Wygląda na to, że wielu z Was znaleźliśmy właśnie rozrywkę na najbliższe dwa tygodnie. W ramach bezprecedensowej w historii serii Call of Duty akcji, najnowszą odsłonę serii udostępniono graczom… za darmo! Dobre wieści są tylko połowiczne, ale wierzymy, że i tak usatysfakcjonuje to całą masę miłośników dobrej zabawy.
Activision podjęło decyzję o udostępnieniu za darmo na okres dwóch tygodni trybu sieciowego Call of Duty: Vanguard. Od 30 marca do 13 kwietnia 2022 roku wszyscy chętni będą mogli bezpłatnie ogrywać tytuł na komputerach osobistych oraz konsolach PlayStation 4, PlayStation 5 oraz Xbox One i Xbox Series X/S.
Gracze sprawdzą wycinek zawartości z drugiego sezonu Call of Duty: Vanguard, w tym nowe mapy Casablanca i Gondola.
Niespodziewana szczodrość ze strony Activision nie jest wyłącznie gestem dobroci, wymierzonym w stronę graczy. Oj nie. Podobno Call of Duty: Vanguard sprzedaje się fatalnie i akcja promocyjna ma pomóc zwiększyć sprzedaż gry. Niektóre osoby po spędzeniu dwóch tygodni z produkcją zechcą zapewne kupić ją sobie na własność.
Cena edycji standardowej Call of Duty: Vanguard na PC na platformie Battle.net to 38,99 euro, czyli ok. 183 złote. Dla porównania, koszt Cena Call of Duty: Vanguard w PlayStation Store wynosi aż… 349 złotych!
Niestety, deweloperzy gier nie zawsze informują, jak wiele czasu gracze będą w stanie w ich produkcjach spędzić. Tymczasem, dla wielu osób może być to wyznacznikiem tego, czy dana gra jest warta swej ceny. Na szczęście, w sieci istnieją serwisy, które pozwalają tę wiedzę pozyskać, głównie za sprawą innych graczy, którzy już daną produkcję ukończyli. W niniejszym artykule postanowiliśmy Wam te serwisy przedstawić.
HowLongToBeat
HowLongToBeat to chyba najpopularniejszy serwis oferujący informacje o tym, ile czasu potrzeba, by przejść wybraną grę. Każdy gracz może dzielić się tam własnymi doświadczeniami z czasu spędzonego przy danym tytule. Rzecz jasna, oznacza to, że dokładność danych zależy od szczerości graczy, ale w zdecydowanej większości przypadków ta dokładność jest dość duża.
Co najważniejsze, HowLongToBeat prezentuje dane, dzieląc je na cztery kategorie. Dzięki serwisowi dowiadujemy się, w ile czasu przejdziemy grę, jeśli skupimy się tylko na jej głównej kampanii fabularnej, jeśli skupimy się na kampanii, ale zajmiemy się częścią aktywności pobocznych, a także jeśli naszym celem będzie ukończenie gry na 100 procent. Ostatnia kategoria przedstawia średnią otrzymaną poprzez wymieszanie trzech powyższych stylów rozgrywki.
Aby na łamach HowLongToBeat znaleźć informacje o długości wybranej gry, wystarczy wpisać jej nazwę w wyszukiwarce. Na stronie głównej wyświetlane są wyłącznie dane o grach, które obecnie cieszą się największą popularnością. Co jednak najciekawsze, HowLongToBeat posiada specjalny kalkulator, który po wklejeniu Twojego SteamID obliczy, ile czasu będziesz potrzebował, by przejść wszystkie tytuły z Twojej biblioteki Steam.
GameLengths
GameLengths nie jest serwisem nawet w połowie tak popularnym, jak HowLongToBeat, ale zdecydowanie warto go odwiedzać – chociażby po to, by porównać informacje zawarte w dwóch serwisach. Zachęcamy też do tego, by dzielić się w nim czasem, jaki poświęciliście na przejście gier, które już ukończyliście.
Tak jak HLTB, GameLenghts dzieli swoje statystyki na kilka kategorii. Serwis informuje bowiem o średnim, minimalnym oraz maksymalnym czasie potrzebnym do ukończenia danej produkcji. O tym, czy na łamach GameLenghts ktoś podzielił się informacjami o długości danej gry, dowiemy się za pośrednictwem wyszukiwarki. Na stronie głównej wyświetlane są natomiast dane dotyczące najnowszych produkcji AAA.
To nie wszystko
Rzecz jasna, informacji o tym, jak wiele treści oferują dane gry, a także na ile starczają, możesz szukać także w innych miejscach w Internecie. Dobrymi przykładami są fora poświęcone konkretnym tytułem, a także Reddit, gdzie społeczności otaczające konkretne tytuły zbierają się na odpowiednich subredditach.
Pamiętaj, by zawsze mieć na uwadze fakt, że to, jak wiele czasu będziesz potrzebował, by przejść dany tytuł, zależy od wielu czynników – od tego, jak uważnie będziesz śledził fabułę, jak wiele aktywności pobocznych będziesz wykonywać, jak będziesz sobie radził z mechanikami gry i nie tylko. Dlatego Twój wynik może mocno różnić się od informacji o długości wybranej gry, które znajdziesz w Internecie.
Na fali popularności serii gier Dark Souls wyrósł zupełnie nowy gatunek gier określany mianem „soulslike”. Gry action RPG wrzucane do tego worka to gry action RPG z perspektywy trzecioosobowej, charakteryzujące się wysokim poziomem trudności i specyficznym podejściem do systemu walki. Elden Ring jest dziełem FromSoftware, twórców Dark Souls i Demon Souls, mające stanowić następny krok w rozwoju klasyki gatunku. Jak wyszło? Zdania przedstawicieli prasy i graczy są mocno podzielone.
Elden Ring to gigantyczny, otwarty świat, zawstydzający poprzednie produkcje. To także zawartość, która jednoznacznie wskazuje na to, że mamy do czynienia z nową odsłoną Soulsów. Jeśli ktoś grał w Dark Souls lub Demon Souls, poczuje się jak w domu, a inni… będą zagubieni.
FromSoftware w Elden Ring ponownie postanowiło rzucić graczy na pastwę nieznanego. W dobie gier prowadzących graczy za rączkę od początku do końca, Elden Ring jest zupełną przeciwnością tego podejścia. Tutaj niemal wszystko trzeba odkrywać samemu. Kolejne zadania, lokacje do których należy się udać „w dalszej kolejności” – wszystko jest jedną wielką niewiadomą. To jedna z trudniejszych gier w serii i nie tylko dlatego, że już na samym starcie można dostać łomot od 99% przeciwników.
