Doom: The Dark Ages – wszystko co musisz wiedzieć o nadchodzącym FPSie

Doom: The Dark Ages – wszystko co musisz wiedzieć o nadchodzącym FPSie

Premiera kolejnej produkcji z serii Doom jest tuż za rogiem. Ale co tak właściwie zaoferuje Doom: The Dark Ages? Czy będzie przypominać dotychczasowe gry id Software? Śpieszymy z wyjaśnieniami.

Spis treści

Fabuła

Doom: The Dark Ages stanowi prequel dla gier Doom (2016) i Doom Eternal. Produkcja ta przeniesie nas do średniowiecznego królestwa, gdzie poznamy genezę Doom Slayera. Oczywiście ponownie wcielimy się w niej w tego bohatera, zostaniemy światkami jego przemiany w prawdziwy postrach demonów i staniemy do walki z siłami piekieł.

Rozgrywka

Doom: The Dark Ages pod pewnymi względami będzie przypominał gry Doom (2016) i Doom Eternal, ale twórcy zdecydowali się też wprowadzić w nim pewne zmiany mechaniki rozgrywki. Przede wszystkim, tytuł ten ma stawiać na bardziej przemyślane i cięższe starcia.

Przemierzając różnorodne, mroczne lokacje, będziemy mierzyć się z hordami demonów, korzystając z bogatego arsenału broni. Co ważne, do tego arsenału dołączy chociażby hybryda tarczy i piły tarczowej, która posłuży nie tylko do obrony. Będzie nią bowiem można rzucać we wrogów.

Nowością w serii będzie też możliwość sterowania pojazdami, takimi jak cybernetyczny smok czy 30-piętrowy mech Atlan.

Tryby gry

Doom: The Dark Ages skupi się na kampanii fabularnej i zaoferuje głęboką narrację oraz rozbudowane poziomy. Twórcy zrezygnowali tutaj z wprowadzenia trybu wieloosobowego. Kot wie, być może pojawi się on w późniejszym czasie.

Oprawa audiowizualna

Gra zaoferuje ciężką, metalową ścieżkę dźwiękową charakterystyczną dla serii Doom rozwijanej przez id Software, ale jednocześnie nawiązującą do średniowiecznych klimatów. Za muzykę dla tej produkcji odpowiada zespół producentów i kompozytorów Finishing Move.

Data premiery, platformy, cena

Doom: The Dark Ages zadebiutuje już 15 maja 2025 roku. W tym dniu trafi jednocześnie na trzy platformy – PC, a także konsole PlayStation 5 i Xbox Series X.

Grę można kupić w przedsprzedaży w dwóch wydaniach – standardowym wycenionym na 299 złotych oraz Premium Edition wycenionym na 429 złotych. To drugie daje dostęp do gry z 2-dniowym wyprzedzeniem i zawiera w zestawie fabularny dodatek DLC, cyfrowy artbook i ścieżkę dźwiękową oraz pakiet skórek boskości. Te same ceny obowiązują dla każdej z platform.

Wymagania sprzętowe

Aby zagrać w Doom: The Dark Ages, posiadacze pecetów będą musieli upewnić się, że ich komputery spełniają następujące wymagania:

Minimalne:

  • System operacyjny: Windows 10/11 64-bit
  • Procesor: AMD Ryzen 7 3700X / Intel Core i7 10700K
  • Pamięć RAM: 16 GB
  • Karta graficzna: NVIDIA RTX 2060 SUPER / AMD RX 6600
  • Pamięć masowa: 100 GB dostępnego miejsca (wymagany dysk SSD NVMe)

Zalecane:

  • System operacyjny: Windows 10/11 64-bit
  • Procesor: AMD Ryzen 7 5700X / Intel Core i7 12700K
  • Pamięć RAM: 32 GB
  • Karta graficzna: NVIDIA RTX 3080 / AMD RX 6800
  • Pamięć masowa: 100 GB dostępnego miejsca (wymagany dysk SSD NVMe)

Nie wiemy jak Wy, ale my czekamy na grę Doom: The Dark Ages z niecierpliwością. Zapowiada się ona na produkcję, która będzie dawać mnóstwo frajdy, podobnie jak poprzednie odsłony serii.

TOP 10 najlepszych gier w abonamencie Game Pass na PC

TOP 10 najlepszych gier w abonamencie Game Pass na PC

Pecetowy Game Pass oferuje setki tytułów do wyboru. Przy takiej liczbie gier, samo ich przeglądanie zajmuje dużo czasu, a co dopiero podjęcie decyzji: co zainstalować? Dziś chcemy więc polecić wam dziesięć produkcji spośród tych absolutnie najlepszych, które są dostępne w ramach usługi Microsoftu.

Każda z tych gier jest co najmniej świetna, a zestaw skompletowaliśmy w taki sposób, aby każdy znalazł tu coś interesującego dla siebie. To niezwykle różnorodna lista doskonałych tytułów.

Spis treści

Halo: The Master Chief Collection

Ta kolekcja to nie tylko zbiór gier, to podróż w czasie do złotego wieku strzelanek. Dla weteranów to sentymentalny powrót do kampanii, które ukształtowały ich growe gusta, a dla nowych graczy – unikalna okazja, by doświadczyć klasyki w najlepszym możliwym wydaniu.

Kolekcja zawiera zremasterowane wersje Halo: Combat Evolved, Halo 2, Halo 3, Halo 3: ODST (w tym przypadku samą kampanię), Halo: Reach i Halo 4, oferując dziesiątki godzin świetnej zabawy solo lub w kooperacji. To przekrój przez ewolucję serii, pokazujący, jak zmieniała się rozgrywka, grafika i narracja na przestrzeni lat.

Poza kampaniami, The Master Chief Collection oferuje niezrównaną wartość pod względem zawartości multiplayer. Setki map, różnorodne tryby gry oraz potężny edytor map to gwarancja zabawy przez wiele miesięcy, a nawet lat.

