcu znane z tego, że uwielbia satyrę współczesnych Stanów Zjednoczonych.

O historii nie wiemy zbyt wiele, ale poznaliśmy dwójkę głównych bohaterów. Są to Luiza i Jason, czyli para, którą łączy nie tylko uczucie, ale też organizowanie wspólnych napadów rabunkowych. Pokierujemy każdą z postaci, pomiędzy którymi będziemy się przełączać.

Pierwszy ujawniony zwiastun gry sugeruje, że bohaterowie wpadną podczas jednej z akcji w spore tarapaty. Można domyślać się, że główny wątek będzie dotyczył nie tylko ich konfliktu z prawem i władzami, ale też z organizacjami przestępczymi.

Gameplay i mechaniki rozgrywki

Szczegółów dotyczących rozgrywki nie ujawniono, natomiast zwiastun i nieoficjalne doniesienia pozwalają spekulować na temat pewnych potencjalnie interesujących rozwiązań i nowości, które przygotowuje zespół twórców ze studia Rockstar.

Przede wszystkim, plotki sugerują, że doczekamy się o wiele bardziej interaktywnego świata niż w GTA 5. Otrzymamy więcej możliwości reagowania, działania z różnymi elementami otoczenia, a postacie niezależne będą wiarygodnie zachowywać się w odniesieniu do tego, co zrobi nasz bohater czy bohaterka.

Niektóre niepotwierdzone doniesienia mówią o powrocie elementów znanych na przykład z San Andreas, czyli systemów odżywiania się i ćwiczeń na siłowni, które mogą wpłynąć na wygląd postaci – choćby ich wagę. GTA 6 ma też zaoferować podobno dynamiczny, rozbudowany system pogodowy i cykl dnia oraz nocy.

Co jest pewne? To, że ponownie otrzymamy trzecioosobową grę akcji, w której sporo czasu spędzimy na strzelaniu oraz przemierzaniu wielkiego świata – głównie ogromnego miasta – za kierownicą jednego z wielu przeróżnych aut.

GTA 6: Online

Do dziś nie wiadomo, co Rockstar ma zamiar zrobić z trybem GTA Online – czyli trybem wieloosobowym wprowadzonym na rynek po premierze GTA 5. Co stanie się po premierze szóstej odsłony serii?

Teorii jest kilka. Niektórzy uważają, że GTA 6 doczeka się po prostu własnego, oddzielnego modułu multiplayer, który zostanie udostępniony z lekkim opóźnieniem względem premiery singlowej przygody. Ta opcja jest najbardziej prawdopodobna.

Inni sądzą, że obecne GTA Online doczeka się ogromnej aktualizacji graficznej i dodatkowej, płatnej zawartości związanej z miejscem akcji GTA 6. Takie przedsięwzięcie byłoby jednak zapewne niezwykle kosztowne i można się spodziewać, że istniejący już tryb wieloosobowy zostanie nadal aktywny i nie będzie powiązany z nową odsłoną serii.

Jedno jest pewne, jakikolwiek będzie tryb Online w GTA 6, na pewno pobije rekordy popularności, a twórcy i wydawca zarobią wielkie pieniądze dzięki systemowi mikropłatności – tego przecież na pewno w nowej grze Rockstara nie zabraknie.

Najlepsze nadchodzące strzelanki na PC

Najlepsze nadchodzące strzelanki na PC

Nie narzekamy na nadmiar dobrych strzelanek, szczególnie tych wysokobudżetowych. Na szczęście nadchodzące miesiące to gwarancja co najmniej kilku shooterów, które zapowiadają się naprawdę dobrze.

W tym artykule chcemy przybliżyć wam pokrótce kilka zbliżających się wielkimi krokami gier FPS, które mają szansę podbić serca fanów gatunku – i nie tylko. Nie zabraknie wśród nich także jednej produkcji znad Wisły, debiutującej już niedługo. Zresztą, od niej właśnie zacznijmy.

Spis treści

Metal Eden

Już w maju ukaże się nowy projekt warszawskiego studia Reikon Games. To cyberpunkowy, futurystyczny shooter, który nie ma wiele wspólnego z realizmem i kładzie nacisk na czysto zręcznościową rozgrywkę.

Pomimo otoczki science-fiction, twórcy ewidentnie inspirowali się nowymi odsłonami serii Doom. Przemierzamy kolejne pomieszczenia i areny, by stawiać czoła kolejnym grupom wrogów – często strzelając w biegu, nawet bez przycelowania. Pojawia się nawet system egzekucji wrogów w celu uzupełniania zdrowia bohaterki.