Największym przeciwnikiem graczy od startu zabawy jest sterowanie. Nie wyobrażam sobie, jak w 2022 roku można stworzyć grę tak tragiczną pod tym względem. Osoby wykorzystujące klawiaturę będą przeklinać pod nosem dopóki nie zmienią domyślnego obłożenia klawiszy. Zabawa na padzie to zupełnie inna para kaloszy, ale nie każdy posiadacz peceta dysponuje padem. Nie sądzę, aby ktoś wpadł na to, że taki kontroler będzie zmuszony kupić akurat z myślą o takim tytule.
Sterowanie dobrze jest opanowywać ćwicząc walkę z pomniejszymi przeciwnikami. W zasadzie pozostawienie sobie bossów na deser jest optymalnym podejściem do rozgrywki w Elden Ring. Świat zachęca do eksploracji i walkę z naprawdę wymagającymi przeciwnikami można pozostawić sobie na później. Trochę grindu i ulepszania przedmiotów doskonale przygotuje Was do potyczek z groźniejszymi oponentami. Także psychicznie. W Elden Ring, podobnie jak w każdej grze z serii Dark Souls, porażka i śmierć to coś, z czym grający mierzą się cyklicznie. Można się do tego z czasem przyzwyczaić.
Rozgrywka różni się zależnie od klasy postaci, w którą się wcielicie. Zasadniczo do wyboru macie bohaterów posługujących się bronią białą oraz magią. Niektórzy wrogowie padają prawie na sam widok protagonisty, walka z innymi sprawi, że będziecie przeklinać moment, w którym wpadliście na pomysł zakupu gry. Także ze względu na wspomniany już wcześniej system sterowania.
Świat Elden Ring potrafi zapierać dech swoim rozmiarem oraz przepięknym otoczeniem. Nawet w najwyższych ustawieniach graficznych widać jednak, że oprawa wizualna delikatnie trąci już myszką i Elden Ring wygląda jak gra poprzedniej generacji. Zaznaczam to wyraźnie: projekt lokacji nadrabia to w znaczącym stopniu, przez co większość graczy bez dwóch zdań zachwyci się wizualiami, a nosem pokręcą jedynie puryści.
Podczas zwiedzania pięknych Ziem Pomiędzy nie mogłam pozbyć się wrażenia, że niektóre miejscówki są najzwyczajniej w świecie powtarzalne. Mam tu na myśli niektóre lochy, którym można było poświęcić nieco więcej uwagi. Ten sam zarzut kieruję w stronę wybranych przeciwników, których widziałam częściej, niż chciałoby się tego spodziewać po produkcji stworzonej z taką pompą. Spokojnie, to także w gruncie rzeczy drobny zarzut, choć… niemało grających zwróciło nań uwagę.
W Elden Ring nie zabrakło także systemu craftingu oraz gotowania, bez którego trudno byłoby w dzisiejszych czasach stworzyć grę RPG z krwi i kości. Co można wytwarzać? Przeróżne rzeczy. Strzały, wybuchające mikstury, noże do rzucania i przeróżne inne gadżety przydatne w eksterminowaniu przeciwników i zwiększaniu zdolności bojowych postaci. Świat gry wypełniony jest po brzegi przepisami tylko czekającymi na odkrycie. Przepisy zostały zaprojektowane w interesujący sposób, naprowadzając graczy na to, w jakich regionach można znaleźć niezbędne składniki.
Gdy gra staje się zbyt trudna, a jest taka naprawdę często, gdy nie oddajecie się grindowi i nie odkładacie walk z wymagającymi bossami na później, do pomocy da się wezwać innych graczy. Jasne, najlepiej bawić się wspólnie z kimś znajomym, ale rozgrywka z nieznajomymi z komunikacją poprzez Discord jest nie mniej satysfakcjonująca.
Elden Ring na PC działał stabilnie, choć ogrywałam go na naprawdę wydajnym komputerze. Glicze zdarzają się sporadycznie. Grający mają do dyspozycji szeroką paletę ustawień, dzięki którym mogą dostosować wydajność do możliwości swojego peceta.
Podsumowanie
Elden Ring nie jest żadnym objawieniem na miarę Demon Souls. Nie jest też arcydziełem. Jest kolejną grą typu soulslike o nieco większym rozmachu od Dark Souls. Czy to oznacza jakiegoś rodzaju ewolucję? Pod pewnymi względami tak, pod innymi nie. To nadal jedna z trudniejszych gier, nie prowadzących graczy za rękę od samego początku. Rozgrywka stanowi wyzwanie, świat jest ogromny i ciekawie zaprojektowany, a swoboda w zakresie jego eksploracji to niewątpliwy atur. Elden Ring odpycha jednak przede wszystkim fatalnym sterowaniem i powtarzalnością pojedynków oraz niektórych lokacji. Elden Ring to fenomen. Albo w niego wsiąkniecie, albo zabawę zakończycie już po pierwszej godzinie.
Zastanawiam się, czy recenzenci wystawiają Elden Ring noty 10/10, bo tak wypada? Skąd średnia na poziomie 95% w serwisie Metacritic dla wersji PC? Rozdźwięk pomiędzy ocenami krytyków graczy i recenzentów jest ogromny. W swojej ocenie Elden Ring skłaniam się raczej ku opinii graczy, wystawiających produkcji From Software notę na poziomie mniej więcej 7/10. To gra tylko i aż dobra.
Mocne strony:
Słaby strony:
pięknie zaprojektowany światogrom i złożoność otwartego świata gryswoboda w eksploracjiwymagający i często satysfakcjonujący system walkizróżnicowane buildy postaciciekawa opowieść czekająca na samodzielne odkrycie
katastrofalne sterowanielekko przestarzała oprawa wizualnapowtarzalne dungeonypowtarzalni przeciwnicyblokada na 60 kl./s.
Regularnie zdarza się, że całe mnóstwo ludzi czeka na premierę konkretnej gry z niecierpliwością, jako że na pierwszy rzut oka zapowiada się świetnie. Już po premierze jednak gra okazuje się kompletnym rozczarowaniem, któremu nie warto poświęcać czasu. Czy takie rozczarowania da się przewidzieć? Tak. Oto kilka sygnałów świadczących o tym, że nachodząca gra ma dużą szansę Cię zawieść.
Kopie recenzenckie nie zostały udostępnione przed premierą
Bardzo często deweloperzy gier udostępniają recenzentom klucze do swoich produkcji na kilka tygodni czy tydzień przed premierą. To pozwala im podzielić się swoimi wrażeniami z gry tuż przed premierą lub w jej trakcie (czy w momencie zejścia nałożonego przez wydawcę embarga). Jeżeli tuż przed premierą lub w jej dniu w sieci nie ukazały się żadne recenzje tytułu, wiedz, że prawdopodobnie coś jest nie tak. Podejrzewam, że w takim wypadku producent wiedział o niedociągnięciach gry i nie chciał, by poznała je reszta świata w obawie przed słabą sprzedażą.
