Mimo że minęły niemal trzy dekady od premiery oryginalnego Dooma, wciąż odnajdowane są sposoby na tchnięcie w tę grę nowego życia. Sam John Romero, jeden z jego twórców, wydał w ciągu ostatnich lat nowe mapy dla tej produkcji, a teraz pewien modder postanowił wzbogacić ją o… Ray Tracing.
Wspomniany modder to niejaki Sultim-t. Stworzony przez niego projekt nosi nazwę Doom Ray Traced. Jak nazwa wskazuje, projekt dodaje do Dooma z 1993 roku technikę śledzenia promieni świetlnych w czasie rzeczywistym. Jakie są rezultaty tego eksperymentu? Zaskakująco dobre.
Dodatek ray tracingu sprawia, że poziomy w pierwszym Doomie charakteryzują się niespotykaną dotąd głębią i klimatem. Zobaczcie sami:
Rzecz jasna, Doom jest od dłuższego czasu grą otwartoźródłową. Oznacza to, że możecie pobrać ją za darmo i grać w nią za darmo. Mod wzbogacający ją o ray tracing także jest darmowy. Aby zagrać w Dooma z ray tracingiem, wystarczy oryginalny plik Doom.wad. Pliki moda i instrukcję jego instalacji znajdziecie pod tym adresem. Ta jest naprawdę krótka i prosta.
Co istotne, w tej chwili moda można uruchomić tylko na komputerach wyposażonych w kartę graficzną Nvidia GeForce RTX. Wsparcie dla kart graficznych AMD przynajmniej na razie nie jest oferowane.
To jak, zamierzacie zagrać w Dooma z Ray Tracingiem? Z pewnością warto, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie wypróbowaliście tego klasyka.
W sieci ukazała się właśnie pierwsza tegoroczna odsłona Piekielnego Kwartalnika Diablo IV. Blizzard w poprzedniej części skupił się na systemach, przedmiotach i efektach wizualnych. Tym razem graczom zaprezentowano inne elementy długo wyczekiwanej gry. Zobrazowano je na aż czterech materiałach wideo!
Twórcy Diablo IV w najnowszych materiałach zaprezentowali m.in. system przedmiotów i drzewka umiejętności. Zaprezentowano też, w jakim stopniu zbliżono się do celów artystycznych i tematycznych – mowa tu przede wszystkim o wykreowaniu mrocznego klimatu gotyckiego horroru typu low fantasy.
Pamiętajcie, że to, co podziwiacie na wszystkich filmach w niniejszym tekście nie jest ostatecznym obrazem oprawy graficznej gry.
„Płynnie działająca gra składa się z wielu warstw grafiki i wizualizacji, od oświetlenia, poprzez środowiska, aż po rekwizyty i elementy interaktywne. Dzisiaj mamy tutaj twórców odpowiedzialnych za powstawanie wielu z tych warstw. Nasi graficy opowiedzą wam o swojej pracy i o wszystkich elementach, które umożliwiają budowanie świata Sanktuarium” – czytamy w Piekielnym Kwartalniku.
Cały wpis, którego lekturę gorąco Wam polecamy, znajdziecie pod tym adresem. Znajdziecie tam także wiele grafik związanych z Diablo IV, mających za zadanie przekazać graczom to, czego mogą spodziewać się po nowej odsłonie kultowej sagi.
Poprzednie, grudniowe wydanie Piekielnego Kwartalnika znajdziecie w tym miejscu. To obowiązkowa lektura dla każdego fana serii Diablo, ale też osób wyczekujących premiery nowej superprodukcji Blizzarda.
Oficjalna data premiery Diablo IV nie została jeszcze ustalona. Nieoficjalnie wyłącznie najwięksi optymiści spodziewają się debiutu produkcji w 2021 roku. Tytuł szykowany z myślą o komputerach osobistych oraz konsolach PlayStation 5 i Xbox Series X/S zadebiutuje najpewniej dopiero w 2023 roku… lub później.
Swojej premiery doczekało się w końcu fanowskie rozszerzenie do gry Slay the Spire, które początkowo miało być tylko modem. Posiada ono nawet własną stronę w platformie Steam. Co jednak najlepsze, jest w pełni darmowe.