Balatro

Szalenie popularny, rogalikowy poker – trudno go nie polecać. Kluczem są tutaj jokery, czyli dzikie karty z unikalnymi efektami, modyfikujące zasady rozgrywki. To one, w połączeniu z kartami planet (zmieniającymi mnożniki) i kartami tarota (dającymi tymczasowe bonusy), tworzą niezwykle złożony system rozgrywki.

Łatwo tu opanować podstawy, ale zgłębienie wszystkich tajników zajmie nam wiele, wiele godzin. Wszechobecny element losowości sprawia, że każda partia jest inna, ale to gracz, poprzez odpowiednie decyzje, maksymalizuje swoje szanse. To właśnie ta mieszanka strategii i szczęścia tak uzależnia.

Forza Horizon 5

Każda część tej serii to motoryzacyjne święto, nie inaczej jest w tym przypadku. Forza Horizon 5 łączy wspaniałą grafikę z niesamowitą swobodą. Meksykańskie krajobrazy, od kolorowych miasteczek po bezkresne pustynie i bujne dżungle, zachwycają różnorodnością i szczegółowością. Wśród setek licencjonowanych aut każdy znajdzie coś dla siebie, a model jazdy jest po prostu świetny.

To jednak coś więcej niż tylko wyścigi. To gra o radości z jazdy, eksploracji i kolekcjonowania. Festiwalowa atmosfera, ciągłe aktualizacje i wydarzenia sezonowe sprawiają, że zawsze jest coś do roboty. Można po prostu wsiąść do ulubionego samochodu i ruszyć przed siebie, by podziwiać widoki.

Against the Storm

Ta polska produkcja – oceniana niezwykle wysoko przez graczy i recenzentów – to unikalne połączenie city-buildera i roguelike’a, w którym dbamy o rozwój osady wysłanników królowej. Celem jest rozwój i zbieranie surowców, a także opóźnianie nieuniknionej zagłady naszej wioski, która w końcu staje się ofiarą szalejącej, magicznej burzy.

Musimy tu zarządzać zasobami, dbać o zadowolenie mieszkańców i jednocześnie przygotowywać się na przeróżne niebezpieczeństwa i trudności, które prędzej czy później staną na naszej drodze. Warto zaznaczyć, że po porażce wracamy do stolicy królestwa, gdzie odblokowujemy pewne bonusy i nowe elementy do późniejszego wykorzystania w kolejnych osadach.

Persona 3 Reload

Ten tytuł to odświeżona wersja kultowego jRPG, który zgrabnie łączy elementy rozgrywki związane z licealną codziennością w Tokio i walkę z demonicznymi siłami. Za dnia uczymy się, budujemy relacje, rozwijamy umiejętności, a w nocy eksplorujemy Tartarusa – tajemniczą wieżę pełną potworów.

Reload to nie tylko lifting graficzny – to pełnoprawny remake. Dodano nowe interakcje społeczne, sceny fabularne, ulepszono system walki i odświeżono Tartarus. Gra zachwyca stylową oprawą graficzną, świetną ścieżką dźwiękową i charyzmatycznymi postaciami. To idealna propozycja zarówno dla fanów serii, jak i dla nowych graczy, którzy chcieliby poznać ten klasyk w najlepszym możliwym wydaniu.

Battlefield 1

Ta odsłona cyklu Battlefield przenosi nas na fronty I wojny światowej, oferując epickie bitwy na ogromną skalę. Gra w realistyczny sposób oddaje brutalność i chaos tego konfliktu, jednocześnie zapewniając dynamiczną i satysfakcjonującą rozgrywkę. Oprawa graficzna do dziś robi wrażenie, podobnie zresztą jak świetne udźwiękowienie.

Strzelankę wyróżnia tryb Operacji – to sekwencja połączonych map, gdzie atakujący muszą przełamywać kolejne linie obrony, dając poczucie uczestnictwa w wielkiej bitwie. System destrukcji otoczenia pozwala na niszczenie budynków, czego zdecydowanie brakowało w późniejszych częściach cyklu. Warto też dodać, że na PC do dziś bez problemu znaleźć można serwery zapełnione graczami.

Psychonauts 2

Gra studia Double Fine to kontynuacja kultowej platformówki, która zabiera graczy w podróż po… ludzkich umysłach. Tak jest – wcielamy się tu w młodego telepatę, który eksploruje surrealistyczne poziomy, rozwiązuje zagadki i walczy z wewnętrznymi demonami różnych postaci. Podobnie jak oryginał, sequel zachwyca kreatywnością twórców, oryginalnym podejściem do gatunku i humorem.

Każdy poziom w Psychonauts 2 zachwyca, odzwierciedlające osobowość i problemy danej postaci. Mamy tu bibliotekę pełną cenzorów czy też kasyno symbolizujące uzależnienie. Wszystkie elementy platformowe zrealizowano perfekcyjnie, a scenariusz jest niemal idealny. Nie martwcie się, jeśli nie znacie pierwszej części – sięgnijcie po drugą i cieszcie się zabawą.

Doom Eternal

Eternal to kwintesencja gatunku FPS, czyli brutalna, szybka i niesamowicie satysfakcjonująca rozgrywka. Wcielasz się w Doom Slayera i wyruszasz na krwawą krucjatę przeciwko hordom demonów, uzbrojony po zęby w potężny arsenał. Eternal wręcz zmusza do agresywnej gry, nagradzając zabijanie wrogów w określony sposób – piła mechaniczna daje amunicję, podpalenie pancerz, a egzekucje zapewniają zdrowie.

Trzeba nieustannie być w ruchu, żonglować broniami, korzystać z otoczenia i uczyć się słabości poszczególnych przeciwników. Platformowe sekcje dodają grze wertykalności, a nowi wrogowie stanowią poważne wyzwanie. To gra, która rzuca wyzwanie, ale w zamian oferuje niesamowitą satysfakcję z pokonywania kolejnych fal demonów.