Właśnie w związku z takimi sytuacjami naprawdę nie warto dokonywać przedpremierowych zakupów gier. Cóż, nie bez powodu na preorderach dotychczas „przejechało się” mnóstwo osób.
Zapis z rozgrywki? Ani widu, ani słychu
Dobrą oznaką jakości nachodzącej produkcji jest opublikowany przez twórców zapis z jej rozgrywki. Nie mówimy tutaj o fragmentach wyreżyserowanych czy tak zwanych zwiastunach z rozgrywki, które zawierają króciutkie wyrywki z gry, a pełnoprawnych, nawet kilkudziesięciuminutowych zapisach z rozgrywki, najlepiej bez komentarza. Niestety, takie zapisy publikowane są coraz rzadziej, a zapisy reżyserowane i gameplay trailery są prawdziwą plagą.
Pamiętacie Anthem? Anthem, które okazało się absolutnie okropną grą? Niemal na dwa lata przed jej premierą Electronic Arts podzieliło się prezentacją jej rozgrywki, która była wyreżyserowana i miała mało wspólnego z grą, która zadebiutowała w 2017 roku. To jak, powinna wyglądać prezentacja z rozgrywki grze, pokazało studio Bandai Namco. Zobaczcie jego gameplay z Elden Ring, opublikowany blisko 4 miesiące przed premierą gry.
Krytycy chwalą tylko grafikę
Zdarzyło się Wam kiedyś obejrzeć zwiastun gry, w którym Twórcy przytaczali cytaty z pierwszych wrażeń osób, które miały okazję wypróbować produkcję przed premierą? Jeśli kiedykolwiek traficie na tego typu zwiastun, a cytaty w nim zawarte będą chwalić tylko jedno – oprawę wizualną i grafikę, trzymajcie się od poświęconej mu gry z daleka. Dlaczego? To proste.
Skoro twórcy zacytowali wypowiedzi dotyczące tylko jednej cechy tytułu, oznacza to, że pod każdym innym względem ten musi niedomagać. W końcu, kto w zwiastunie własnej gry przyzna, że jej fabuła jest nudna, optymalizacja słaba, a rozgrywka nieprzyjemna, nawet jeśli na te wady uwagę zwrócili krytycy? Nikt.
Wieczne opóźnienia
Jasne, w przeszłości niejednokrotnie gry, nad którymi pracowano bardzo długo, zaliczając wiele opóźnień, okazywały się hitami i perełkami. Przykładami takich gier są StarCraft II czy Resident Evil 4, nad którymi pracowano po… 6 lat. To jednak wyjątki od reguły. W większości gry, rozwój których usiany był problemami, po premierach rozczarowują. To dlatego, że do opóźnień często dochodzi ze względu na brak jasno nakreślonej wizji twórców, zmiany deweloperów w ostatniej chwili czy odejścia kluczowych pracowników ze studia.
Gdy premiera gry jest przekładana raz, można to wybaczyć, ale gry, do opóźnień dochodzi wielokrotnie, tak jak to było w przypadku Cyberpunka 2077, trzeba mieć się na baczności. Jasne, po premierze gra, która ze względu na opóźnienia okazała się wybrakowana, może zostać doprowadzona do porządku, tak jak No Man’s Sky. To także był jednak rzadki przypadek.
Mikrotransakcje w płatnej grze
Niestety, dzisiaj nie tylko gry free-to-play posiadają mikrotransakcje, ale również płatne gry, w tym tytuły AAA. Można je przeboleć, gdy dzięki nim można otrzymać tylko elementy kosmetyczne, tak jak w Overwatch, ale gdy wpływają na rozgrywkę i sprawiają, że produkcję, można nazwać grą pay-to-win, trudno przejść obok nich obojętnie.
Jeżeli przed premierą gry, która nie będzie grą darmową, wiadomo, że ma zawierać mikrotransakcje, warto wstrzymać się przed zakupem aż do pojawienia się pierwszych recenzji i opinii graczy na jej temat. Pamiętacie jak było w przypadku Star Wars: Battlefront 2? Początkowo tytuł ten kosztował ponad 200 złotych, a zawierał mikrotransakcje z mechanizmami pay-to-win. Na szczęście, gracze tak bardzo zbuntowali się w tej kwestii przeciw EA, że firma w końcu te mechanizmy zniwelowała, a gra stała się w miarę przyjemna.
Przedpremierowe beta testy pełne problemów
Nierzadko nachodzące gry można wypróbować przed premierą w ramach beta testów, zamkniętych i/lub otwartych. Zdarza się, że te beta testy są na tyle problematyczne, iż producent decyduje się odłożyć premierę gry w czasie, aż usunie wszystkie błędy. Jeśli jednak po tak problematycznych beta testach premiera nie jest przesuwana, wiedz, że na 99 procent w jej dniu otrzymasz produkt niedopracowany.
Przykładem gry, która po beta testach powinna była zadebiutować jeszcze później niż planowano, jest wspomniany wcześniej Anthem. Godne pochwały jest zaś, że Amazon po beta testach wielokrotnie przesuwał premierę New World. Jasne, nie była to na premierę gra idealna, ale i tak była dużo lepsza, niż w trakcie pierwszych testów.
Obietnice bez pokrycia
Jeszcze pracując nad swoimi grami, deweloperom zdarza się opowiadać, czego to ma w ich grze nie być, jakich funkcji ma nie oferować i tak dalej. Największe skłonności do tego miał swego czasu Peter Molyneux, odpowiedzialny za takie tytuły jak Dungeon Kepper, Populous, Black and White czy serię Fable. Najbardziej znanym przykładem jego bajkopisarstwa jest właśnie Fable, które wydano z pominięciem wielu aspektów, o których Molyneux wspominał w wywiadach. Warto też wspomnieć o grze No Man’s Sky studia Hello Games, którego przedstawiciele również przedstawiali swoją grę przed premierą zbyt optymistycznie.
Ze względu na powyższe przykłady należy z przymrużeniem oka patrzeć na to, co opowiadają twórcy gier. Trzeba zwracać uwagę, czy to, o czym mówią ma pokrycie w zwiastunach i gameplayach. Jeśli tak nie jest, istnieje bardzo duże ryzyko, że produkcja nie będzie oferować tak dużo, jak mogłoby się wydawać.