Slay the Spire to absolutnie jedna z najlepszych i najciekawszych karcianek dostępnych na rynku. . Jest to produkcja, w której wcielamy się w jednego z dostępnych bohaterów (w momencie pisania tego artykułu jest ich czterech), po czym wspinamy się na kolejne piętra tytułowej iglicy, pokonując przeróżnych przeciwników, zbierając skarby w postaci artefaktów i pieniędzy oraz powiększając swoją talię kart. Co najlepsze, za każdym razem wieża i jej zawartość wyglądają inaczej, tak więc każda próba pokonania jej jest zupełnie inna. W efekcie Slay the Spire jest tytułem niesamowicie uzależniającym.
Odkąd Slay the Spire wyszło z Wczesnego dostępu nie jest aktualizowane i wzbogacane o nowe treści zbyt często. Na ratunek przychodzi wspomniane fanowskie rozszerzenie Downfall, posiadające błogosławieństwo twórców gry.
Co takiego Downfall wprowadza? Po pierwsze dodaje on nową postać do dyspozycji – postać o nazwie Hermit. Jego cechą charakterystyczną jest to, iż ma znaczenie, jakie karty znajdują się w środku ręki gracza, a jakie na początku i końcu.
Najlepszą cechą dodatku jest jednak to, że pozwala on w Slay the Spire na odwrócenie ról. W ramach nowego trybu rozgrywki możemy wcielić się w nim kilku bossów z gry, w tym jednego z bossów pierwszego aktu – Slime bossa – by stawić czoła dzielnym bohaterom i obronić przed nimi iglicę.
Downfall to rozszerzenie, które jak widać pozwala doświadczyć Slay the Spire w zupełnie nowy sposób. Jak wspomniałam, można grać w nie za darmo. Wpierw należy jednak dodać Slay the Spire do swojej biblioteki. Obecnie cena gry wynosi 89,99 złotych.
Jedna z najbardziej wyczekiwanych gier tego sezonu, osadzona w uniwersum Harry’ego Pottera produkcja Hogwarts Legacy, otrzymała właśnie swoją dość ogólnikową datę premiery. Tytuł ten zadebiutuje na komputerach osobistych oraz konsolach Microsoft Xbox, Sony PlayStation i Nintendo Switch znacznie wcześniej, niż wielu się spodziewało.
Hogwarts Legacy zostało zapowiedziane w 2020 roku, a premiera gry miała odbyć się w 2021 roku. Niestety, przełożono ją, ale teraz już wiemy, że pojawi się ona w sprzedaży w okresie przedświątecznym… jeszcze w tym roku! To doskonała wiadomość dla miłośników sagi stworzonej przez J.K. Rowling. To nie koniec niespodzianek.
W trakcie wydarzenia State of Play WB Games Avalanche pokazało zwiastun, który po raz pierwszy prezentuje to, jak wyglądała będzie rozgrywka w Hogwarts Legacy. Wygląda na to, że będziemy mieli do czynienia z produkcją o naprawdę pięknej oprawie graficznej. Oby graczom wraz z dobrymi wizualiami zaserwowano przy okazji wspaniałą fabułę oraz angażujący gameplay.
Hogwarts Legacy to spinoff uniwersum Harry’ego Pottera, którego akcja toczy się na długo przed wydarzeniami opisywanymi w książkach. Akcja gry toczy się w XIX wieku. Gracze trafiają na piąty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdzie uczą się zaklęć, warzą mikstury, sadzą magiczne rośliny, oswajają dzikie bestie i uczęszczają na inne zajęcia. Cel? Uratowania czarodziejskiego świata przed siłami ciemności.
J.K. Rowling nie została bezpośrednio zaangażowana w produkcję, ale w tej mają znaleźć się liczne odniesienia do jej twórczości. Fani Harry’ego Pottera nie powinni mieć powodów do narzekań.
Raz na jakiś czas The Sims 4 otrzymuje nie tylko płatne dodatki i pakiety, ale także darmowe aktualizacje, z których skorzystać mogą nawet posiadacze bazowej wersji gry. W ramach takich aktualizacji wprowadzono na przykład nowe kolory skóry czy narzędzia budowania. Kolejna duża aktualizacja zadebiutowała w The Sims 4 właśnie teraz, usprawniając znacznie system Historii sąsiedzkich.