Na Steamie dostępne jest już demo, które uwydatnia tylko jeden problem – zbyt mocno odczuwalną akcelerację myszy. Z pewnością jednak jest to aspekt, który zostanie poprawiony przed premierą.

Doom: The Dark Ages

Coś dla fanów mrocznych klimatów fantasy. Tak jest, kolejny Doom od id Software przeniesie nas do średniowiecza – historia jest prequelem wydanej w 2016 gry, która była swego rodzaju restartem kultowej serii.

The Dark Ages wprowadzi oczywiście szereg nowych broni i przeciwników, ale także zupełnie nowe pomysły na rozgrywkę. W tym chociażby sterowanie ogromnym mechem czy latanie i walka na potężnym smoku.

Twórcy implementują też w nowym Doomie mechanikę… parowania ciosów i strzałów. Wydaje się to dość nietypowe, lecz twórcom fantastycznego Eternal możemy chyba zaufać. Premiera już 13 maja.

Borderlands 4

Na nową, pełnoprawną odsłonę Borderlands musieliśmy długo czekać, ale w końcu nadchodzi. Debiutująca we wrześniu część czwarta będzie pierwszą, której akcja nie zostanie osadzona na planecie Pandora – zamiast tego zwiedzimy nowe lokacje.

Podstawy rozgrywki pozostaną oczywiście niezmienione. Nadal będziemy mieć do czynienia z tzw. looter shooterem, a więc strzelanką, w której zdobywamy mnóstwo przedmiotów i broni. Twórcy chcą jednak nieco bardziej rozbudować aspekt RPG, rozszerzając nieco – przykładowo – system rozwoju postaci.

Gra zaoferuje czwórkę różnorodnych bohaterów do wyboru, chociaż deweloperzy nie ujawnili jeszcze, jakie postacie przygotowali. Jak zawsze, pojawi się też opcja gry w kooperacji, bez której trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek odsłonę tej serii.

Mouse: P.I. for Hire



Niespodzianka – kolejna polska gra na naszej liście. Mouse to wyjątkowo oryginalny shooter, przede wszystkim ze względu na oprawę graficzną, która przywodzi na myśl klasyczne, amerykańskie kreskówki z lat 30. ubiegłego wieku.

Jako prywatny detektyw będziemy musieli zinfiltrować szczurzy półświatek, by rozwiązać zagadkę sieci intryg, spisków i morderstw. Skorzystamy z wielu rodzajów broni i zajmiemy się eksplorowaniem półotwartych lokacji, w których będzie czekać na nas wiele sekretów.

W walce wykorzystamy nawet od czasu do czasu elementy otoczenia. Jeśli zauważymy wrogów stojących pod żyrandolem – wystarczy go zestrzelić, by szybko pozbyć się oponentów.

Marathon

Bungie to mistrzowie gatunku FPS i nawet jeśli nie wszystkim odpowiada Destiny, to wszyscy są raczej zgodni co do faktu, że ten zespół deweloperów na pewno potrafi realizować świetny model strzelania – czyli rzecz najważniejszą w shooterach. Nie dziwi więc, że nowa gra tego studia budzi spore emocje.

Marathon będzie extraction shooterem, jak choćby Hunt: Showdown. Struktura rozgrywki obejmie więc eksplorowanie dużej lokacji, szukanie zasobów i przedmiotów, a także ewentualną ewakuację z mapy w celu osiągnięcia zwycięstwa. W tym wszystkim przeszkodzą nam oczywiście inni gracze.

Gra zwraca uwagę przede wszystkim niezwykle wyróżniającą się, barwną oprawą wizualną, ale też świetną ścieżką dźwiękową. Premierę zaplanowano na 23 września, a produkcja trafi na PC i konsole.

Najlepsze nadchodzące strzelanki na PC

Nie narzekamy na nadmiar dobrych strzelanek, szczególnie tych wysokobudżetowych. Na szczęście nadchodzące miesiące to gwarancja co najmniej kilku shooterów, które zapowiadają się naprawdę dobrze.

W tym artykule chcemy przybliżyć wam pokrótce kilka zbliżających się wielkimi krokami gier FPS, które mają szansę podbić serca fanów gatunku – i nie tylko. Nie zabraknie wśród nich także jednej produkcji znad Wisły, debiutującej już niedługo. Zresztą, od niej właśnie zacznijmy.