Seria dojona do ostatniej kropli
Chyba nie istnieje seria gier, której każda odsłona była świetna. Często zdarza się, że pierwsze tytuły cyklu oferują naprawdę wiele, a kolejne to już tylko recyklinkowanie opracowanych wcześniej mechanik i rozwiązań, a nawet fabuły, wyłącznie przy poprawianiu grafiki. Przykład? Oczywiście seria Assassin’s Creed.
Gry z serii Assassin’s Creed wydawane są od 2007 roku. O ile pierwsze faktycznie dawały frajdę, odsłony takie jak Liberation, Rogue, Unity, Sundicate czy Origins po prostu nudziły (przynajmniej mnie) i nie wprowadzały prawie żadnych nowości. Między innymi ze względu na takie przykłady warto sceptycznie podchodzić do często przehypowanych nadchodzących części znanych cyklów.
Elden Ring zadebiutował i został uznany za naprawdę świetną grę, choć posiada on pewne dość istotne wady. Chociaż od momentu jego premiery minęło naprawdę niewiele czasu, już zaczęły pojawiać się ciekawe mody, opracowane z myślą o nich. W niniejszym artykule postanowiliśmy przedstawić Wam te, które uznaliśmy za najlepsze.
Elden Ring – fabuła i rozgrywka
Zanim przejdziemy do modów, warto wyjaśnić, czym jest Elden Ring. Elden Ring to gra akcji autorstwa japońskiego studia FromSoftware. Gra zabiera nas do krainy znanej jako The Lands Between, podzielonej na sześć królestw, władców której będziemy musieli pokonać, by zdobyć fragmenty tytułowego Elden Ring. Co ciekawe, w stworzeniu historii świata Elden Ring studiu FromSoftware pomógł… George R. R. Martin.
Akcja gry polega rzecz jasna na eksploracji i toczeniu zręcznościowych walk ze zróżnicowanymi przeciwnikami. W przeciwieństwie do na przykład Sekiro, gracz może stworzyć własnego bohatera i rozwijać go w niemal dowolny sposób.
Elden Ring – najlepsze mody
Poniżej umieściliśmy naszą listę najlepszych modów do Elden Ring. Przede wszystkim są to mody graficzne, ale nie tylko.
Elden ReShade – HDR FX
Elden ReShade jest modem, który zmienia oświetlenie w Elden Ring. Dzięki niemu to jest bardziej klimatyczne. W skrócie, mod ten stara się nadać grze efekt grania na monitorze z HDR, nawet na monitorach SDR. Co najlepsze, jak twierdzi jego twórca, Elden ReShade nie powinien wpływać w wielkim stopniu na wydajność komputera podczas rozgrywki.
Pause the Game
Jak wskazuje nazwa, Pause the Game to mod, który pozwala zapauzować rozgrywkę w Elden Ring, czego domyślnie gra nie umożliwia, by zwiększyć poziom trudności. Jeżeli zainstalujesz ten mod, upewnisz się na przykład, że boss, z którym walczysz od pięciu minut, nie zabije Cię, bo z ważnego powodu musiałeś wstać od komputera. Jak wiadomo, możesz na chwilę olać mamę, która woła Cię na obiad, ale dostawcę pizzy którą zamówiłeś? Nie bardzo. Pause the Game sprawdzi się właśnie w takich sytuacjach. Haczyk? Musisz wyłączyć w grze rozwiązanie Easy Anti Cheat aby mod zadziałał. Jest to jednak bezpieczne i nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami ze strony deweloperów.
Photorealistic Lands Between Reshade
Photorealistic Lands Between Reshade to mod, który oferuje dwie opcje – grać w Elden Ring w towarzystwie bardziej realistycznej, wyostrzonej grafiki, lub w towarzystwie grafiki o większym nasyceniu barw. Zebrał on do tej pory wiele pozytywnych opinii, a co najlepsze, nie wpływa w zbyt dużym stopniu na liczbę klatek na sekundę w grze.
Windows 7 Patch
Jak można się domyślić na podstawie nazwy, Windows 7 Patch to mod, który pozwala uruchomić Elden Ring na komputerze z systemem Windows 7, który nie spełnia wymagań gry. Niemniej, dzięki niemu tytuł działa też na urządzeniach z Windows 8 i Windows 8.1. Uwaga, jest to mod dla zaawansowanych użytkowników. Wymaga on bowiem instalacji kilku dodatkowych komponentów, a proces przygotowania go do działania wygląda inaczej w zależności od tego, czy komputer posiada kartę graficzną Nvidia czy AMD.
Stutter Ring Reshade
Jak pewnie zauważyłeś, świat w Elden Ring domyślnie posiada charakterystyczny zielonkawy odcień, mimo wielkiego złotego drzewa oświetlającego niebo. Mod Stutter Ring Reshade ten odcień usuwa, zmieniając temperature barw w grze i nie tylko. Co ciekawe, sprawia on też, że rozgrywka w Elden Ring staje się bardziej kinowa
Elden Ring 2.0 (Raytraced Reshade)
Elden Ring 2.0 to kolejny mod, który w Elden Ring poprawia przede wszystkim oświetlenie, ale tym razem starając się naśladować efekty, jakie daje technologia RayTracingu. Rezultaty? Dzięki niemu gra prezentuje się po prostu dużo lepiej. Ale jak mod wpływa na liczbę klatek na sekundę podczas rozgrywki? To już musicie sprawdzić sami, ale jedno jest pewne – aby gra działała wraz z modem sprawnie, potrzebujecie naprawdę potężnej maszyny, zwłaszcza że optymalizacja Elden Ring pozostawia nieco do życzenia.
Save file menager
Save file menager to program, który utworzy dla Ciebie, na pulpicie Twojego komputera, folder o nazwie Elden Ring Saves. Dzięki niemu zapisy gry z Elden Ring będą zapisywane nie tylko w folderach Steam i w chmurze Steam, ale i w nim, jako kopie zapasowe. Zatem w razie potrzeby nie musisz szukać plików zapisu właśnie w folderach Steama, gdyż będziesz miała je pod ręką na pulpicie.
Od premiery Lost Ark w Europie i Amerykach minęły już dwa tygodnie. Jako że od tego momentu spędziłam w grze już 50 godzin, uznałam, że to dobry moment, by podzielić się moimi pierwszymi wrażeniami na jej temat. Tak, gra posiada tyle treści, że póki co nie sposób ocenić ich wszystkich . Czy Lost Ark jest tytułem, który warto wypróbować? W skrócie – jak najbardziej. Przekonaj się, dlaczego.
Lost Ark – fabuła i charakter rozgrywki
Lost Ark jest grą MMORPG wyprodukowaną wspólnie przez Tripod Studio oraz Smilegate RPG. Charakteryzuje się ona modelem free-to-play. Oznacza to, że można grać w nią za darmo, ale są w niej obecne mikropłatności.