Hi-Fi Rush

Hi-Fi Rush to rytmiczna gra akcji, która zaskakuje świeżością i oryginalnością. To unikalne połączenie dynamicznej walki, świetnej muzyki i stylowej grafiki tworzy niesamowicie wciągające doświadczenie. Gra nagradza precyzję i wyczucie rytmu, a perfekcyjne wykonanie sekwencji ataków daje ogromną satysfakcję.

To, co wyróżnia Hi-Fi Rush, to synchronizacja wszystkiego z muzyką. Ataki, uniki, parowania, a nawet ruchy otoczenia – wszystko jest dopasowane do rytmu. Różnorodne utwory, od rocka po elektronikę, wpływają na tempo i dynamikę rozgrywki. Zdecydowanie warto dać tej grze szansę – i obyśmy doczekali się sequela.

Ori and the Will of the Wisps

Ten sequel jest równie piękny, co pierwsza część, zachwyca muzyką i klimatem. Ponownie wcielamy się w tytułowego ducha lasu i wyruszamy w niebezpieczną podróż, by pokonać mroczne siły.

Twórcy ponownie oferują nam fantastyczną metroidvanię, w której pomysły na gameplay dorównują wspaniałej jakości oprawy graficznej. Ori and the Will of the Wisps jest nieco bardziej przystępne niż inne gry reprezentujące ten sam gatunek, dlatego śmiało można polecać ten tytuł wszystkim. Warto też podkreślić, że znajomość poprzedniej części nie jest wymagana, by cieszyć się fabułą w Will of the Wisps.

Recenzja Monster Hunter Wilds. Świetna gra, słaba optymalizacja

Recenzja Monster Hunter Wilds. Świetna gra, słaba optymalizacja

Najnowsza odsłona popularnej serii Capcomu wciąga jak diabli i oferuje garść ciekawych pomysłów oraz zmian w systemach rozgrywki. Niestety w wersji pecetowej w zabawie przeszkadza nie najlepszy stan techniczny gry.

Powiedzmy sobie wprost – Monster Hunter Wilds to jak na chwilę obecną najgorzej zoptymalizowana gra wysokobudżetowa 2025 roku. Być może to nietypowe, żeby recenzję rozpoczynać od kwestii wydajnościowych, ale w tym przypadku trzeba zrobić wyjątek. Capcom zasługuje po prostu na słowa krytyki.

Otóż, okazuje się, że można grać w Wilds na komputerze przewyższającym zalecane wymagania, a i tak zmagać się z crashami czy dziwnymi, niespodziewanymi spadkami liczby klatek na sekundę. Nie pomaga fakt, że choć pod względem artystycznym gra może się podobać – to jednak nie jest to oszałamiająca pod względem graficznym produkcja. Wielka szkoda. Liczymy na szybką poprawę.

Przechodząc jednak do samej gry, można śmiało powiedzieć, że twórcy zaoferowali nam idealne rozwinięcie formuły, którą otrzymaliśmy w 2018 roku w Monster Hunter World. Wilds jest niemal pod każdym względem lepsze i bardziej wciągające. Nawet wspomniane problemy z płynnością nie są wystarczającą motywacją, by oderwać się od tej przygody.

Podstawą rozgrywki nadal jest ten sam, niezmienny schemat – polujemy na kolejne potwory, by tworzyć z nich pancerze i różne rodzaje broni. Taki gameplay jest jednak opakowany, przez pierwsze kilkanaście godzin, w fabułę. Historia nie jest szczególnie wciągająca, a kolejne rozmowy i scenki to tylko pretekst do kolejnych starć ze świetnie zaprojektowanymi bestiami.

Monster Hunter nigdy nie stał fabułą, więc trudno czepiać się, że nie jest ona interesująca. Trzeba jednak przyznać, że spowalnia trochę zabawę – bo nieraz zdarza się, że poruszamy się powoli w towarzystwie innych postaci, które akurat coś nam opowiadają. Tyle że nas to w ogóle nie obchodzi i chcemy biec do przodu, by zająć się po prostu polowaniem, czyli esencją tej serii.

Wilds wprowadza dwie ważne nowości: system ran widocznych na potworach oraz możliwość błyskawicznej wymiany broni na inną. Ten pierwszy mechanizm pozwala w efektowny sposób zadawać potworom większe obrażenia, o ile wycelujemy ciosem w podświetloną na pomarańczowo ranę – i daje to w praktyce całkiem często szansę na mocne nadszarpnięcie zdrowia bestii.


Dostęp do dwóch broni jest natomiast nowością prostą, ale jakże mile widzianą. W każdej chwili możemy przywołać wierzchowca i szybko zebrać z niego dodatkowy oręż – możemy więc zacząć walkę z użyciem potężnego miecza lub młota, a potem w dowolnym momencie przełączyć się na łuk czy szybkie sztylety. To doskonały pomysł i mamy nadzieję, że już na stałe pozostanie w serii Monster Hunter.

Walka jest niesamowicie satysfakcjonująca, a każde celne uderzenie czy strzał to idealna dawka dopaminy. Ponownie otrzymujemy aż czternaście typów broni, więc każdy znajdzie coś idealnego dla własnego stylu gry. Wymiana broni na inną to w zasadzie gwarancja innego typu rozgrywki, ponieważ zupełnie inaczej walczymy z mieczem i tarczą, a inaczej, gdy wyposażymy broń dystansową lub potężną lancę.

Radość z walki jest tym mocniejsza, że wszystkie potwory zaprojektowano bezbłędnie, zarówno jeśli chodzi o ich wygląd, ale też animacje w potyczkach oraz schematy zachowań. Faktycznie mamy wrażenie, że polujemy na dzikie, nieprzewidywalne bestie. Niektóre większe stwory naprawdę budzą respekt.