Metal Eden

Już w maju ukaże się nowy projekt warszawskiego studia Reikon Games. To cyberpunkowy, futurystyczny shooter, który nie ma wiele wspólnego z realizmem i kładzie nacisk na czysto zręcznościową rozgrywkę.

Pomimo otoczki science-fiction, twórcy ewidentnie inspirowali się nowymi odsłonami serii Doom. Przemierzamy kolejne pomieszczenia i areny, by stawiać czoła kolejnym grupom wrogów – często strzelając w biegu, nawet bez przycelowania. Pojawia się nawet system egzekucji wrogów w celu uzupełniania zdrowia bohaterki.

Na Steamie dostępne jest już demo, które uwydatnia tylko jeden problem – zbyt mocno odczuwalną akcelerację myszy. Z pewnością jednak jest to aspekt, który zostanie poprawiony przed premierą.

Doom: The Dark Ages

Coś dla fanów mrocznych klimatów fantasy. Tak jest, kolejny Doom od id Software przeniesie nas do średniowiecza – historia jest prequelem wydanej w 2016 gry, która była swego rodzaju restartem kultowej serii.

The Dark Ages wprowadzi oczywiście szereg nowych broni i przeciwników, ale także zupełnie nowe pomysły na rozgrywkę. W tym chociażby sterowanie ogromnym mechem czy latanie i walka na potężnym smoku.

Twórcy implementują też w nowym Doomie mechanikę… parowania ciosów i strzałów. Wydaje się to dość nietypowe, lecz twórcom fantastycznego Eternal możemy chyba zaufać. Premiera już 13 maja.

Borderlands 4

Na nową, pełnoprawną odsłonę Borderlands musieliśmy długo czekać, ale w końcu nadchodzi. Debiutująca we wrześniu część czwarta będzie pierwszą, której akcja nie zostanie osadzona na planecie Pandora – zamiast tego zwiedzimy nowe lokacje.

Podstawy rozgrywki pozostaną oczywiście niezmienione. Nadal będziemy mieć do czynienia z tzw. looter shooterem, a więc strzelanką, w której zdobywamy mnóstwo przedmiotów i broni. Twórcy chcą jednak nieco bardziej rozbudować aspekt RPG, rozszerzając nieco – przykładowo – system rozwoju postaci.

Gra zaoferuje czwórkę różnorodnych bohaterów do wyboru, chociaż deweloperzy nie ujawnili jeszcze, jakie postacie przygotowali. Jak zawsze, pojawi się też opcja gry w kooperacji, bez której trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek odsłonę tej serii.

Mouse: P.I. for Hire



Niespodzianka – kolejna polska gra na naszej liście. Mouse to wyjątkowo oryginalny shooter, przede wszystkim ze względu na oprawę graficzną, która przywodzi na myśl klasyczne, amerykańskie kreskówki z lat 30. ubiegłego wieku.

Jako prywatny detektyw będziemy musieli zinfiltrować szczurzy półświatek, by rozwiązać zagadkę sieci intryg, spisków i morderstw. Skorzystamy z wielu rodzajów broni i zajmiemy się eksplorowaniem półotwartych lokacji, w których będzie czekać na nas wiele sekretów.

W walce wykorzystamy nawet od czasu do czasu elementy otoczenia. Jeśli zauważymy wrogów stojących pod żyrandolem – wystarczy go zestrzelić, by szybko pozbyć się oponentów.

Marathon

Bungie to mistrzowie gatunku FPS i nawet jeśli nie wszystkim odpowiada Destiny, to wszyscy są raczej zgodni co do faktu, że ten zespół deweloperów na pewno potrafi realizować świetny model strzelania – czyli rzecz najważniejszą w shooterach. Nie dziwi więc, że nowa gra tego studia budzi spore emocje.

Marathon będzie extraction shooterem, jak choćby Hunt: Showdown. Struktura rozgrywki obejmie więc eksplorowanie dużej lokacji, szukanie zasobów i przedmiotów, a także ewentualną ewakuację z mapy w celu osiągnięcia zwycięstwa. W tym wszystkim przeszkodzą nam oczywiście inni gracze.

Gra zwraca uwagę przede wszystkim niezwykle wyróżniającą się, barwną oprawą wizualną, ale też świetną ścieżką dźwiękową. Premierę zaplanowano na 23 września, a produkcja trafi na PC i konsole.

Wrażenia z Wreckfest 2. Czy to nie jest falstart?

Wrażenia z Wreckfest 2. Czy to nie jest falstart?