Akcja Lost Ark rozgrywa się w fikcyjnym świecie fantasy o nazwie Arkesia. Przed wiekami świat ten został ochroniony przed siłami zła dzięki tytułowym Arkom. Teraz Arki są jedynie przedmiotami opowieści i legend. Ludzie nie wierzą nawet w ich istnienie. Gracze muszą je jednak odnaleźć, zanim zrobi to przywódca demonicznych legionów imieniem Kazeroth, który pragnie przejąć z ich pomocą władzę nad światem.
Jak na MMORPG świat Lost Ark jest przedstawiony w nietypowy sposób, bo w rzucie izometrycznym. Rozgrywka przypomina mocno rozgrywkę z gier hack’n’slash – jest bardzo dynamiczna i polega na pokonywaniu szeregów przeciwników z pomocą umiejętności przypisanych do skrótów klawiaturowych i myszy. Lost Ark jest jednak MMORPG, a nie hack’n’slashem, chociażby ze względu na obecność miast-hubów, które pozwalają na wchodzenie w interakcje z innymi graczami. Gra pozwala też na zbieranie surowców, paranie się rzemiosłem, wykopywanie skarbów czy łowienie ryb. Jej istotnym elementem jest też wykonywanie przeróżnych zadań, także tych pobocznych. Co istotne, zabawę w Lost Ark zaczynamy od stworzenia i personalizacji własnej postaci oraz wybrania jej klasy.
Takie edytory postaci lubię
No właśnie. Jak wygląda proces tworzenia postaci w Lost Ark? Gra charakteryzuje się dość zaawansowanym edytorem, który pozwala na wybranie losowego wyglądu postaci, a także ustalenie jednej z dostępnych fryzur i twarzy. Twarz możemy w drobnym stopniu modyfikować, z wyjątkiem oczu – tutaj mamy bardzo bogate pole do popisu. Każde oko można modyfikować oddzielnie, zmieniając rozmiar tęczówki i kolory poszczególnych jego elementów. Mamy też tatuaże i makijaż, możliwość nadawania włosom dwóch barw, a nawet modyfikowania ich blasku i ustalania ich wzajemnego stosunku. Jeśli chodzi o kolory, Koreańczycy oddali w ręce graczy całą paletę RGB.
Co istotne, niektóre opcje modyfikacji różnią się w zależności od klasy postaci, którą wybieramy przed przystąpieniem do modyfikacji bohatera. Różnice polegają głównie na dostępnych fryzurach. Niestety, tylko niektóre klasy postaci pozwalają zarówno na stworzenie postaci męskiej, jak i żeńskiej. Czarodziejka chociażby może być wyłącznie kobietą. Oby w przyszłości się to zmieniło.
Bogaty wachlarz klas postaci
W sumie w Lost Ark obecnie mamy do wyboru 5 klas, dzielących się na łącznie 15 podklas. Podklasę wybieramy w zasadzie od razu po stworzeniu postaci. Niemniej, zanim przejdziemy do edytora, możemy obejrzeć zwiastun fabularny każdej z klas i krótką prezentację jej umiejętności, a już po stworzeniu postaci, przed wybraniem podklasy, każdą z nich wypróbować.
Niektóre podklasy postaci walczą w zwarciu, a inne w średnim lub dalekim zasięgu. Co więcej, niektóre postaci najlepiej sprawdzają się w przyjmowaniu obrażeń, niektóre w ich zadawaniu, a jeszcze inne w leczeniu sprzymierzeńców i oferowania im innych typów wsparcia. Naprawdę trudno nie znaleźć wśród nich czegoś dla siebie.
Miodna rozgrywka
No właśnie, rozgrywka w Lost Ark jest prawdziwą przyjemnością. Stawiane przed nami zadania są zróżnicowane, napotykane postaci ciekawe, a przedstawiony świat jest naprawdę ogromny. Serio, w ciągu 50 godzin rozgrywki nie zwiedziłam nawet jego jednej trzeciej. Zróżnicowane są także podziemia. W grze trafimy na podziemia o przeróżnym klimacie, o różnych długościach, a także z przeciwnikami wykorzystującymi różne mechaniki.
Chociaż kampania fabularna Lost Ark momentami się dłuży, zabawę urozmaicają takie aktywności jak profesje, możliwość rozwoju własnej twierdzy, PvP, a nawet przemierzanie świata w celu zdobywania przedmiotów kolekcjonerskich. Każda z nich jest satysfakcjonująca i wynagradzająca. Szczególnie mocno spodobało mi się zbieranie poukrywanych po świecie nasion Mokoko, ale cóż, chyba nie tylko mi.
Satysfakcjonujący w Lost Ark jest również system rozwoju postaci. Zdobywając kolejne poziomy odblokujemy kolejne umiejętności, które z czasem możemy ulepszać. Co najlepsze dotychczasowe rozdania punktów możemy w każdej chwili zresetować i je zmienić. Rzecz jasna, na moc postaci wpływa również uzbrojenie, które nota bene prezentuje się świetnie. Na późniejszych etapach rozgrywki odblokowujemy jednak kolejne dodatkowe systemy wpływające na nią – na przykład system grawerunków czy klejnotów.
W zasadzie, w Lost Ark zaimplementowano tyle różnych systemów, że początkowo te mogą nieco przytłaczać. W samej grze umieszczono jednak poradniki, które wyjaśniają, jak z nich korzystać. Te są naprawdę przydatne.
Te detale
Na ogromną pochwałę zasługuje lokalizacja Lost Ark na język angielski. Mnóstwo godzin poświęcono, by przetłumaczyć zawartość wszystkich cutscenek, zadań i nie tylko, a błędów w tej kwestii nie zauważyłam. Co istotne, gra posiada wiele dialogów mówionych, a i je przełożono z koreańskiego. Wspomnianych cutscenek również jest mnóstwo. Bardzo podoba mi się to, jak często nasza postać bierze w nich udział, a także, jak płynne są przejścia z rozgrywki do przerywników filmowych i z przerywników filmowych z powrotem do rozgrywki.
Przepiękne w koreańskiej produkcją są również oprawa audio i dźwiękowa. Grafika jest przyjemna dla oczu, co widać w każdym detalu – czy to postaci czy otoczenia. Muzyka za to świetnie oddaje klimat lokacji i rozgrywających się wydarzeń.
Co z tymi mikropłatnościami
Ze względu na to, że Lost Ark jest grą free-to-play, pewnie zastanawiasz się, czy w rzeczywistości nie jest grą pay-to-win. Cóż, grałam za krótko, by móc na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Wprawdzie elementy dostępne w sklepie gry przyspieszają rozwój postaci, ale osobiście dotychczas w ogóle nie czułam potrzeby nabywania ich. Nie wydałam w tej grze ani grosza, a dawała mi przez cały czas wielką frajdę. Nie wiem, czy zmieni się to na dalszym etapie rozgrywki.