System Historii sąsiedzkich to w The Sims 4 system, który wpływa na wydarzenia dziejące się w życiu simów niezależnych – tych, nad którymi my w danym momencie nie mamy kontroli – oraz to, jaki związek z tymi wydarzeniami mają nasi simowie. Simowie niezależni to na przykład nasi sąsiedzi. Historie sąsiedzkie zadebiutowały 30 listopada 2021 roku i od tego czasu miały być rozwijane. Electronic Arts właśnie te zapowiedzi spełniło.
„W listopadzie ubiegłego roku opublikowaliśmy darmową aktualizację, w której pojawił się zestaw zmian życiowych dla Simów z sąsiedztwa mających osobiste powiązanie z aktywną rodziną. Możecie o tym przeczytać w moim poprzednim wpisie na temat historii sąsiedzkich. Dziś z radością informuję o nowościach w historiach sąsiedzkich, które ciągle rozbudowujemy.”, informuje EA.
Za sprawą nowej aktualizacji simowie niezależni od teraz mogą adoptować dzieci, zachodzić w ciążę i rodzić dzieci, adoptować zwierzęta, podejmować się i rzucać kariery, przechodzić na emeryturę czy przeprowadzać się. Ponadto, pojawiła się możliwość, że tacy simowie poniosą śmierć nie tylko ze starości, ale również na skutek różnych wypadków w zależności od wieku, cech i kariery danego Sima.
Nowa aktualizacja wprowadziła także ustawienia, które pozwalają graczom określić, jakie zmiany mogą zachodzić w życiach simów z sąsiedztwa, a jakie nie. Każdy rodzaj zmian można określić oddzielnie dla każdej parceli mieszkalnej. Możliwe jest też całkowite wyłączenie sytemu Historii sąsiedzkich.
Aby być na bieżąco ze wszystkimi zmianami, gracze mogą sprawdzać wszystkie ostatnie interakcje w Historiach sąsiedzkich za pośrednictwem dowolnej skrzynki pocztowej. Mogą również odwiedzić Simów z sąsiedztwa, aby zobaczyć jak zmienia się ich życie!
Więcej informacji na temat Historii sąsiedzkich znajdziecie pod tym adresem. Wygląda na to, że wprowadzone w niej zmiany przynajmniej trochę urozmaicą w The Sims 4 rozgrywkę.
Overwatch okazał się gigantycznym sukcesem. Hero shooter Blizzarda błyskawicznie został spopularyzowany nie tylko wśród casualowych graczy, ale także na scenie e-sportowej. Dla wielu niemałym zaskoczeniem było ogłoszenie drugiej odsłony produkcji, jeszcze w 2019 roku. Od tamtego czasu słyszeliśmy o niej niewiele, ale teraz dowiedzieliśmy się, że już wkrótce wystartują testy beta Overwatch 2!
Zapowiedziana w 2019 roku kontynuacja Overtwatcha miała początkowo zadebiutować równolegle z odnowionym trybem PvP i zupełnie nowym trybem PvE. Blizzard zmienił tę decyzję i teraz wiemy już na pewno, że testy trybu PvP ruszą przed testami PvE, jeszcze w kwietniu tego roku. Jednocześnie wciąż niepewna zostaje data premiery Overwatch 2, której chyba tylko niepoprawni optymiści dopatrują się jeszcze w 2022 roku.
Zamknięta wersja alfa Overwatch 2, w której wezmą udział pracownicy Blizzarda, profesjonalni e-sportowcy z Overwatch League i kilka zaproszonych osób, wystartowała wczoraj. Blizzard zapowiedział też, że przygotowuje wersję beta Overwatch 2 w wersji na komputery PC i udostępni ją pod koniec kwietnia. Już teraz każdy, kto chce wziąć w niej udział, może zarejestrować się na oficjalnej stronie Overwatch.
„Zamknięta beta obejmie szerszą grupę testerów, których poprosimy o opinie na temat rozgrywki” — czytamy w ogłoszeniu na blogu. „Naszym celem w tej fazie jest przetestowanie nowych funkcji, zawartości gry i nowych lub odświeżonych mechanik. Później przejdziemy do testów obciążeniowych serwerów z większą bazą graczy”.