Trzonem zabawy, szczególnie po napisach końcowych, kiedy zabawa trwa dalej, jest powtarzanie walk z tymi samymi bestiami – tworzenie pancerzy i broni wymaga bowiem często zdobycia różnych części monstrów w większych ilościach. Grind nie jest jednak męczący, ponieważ walka jest wciągająca i nie przestaje sprawiać frajdy.

Oczywiście warto przypomnieć, że w Wilds możemy polować z innymi graczami – choć kooperacja przed zakończeniem głównego wątku nie jest zbyt wygodna. Nie można w wygodny sposób w grupie przejść całej fabuły i łączymy się ze znajomymi (lub nieznajomymi) tylko na czas samych polowań. Możliwe jest też przywołanie postaci sterowanych przez komputer, jeśli na nasze wołanie o pomoc nie opowiedzą żywi gracze.

Kiedy gramy w grupie, rozgrywka jest nieco łatwiejsza niż w poprzednich odsłonach cyklu. Niektórym może to przeszkadzać, lecz poziom trudności z pewnością zostanie podniesiony w przyszłości za sprawą dodatku – tak jak to zawsze bywa w przypadku tej serii.

Podsumowując – Wilds to wspaniały Monster Hunter. Od tej gry naprawdę trudno się oderwać, więc tym bardziej przykro, że tak zaniedbano optymalizację wersji pecetowej. W tę grę zdecydowanie warto zagrać, ale rozsądnie będzie po prostu poczekać na aktualizacje wydajności. Obecnie bowiem w przypadku edycji PC kupujemy kota w worku, jeśli chodzi o kwestie techniczne.

Recenzja Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii. Świetna, poboczna przygoda

Recenzja Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii. Świetna, poboczna przygoda

Seria Yakuza doczekała się kolejnego spin-offu, który udowadnia, że deweloperom naprawdę nie brakuje ciekawych pomysłów i potrafią je odpowiednio zrealizować.

Pirate Yakuza in Hawaii wiele zdradza już samym tytułem. Mamy tu zabawę w piratów oraz Hawaje – to niezwykle przyjemna mieszanka, która sprawia, że czas z najnowszą odsłoną serii Like a Dragon spędza się doskonale. Mimo że nie jest to jedna z głównych części cyklu, a tylko poboczna przygoda, zupełnie opcjonalna.

Choć akcja gry dzieje się jakiś czas po zakończeniu Infinite Wealth, które ukazało się rok temu, to znajomość poprzedniej odsłony absolutnie nie jest wymagana. Można nawet powiedzieć, że hawajska opowieść to dobra propozycja także dla tych, którzy za bardzo serii Yakuza nie znają – ponieważ główny bohater rozpoczyna przygodę z amnezją.

Goro Majima nie pamięta kim jest, ani jak znalazł się na małej, hawajskiej wyspie. Po zaledwie godzinie dostaje propozycję zostania kapitanem pirackiej załogi i wypływa z portu, by szukać odpowiedzi dotyczących swojej przeszłości – ale przede wszystkim po to, by szukać kolejnych wyzwań i wrażeń. Wszystko to sprawia, że fabuła nie jest praktycznie wcale osadzona na tym, kim bohater był w poprzednich częściach cyklu, choć oczywiście nie zabrakło odpowiednich nawiązań.

Gra jest oczywiście absurdalna, ale w piękny sposób – w ogóle nie wstydzi się pomysłów, które niektórzy mogliby uznać za… niezbyt mądre. Tak, w tym świecie – we współczesnych czasach – po prostu istnieją piraci, a na okrętach montują między innymi karabiny maszynowe czy lasery. Przyjmujemy to po prostu za fakt i cieszymy się szaloną opowieścią.

Najważniejsze są tutaj tak naprawdę wątki postaci towarzyszących Majimie, członków jego załogi. Te w paru przypadkach są naprawdę dobrze poprowadzone i potrafią dostarczyć emocjonalnych momentów. Nie zabrakło też opowieści i wątków humorystycznych, szczególnie w wielu interesujących side questach.

Rozgrywka dzieli się w tej części na wyraźne dwie części – mamy tu bowiem gameplay tradycyjny dla starszych odsłon serii, czyli potyczki z przeciwnikami, podczas których walczymy wręcz, ale do tego dochodzi nowość, czyli żegluga i bitwy morskie. Ten drugi aspekt jest naprawdę interesujący, a w praktyce przywodzi na myśl nieco bardziej zręcznościową wersję tego, co znamy z Assassin’s Creed 4: Black Flag.

Sterowanie statkiem nie ma nic wspólnego z realizmem, podobnie zresztą jak same bitwy morskie. Zazwyczaj osłabiamy wrogie jednostki ogniem z karabinów, potem dokańczamy dzieła kulami armatnimi, ale możemy też dokonać efektownego – i efektywnego – abordażu, by pokonać wrogą załogę. Wszystko to zrealizowano naprawdę doskonale.

System walki wręcz doczekał się paru usprawnień, jest bardziej efektowny, a bohater dysponuje dwoma zupełnie odmiennymi stylami walki. Starcia z dużymi grupami przeciwników są wciągające i sprawiają frajdę, jednak trudno nie odnieść wrażenia, że ta część gameplayu w serii Yakuza wymaga dalszych poprawek. Blokowanie ciosów oraz wykonywanie uników pozostaje nieintuicyjne i szkoda, że twórcy nie chcą nic z tym zrobić.

Poza wątkiem głównym i fabularyzowanymi misjami pobocznymi, Pirate Yakuza in Hawaii oferuje oczywiście – jak każda część Yakuzy – mnóstwo dodatkowych aktywności. Od minigier (choćby pokera czy mahjonga), poprzez granie na automatach w stare gry Segi – na przykład Virtua Fightera – aż po żeglowanie na małe wysepki i zdobywanie strzeżonych przez trudnych przeciwników skarbów. Jest tu co robić, a w grze bez problemy spędzimy nawet ponad 30 godzin.