Wreckfest 2 oferuje naprawdę świetny model jazdy oraz pięknie zrealizowaną destrukcję aut. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że twórcy powinni przygotować więcej zawartości, zanim udostępnili grę na Steamie.

Sequel nietypowej, wciągającej gry wyścigowej zadebiutował na platformie Valve w dziale Wczesnego Dostępu. Jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że wersje Early Access często nie mają zbyt dużo do zaoferowania, ale Wreckfest 2 naprawdę zdaje się ocierać o granice absolutnego minimum, jeśli chodzi o content.

Wczesna wersja pozwala przetestować tylko cztery samochody, z czego dwa doskonale znamy, jeśli graliśmy w pierwszą część. Do tego trzy lokacje, po których można się ścigać – a na jednej dodatkowo urządzać arenową walkę aut – i bonusowa mapa eksperymentalna, będąca tylko placem zabaw do eksperymentów z systemem zniszczeń.

Trzeba więc od razu podkreślić, że Wreckfest 2 trudno polecić na tym wczesnym etapie życia projektu. Tym bardziej że pierwsza duża aktualizacja pojawi się dopiero w maju – wprowadzając dwa dodatkowe wozy i dwa tory. Z pewnością jednak warto o tym tytule pamiętać i dodać do steamowej listy życzeń, bo pod względem rozgrywki absolutnie nie zawodzi.

Fundamentalne elementy zabawy pozostają oczywiście niezmienione względem oryginału. Wciąż chodzi tu przede wszystkim o pełne emocji wyścigi na zamkniętych torach, z tą różnicą w porównaniu do gier typu Gran Turismo, że Wreckfest 2 premiuje kolizje, stłuczki i ogólne uprzykrzanie życia oponentom podczas jazdy.

Poza tradycyjnymi wyścigami, na dwóch mapach możemy też urządzić zawody typu „każdy na każdego” w stylu starej serii gier Destruction Derby. Dwadzieścia aut staje naprzeciwko siebie, by nawzajem się taranować – a zwycięzcą jest ten, komu uda się pozostać na arenie jako ostatniemu i uniknąć zniszczenia. To przyjemna odskocznia od zwykłego ścigania.

System destrukcji naprawdę robi wrażenie. Już w pierwszej części Wreckfest był zrealizowany świetnie, ale tym razem otrzymujemy jeszcze lepiej wyglądające wgniecenia, zgięcia i totalnie zdewastowane maski, zderzaki, dachy, drzwi itp. Mamy też opcję włączenia lub wyłączenia wpływu zniszczeń na wydajność samochodu i jego zachowanie na torze, możemy więc tym samym wpłynąć na poziom trudności.

Auta prowadzi się naprawdę dobrze, świetnie reagują na ruchy kierownicy, a przyczepność, poczucie prędkości i inne aspekty związane z jazdą są po prostu przyjemne. Pomaga fakt, że gra działa płynnie i nie sprawia większych problemów, więc już na tak wczesnym etapie możemy mówić o w miarę dobrej optymalizacji, która jeszcze ulegnie poprawie.

Pierwszy Wreckfest cały czas wygląda ładnie, więc sequel nie oferuje potężnego skoku jakościowego w zakresie oprawy wizualnej, ale na pewno szybko dostrzegamy usprawnienia w tym względzie. Przede wszystkim lokacje i trasy są o wiele bardziej szczegółowe, wspomniana już destrukcja aut w większym stopniu imponuje, a na nawierzchniach pozostawiamy w realistyczny sposób ślady – i widzimy na przykład odpowiednio układający się piach czy żwir po przejeździe kolejnych samochodów.

Na uwagę zasługuje też na pewno oprawa audio, ponieważ udźwiękowienie nie zawodzi. Każdy samochód brzmi świetnie, podobnie jak odgłosy wszelkich kolizji i zderzeń. Tym bardziej szkoda, że gra nie oferuje większej liczby pojazdów, żeby różnorodność brzmień silników była jeszcze większa.

Wreckfest 2 bez wątpienia będzie grą wartą polecenia, bo już teraz czuć, że podstawy są świetne. Wczesna wersja oferuje jednak na ten moment po prostu zbyt mało zawartości, więc tylko najwięksi fani – którym nie będzie przeszkadzać mała liczba aut i tras – nie będą rozczarowani.

Recenzja Atomfall. Pomysłowy średniak.

Recenzja Atomfall. Pomysłowy średniak.