Podsumowanie
Lost Ark to gra MMORPG, w którą musi zagrać absolutnie każdy miłośnik gier należących do tego gatunku, nawet jeśli nie jest przekonany do gier z Azji i gier z rzutem izometrycznym. Lost Ark oferuje piękną grafikę, dynamiczną rozgrywkę, ciekawą fabułę, rozbudowany edytor postaci, wiele ciekawych klas do wyboru i nie tylko. Co istotne, tytuł ten doskonale pokazuje, jakie błędy popełnia chociażby Blizzard podczas rozwoju World of Warcraft.
Właściwie, chyba już dawno na rynku nie panowała taka konkurencja w obrębie gatunku MMORPG. Dla graczy ta konkurencja jest oczywiście czymś dobrym. Skłania ona deweloperów do rozwijania swoich produkcji w odpowiednim kierunku, z uwzględnieniem uwag miłośników ich gier.
Mało kto zliczy to, ile razy przekładano premierę Dying Light 2, superprodukcji polskiego Techlandu, mającej załatać pustkę w sercach graczy, pozostałą po ukończeniu przez nich niezłej pierwszej odsłony z 2015 roku. Nareszcie się doczekaliśmy, a Dying Light 2 powinien usatysfakcjonować większość graczy, co biorąc pod uwagę długi czas oczekiwania nie jest łatwym zadaniem.
Witaj w świecie, w którym rządzą zombie
Akcja Dying Light 2 rozgrywa się w 15 lat po zawiązaniu fabuły pierwszej części opowieści. Głównym bohaterem jest Pielgrzym o imieniu Aiden, który przybywa pewnego dnia na przedmieścia europejskiego miasta Villedor. Pielgrzymi to w zasadzie jedyni śmiałkowie przemierzający przestrzenie terenu łączące ze sobą niegdyś tętniące życiem metropolie. Niewielu było w stanie przeżyć poza osadami ponad dekadę.
W dzień ulicami miasta dość sennie snują się krwiożercze zombie, które da się po prostu omijać w biegu. W nocy na poziomie ulicy gości znacznie więcej przerażających bestii, które nie zawahaja się przed urządzeniem polowania na gracza. O ile za dnia to gracz może urządzać sobie łowy na trofea z przemienionych mieszkańców Villedor, to w nocy on stanie się zwierzyną.
Dla bezpieczeństwa zawsze lepiej poruszać się po dachach budynków. O ile w dzień można być niemalże zupełnie spokojnym wykonując parkourowe skoki na wysokościach, to w nocy najlepiej przemieszczać się od kryjówki do kryjówki i mieć przy sobie zapas gadżetów ze światłem UV, odstraszających potwory.
Otwarty świat Dying Light 2 daje graczowi ogromną dowolność w czynieniu kolejnych kroków, mających na celu pchnięcie historii na przód. Spiesząc się można zakończyć główny wątek fabularny w około 25 godzin. Po co to robić, skoro lepiej wsiąknąć w historię zatargu pomiędzy Ocaleńcami i Stróżami Prawa oraz skopać tyłki Renegatom na przestrzeni zadań pobocznych? Ostatecznym celem pozostaje odnalezienie siostry Aidena, jednej z wielu ofiar eksperymentów głównego antagonisty.
Villedor zostało zaprojektowane w jakby ubisoftowym stylu, ale w tym przypadku jest to akurat komplement. Na mapie rozsianych jest masa przeróżnych punktów z mniej lub bardziej ciekawą zawartością. Oprócz eksplorowania lokacji, wspinania się na szczyt wiatraków i poszukiwania przedmiotów kolekcjonerskich możecie również rozwiązując proste łamigłówki przekazywać całe dzielnice w ręce wspieranej przez Was frakcji (w zamian za bonusy).
Polska gra aktorska stoi na wysokim poziomie, ale postać Aidena wydaje się bezpłciowa, wyprana z emocji, jakby generyczna. Techland chyba mógł lepiej obsadzić tę rolę. Pozostałe postacie na ogół prezentują się dobrze, w czym pomagają im nieźle napisane dialogi. Historii pobocznych jest cała masa, podobnie jak znajdziek pomagających zgłębić ponurą rzeczywistość świata po zagładzie.
Dying Light 2 daje sporo radości nie tylko za sprawą angażującej historii i wielopoziomowego, całkiem fajnie zaprojektowanego miasta (minus wnętrza budynków), ale też mechaniki pojedynków. Ponownie mocną stroną Dying Light jest przemyślany system walki bronią białą. Arsenał podstawowy składający się z broni siecznej i obuchowej można urozmaicać, poprzez instalowanie na nich różnorakich motywacji. Oponentów da się podpalać, odrzucać, razić prądem i torturować na inne sposoby, także za pomocą arsenału dodatkowych gadżetów – granatów, min, noży do rzucania, czy nawet łuku i kuszy.
Ach i odpowiadam na popularne pytanie graczy: czy w Dying Light 2 można naprawić broń? Tak, ale tylko poprzez nieusuwalne modyfikacje. Jeśli wykorzystacie wszystkie gniazda, oręż po pewnym czasie i tak się rozpadnie.
Sporą cegiełkę w tworzeniu klimatu posępnego miasta dorzuciła firma NVIDIA za sprawą technik ray tracingu. Posiadacze wydajnego sprzętu mogą liczyć na lepsze globalne oświetlenie, realistyczne odbicia, promienie światła emitowanego przez latarkę oraz efekt okluzji otoczenia. Tak, dzieje się to kosztem wydajności, ale od czego są niezawodna technika NVIDIA DLSS i obecnie nieco mniej spektakularnie działająca AMD FSR? Pierwsze skrzypce w budowaniu atmosfery gra też udźwiękowienie.
Podsumowanie
Dying Light 2 nie jest grą rewolucyjną, ale co najmniej bardzo dobrą i dającą mnóstwo satysfakcji z rozgrywki. Większą i po prostu lepszą od poprzedniej części serii. Postapokaliptyczny klimat wykreowanego przez Techland świata pełnego zombie przygnębia i przeraża zarazem. Mówiąc krótko: robi robotę. Atmosferę potęguje ciesząca oko oprawa graficzna i świetne udźwiękowienie. Fabułę można oceniać różnie – w moim mniemaniu była interesująca i śledziłam ją z zapartym tchem. Jasne, to nie poziom Wiedźmina 3, ale wciąż: nie zawiodłam się. Od Dying Light 2 nie oczekiwałam niczego i może właśnie dlatego bawiłam i wciąż bawię się tak dobrze?