W grze widać też oczywiście, dlaczego powstała stosunkowo szybko. Deweloperzy odpowiedzialni za tę serię ponownie udowadniają, że są mistrzami w recyklingu assetów wykorzystywanych już w innych grach, ale czy to problem? Niekoniecznie, tym bardziej, że nie mamy do czynienia z tytułem wycenianym tak wysoko, jak wiele innych nowości. Sama oprawa graficzna, jak zwykle, nie jest szczególnie imponująca – teksturom i niektórym modelom postaci lepiej nie przyglądać się zbyt uważnie.

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii to po prostu porządna gra i zabawna przygoda, pełna efektownej akcji i absurdalnych pomysłów. Warto dać jej szansę, choć trzeba pamiętać, że w przypadku tej serii warunkiem koniecznym do dobrej zabawy jest pozytywny stosunek do nietypowego, specyficznego dla Yakuzy poczucia humoru.

DCU łączy siły z grami wideo – nowa era interaktywnego uniwersum superbohaterów

DCU łączy siły z grami wideo – nowa era interaktywnego uniwersum superbohaterów

James Gunn, współzarządzający DC Studios, oficjalnie potwierdził, że przyszłe gry wideo osadzone w uniwersum DC będą ściśle powiązane z filmami i serialami.

Oznacza to, że świat znanych superbohaterów stanie się jeszcze bardziej spójny, łącząc różne media w jedną, zintegrowaną narrację. Fani mogą spodziewać się, że wydarzenia przedstawione w grach będą miały bezpośredni wpływ na fabułę filmów i seriali, co umożliwi jeszcze głębsze zanurzenie się w uniwersum DC.

Nie wszystkie gry staną się częścią nowego DCU

Choć strategia integracji wydaje się ambitna, nie wszystkie nadchodzące produkcje znajdą swoje miejsce w nowym, wspólnym uniwersum. Przykładem jest gra „Wonder Woman” od Monolith Productions, która była w produkcji zanim James Gunn i Peter Safran przejęli stery DC Studios. Wszystko wskazuje na to, że tytuł ten pozostanie niezależny od większej narracji DCU, funkcjonując w osobnym świecie.

Krok w stronę jednolitego uniwersum – przewaga nad Marvelem?

Nowe podejście DC Studios różni się znacząco od strategii konkurencyjnego Marvela, którego gry zazwyczaj funkcjonują w odrębnych uniwersach, niezależnych od wydarzeń znanych z filmów czy seriali. Decyzja DC ma na celu stworzenie jednolitego świata, w którym różne media wzajemnie się uzupełniają. Taki ruch może zapewnić fanom pełniejsze doświadczenie, w którym każda nowa produkcja – czy to gra, film, czy serial – będzie mieć realne znaczenie dla całej fabuły.

Co przyniesie przyszłość dla fanów DCU?

Chociaż na razie nie ujawniono konkretnych tytułów gier, które będą powiązane z nowym uniwersum, jedno jest pewne – przyszłe produkcje mają być integralną częścią DCU, co oznacza, że ich wydarzenia mogą kształtować fabułę kolejnych filmów i seriali. Dla fanów to szansa na głębsze poznanie historii ulubionych bohaterów i uczestnictwo w wydarzeniach, które będą mieć realny wpływ na całą narrację uniwersum DC.

Czy to podejście okaże się skuteczne? Przekonamy się już wkrótce, gdy pierwsze gry związane z nowym DCU ujrzą światło dzienne.

Źródło: https://gamerant.com/dcu-video-games-tie-ins/

Misja Niemożliwa – wielka przygoda Minecraft trwa!

Misja Niemożliwa – wielka przygoda Minecraft trwa!

Mimo wielu lat na karku Minecraft nadal rozbudza wyobraźnię, przyciąga zawartością i pobudza kreatywność coraz to nowych graczy. Jest to też jedna z najchętniej streamowanych gier, a relacje nadal przyciągają rzesze widzów. Dlatego też Lenovo, Intel i topowi twórcy, tacy jak twórców TommyInnit, EYstreem i Leenda Dong zorganizowali akcję, która przenosi fanów Minecrafta na zupełnie nowy poziom rywalizacji.

Misja Niemożliwa – od pierwszych zapowiedzi, które pojawiły się na początku lutego, emocje wokół tej przygody tylko rosną. Cała kampania rozgrywa się tak, by stopniowo budować napięcie – od tajemniczych teaserów, przez emocjonujące bitwy, aż po wielki finał.

O co chodzi w Misji Niemożliwej?

To epicka walka o tron, w której Influencerzy i ich zespoły stają naprzeciw siebie, walcząc o tytuł Władcy Królestw. Cała historia rozgrywa się zarówno w świecie rzeczywistym, jak i w Minecraftcie, a fani mają realny wpływ na przebieg wydarzeń poprzez interakcje na livestreamach.

Akcja podzielona jest na kilka etapów:

  • Na początku lutego pojawiły się tajemnicze zwiastuny i unboxingi Mystery Boxów, które rozbudziły ciekawość społeczności.
  • W tym tygodniu odbyła się dwudniowa rywalizacja w Minecraft oraz w realnym świecie, gdzie widzowie mogli wpływać na wynik rozgrywek. Jedną z nich możecie obejrzeć tu: https://www.twitch.tv/videos/2378580629?filter=archives&sort=time
  • W dniach 17 lutego – 3 marca będą miały miejsce wyzwania, podejmowane przez regionalnych twórców (w tym także polskich!). Od 10 marca rozegra się finał TommyInnit i EYstreem opowiedzą całą historię swoimi oczami.