Atomfall to naprawdę ciekawy eksperyment studia, które znane jest przede wszystkim dzięki serii Sniper Elite. Są tu naprawdę ciekawe pomysły, ale fundamenty rozgrywki nie wybijają się ponad przeciętność.

Interesujący jest z pewnością setting, trafiamy bowiem do północno-wschodniej Anglii, w okolice Windscale, gdzie doszło do pożaru reaktora elektrowni atomowej. Rząd ogrodził cały skażony obszar wielkim murem, a nasz bohater z jakiegoś powodu trafił do tej strefy kwarantanny – i musi się wydostać.

Główny wątek dotyczy więc wyjaśnienia tajemnicy katastrofy, za którą zdecydowanie stoi coś poza zwykłym ludzkim błędem czy usterką techniczną. Atomfall nie ma jednak zwyczajnej, tradycyjnej struktury misji – nie mamy tu dziennika z listą zadań i nie jesteśmy prowadzeni za rękę. Zamiast tego, otrzymujemy system tropów.

Nowy trop możemy zdobyć rozmawiając z kimś, czytając jakąś notatkę czy list. W menu widzimy tylko zdawkowy opis, na przykład mówiący o śmigłowcu rozbitym na polanie w lesie. To wszystko. Mając wiele tropów do dyspozycji, sami musimy zdecydować, którym z nich podążać, by zyskać szansę na odblokowanie drogi prowadzącej do finału fabuły.

Historię rozwiniemy głównie za sprawą kilku postaci niezależnych, a związane z nimi tropy i wątki pozwolą nam dotrzeć do jednego z paru zupełnie innych zakończeń. Możemy rozmawiać ze wszystkimi i sprawdzać wszystkie tropy, albo skupić się na jednej postaci i ukończyć Atomfall nawet w jedenaście czy dwanaście godzin.

Fabuła jest naprawdę intrygująca, a świat przedstawiony wspaniale zrealizowany i oryginalny. Przyjemnie eksploruje się te łąki, pola i lasy, tym bardziej, że nie przypominają postapokaliptycznych pustkowi z Fallouta czy Stalkera. Spotykane postacie wprowadzają często małą dawkę brytyjskiego poczucia humoru. Pod względem atmosfery i historii, jest więc po prostu dobrze, a eksploracja czterech dużych lokacji potrafi wciągnąć.

Co innego jednak z rozgrywką. Praktycznie każdy element gameplayu jest w Atomfall po prostu średni. Świat obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a walka mocno przywodzi na myśl to, co znamy z cyklu Fallout od Bethesdy. Tyle tylko, że ani strzelanie, ani walka wręcz nie sprawiają zbyt dużej satysfakcji i nie są ekscytujące. Są po prostu… w porządku. Znośne.

Podobnie ma się sprawa ze skradaniem, które zrealizowane jest w bardzo banalny, pozbawiony ciekawych rozwiązań sposób. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o rozbudowanie tego elementu, byśmy faktycznie byli zachęcani do pozostawania w cieniu – chcielibyśmy otrzymać więcej narzędzi, gadżetów i okazji do skradania się.

Wrogowie potrafią dać w kość na domyślnym poziomie trudności, choć ten możemy zmienić. Walkę można jednak omijać i nie jesteśmy wtedy w żaden sposób poszkodowani – pokonywanie wrogów nie daje nam punktów doświadczenia. Nowe talenty zdobywamy poprzez odnajdywanie w świecie gry specjalnych podręczników z punktami umiejętności. To akurat całkiem dobrze przemyślane rozwiązanie, przywodzące nieco na myśl ostatnią grę z Indianą Jonesem, choć tam mieliśmy więcej ciekawych zdolności.

Okazjonalnie potrafią też w nowej grze studia Rebellion zaboleć pewne techniczne niedoróbki i dziwne decyzje. Zdarzyło się, że bug nie pozwolił podnieść lootu, a niezwykle irytujące bywa automatyczne ześlizgiwanie się bohatera, kiedy próbujemy wejść nawet na niewielki pagórek o lekkim nachyleniu. Warto jednak powiedzieć, że optymalizacja stoi na dobrym poziomie.

Atomfall jest grą, w której czuć potencjał. Nie został on jednak w pełni zrealizowany. Przygoda bywa przyjemna, pozwala cieszyć się eksploracją naprawdę nieźle przemyślanego i ciekawego świata, ale podstawowe elementy rozgrywki są za słabo rozbudowane i nie budzą zbyt mocnych emocji.