Jak dobrze być pececiarzem. Doczekaliśmy czasów, w których ekskluzywne tytuły z konsol pojawiają się na komputerach osobistych. Jakiś czas po premierach konsolowych na blaszakach doczekaliśmy się Days Gone, Horizon: Zero Dawn i Death Stranding, a teraz do tego grona dołączył także God of War. Wszystkie te gry łączy wspólny mianownik: ich wydania pecetowe są co najmniej bardzo dobre.
God of War to opowieść o ojcu i synu oraz ich coraz mocniej zacieśniającej się relacji. Kratos jest surowym rodzicem, a Atreus dzielnym, ale początkowo niezbyt roztropnym młodzieńcem. Obaj po śmierci Faye, żony Kratosa, wyruszają w podróż, której finałem ma być rozsypanie jej prochów ze szczytu najwyższej góry świata. Droga do celu zaprezentowana po raz pierwszy blisko 4 lata temu na konsolach PlayStation 4 nie jest usłana różami.
God of War to gra, w której od początku dzieje się naprawdę dużo, choć kolejne mechaniki są wprowadzane do rozgrywki stosunkowo wolno. Już po kilku minutach zabawy każdy gracz zorientuje się, że dzieło Santa Monica Studios jest produkcją wyreżyserowaną z iście kinowym rozmachem. Sugeruje to nie tylko oprawa fabularna, ale również wizualia, udźwiękowienie i narracja w postaci świetnego polskiego dubbingu.
Gracze kierują poczynaniami tytułowego Boga Wojny, Kratosa, któremu w trakcie wędrówki coraz skuteczniej pomaga syn. Mnogość różnego rodzaju ciosów i ich kombinacji do odblokowania początkowo przytłacza, zwłaszcza osoby korzystające z klawiatury. Osobne drzewko umiejętności przypisano do Atreusa, któremu da się wydawać polecenia tak w zakresie wystrzeliwania strzał, jak i aktywacji jego umiejętności specjalnych. Takowymi dysponuje oczywiście i Kratos.
Wraz z rozwojem fabuły nabywać można coraz to lepsze przedmioty oraz umiejętności, których potencjał bojowy poprawiają ulepszenia. Warto eksplorować ciekawie zaprojektowany świat w poszukiwaniu skrzynek skrywających przeróżne skarby – to właśnie one zwiększają niektóre zdolności, pozwalają poprawiać właściwości bojowe wyposażenia, czy też dają pokaźny zastrzyk waluty w momencie sprzedaży.
Tempo akcji jest wysokie, a gracz co rusz zaskakiwany jest pojedynkami z coraz to nowymi większymi i mniejszymi przeciwnikami. Pojedynki urozmaica fakt, iż każdy oponent ma swój styl walki oraz słabe i mocne strony. Walcząc z kilkoma typami przeciwników na raz nieroztropnym jest machanie toporem lub pięściami na lewo i prawo, bo jest to działanie zwyczajnie nieskuteczne. Potyczki są emocjonujące głównie dlatego, że trzeba się umieć w nich odnaleźć – gdy to się uda, satysfakcja po zakończonej walce jest ogromna.
W redukowaniu opóźnień pomiędzy akcjami na klawiaturze i myszce, a ich wyświetleniu na ekranie pomaga w istotny sposób technologia NVIDIA Reflex. Jak bardzo i na czym polega? Zerknijcie tylko na poniższe wideo. God of War ze względu na dość wymagające pojedynki z dużymi bossami jest tytułem wręcz stworzonym do pokazu możliwości tej techniki.
Kwestią dyskusyjną pozostaje to, czy zaawansowane zdolności i kombinacje ciosów przydają się w ferworze walki. Często miałam wrażenie, że korzystam z połowy z nich i i tak radzę sobie doskonale. Wydaje mi się, że każdy gracz będzie po prostu korzystał ze swoich ulubionych kombinacji ciosów oraz umiejętności i… tyle.
Na osobny akapit zasługuje warstwa audiowizualna, która poza drobnymi mankamentami jest małym arcydziełem. Mogłabym się czepiać i pisać o lepiej i gorzej zaprojektowanych lokacjach, ale liczy się dla mnie całościowe wrażenie, a to w tym przypadku jest rewelacyjne. Piękno oprawy graficznej niechaj oddaje fakt, że poziomowi detali z PS4 odpowiada tu poziom niski-średni – a konsolowy God of War na telewizorach prezentował się przecież przepięknie! No to tu jest jeszcze lepiej. Zerknjcie tylko na zrzuty ekranu w tym wpisie – wszystkie pochodzą z gry.
Co najlepsze: God of War jest świetnie zoptymalizowany i działa znakomicie nawet na mniej wydajnych komputerach. Jeśli dysponujecie odpowiednią kartą graficzną, zrobicie użytek z obecnych tu technik NVIDIA DLSS lub AMD FidelityFX, zupełnie za darmo zwiększających dodatkowo liczbę klatek na sekundę.
Podsumowanie
God of War ma wszystko co potrzebne, by zdobyć w tym roku wiele nagród w kategorii gier na PC. To jedna z niewielu gier AAA, za które warto zapłacić. Czaruje angażującą fabułą, daje satysfakcję z każdego wygranego pojedynku i oczarowuje wysokimi walorami artystycznymi. Absolutnie polecam ją nie tylko miłośnikom gier akcji, ale wszystkim pececiarzom lubiącym po prostu ogrywać najlepsze produkcje.
W roku 2021 zadebiutowało co nieco niezłych gier, ale trzeba przyznać że nie był on najlepszym rokiem dla branży. Na szczęście 2022 rok zapowiada się dużo lepiej, co pokazuje lista produkcji, które mają zadebiutować w jego trakcie. O jakich produkcjach mowa? Oto najciekawsze z nich, które śmiało można nazwać najbardziej wyczekiwanymi grami przyszłego roku.
Elden Ring
Studio FromSotfware słynie ze swoich erpegów i gier akcji z otwartym światem. Demon’s Souls, Dark Souls I, I i III, Bloodborne czy Sekiro: Shadows Die Twice – nie ma wśród nich słabych produkcji. Dlatego też tak wiele osób z niecierpliwością czeka na jego kolejny tytuł – Elden Ring. Elden Ring ma zadebiutować jednak już wkrótce, bo 25 lutego 2022 roku. Jego fabuła jest owiana tajemnicą. Wiadomo jednak, że zabierze on graczy do krainy znanej jako The Lands Between, podzielonej na sześć królestw, władców której będziemy musieli pokonać, by zdobyć fragmenty tytułowego Elden Ring. Co ciekawe, w stworzeniu historii świata Elden Ring studiu FromSoftware pomógł… George R. R. Martin.