Na tym etapie kampanii mamy już za sobą pierwsze bitwy. Teraz uwaga kieruje się na regionalnych twórców, którzy podejmą się tych samych wyzwań. Czy będą lepsi niż globalni streamerzy? Czyje królestwo przetrwa? Kto zdobędzie tytuł? Wszystko wyjaśni się już w marcu – a my będziemy śledzić każdy krok tej epickiej przygody!

Podsumowanie Lenovo Legion na IEM Katowice 2025

Podsumowanie Lenovo Legion na IEM Katowice 2025

Intel® Extreme Masters Katowice 2025 za nami, a strefa RTV EURO AGD GAMING ZONE powered by Lenovo Legion dostarczyła uczestnikom niezapomnianych emocji i wrażeń! Przez trzy dni zarówno fani esportu, jak i casualowi gracze mieli okazję uczestniczyć w różnorodnych atrakcjach, które na długo zostaną w pamięci.

Piątek: rozgrzewka pełna emocji
Pierwszy dzień w strefie Lenovo Legion rozpoczął się od dynamicznych rozgrywek w CS2 w trybie 1vs1. Atmosfera nabierała tempa wraz z każdą kolejną rundą, w której uczestnicy rywalizowali o zwycięstwo. W międzyczasie fani mieli okazję spotkać legendę esportu Pashę oraz Fusialkę i Juleqx, którzy zadbali o wyjątkowy klimat i integrację z uczestnikami. Wieczorem na scenie pojawiła się TechnoStrefa, urozmaicając wydarzenie dodatkowymi konkursami i quizami.

Sobota: spotkania z gwiazdami i niezapomniane aktywacje
Sobota rozpoczęła się energetyczną rozgrzewką z Radiem ESKA, a później przyniosła spotkania z idolami gamingu, takimi jak Pasha, Natan Zgorzyk, Juleqx i Fusialka. Dużą atrakcją była aktywacja Among powered by Lenovo Legion, która przyciągnęła zarówno graczy, jak i widzów. Cały dzień wypełniony był emocjonującymi rozgrywkami, quizami oraz konkursami, które angażowały publiczność na każdym kroku.

Niedziela: wielki finał i gamingowe emocje
Ostatni dzień wydarzenia przyniósł kolejne atrakcje. Uczestnicy mogli wziąć udział w turniejach 1vs1, 2vs2 oraz 5vs5, które pozwoliły im sprawdzić swoje umiejętności w starciach drużynowych i indywidualnych. Wielką atrakcją było spotkanie z Izakiem, które przyciągnęło wielu fanów. Wieczorem odbyło się wspólne oglądanie finału IEM Katowice 2025, które zgromadziło rzesze kibiców, zamykając weekend pełen niezapomnianych wrażeń.

Lenovo Legion wraz z RTV EURO AGD stworzyli wyjątkową przestrzeń, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Od emocjonujących turniejów w CS2, przez quizy i spotkania z gwiazdami, aż po aktywacje i konkursy – strefa GAMING ZONE była miejscem pełnym pasji i zaangażowania. Dziękujemy wszystkim, którzy byli z nami, i już teraz zapraszamy na kolejne edycje!

Wrażenia z Assetto Corsa EVO. Symulator z potencjałem

Wrażenia z Assetto Corsa EVO. Symulator z potencjałem

Najnowsze dzieło włoskiego Kunos Simulazioni zadebiutowało w dziale Early Access na Steamie. Mocno czuć, że to wczesna wersja, ale można być niemal pewnym, że będzie lepiej.

Assetto Corsa EVO to obecnie gra okrojona. Przez lata różne produkcje debiutujące we Wczesnym Dostępnie na platformie Valve pokazywały już, że od samego początku mogą oferować spory poziom dopracowania czy zawartości. EVO takie nie jest. Ten tytuł przypomina, co naprawdę może oznaczać wczesny dostęp.

Produkcja oferuje obecnie tylko dwadzieścia samochodów. Kolejne będą wprowadzane w przyszłości – oczywiście za darmo. Finalnie, wersja 1.0 ma oferować ponad setkę aut. Na szczęście dostępne już pojazdy są odpowiednio różnorodne. Mamy tu na przykład Alfę Romeo Giulię, Alpine’a A110, Audi RS3, Camaro ZL1 czy też stricte sportowe, potężne Porsche 911 GT3 Cup i Mercedesa AMG GT2.

Od pierwszych chwil EVO przypomina, że Assetto Corsa to prawdziwy symulator, który nigdy nie idzie na skróty i nie oferuje ułatwień, które gracze mogą kojarzyć choćby z serii Forza Motorsport czy Gran Turismo. Najwięcej zależy tutaj bowiem od samochodu i jego faktycznych ustawień oraz możliwości, a mniej od ogólnych asyst, które wybieramy sobie z poziomu menu.

Osoby przyzwyczajone do nieco bardziej popularnych gier wyścigowych mogą w Assetto Corsa EVO odkryć przyjemność z nauki jazdy. Siadanie za kierownicą słabszych aut nie jest tutaj przykrym doświadczeniem i czymś, co robimy tylko po to, by jak najszybciej dostać się dalej, do mocniejszych maszyn.

Stopniowe poznawanie aut oraz tego, na co je stać, a także uczenie się torów, jest szalenie satysfakcjonujące. Wszystko to za sprawą fantastycznego modelu jazdy, który przygotowali deweloperzy z włoskiego studia. W EVO jazda sprawia po prostu ogromną frajdę i rzuca spore wyzwanie. Pokonywanie kolejnych kilometrów to czysta przyjemność, podobnie jak poznawanie nowych trudności – choćby jazdy w deszczu.