W kwietniowej Overwatch 2 PvP Beta 1 będzie można testować:
Pod koniec zeszłego roku ogłosiliśmy powstanie nowej Społeczności Legion Gaming i było nam niezmiernie miło móc powitać tam wielu z Was. Od momentu uruchomienia nasza społeczność małymi kroczkami rozwijała się i dzięki Wam stała się jedynym w swoim rodzaju miejscem, w którym gracze mogą dyskutować ze sobą na przeróżne tematy związane z grami, umawiać się na wspólne granie, wymieniać nowinkami ze świata gier i nie tylko.
W naszej społeczności możecie porozmawiać także o sprzęcie gamingowym, dzielić się doświadczeniem i poradami w użytkowaniu sprzętu Lenovo Legion i nie tylko, a także zaczerpnąć inspiracji w razie planowanego zakupu.
Jeśli macie ochotę na małą odskocznię od świata gier, zajrzyjcie do pokoju Nie tylko gaming, gdzie możecie porozmawiać na przeróżne tematy i poznać się lepiej – kto wie, być może akurat tam czeka na Was gamingowa bratnia dusza? 🙂
Ale na tym nie koniec! W społeczności Lenovo Gaming czekają na Was niesamowite atrakcje w postaci wspólnego grania z community managerami Lenovo oraz członkami zespołu G2 Esports, ekskluzywnych kodów do gry, różnych konkursów z wspaniałymi nagrodami i wiele więcej.
Brzmi ciekawie? Kliknij tutaj, aby dołączyć do nas! 🙂
Minął dopiero miesiąc od premiery Lost Ark w Europie i Amerykach, a już w grze miała miejsce ogromna fala banów. Deweloperzy w jeden dzień usunęli z gry ponad milion kont. Z jakiego powodu? Bany otrzymały te konta, na których wykorzystywano boty. Cóż, to świetna wiadomość. Nie ma co ukrywać.
Co istotne, fala banów dość mocno wpłynęła na populację na serwerach gry. W końcu, mowa o ponad milionie zbanowanych kont. Dzięki niej na najbardziej zatłoczonych serwerach znacznie skróciły się kolejki. Jeden z graczy doniósł na Twitterze o zmniejszeniu się na europejskim serwerze Thirain kolejki w peaku z 8 tysięcy do 950.
Do czego w Lost Ark wykorzystywano boty? Jak w każdej grze MMO służyły one do farmienia wszelkiego rodzaju surowców i sprzedawania je chociażby za złoto. Obecność botów mocno szkodzi zatem ekonomii wewnątrz gry. Dlatego tak ważne jest, by z nimi walczyć.
Lost Ark jest łatwym celem dla botterów, gdyż jest grą free-to-play. Takie osoby po zbanowaniu konta nie tracą zatem zainwestowanych pieniędzy. Oznacza, to że w przyszłości w grze będą tworzone nowe konta z myślą o wykorzystywaniu botów. Mam tylko nadzieję, że koreańscy deweloperzy będą banować je tak szybko, jak to możliwe.
Co istotne, twórcy Lost Ark zaznaczają, iż możliwe jest, że nieliczne konta uczciwych graczy zostały błędnie zbanowane za używanie botów. Jeśli do takich graczy należysz, możesz odwołać się do decyzji firmy, kontaktując się ze wsparciem firmy Amazon Games.
6 lat, aż tyle czasu musiało minąć, by Alice: Madness Returns, czyli gra bazująca na słynnych powieściach Lewisa Carolla, wróciła do platformy Steam. Dlaczego tytuł ten w ogóle zniknął z serwisu i dlaczego pojawił się w nim znowu właśnie teraz?
Gra Alice: Madness Returns to trzecioosobowa gra akcji z elementami trójwymiarowej platformówki będąca kontynuacją gry akcji TPP z 2000 roku. Kontynuację tę wydano w roku 2011, na komputerach osobistych oraz konsolach Xbox 360 i PlayStation 3.
Omawiany tytuł jest jak wspomnieliśmy reprezentacją, choć bardzo luźną, powieści Lewisa Carolla – Alicji w Krainie Czarów oraz Po drugiej stronie lustra. Luźną, bowiem w grze przygody tytułowej Alicji przedstawiono znacznie mroczniej.