Pillars of Eternity wraca w wielkim stylu – z nowym trybem turowym na 10-lecie

Pillars of Eternity wraca w wielkim stylu – z nowym trybem turowym na 10-lecie

Minęło dziesięć lat, odkąd Obsidian Entertainment zaprezentował światu Pillars of Eternity – duchowego spadkobiercę klasyków pokroju Baldur’s Gate i Planescape: Torment. Gra zadebiutowała w 2015 roku i szybko zyskała status jednej z najlepszych izometrycznych RPG w historii. Z okazji okrągłej rocznicy twórcy postanowili przygotować coś specjalnego – pełnoprawny tryb turowy, dostępny teraz w wersji PC i planowany do wprowadzenia również na konsole.

Zmiana systemu walki z czasu rzeczywistego z pauzą na turowy to nie tylko ukłon w stronę klasyki, ale też znaczące odświeżenie doświadczenia dla weteranów gatunku. Dla wielu graczy, którzy dotąd omijali Pillars z powodu dynamicznej walki, to idealny moment na nadrobienie zaległości. Tryb turowy nadaje grze inny rytm – bardziej strategiczny, taktyczny, przypominający współczesne Divinity: Original Sin II czy Baldur’s Gate 3.

Obsidian nie tylko dodał nowy system, ale również zoptymalizował kod gry, poprawił stabilność i wprowadził drobne usprawnienia interfejsu. Choć minęła dekada od premiery, Pillars of Eternity nadal prezentuje się bardzo solidnie – zwłaszcza na mocnych konfiguracjach PC, które potrafią w pełni wyeksponować detale ręcznie rysowanych lokacji i subtelne efekty cząsteczkowe.

Co ciekawe, zmiany w grze pojawiły się nie w ramach nowej płatnej edycji, a jako darmowa aktualizacja – co pokazuje, że studio nadal dba o swoją społeczność i potrafi zaskoczyć pozytywnie nawet po latach.

W świecie RPG rzadko się zdarza, by dziesięcioletnia gra znów była na językach. Ale Pillars of Eternity to nie jest zwykły tytuł – to fundament nowoczesnej szkoły izometrycznego RPG. A teraz ma drugą młodość, gotową do odkrycia w zupełnie nowym stylu.

Kingmakers – współczesna wojna w średniowieczu. Gra, która rozgrzewa internet

Kingmakers – współczesna wojna w średniowieczu. Gra, która rozgrzewa internet

Zanosi się na jedną z najbardziej kontrowersyjnych premier 2025 roku. Kingmakers – tytuł niezależnego studia Redemption Road Games – szturmem wdarł się do świadomości graczy po opublikowaniu pierwszego trailera. Powód? Współczesna armia przeniesiona do średniowiecznej Anglii, pełna chaosu walka setek jednostek i swoboda, która przypomina bardziej Garry’s Mod na sterydach niż klasyczną grę strategiczną.

W Kingmakers wcielasz się w człowieka z przyszłości, który cofa się do XIV wieku z… arsenałem XXI wieku. Karabiny maszynowe, drony, granatniki, a nawet samochody terenowe spotykają się na polu bitwy z rycerzami, łucznikami i machinami oblężniczymi. Rozgrywka to połączenie elementów RTS, symulacji bitew i strzelanki FPP. Możesz zarówno zarządzać setkami jednostek w czasie rzeczywistym, jak i samodzielnie wskakiwać w wir walki.

Tytuł jest też testem dla silników fizyki i optymalizacji – skala bitew jest ogromna, a silnik Unreal Engine 5 pozwala na dynamiczną destrukcję otoczenia i realistyczne odwzorowanie działań wojennych. W sieci już pojawiają się spekulacje, jak bardzo Kingmakers obciąży nawet najmocniejsze konfiguracje PC – i czy zdoła utrzymać stabilność przy tysiącach aktywnych obiektów.

Gra nie obyła się bez krytyki. Część graczy zarzuca twórcom gloryfikację przemocy i brak wyczucia w zestawianiu współczesnej technologii z historycznym konfliktem. Inni wskazują, że to po prostu sandboxowa rozwałka z twistem i nie należy jej traktować zbyt poważnie.

Jedno jest pewne – Kingmakers wzbudza emocje. A w branży gier to często najlepszy zwiastun sukcesu. Premiera planowana jest na 2024 rok w formule early access na PC, a twórcy zapowiadają tryb kooperacyjny oraz intensywny rozwój oparty na feedbacku społeczności.