Dlatego też właśnie nieco łatwiej wybaczyć obecnej wersji gry pewne braki i problemy, jak na przykład wciąż nie działający poprawnie tryb online. Optymalizacja także pozostawia wiele do życzenia. Można przypuszczać, że nie poświęcono zbyt dużo zasobów na wewnętrzne testy przed premierą. Trzeba jednak przyznać, że pod względem oprawy, gra potrafi robić wrażenie – szczególnie audio jest szczególnie udane. Odgłosy aut są lepsze niż w konkurencyjnych tytułach.

Liczba tras też nie zachwyca. Na razie możemy pojeździć tylko na Imoli, Brands Hatch, Laguna Seca, Mount Panorama i na Suzuce. W najbliższych aktualizacjach otrzymamy dodatkowo trasę Fuji czy niezastąpione Nürburgring Nordschleife.

A propos Nürburgring, nie można nie wspomnieć o ambitnych i fascynujących planach twórców. Jeszcze w tym roku do gry trafić ma mapa z otwartym światem – usytuowana właśnie dookoła słynnego, niemieckiego toru. Obszar ten ma być ponad dziesięć razy większy niż największa mapa z cyklu Forza Horizon.

To robi wrażenie i naprawdę nie możemy się doczekać, by przetestować ten specyficzny i wyjątkowy – jak na gatunek symulatorów motoryzacyjnych – tryb rozgrywki. To jednak kwestia przyszłości, bo na razie twórcy muszą skupić się na naprawianiu tego, co niedoskonałe.

Assetto Corsa EVO trudno polecić w tym momencie. Świetny model jazdy daje jednak duże nadzieje na przyszłość, tym bardziej, że twórcy udowodnili już w przeszłości, że potrafią zrobić fantastyczne gry wyścigowe.

Recenzja Kingdom Come Deliverance 2. Gra roku już w lutym?

Recenzja Kingdom Come Deliverance 2. Gra roku już w lutym?

Kingdom Come Deliverance 2 to świetny sequel. Jeśli polubiliście pierwszą część serii, to nowa produkcja studia Warhorse po prostu zrobi na was piorunująco dobre wrażenie.

Nie ma co ukrywać – jeżeli kogoś odrzucił styl rozgrywki w pierwowzorze, to raczej nie powinien próbować swoich sił w kontynuacji. Niemal każdy element gry jednak w jakimś stopniu ulepszono, więc być może nawet przeciwnicy oryginału tym razem pozytywnie się zaskoczą.

Kingdom Come Deliverance 2 jest grą RPG, którą trudno porównać do innych przedstawicieli gatunku. Wszystko przez sporą dawkę przyziemnych aspektów rozgrywki. Brudne odzienie należy uprać, trzeba też w miarę regularnie się myć, naprawiać ekwipunek i uzbrojenie.

Z początku mozolne bywa też zarabianie pieniędzy, niezbędnych w wielu sytuacjach. Pasuje to jednak do sytuacji, w której znajduje się nasz bohater. Musi porządnie o siebie zadbać, by osiągnąć swój cel.


Historia rozpoczyna się w zasadzie od razu po zakończeniu pierwszej części. Henryk i Jan jadą z poselstwem do twierdzy Troski. Coś jednak idzie nie po ich myśli – i nie docierają nawet na miejsce. W wyniku pewnych niebezpiecznych wydarzeń znajdują się w bardzo nieciekawym położeniu. Janowi nikt nie chce wierzyć, że jest szlachcicem, oboje z Henrykiem prezentują się jak włóczędzy.

Powoli trzeba więc zarobić, zdobyć lepsze odzienie i wyrobić sobie stosunki z mieszkańcami kilku wsi w regionie przynależnym do Trosek – choćby wykonując ich zlecenia. Czasem banalne, czasem skomplikowane, przeradzające się w intrygujące serie wydarzeń. Fabuła rozkręca się niezbyt szybko, ale to wcale nie przeszkadza, a nawet pozwala lepiej poznać i wczuć się w ten świat i okoliczności.

Główny wątek jest świetnie zrealizowany i poprowadzony. Misje są różnorodne, a ostatnie kilka godzin fabuły to naprawdę emocjonalny kawał interaktywnej opowieści. Mocno czujemy, co przechodzi nasz bohater – a finałowa scena stanowi piękne podsumowanie całej, długiej podróży, która rozpoczęła się oczywiście w pierwszym Kingdom Come.

Zadania poboczne także świadczą o talencie scenarzystów. Konstrukcja zdecydowanej większości opcjonalnych misji jasno pokazuje, że mamy do czynienia z jedną z najlepiej napisanych gier ostatnich lat. Ciekawe wątki, intrygujące wydarzenia, zwroty akcji, mało przewidywalności i naturalni bohaterowie – ten sequel ma to wszystko.

Pod względem rozgrywki, Kingdom Come Deliverance 2 oferuje identyczne fundamenty gameplayowe. Każdy element zabawy jest nieco rozwiniętą lub lekko ulepszoną wersją jakiegoś systemu z jedynki – dotyczy to zarówno walki, jak i alchemii, skradania się czy kradzieży kieszonkowej albo po prostu eksploracji. Dzięki temu w sequel gra się trochę wygodniej, wszystko jest jakby nieco płynniejsze.

Choćby właśnie walka wydaje się trochę bardziej dynamiczna, mniej sztywna. To nadal jednak identyczny niemal mechanizm pojedynków i wyprowadzania ciosów z kilku różnych kierunków, połączony z w miarę realistycznym systemem pancerzy oraz obrażeń – więc wciąż łatwo o przegraną, jeśli przecenimy swoje siły.

Strzelanie z łuku też jest trochę wygodniejsze, choć oczywiście na początku przygody nie jesteśmy w tym mistrzami. Jak wszystkie umiejętności, także łucznicze talenty rozwijamy poprzez powtarzanie konkretnych czynności – im więcej czymś się zajmujemy, tym stajemy się w danej dziedzinie lepsi. Dotyczy do elementów związanych z walką, rozmowami, craftingiem czy jazdą konną.