„Jedenaście lat temu przerażający pożar odebrał Alice rodzinę i pogrążył jej umysł w strachu. Następnie została zamknięta w azylu Rutledge, gdzie walczyła z samą sobą, aby stawić czoła demonom wewnątrz jej samej. Osiągnąć to mogła tylko przez zatracenie się we własny świat Krainy Czarów. Teraz, po dziesięciu latach, odzyskała wreszcie wolność — lecz nadal boryka się z konsekwencjami tego tragicznego wypadku.Z umysłem w strzępkach nie jest w stanie rozdzielić strachu wracającego we wspomnieniach, snach i wizjach. Być może będzie to możliwe w świecie Krainy Czarów. Tam zawsze się jej udawało. Przenosi się tam w poszukiwaniu tego, czego „prawdziwy” świat nie może zaoferować: bezpieczeństwa, wiedzy i prawdy na temat przeszłości. Jednak podczas jej nieobecności Kraina Czarów także ucierpiała. Coś poszło nie tak i teraz straszliwe zło zstępuje na to, co kiedyś było jej cudownym zaciszem. Czy Alice zdoła ocalić Krainę Czarów oraz siebie od szaleństwa, w którym zatracają się obie?”, czytamy w opisie Alice: Madness Returns na Steamie.
No więc, dlaczego Alice: Madness Returns zniknęło ze Steama, by teraz powrócić? Tytuł usunięto ze sklepu pod koniec 2016 roku, po tym, gdy po stronie EA – wydawcy gry – doszło do pewnych problemów z weryfikacją. Chociaż gra była cały czas dostępna w platformie Origin, wielu użytkowników pragnęło posiadać ją w swojej bibliotece Steam. Dlatego podczas jej nieobecności na Steam niewykorzystane klucze Steam do gry można było kupić w sieci w bardzo wygórowanych cenach, wynoszących nawet 200 dolarów.
Alice: Madness Returns powróciło na Steam 28 lutego. Nie wiadomo, jakie kulisy stoją za powrotem gry, ale jedno jest pewne – gracze są z niego zadowoleni.
Alice: Madnes Returns kupisz na Steam za 69,90 złotych. Niestety, to cena znacznie wyższa na platformie Origin, gdzie gra kosztuje 29,99 złotych.
Game Pass Microsoftu cieszy się kolosalnym zainteresowaniem ze strony graczy. Nic dziwnego, skoro za kilka, kilkanaście złotych miesięcznie można uzyskać dostęp do sporej biblioteki gier, w której nie brakuje tytułów AAA. Gracze zaczęli się zastanawiać, czy podobna, konkurencyjna usługa nie powinna pojawić się na platformie dystrybucji cyfrowej Steam. Do sprawy odniosło się właśnie w jednoznaczy sposób Valve.
Dostęp do dużej biblioteki gier w ramach opłacanego co miesiąc abonamentu to interesująca propozycja na ogranie kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu różnych gier w zamian za dość niewielkie pieniądze. Wiele osób pytało w ostatnim czasie, czy Valve planuje uruchomić usługę będącą odpowiedzią na Game Pass. Teraz już wiemy.
Do tematu odniósł się sam prezes Valve, Gabe Newell, w trakcie jednej z rozmów dotyczących nowej konsoli Steam Deck, która trafiła już w ręce pierwszych graczy. „Nie sądzę, że jest to coś, co powinniśmy zrobić. Dla naszych klientów jest to jednak kusząca sprawa, dlatego będziemy bardziej niż szczęśliwi, mogąc im coś zaoferować” – powiedział, dość tajemniczo, właściciel Steam.
Steam Pass to na tę chwilę jedynie utopia, ale wygląda się, że skoro na Steam jest już EA Play, to na platformie wkrótce może zagościć również Game Pass. Tutaj sprawa może być jednak trudniejsza, bowiem w obrębie tej usługi goszczą odrobinę inne wersje gier od tych widniejących na Steam. Nie wydaje się to jednak przeszkodą nie do pokonania.
Dla Microsoftu zaoferowanie abonamentu na gry użytkownikom Steam mogłoby być szalenie kuszącą propozycją…