STARFIELD
Bethesda to jedna z tych firm, która już od lat naprawdę rzadko bierze się za produkcje nowych marek. Zamiast tego ta od lat rozwija dobrze znane serie, takie jak Doom, Wolfenstein, Fallout czy The Elder Scrolls. Ostatnio schemat ten został jednak przełamany. Bethesda pracuje bowiem nad grą Starfield, która pod koniec 2022 roku, a dokładniej mówiąc 11 listopada 2022 roku, pozwoli wcielić się graczom w kosmicznych podróżników. Najpewniej będzie to gra jednoosobowa, ale kto wie, być może się mylimy. Na pierwszy zwiastun z rozgrywki musimy jeszcze jednak poczekać.
HORIZON: FORBIDDEN WEST
Ta produkcja zadebiutuje rzecz jasna tylko na konsolach PlayStation 4 i PlayStation 5, a przynajmniej początkowo, ale mimo to żal byłoby o niej nie wspomnieć. Horizon: Forbidden West będzie kontynuacją bardzo ciepło przyjętego Horizon Zero Dawn, w którym gracze wcielili się w Aloy i przenieśli się do dalekiej przyszłości, kiedy to dominującą rolę w ekosystemie pełnią przypominające zwierzęta maszyny. W drugiej odsłonie serii jako Aloy trafią oni z kolei na zachód postapokaliptycznej Ameryki. Tam bohaterka będzie szukać sposobu na uporanie się z nowym zagrożeniem dla resztek ludzkości – tajemniczą plagą.
S.T.A.L.K.E.R. 2: HEART OF CHERNOBYL
Seria S.T.A.L.K.E.R. otrzymała już niejedną odsłonę. Mimo to żadna dotychczas nie została nazwana oficjalną kontynuacją pierwowzoru. Wygląda jednak na to, że w 2022 roku w końcu się jej doczekamy. W 2018 roku ogłoszono, że znów, po latach przerwy, trwają nad nią prace, a w 2020 roku pojawił się jej pierwszy zwiastun. W tym roku, podczas targów E3, pokazano z kolei jej pierwszy gameplay i zapowiedziano jej datę premiery. Ta ma nastąpić 28 kwietnia 2022 roku. Mamy nadzieję, że studio GSC Game World nie doświadczy żadnych opóźnień. Rzecz jasna, w S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chernobyl gracze ponownie przeniosą się do postapokaliptycznej Zony, jednak tym razem będą mieli do czynienia z rozległym otwartym światem.
GOD OF WAR: RAGNAROK
Ostatni God of War był produkcją, która zachwyciła całą rzeszę krytyków i graczy. Nic więc dziwnego, że stał się bestsellerem, a Sony postanowiło w końcu wydać go i na PC. Dlatego też tak ekscytująca była zapowiedź kolejnej odsłony serii – God of War: Ragnarok. Szkoda, że przynajmniej początkowo również ta pojawi się wyłącznie na PS4 i PS5. Akcja kontynuacji będzie rozgrywać się kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w poprzedniej części. W niej Kratosa i jego syna – Atreusa – czeka kolejna pełna przygód przygoda, ale tym razem powiązana z tytułowym Ragnarokiem, czyli bitwą między bogami i olbrzymami, która ma doprowadzić do końca świata.
HOGWARTS LEGACY
Choć miłośnicy książek J.K. Rowling i filmów powstałych na ich podstawie doczekały się kilku wartych uwagi gier, tak naprawdę żadna z nich nie była produkcją zakrojoną na szeroką skalę. W 2022 taka produkcja ma się jednak pojawić, pod postacią Hogwarts Legacy. Będzie to trzecioosobowa gra RPG akcji, która opowie historię osadzoną w uniwersum Harry’ego Pottera, ale nie zaciągniętą z książek. W niej przeniesiemy się do XIX wieku i wcielimy się w młodego czarodzieja lub czarodziejkę, po czym trafimy do tytułowej szkoły magii i czarodziejstwa. Nasz bohater lub nasza bohaterka nie będzie jednak zwykłym uczniem, a kluczem do antycznego sekretu, który zagraża czarodziejskiemu światu.
THE LORD OF THE RINGS: GOLLUM
Cóż, miłośnicy fantastyki po prostu nie mogą nie cieszyć się na myśl o tym, że w przyszłym roku premiery ma doczekać się nowa gra osadzona w Uniwersum Władcy pierścieni. The Lord of the Rings: Gollum zabierze nas do czasów między wydarzeniami z Hobbita i Władcy Pierścieni. W grze wcielimy się w Golluma, który w przeszłości znany był oczywiście jako Smeagol. Szukając Bilbo Bagginsa, czyli złodzieja, który ukradł skarb naszego bohatera, Gollum zawędrował aż do Mordoru, gdzie został schwytany przez sługi Mrocznego Władcy, Saurona. Naszym zadaniem w grze będzie przeprowadzenie skutecznej ucieczki z rąk oprawców.
Zimowa Wyprzedaż Steam wystartowała o godzinie 19:00, 22 grudnia. Jak co roku w trakcie Steam Winter Sale 2021 kupić można całe zatrzęsienie ciekawych gier w rewelacyjnych cenach. Jeśli chcecie sobie zapewnić rozrywkę na święta lub nawet pierwszy kwartał nadchodzącego roku, bez problemu znajdziecie na niej coś dla siebie. Aby ułatwić Wam wyszukiwanie interesujących ofert, sporządziliśmy nasz przewodnik po najciekawszych tytułach, przecenionych na Steam.
Mass Effect: Andromeda Deluxe Edition – 19,18 zł (-84%)
Red Dead Redemption 2 – 124,95 zł (-50%)
Star Wars Jedi Fallen Order – 66,56 zł (-63%)
The Sims 4 – 16,78 zł (-88%)
The Sinking City – 28,59 zł (-80%)
Unravel Two – 2,69 zł (-90%)
Wiedźmin 3: Dziki Gon – 19,99 zł (-80%)
Tak, wiemy, że wiele promocji się powtarza, ale faktem jest, że powyższe gry w tak niskich cenach dość trudno jest dorwać w ciągu roku, zwłaszcza wszystkie na raz.
Warto pamiętać o tym, że oprócz promocji na gry podczas Zimowej Wyprzedaży Steam 2021 można zbierać także darmowe, animowane naklejki. Nowe naklejki pojawiały się będą co drugi dzień przez cały czas trwania wyprzedaży. Można z nich korzystać na czacie lub wyświetlić w gablocie na profilu Steam. W sklepie znajdują się też nowe przedmioty, które da się nabyć za punkty Steam.
Zimowa Wyprzedaż Steam 2021 potrwa do 5 stycznia 2022 roku.