Oczywiście siłowe rozwiązania to jedno, ale gra często oferuje dużą swobodę. Czasem lepiej będzie spróbować z kimś porozmawiać, a czasem najlepszym wyjściem okaże się kradzież kieszonkowa czy włamanie – wszystko zależy od nas i naszych zdolności oraz planów.

Podczas co najmniej 60-65 godzin przygody w Bohemii zwiedzamy piękne lasy, wioski i pola, a także jedno z najlepiej przedstawionych średniowiecznych miast w grach wideo, czyli Kuttenbergu. Lokacje zdecydowanie pomagają budować wspaniały klimat i atmosferę.

Pozytywnie zaskakuje optymalizacja wersji PC. Sequel działa w momencie premiery lepiej niż oryginał po wielu latach od debiutu. Widać, że pozostanie przy CryEngine było dobrą decyzją – twórcy po prostu stali się specjalistami od tego silnika. Techniczne problemy pojawiają się bardzo rzadko, ograniczając się do graficznych glitchy – takich jak widok deszczu padającego pod ziemią.

Ogólnie rzecz biorąc, Kingdom Come Deliverance 2 jest grą wspaniałą. To nadal produkcja, która cechuje się wyjątkowo specyficzną i potencjalnie średnio przystępną rozgrywką, ale świetnie skonstruowana fabuła i niepowtarzalny charakter tego tytułu sprawiają, że naprawdę trudno się od dzieła studia Warhorse oderwać.

Lenovo Legion i RTV EURO AGD na Intel® Extreme Masters Katowice 2025!

Lenovo Legion i RTV EURO AGD na Intel® Extreme Masters Katowice 2025!

Serdecznie zapraszamy na Intel® Extreme Masters Katowice 2025, które odbędzie się w dniach 7–9 lutego w katowickim Spodku. Równolegle, w Międzynarodowym Centrum Kongresowym, będzie miało miejsce IEM Expo, gdzie Lenovo Legion wraz z RTV EURO AGD przygotowali dla Was wyjątkową strefę GAME ZONE pełną atrakcji.

Lenovo Legion zaprasza Teleturniej by Lenovo Legion!

W sobotę i w niedzielę odbędzie się zabawa na zasadach znanego i lubianego teleturnieju „Kłamczuch”. W zabawie weźmie udział sześciu graczy, którzy na początku zajmują swoje miejsca przy stanowiskach gamingowych i deklarują, że nie są Kłamczuchami. W rzeczywistości jednak jedna osoba zna prawidłowe odpowiedzi wraz z ich punktacją i stara się manipulować grą tak, by pozostałym uczestnikom nie udało się odkryć jej tożsamości. Prowadzący zadaje pytania, a odpowiedzi graczy są oceniane według ich popularności. Po każdej rundzie uczestnicy oddają głosy, wskazując osobę, którą podejrzewają o bycie Kłamczuchem. Jeśli podejrzany otrzyma co najmniej trzy głosy, odpada z rozgrywki. W przypadku wyeliminowania Kłamczucha pozostali zachowują swoje punkty, jeśli jednak nadal pozostaje w grze, wszyscy tracą połowę dotychczasowego dorobku punktowego.

Co się będzie działo na naszej strefie GAME ZONE?

Piątek, 7 lutego:

10:00 – 10:30: Otwarcie strefy GAME ZONE

11:00 – 11:45: Rozgrywki CS2

12:00 – 15:00: Spotkanie z Pashą i Fusialką

17:00 – 19:00: Wizyta TechnoStrefy oraz konkursy

15:00 – 20:00: Rozgrywki w gry i mini quizy

Sobota, 8 lutego:

10:00 – 11:00: Otwarcie strefy i rozgrzewka z Radiem ESKA

11:00 – 13:00: Spotkanie z Pashą

14:00 – 15:00: Meet & Greet z Natanem Zgorzykiem

15:00 – 15:30: Teleturniej powered by Lenovo Legion

14:00 – 17:00: Spotkanie z Fusialką

17:00 – 20:00: Rozgrywki w gry i mini quizy

Niedziela, 9 lutego:

10:00 – 11:00: Otwarcie strefy i rozgrzewka z Radiem ESKA

11:00 – 13:00: Spotkanie z Pashą

13:30 – 14:30: Meet & Greet z Izakiem

14:00 – 16:00: Spotkanie z Fusialką

15:00 – 15:30: Teleturniej powered by Lenovo Legion

17:00 – 20:00: Wspólne oglądanie finału IEM Katowice 2025

To tylko mały wstęp! Ze strony ekipy Lenovo Legion możecie liczyć na wiele dodatkowych atrakcji! Będziecie mogli wziąć udział w quizach, turniejach w CS 5v5, 2v2 Wingman oraz 1v1 i wygrać atrakcyjne nagrody.

Na strefie Lenovo Legion uczestnicy będą mogli sprawdzić swoje umiejętności w szeregu emocjonujących rozgrywek gamingowych. W piątek od godziny 11:00 rozegrane zostaną mecze w trybie 1vs1 w CS2, podczas których hości zbiorą 16 uczestników do pięciorundowej rywalizacji, trwającej około 5 minut na każdą rundę. Po południu, o 15:20, gracze zmierzą się w trybie 2vs2 Wingman, obejmującym trzy intensywne rundy. Wieczorem zaś, od 19:00, dziesięcioosobowe drużyny staną naprzeciw siebie w wielkim meczu 5vs5. Sobota i niedziela przyniosą kolejne turnieje w trybach 1vs1, 2vs2 oraz 5vs5, dostosowane do poziomu uczestników, z dodatkowymi zapisami oraz profesjonalnym wsparciem organizatorów. Rozgrywki będą okazją nie tylko do rywalizacji, ale także do zdobycia atrakcyjnych nagród.

Przeżyj niezapomniane chwile w strefie Lenovo Legion i RTV Euro AGD podczas IEM Katowice 2025!